sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 28. Nadal będę za nim tęsknić, ale przejdzie mi.

*Roxy*


- Cześć kochanie. - uśmiechnęłam się szeroko na widok mojego chłopaka. Nareszcie miałam go przy sobie. Doczekałam się. Może nie był jakimś dżentelmenem, ale pomógł mi, gdy go potrzebowałam. Nie mogę o tym zapomnieć. - Coś się stało?- twarz Patricka była taka poważna, bez wyrazu, ani emocji. Lekko zmarszczone brwi, zmrużone oczy, zamknięte usta bez uśmiechu. 
- Musimy porozmawiać. - dlaczego te słowa, zawsze kojarzą mi się z najgorszym. Tyle razy je już słyszałam, gdy moja opiekunka powiedziała mi, że umiera, gdy zamierzali mi powiedzieć, że wujkowie nie żyją, gdy chcieli mi powiedzieć, że zostanę rozdzielona z siostrą . Najgorsze momenty mojego życia wiążą się z tymi słowami, a teraz mówi mi je człowiek dla mnie bardzo ważny o ponuro wyglądającej twarzy. 
- O co chodzi? - spojrzałam nerwowo na siedzącego na kanapie Styls'a, który uważnie się przyglądał.
- W cztery oczy.- także na niego spojrzał. Harry już się podniósł, aby wyjść..
-Nie, poczekaj.- powstrzymałam go - Możesz przy nim mówić. -czułam co się święcić i miałam nadzieję, że może jednak tego nie powie, może jednak odłoży to chociaż na kilka dni, może zmieni zdanie.
- No dobra. Zrywam z tobą. Właściwie przyjechałem do Londynu tylko po to, żeby ci to powiedzieć.- wmurowało mnie. Choć spodziewałam się tego, to jednak wstrząsnęło mną bardziej niż mogłam przypuszczać.
- Dlaczego? - spytałam cicho, a gdzieś w środku czułam strach przed odpowiedzią.
- Tak po prostu. Nigdy cię nie kochałem, a od jakiegoś czasu w ogóle cię nie ma. Na nic mi taki związek. - poczułam na sowim ramieniu rękę Harrego. - Zresztą masz się kim pocieszyć. -palce zielonookiego ścisnęły mnie mocniej.  Z pewnością miał ochotę mocno mu przywalić, ale nie chciałam by tego robił. Patrick spojrzał jeszcze raz na mnie, po czym dodał: - Miło było cię poznać i spędzić z tobą upoje noce. Byłaś w tym dobra. A ty...- zwrócił się do stojącego obok mnie, nastawionego w gotowości chłopaka - lepiej to wykorzystaj. - Mój były, bo chyba tak już mogę go nazwać, był pewny siebie, tak bardzo, że  źle ocenił sytuację, bo po chwili leżał na ziemi z rozkwaszonym nosem i szeroko otwartymi oczami ze zdziwienia. Gdzieś w środku byłam zadowolona, że Harry to zrobił, ale nie ukrywam, że uczucie smutku także mnie ogarnęło.
- Spierdalaj stąd śmieciu. - warknął na niego. Ten zaś podniósł się z dumą, wytarł krew spływająca z nosa, po czym głupio się uśmiechnął.
- Żegnaj Roxy. - pomachał przy wyjściu i wyszedł. Zapadła cisza. Czułam na sobie jego wzrok, ale nie odważył się nic powiedzieć, czekał, aż ja wykonam pierwszy ruch.
- To co chcesz naleśniki? - spytałam uśmiechając się dosyć szeroko, a przynajmniej na tyle szeroko na ile mogłam.  Nie czekając na odpowiedź ruszyłam w stronę kuchni, zaczynając od lodówki. Wyciągnęłam z niej mleko i jajka, po czym gdy się odwróciłam napotkałam "groźne" spojrzenie Styles'a.  Zignorowałam to, wyminęłam go i położyłam produkty na blat. Następnie wyciągnęłam miskę, mąkę, cukier...
- Możesz przestać?
- Nie chcesz naleśników? - spytałam jak idiotka, mimo iż wiedziałam, że nie o to mu chodzi.  Wolałam jednak nie wracać do zdarzenia sprzed chwili. Spojrzał na mnie jak na nie w pełni zdrową umysłowo.
- O co ci chodzi?- spytałam z rezygnacją.
- Doskonale wiesz o co mi chodzi!
- Nie, nie wiem.
- A może nie chcesz wiedzieć? -zrobił krok w moją stronę. Szybko odwróciłam od niego wzrok ponownie zabierając się do gotowania.- Przestań! Przestań zachowywać się, jakbyś nic nie poczuła!
- A co mam ci się może wypłakiwać w ramię?! - podniosłam głoś bardziej niż on.
- Był dla ciebie ważny, wiemy o tym oboje, więc po cholerę udajesz?!
- Bo lubię! - zdenerwowana, zaczęłam wlewać mleko do miski. - Może nie chcę wyjść na desperatkę, która szuka miłości, bo ma już dosyć bycia samą! - zwróciłam na niego wzrok, a on marszcząc brwi próbował rozgryźć mnie i powiedzieć coś sensownego.
-Wiesz, że tak nie jest.
- Ale tak się właśnie czuję.- odeszłam od blatu i energicznie usiadłam na kanapie chcąc w ten sposób zakończyć tą rozmowę. Usłyszałam tylko głośne wzdychnięcie, a zaraz po tym siedział obok mnie.
- Jak ktoś ma cię pokochać, jak nawet nie dajesz się poznać. Powinnaś mówić o tym co czujesz.
- Chcesz wiedzieć co czuję?!- naskoczyłam na niego podnosząc ton, choć on już dawno mówił spokojniejszym głosem - Zależy mi na nim ,bo choć go nie kocham dużo mu zawdzięczam. Jest mi smutno, bo choć nie darzyłam go wielkim uczuciem to zawsze potrafił mnie rozbawić. Jestem zawiedziona, bo łudziłam się, że będzie ze mną. Dawałam mu kasę, by nie czuć się samotną. By mieć myśl, że ktoś jest przy mnie. Jestem głupia i tak się właśnie czuję! - schowałam twarz w dłoniach. Nie chciałam widzieć jego reakcji, chciało mi się płakać, ale wzięłam głęboki oddech i powstrzymałam się.
-Hej, już dobrze. Masz przecież mnie.- pogładził moje plecy - Mam pomysł. Jak oboje nie znajdziemy miłości do czterdziestki to weźmiemy ślub jako przyjaciele, co ty na to? Nie przepuszczę okazji zobaczenia ciebie w białej sukni.- spojrzałam na niego. Miał naprawdę piękny uśmiech, a te dołeczki dodawały mu jeszcze specjalnego uroku. Kiwnęłam głowa na tak.
- Dzięki.- pociągnęłam nosem. - Już mi lepiej.
- No to czekamy do czterdziestki.- zaśmialiśmy się razem.
- No wiesz? Ja to mam jeszcze jakieś szanse.
- Ale chyba nie liczysz na Patricka?
- Nie. Nadal będę za nim tęsknić, ale przejdzie mi. Zabawne, bo już przy naszym pierwszym spotkaniu nie wyglądał na romantyka.
- Kiedy ty go w ogóle spotkałaś?- usiadł wygodniej na sofie, ale cały czas mi się uważnie przyglądał.
- Ponad rok temu. Los Angeles. Pamiętasz?
- Oczywiście. Mieliśmy tam niezłe odpały.- powiedział z uśmiechem wspominając - Mam jeszcze tatuaż z tamtego wyjazdu.  Tak mnie wtedy wkurwiłaś, że aż zrobiłem sobie napis " Fack you! I do what I want"
- No własnie. Patricka poznałam na imprezie, przystawił się do mnie, potem przyszła jego ex. Zabawne.
- Co takiego?
- Dwie godziny później bzykaliśmy się w hotelu. - zapadła chwila ciszy, spojrzeliśmy na siebie, a potem wybuchnęliśmy śmiechem.
- Ja już muszę iść. Z chłopakami mamy dzisiaj występ na gali.- opanował swój śmiech, ucałował mnie w czoło po czym wstał - Do zobaczenia. - z uśmiechem na twarzy ruszył w stronę drzwi wyjściowych.
- Pa. - odpowiedziałam. Gala?!



*Oczami Harrego*  



- Chyba wyglądam nieźle?- przeglądałem się w długim lustrze w łazience Nialla. Miałem na sobie granatową marynarkę, czarne rurki, gładką koszulę i buty. Typowy strój na wyjście. Włosy ułożyłem jak zawsze zaczesując trochę do tyłu i byłem gotowy. Chłopacy już na mnie czekali w samochodzie, w końcu byliśmy już trochę spóźnieni. Malik dodał gazu, gdy tylko znalazłem się już w jego samochodzie i po kilku minutach staliśmy za kulisami sceny, na którą zaraz wchodziliśmy. Stylistki nas jeszcze dopracowały i w drogę. Wykonaliśmy nasz ostatni singiel otwierając nim całą uroczystość. Odetchnąłem z ulgą, po całym występie i zajęliśmy miejsca nam wyznaczone. Dziwnym trafem moje miejsce znalazło się obok Cinderelli. W sumie nie byłem, aż tak bardzo zdziwiony, domyślałem się, że będą snuli plotki z powodu naszej współpracy. Po przyjęciu u Królowej wyciekły zdjęcia na których z nią tańczę, to wystarczy by stworzyć naprawdę dużo różnych bajeczek. 
Jej jednak jeszcze nie było. Przyszła dopiero po kilku minutach, usiadła nawet się nie witając. 
- Cześć.- powiedziałem jej na ucho. 
- Hej.- nie spojrzała na mnie. Nie chciało mi się wierzyć, że aż z takim zaciekawieniem ogląda rozdawanie nagród. 
- Co u ciebie słychać? 
- Nie jest źle. - moje starania, aby rozwinąć rozmowę szły na marne. Najwidoczniej chyba nie miała ochoty teraz rozmawiać. 
Pomyślałem, że dam jej na razie spokój, może na przyjęciu po gali będzie rozmowna.
Siedziałem trochę poddenerwowany i czułem to całym ciałem. Męczące, ale w końcu się doczekałem.
Po otrzymaniu pierwszej nagrody rozluźniłem się i nie odczuwałem już tak wyraźnie stresu. Dostaliśmy jeszcze dwie nagrody. Wszystko zajęło około trzech godzin, a potem udaliśmy się na przyjęcie. Same sławy, wykwintne jedzenie i muzyka od najlepszych DJ'ów. Nie jest najgorzej. Witałem się z wszystkimi chodząc w tą i z powrotem, aż w końcu zauważyłem ją. Siedziała przy barze pijąc drinka i rozmawiając z jakąś starszą kobietą. Jak zawsze wyglądała świetnie. Włosy upięte w eleganckiego koka, starannie wykonana maska pasująca kolorystycznie do czarnej, zwiewnej sukienki. Usiadłem obok niej zamawiając Martini Dry i czekałem, aż skończy rozmowę. Ciągnęła się ona jeszcze przez jakieś dobre pięć minut, po czym starsza pani odeszła, zostawiając nas samych przy barze.
- Jak ci się podobała gala?- rozpocząłem rozmowę.
- Nie było najgorzej.- wzięła łyk swojego napoju, po czym spojrzała na mnie- A tobie?
- Zwyczajnie. - wzdrygnąłem ramionami. - Bez szału.
- Yhm.- przytaknęła i wbiła swój wzrok w szklankę.
- Nie długo spotkamy się w studiu z tego co słyszałem.
- Tak. Chociaż nadal nie jestem pewna czy to dobry pomysł.
- Dlaczego nie?
- Mam swoje powody.- uśmiechnęła się sama do siebie.
- Rozumiem. Zobaczysz, będzie fajnie. Zwłaszcza, że Horan to twój największy fan.
- Tak, coś o tym słyszałam. - duszkiem dopiła swojego drinka.
- Nie pożałujesz. - zapewniłem ją. Bądź co bądź, z chłopakami zawsze jest zabawnie. Nie da się tak po prostu nudzić.
- Oby Harry, oby. - uśmiech pojawił się na mojej twarzy, gdy tylko wypowiedziała moje imię.  - Chcesz się przejść? Duszno mi tutaj. - zdziwiło mnie, że to ona to proponuje, ale jednocześnie byłem zadowolony z tego.
- Okej.-dziewczyna ruszyła od razu w stronę wyjścia, a ja podążałem za nią.
- Świerze powietrze naprawdę było mi potrzebne.- powiedziała biorąc głęboki wdech, gdy już byliśmy na zewnątrz. Za budynkiem rozciągał się piękny ogród, tam właśnie się udaliśmy.
- Jezu, o tej porze jest już tak ciemno? - zapytała nie czekając na odpowiedz.
- Idzie zima.
- Nie lubię jej.- potarła ramiona. Zdjąłem swoją marynarkę i nałożyłem na nią.  Mi wcale nie było zimno, może dzięki mojemu drinkowi.
- Dzięki... - uśmiechnęła się do mnie lekko. Było w niej coś takiego, jakbym ją znał od zawsze. Czułem się jednocześnie zestresowany jej obecnością, ale w zupełnie inny sposób niż na gali. Byłem szczęśliwy, że jestem tutaj właśnie z nią, a nie z kimś innym.- ale i tak nie uwierzę, że jesteś dżentelmenem.
- Możliwe. Wiesz zima nie jest wcale taka zła. Jest gwiazdka, można bawić się na lodowisku lub spędzać miło czas przy kominku. 
- Tak, ale mi zawsze kojarzy się z samotnością, smutkiem. Jest tak ponuro. Nigdy nie jeździłam na łyżwach, nie pamiętam już wesołych świąt...- smutek w jej głosie nie przerażał. Poczułem ukłucie na sercu i zachciało mi się płakać. Nie miałem nawet odwagi zapytać dlaczego. - Ale wiesz, teraz już będzie lepiej. - pocieszyła samą siebie.
- Dobrze, że tak myślisz. - szliśmy kawałek aleją w zupełnej ciszy, nasłuchując jedynie dźwięki latających ptaków i stłumionego warkotu samochodów.
- Gwiazdy dzisiaj pięknie lśnią na niebie. - zaśpiewała nieśmiało - W nich gdzieś zgubiliśmy siebie.
- Masz piękny głos.
- Dziękuję. To tekst z jednej z piosenki na nowym albumie. Wymyśliłam go właśnie patrząc jednej nocy w niebo. Uwielbiam to robić.
- Dzisiaj naprawdę wyglądają pięknie. - powiedziałem przystając, aby lepiej się im przyjrzeć. Czułem na sobie wzrok dziewczyny, a gdy spuściłem głowę nasze oczy się spotkały.
- Masz naprawdę piękne oczy, dlaczego nie chcesz pokazać mi swojej twarzy? Nikomu bym nie powiedział, wiesz o tym. - szybko spuściła głowę, unikając mojego spojrzenia.
- Muszę już iść. - rzuciła szybko po czym ruszyła w stronę budynku.
- Zaczekaj. Cinderello zatrzymaj się. Przepraszam! - oboje wpadliśmy do budynku, a ona jak w bajce rozpłynęła się w tłumie. Uciekła.
- O przepraszam.- poczułem na sobie zimny napój z szklanki mężczyzny po czterdziestce. Straciłem już szansę, by ją dogonić.
- Nic nie szkodzi.
- O Harry Styles.- zrobił wielkie oczy. - Najmocniej przepraszam. Córki mnie chyba zabiją jak się dowiedzą.
- Chyba nie będzie tak źle.
- Mogę prosić o autograf dla nich.
- Oczywiście.- z uśmiechem podpisałem kartkę.
- Bardzo dziękuję. Jestem policjantem, więc jeśli mógłbym się do czegoś panu kiedyś przydać, to proszę.- podał mi swoją wizytówkę. - Mam trochę wpływów, więc jakby co to z chęcią pomogę.
- Naprawdę nie trzeba, chociaż...
- Tak?- spytał z zaciekawieniem.
- Czy mógłby pan znaleźć dla mnie pewną osobę....



______________________________________________________________________

No i jest. Tylko tyle mam chyba do powiedzenia. Przepraszam.

wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział 27. Miłość nie pasowała mi do Roxy.

*Oczami Harrego*



Szok. To własnie uczucie  mnie ogarnęło, gdy zobaczyłem jak się całują. Nic nie mówiła o tym, że kogoś ma, a nawet gdyby to zrobiła ciężko było by mi w to uwierzyć. To mi po prostu do niej nie pasowało, do jej wizerunku, który mi pokazała.  Miłość nie pasowała mi do Roxy. Dziwnie się czekając w takiej sytuacji czekałem na jej dalsze rozwinięcie. No, bo co miałem niby w takiej sytuacji zrobić. Wyjść? Podejść do nich? Co powiedzieć? Nic nie przychodziło mi do głowy, ale na szczęście zostałem wyręczony z jakichkolwiek decyzji. Roxy i jej chłopak, jak się domyślam, podeszli do mnie zanim zdążyłem cokolwiek zrobić.
- Harry, to jest mój chłopak Patrick. Patrick to jest Harry. - dosyć wysoki, postawny facet, o krótkich ciemnych włosach i brązowych oczach spojrzał na nią, prosząc o wyjaśnienia. - To mój przyjaciel. - wytłumaczyła z uśmiechem na twarzy. Wydawała się nadzwyczaj szczęśliwa, a te trzy słowa, wypowiedziała z takim entuzjazmem, że miałem wrażenie, iż już wcale nie jest na mnie zła. Sam nie wiedziałem, czy mam być z tego powodu zadowolony, czy też nie. 
- Miło mi cię poznać. - odezwał się nowy znajomy. 
- Mnie również. - podaliśmy sobie ręce. Podobno odruchowo ocenia się człowieka już po chwili spotkania, ja po tych kilku sekundach wiedziałem, że go nie lubię.Nie musiał nic mówić, nic robić. Tak bez niczego miałem do niego złe przeczucia. Był dziwnie sztuczny i jakiś taki płytki. Źle mu z oczy patrzyło, nie wiem jak to określić, ale coś było w nim nie tak. 
Zapadła chwila ciszy, którą prędko ucięło pytanie do Roxy od jej "ukochanego". Poprosił o pieniądze, używając argumentu, że na razie nie ma pieniędzy, a chce wrócić do domu. Roxy  nie przestając się uśmiechać poszła do stolika i wyciągnęła z niego pieniądze, po czym mu je dała. Wmurowało mnie. Nie jestem jakimś niepoprawnym romantykiem, ale raczej nie tak powinno wyglądać zachowanie mężczyzny, który nie widział swojej miłości od tygodni. Ten koleś po prostu wyłudzał od niej pieniądze, tak to własnie wyglądało. Gdy tylko dostał to co chciał, nawet nie dziękując, obrócił się na pięcie i wyszedł rzucając krótkie "pa". Spojrzałem  z powrotem na dziewczynę, która powróciła do swojego poprzedniego wyrazu twarzy, czyli obojętnego. Ona także zwróciła na mnie wzrok. Jej oczy dokładnie mi się przyjrzały.
- Co to miało być? - spytałem w końcu nerwowo, gdy zrozumiałem, że ona nie zamierza się odezwać.
- O co ci chodzi?
- Przecież on wyłudził od ciebie tylko pieniądze. Tak nie zachowuje się ktoś, kto kocha.- odpowiedziałem sucho.  O dziwo nie zrobiła żadnej awantury, uśmiechnęła się tylko potulnie. Nie wiedziałem czym właściwie spowodowany jest lekki uśmiech na jej twarzy, ale w jej oczach było widać troszkę smutku. Źrenice zmalały, powieki zwęziły się i nie było w nich "tego czegoś" .
- Był zmęczony. - tłumaczyła mężczyznę. Chciałem powiedzieć jej, że nie widzi obiektywnie, bo jest zakochana, ale wtem ona dopowiedziała: -Poza tym mam wszystko pod kontrolą. - powiedziała pewnie.- Nie martw się. Dobranoc.- jej łagodny głos zupełnie nie pasował. Zacząłem się w tym wszystkim gubić, raz na mnie krzyczy, wkurza się, za innym mówi łagodnie, spokojnie, miło. Powiedziałem to kiedyś i powtórzę ponownie. Roxy jesteś najbardziej skomplikowaną i dziwną kobietą jaką w życiu spotkałem - powiedziałem w myślach, gdy ta zniknęła mi z oczu wchodząc na górę.
Odruchowo rozejrzałem się dookoła. Ciszka. Nikogo nie ma. Nie zastanawiałem się długo. Ruszyłem do pokoju siostry, tam zrzuciłem szybko ubrania, położyłem się przykrywając kołdrą. Pachnęła nią, słodkimi perfumami, które kupiłem jej osobiście na urodziny.


***

- Dzień dobry. - przywitałem wszystkich wchodząc do kuchni i przecierając oczy. Wszystkie cztery domowniczki siedziały przy stole jedząc właśnie śniadanie. 
- Hej.- odpowiedziały równocześnie Meg i Roxy.  Wolne miejsce było obok Olivki, toteż właśnie obok niej usiadłem.  Uszykowałem sobie kanapkę. Atmosfera była sztywna. Nikt nic nie mówił, nawet Olivka była cichutko, grzecznie jedząc swoją porcję. Spoglądała tylko swoimi oczkami, to w moją to w stronę reszty. Zjadłem jak najszybciej i podziękowałem. Poszedłem z powrotem do pokoju siostry i trochę tam posprzątałem, ścieląc łóżko. 
- Długo tu jeszcze zostaniesz?- usłyszałem dobrze znany mi głos. Powiedziała to tak złośliwie, że aż przypomniały mi się dni, w których ją spotkałem. 
- Chyba mnie nie wyrzucisz?- zapytałem beznamiętnie. 
- Lepiej by było jakbyś już sobie poszedł.
- Masz okres czy co? Wczoraj byłaś na mnie wściekła, potem powiedziałaś miło dobranoc, dzisiaj znowu jesteś złośliwa i nie chcesz mnie widzieć.
- Czemu jak facet czegoś nie rozumie, to zwala wszystko na okres. - powiedziała oburzona. 
- Nie omijaj tematu. 
- Dobra, nie było rozmowy.- powiedziała wymigując się od jakichkolwiek wyjaśnień. Wyszła z pokoju , ale nie zamierzałem dać jej tak łatwo spokoju. 
- No wytłumacz mi to! - podniosłem głos, gdy tylko znalazłem się na korytarzu. Nic nie odpowiedziała tylko weszła do swojego pokoju, a ja zaraz za nią. Zamknąłem drzwi za sobą, bo miałem świadomość, że ta rozmowa może zakończyć się kłótnią, jednak nie chciałem ustąpić. Oboje byliśmy uparci, dlatego własnie ona siedziała do mnie tyłem starając się mnie ignorować. - No możesz mi to wytłumaczyć, czy nie?
- Nie. - odpowiedziała cicho, ale na tyle głośno, że jeszcze usłyszałem. - Jak mam wytłumaczyć ci coś czego sama nie rozumiem?- spojrzała teraz na mnie pytająco, a zaraz potem ponownie spojrzała w okno, po drugiej stronie pokoju. Dopiero teraz przyjrzałem się pomieszczeniu. Było niezwykłe. Całe urządzone w czarnym kolorze, oprócz małych dodatków. Dwie ściany były pomalowane czarną farba, zaś na pozostałych była tapeta w odcieniach tego samego koloru. Po drugiej stronie od drzwi znajdowało się okno i wyjście na balkon. Łóżko dwuosobowe, z wieloma poduszkami, o różnych kształtach i wymiarach stało przy ścianie w środkowej części, a po bokach byłą jeszcze szafa i biurko. 
 Usiadłem obok niej i przez chwilę wpatrywaliśmy się wspólnie w to samo miejsce.
- Kochasz go?- spytałem, próbując nawiązać rozmowę. 
- Zazdrosny jesteś?- spojrzała na mnie z uśmiechem. I znów to samo, kompletnie zmieniła do mnie ton. Nie tylko mnie to ciekawiło, ale także porządnie wkurwiało.
- Oczywiście, że nie. odparłem pewnie. - To raczej ciekawość. 
- No to się nie dowiesz. 
- A jak powiem, że jestem zazdrosny?
- A jesteś?
- Może.- wzdrygnąłem ramionami. Teraz to już sam nie wiedziałem czy nie skłamałbym odpowiadając, że nie. Moja ciekawość jak to nazwałem, była naprawdę spora. 
- I tak ci nie powiem. - odpowiedziała z uśmiechem. 
- Kompletnie cię nie rozumiem.- to była prawda. Zacząłem się zastanawiać  nad jej relacjami, po między mną, nią, nią a Patrickiem, a gdy próbowałem się czegokolwiek dowiedzieć, ona zachowywała się w sposób, który budził u mnie tylko kolejne pytanie. 
- I dobrze. Dziewczyna opadła na łóżko lekko wzdychając. - Nikt mnie nie rozumie, nawet ja czasami.- spojrzałem na nią pytająco, ale ona nawet tego nie zauważyła. 
Rozejrzałem się po pokoju szukając jakiegoś tematu do następnego wątku naszej konwersacji. 
- Masz ładny pokój. - przyznałem szczerze. Podobał mi się, pomimo ciemnych barw, było tu przytulnie. Dużo zdjęć i najprzeróżniejszych pamiątek, a każda ze swoją indywidualną historią. 
- Dzięki.- Mój wzrok zatrzymał się na pudle. Poznałem je. Rok temu, gdy nasza piątka wpadła do pokoju Roxy szukając dowodów jej "zbrodni" te same pudło leżało na szafie. Utkwiło mi jakoś w pamięci jak Malik stanowczo powiedział, że naprawdę nie powinniśmy do niego zaglądać.  Powiedział, że nawet sama Roxy tam nie zaglądała i że jest dla niej bardzo ważne. 
- Co jest w środku?- zapytałem na głos nie do końca tego świadomy. 
- Gdzie? - podniosła się do pozycji siedzącej marszcząc brwi. 
- W tym pudle na szafie. - wskazałem . 
- Nic wielkiego.- odparła znowu kładąc się na plecach. 
- Czyli mogę tam zajrzeć?- wstałem i zdążyłem zrobić, krok zanim usłyszałem dosyć głośne  "Nie!" 
- Skoro to nic wielkiego, to dlaczego nie mogę tam zajrzeć?
- Bo nie.- ciekawość wzięła górę i zanim się zorientowała stałem już z kartonem w rękach. 
- Powiedziałam nie! - szybko podbiegła do mnie. 
- Dlaczego.
- Bo nie i już.- zaczęła wyrywać mi karton z rąk. Nie dawałem za wygraną i szarpaliśmy się jeszcze chwilkę. Zebrałem siły, żeby ostatecznie wyszarpnąć obiekt naszej walki, ale ponieważ trzymała go zbyt mocno, karton rozerwał się. Oboje stanęliśmy w bezruchu. 
- No dobra.- powiedziała- Może faktycznie nadszedł czas, żebym tam zajrzała.- wyraz jej twarzy był dziwny, sam nie wiem jak to opisać. Zmieszana, z niepokojem, ale pewna. Puściłem karton oddając go jej. 
- Co w nim jest? - spytałem spokojniej. 
- Przeszłość. - odpowiedziała krótko. Czułem to. Czułem jaka ta chwila jest dla niej ważna, jakby spełniała marzenie, albo dowiadywała się czegoś nadzwyczajnego. Jej oddech, oczy, ruchy, wyraz twarzy, wszystko na to wskazywało. Była nie tylko lekko poddenerwowana, ale i podniecona. - To dla mnie ważne Styles, więc biada ci jak mi to zepsujesz. - podniosła lekko kąciki ust.
- Wiem.- usiedliśmy po turecku na drewnianej podłodze i otworzyła wierz przykrywający całą tajemnicę. Oboje zaciekawieni całym sercem zajrzeliśmy do środka. Nie spodziewałem się niczego wielkiego i nic też nadzwyczajnego tam nie było. Stare kasety, jakaś maskotka, zdjęcia, książki, materiały i kilka innych drobiazgów.
Pierwszą rzeczą jaką wyciągnęła był mały, niepozorny pluszowy miś.Cały brązowiutki uszyty z miłego materiału, o smutnych oczkach i precyzyjnie wyszytym uśmiechu, zaś nosa nie miał. Nieszczęśnik pewnie utracił go przy zabawie.
 Oczy Roxy zaszły mgiełką wspomnień, a na twarzy pojawił się malutki uśmiech, który mówił mi, że to były miłe wspomnienia.
- Dostałam go na urodziny. - sentyment w jej głosie był słodki i przejmujący. Sięgnęła tym razem po jakąś białą koronkę i delikatnie przesunęła po niej palcami. Wpatrywała się w nią, jakby był to najdelikatniejszy i najbardziej wartościowy skrawek tkaniny na świecie. Ja zdążyłem już sięgnąć i przejrzeć zdjęcia. Wyglądały na dość stare. Na pierwszym było dwoje szczęśliwych ludzi. Dosyć przystojny mężczyzna, o brązowych oczach całował w policzek szeroko uśmiechniętą blondynkę, z śmiesznym beretem na głowie. Domyśliłem się, że są to jej rodzice. Była do nich strasznie podobna. Następne zdjęcie przedstawiało, małą dziewczynkę, której dopiero co wyszły pierwsze ząbki. Siedziała na dywanie z lalkami w ręku szeroko się uśmiechając. Na sobie miała różowe spodenki i bluzkę w paski o ciemnych kolorach, przez co zdjęcie naprawdę mnie rozbawiło. Przyjrzałem się kolejnemu zdjęciu, był to jakiś dosyć uroczysty obiad. Przy stole siedziało z dziesięć osób. Nie które z nich miały dziwne miny jedząc najróżniejsze potrawy inne zaś uśmiechały się lub były przejęte rozmową. Kolejna fotografia przedstawiała dwie dziewczynki siedzące razem na ławeczce. Były ubrane jednakowo w niebieskie płaszczyki, białe czapeczki i zielone buciki. Wyglądały jak bliźniaczki. Rozpoznałem Roxy po jej oczach na roześmianej twarzyczce.
- Kto to?- wskazałem dziewczynie na drugą małą dziewczynkę. Zamiast odpowiedzieć mi wprost najpierw wzięła zdjęcie do rąk i uśmiechnęła się pod nosem.
- To moja siostra, Alice.- odpowiedziała po chwili.- Nie widziałam jej, odkąd rozdzielono nas po śmierci wujka i cioci. - w tonie jej głosu, było słuchać żal. Myślałem, że się mi zaraz rozpłacze. Postanowiłem odwrócić jej uwagę od tego bolesnego faktu i spytałem o biała koronkę.
- To koronka z sukni ślubnej mojej mamy. - wytłumaczyła cicho. - Powinna być na którymś ze zdjęć.
- Jest.- powiedziałem znajdują właściwe i przyglądając się pannie młodej w pięknej, śnieżnobiałej sukni.- Twoja mama była piękna.- stwierdziłem.
- Tak.- przyznała odbierając ode mnie pamiątkę.
- Jesteś do niej strasznie podobna.- obie miały ładną oliwkową cerę, cudowne oczy, ładny uśmiech i gęste włosy.
- Dziękuję.- bardzo  ucieszyło ją to co powiedziałem, bo cała jej twarz promieniała radością. Roxy przez chwilę przypatrywała się jeszcze zdjęciu, ja zaś sięgnąłem po kasety. Ponieważ filmy nagrane były na taśmę, nie mogliśmy ich od razu odtworzyć. Po kolei wyciągaliśmy kolejne rzeczy, a ona opowiadała mi o nich najprzeróżniejsze historie. 
- To była ulubiona piłeczka mojej siostry.- powiedziała podrzucając małą kolorową kulkę z kauczuku - Często się o nią kłóciłyśmy, bo każda chciała ją mieć. Pewnego dnia powiedziano nam, że musimy się pożegnać. Błagałyśmy, ale nic to nie dało. Miałyśmy dwie minuty. Tylko dwie minuty.- do jasno brązowych oczu zaczęły powoli napływać słone łzy-  Powiedziała mi, że zawsze będziemy razem i dała mi ją.- mówiąc cały czas podrzucała i łapała przedmiot - Była naprawdę dzielna. 
- Ty też.- chciałem ją chociaż trochę pocieszyć, ale czy da się pocieszyć kogoś, gdy on tęskni za rodziną? Doskonale znam to. Odkąd wyruszyłem w wielki świat, bardzo rzadko widywałem się z moją matką i cały czas mi jej brakowało. Rozumiałem po części Roxy, chociaż byliśmy w innych sytuacjach. 
- No nic.- wytarła kropelki wody z policzków i spróbowała zamaskować ból uśmiechem. - Zobaczmy co tam jeszcze zostało. Oboje nachyliliśmy się nad pudłem. Spojrzałem na nią, a ona na mnie. Poczułem się dziwnie, jak gdyby moje serce przydusił jakiś ciężar. Było to strasznie nie miłe, jakbym czuł się winny. Sam nie mogłem określić tego uczucia. Był to smutek? Żal? Strach? Współczucie? Może wszystko razem? Nie wiem, ale z chęcią pozbyłbym się tego i najszybciej jak to możliwe. 
Na samym dnie leżał jakiś zeszyt i naszyjnik. Brunetka sięgnęła po chyba pamiętnik, z wypłowiałymi kartkami i czarną zniszczoną okładką, ja zaś zwróciłem uwagę na naszyjnik. Był to kluczyk z łańcuszkiem. Miałem wrażenie, że gdzieś już go widziałem. Delikatnie przetarłem go palcami, aż w końcu przyszło mi coś do głowy. Czy to możliwe?
- Niedługo wrócę.- odłożyłem szybko wisiorek i czym prędzej pobiegłem do swojego domu. Ciekawość zżerała mnie od środka. Biegłem jak najszybciej ciągle poprawiając zjeżdżające mi spodnie. Wbiegłem do mieszkania, a potem prosto do sypialni. 
- Gdzie to kurwa jest?!- podniosłem głos, gdy nie mogłem znaleźć rzeczy o którą mi chodziło. Przewracałem szuflady, aż w końcu przypomniało mi się. - No jasne! - na najwyższej półce, stał obiekt moich poszukiwań. Chwyciłem to szybko i pobiegłem  z powrotem do domu Roxy. Kilka metrów przed willą zatrzymałem się z braku sił. Starając się uspokoić przyspieszony rytm serca poszedłem spokojniej, docierając na górę. Moja przyjaciółka właśnie czytała z zapałem tekst, a gdy usłyszała, że wróciłem spojrzała na mnie. 
- To pamiętnik mojej mamy.- szeroki uśmiech zagościł na jej twarzy z wypowiedzianymi słowami, po czym jej wzrok powrócił do wertowania tekstu. 
Usiadłem obok niej na podłodze i wziąłem klucz do ręki. Włożyłem go do dziurki, przekręciłem kilka razy, aż wydobyła się przepiękna melodia z pozytywki. Spojrzałem na Roxy, którą usłyszane dźwięki zszokowały. 
- Jezu, Harry!- zamknęła pamiętnik, po czym przysunęła się spoglądając raz na mnie, raz na grające pudełeczko. Na mojej twarzy pojawił się duży, szeroki uśmiech. Wprost nie wierzyłem, że to możliwe. - To ty! 
- Pamiętasz?- liczyłem się z tym, że po ponad piętnastu latach, może tego nie pamiętać, a jednak. 
- Oczywiście, że tak! - powiedziała śmiejąc się ze zdziwieniem.- Ale jak to w ogóle możliwe?
- Przeznaczenie.- odpowiedziałem z powagą. Coraz częściej myślałem, że ono własnie istnieje. Czy jest jakieś inne wytłumaczenie na wszystko co się dzieje w moim życiu? 
- Więc spotkaliśmy się już szesnaście lat temu. - westchnęła - To trochę przerażające.- dodała. 
- No, ale i niesamowite. - dziewczyna zamyśliła się próbując przypomnieć sobie minione wydarzenie. 
- Dużo pamiętasz?- spytała po chwili. 
- O dziwo tak, ale w końcu to było niecodzienne wydarzenie. A ty?
- Mam podobnie. To był ostatni raz kiedy widziałam grób rodziców i starałam się wszystko zapamiętać. 
- Pamiętasz, że zostaliśmy wtedy przyjaciółmi?
- Tak. Podrałowałeś mi w tedy ten kluczyk. 
- Jakby się tak zastanowić, to byłaś pierwszą dziewczyną, która dała mi całusa. - zaśmiałem się, zaś ona spaliła buraka. 
- Na prawdę wszystko pamiętasz. 
- No wiesz.. będąc od dziecka romantykiem musiałem zapamiętać taki całus. - podkreśliłem słowo "taki", na co rumieńce na jej polikach zrobiły się jeszcze bardziej czerwone. - A poza tym miało się ten talent do dziewczyn. 
- No chyba nie. - pokręciła głową przecząco śmiejąc się. 
- Twierdzisz, że nie byłem słodki?
- Kwaśny jak cytryna!- wytknęła język. 
- No wiesz co? Ja jakoś nie mówię, że był z ciebie niezły pulpet. - zaśmiałem się - Zresztą nadal jest.- dodałem ciszej. 
- Spierdalaj. Moje ciało mi odpowiada, ale i tak jest lepiej mieć kilka kilogramów za dużo niż takie ubytki mózgu jak ty. - odgryzła się. Rozbawiło mnie to co powiedziała. 
- Oj grabisz sobie kochana. 
- I tak mi nic nie zrobisz. Z łatwością mogę ci uciec. 
- Chcesz się przekonać? - w odpowiedzi po raz kolejny wytknęła mi język, po czym wstała. 
- No spróbuj.- wybiegła z pokoju, a ja dopiero co się podniosłem. Pobiegłem za nią po schodach, po czym śmiejąc się wybiegliśmy z domu. Dziewczyna pobiegła w lewą stronę obiegając dom. Miała rację. Głupie spodnie spowalniały mnie i miałem kilku sekundowe opóźnienie. Obiegłem całą budowle wracając do punku wyjścia, czyli drzwi głównych. Roxy stała przy nich z chytrym uśmieszkiem. Nie musiałem długo czekać, aby przekonać się z jakiego powodu. Dostałem darmowy prysznic z ogrodowego węża. Woda pryskała tylko przez sekundę, ale to wystarczyło, żebym był prawie cały mokry. Dziewczyna widząc moje zdziwienie, po którym przyszło też lekkie wkurzenie zaczęła się śmiać na cały głos, a po chwili ledwo utrzymywała się na nogach. 
- O ty zołzo.- powiedziałem robiąc krok do przodu z zadziornym uśmieszkiem na twarzy. Roxy jak na komendę powstrzymała śmiech, po czym włączyła ponownie wodę na ułamek sekundy.
- To...- zrobiłem krok i ponownie zostałem zmoczony - wcale...- dostałem wodą  w twarz, a w uszach dźwięczał mi słodki śmiech brązowookiej - nie....- następny krok, następna porcja wody- jest miłe.- dokończyłem szybko. 
- Pulpety nigdy nie są miłe. 
- A lubią myć mokre?- zdążyła tylko odwrócić się w stronę drzwi z chęcią ucieczki,ale  byłem już przy niej i bardzo dokładnie ją przytuliłem, starając się, by była równie mokra co ja. Przez cały czas śmialiśmy się nie mogąc tego powstrzymać. 
- Jakie to słodkie. - zwróciła na swoją uwagę stojąca w przejściu Meg opierając się o futrynę. Obok niej stała też zaciekawiona Olivka i zdziwiona Helena. 
- No co do pulpeta się przytulić nie można?- zapytałem z uśmiechem, na co poczułem uderzenie w brzuch z łokcia dziewczyny. 
- A ty to co? Klops? - spytała robiąc śmieszną minę unosząc wysoko brwi. 
- Może być. - przyznałem z uśmiechem. 


_______________________________________________________________________
ROZDZIAŁ NIESPRAWDZANY! Nie zdziwię się jak będę z 100 literówek, masa błędów ortograficznych i językowych. Przepraszam za nie, ale bardzo chciałam już dodać rozdział, a wprost nie mam siły czytać tego wszystkiego. 

Dziękuję, za aż 3 nominacje do Liebsten Awards, chociaż sama nie wiem za co. 
I bardzo dziękuję za komentarze, wszystkie. 

Nie osadzajcie, mnie, że mówię ciągle, że to co piszę nie jest "fajne" i że jestem z tych, co piszą tak, aby dostać pocieszenie. Nie, nie,. nie i jeszcze raz nie! W mojej głowie zrodził się pomysł na innego bloga, który wydaje mi się o jakieś 1000 razy ciekawszy, a także, zaczęłam do niego przygotowania z postanowieniem, że spróbuję polepszyć swój język. Więc, gdy piszę tego bloga i idzie mi to już ciężko, to po prostu mam myśl, że nie wychodzi to fajnie. Wszystko wydaje się już naciągane. Ale teraz, gdy chcę wszystko pomieścić, tak już będzie pewnie do końca. Spodziewajcie się rozwinięcia przez najbliższe 6-7 rozdziałów i szybkiego zakończenia.


sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 26. Żwawo podbiegłą do niego, a następnie namiętnie pocałowali się na moich oczach.

* Oczami Roxy *

Nareszcie to wszystko się wyjaśniło. Przez ostatni rok, gdy tylko pomyślałam o tym, że jestem dla nich tym złym wspomnieniem, to robiło mi się smutno. Chcąc nie chcąc, naprawdę zaczęło mi na nich zależeć i miałam nadzieję, że teraz będzie już lepiej. 
Zayn, Louis, Liam i Niall stali teraz zszokowani wszystkim co usłyszeli i chyba naprawdę nie wiedzieli co mają w tej sytuacji zrobić.
- Powiedzcie coś.- poprosił Harry, który miał już najwidoczniej dosyć ciągnącej się ciszy. Ja nie miałam zamiaru się odzywać dopóki nie zaszła by taka potrzeba. 
- Harry my nie mieliśmy o niczym pojęcia.- powiedział smutno Tomlinson. 
- Czemu nam nic nie powiedziałeś?- spytał przeczesując swoje włosy Zayn. 
- Nie chciałem was martwić, a poza tym to wszystko działo się tak cholernie szybko.- Harry przetarł zmęczoną twarz rękami. - Przepraszam. 
- To my powinniśmy cię przeprosić.- odezwał się Niall. Ten blondyn zawsze mnie zadziwiał, był zawsze tak doszczętnie miły, troskliwy, tak słodki. Przez ostatnie miesiące mimo tego, że z wyglądu stał się bardziej męski, to i tak w jego niebieskich oczach było widać tą radość życia i miłość do świata,  jak zawsze. 
- Właśnie. - przytaknął mulat, o czekoladowych oczach. Był dokładnie taki jak go zapamiętałam, strasznie męski, stanowczy, ale pełen pasji. Z wyglądu także się trochę zmienił, wygolił sobie boki włosów, dorobił kilka tatuaży i zapuścił niewielki zarost, wyglądał seksowniej niż rok temu. Nasze relacje były na początku, można by powiedzieć najlepsze z całej piątki, ale wiem też, że on znienawidził mnie po tym wszystkim najbardziej. 
- Dobrze, że sobie już wszystko wyjaśniliśmy.- Liam także przybyło tego uroku. Śledziłam ich karierę przez cały rok, ale zdjęcia i wywiady nie oddają tego wszystkiego, co spotkanie ich.
Poczułam nagle, że powinnam zostawić ich samych. To jest ten moment historii w której najlepsi przyjaciele wszystko sobie wybaczają, a ich relacje stają się silniejsze, ja zaś jestem w tym momencie nie pasującym kawałkiem układanki, który ni jak do niej nie pasuje. Podniosłam się powoli starając nie zwracać na siebie uwagi.
- Już wychodzisz? - spojrzałam na Harrego z lekkim uśmiechem, po czym kiwnęłam głową. Zrobiłam następne kroki, a gdy znalazłam się przy wyjściu z pokoju usłyszałam głos Liama.
- Roxy?-powiedział. Odwróciłam się w jego stronę. Jego czekoladowe oczy były jak zawsze poważne, a postawa wyrażała zdecydowanie. - Dziękujemy. - wypowiedział się za wszystkich, spojrzałam na resztę chłopaków. Ich wyrazy twarzy były niezapomniane. Ich uczucia co do mnie były tak zmieszane, że sami nie wiedzieli co myśleć. Na słowa Payna kiwnęłam głową na znak przyjęcia przeprosin. - Co nie oznacza, ze tobie wybaczyliśmy. - dopowiedział ciszej.
- Liam! - skarcił go zielonooki przyjaciel. Mój nowy przyjaciel, chłopak o kręconych włosach, malinowych, słodkich ustach i wrażliwym charakterze.
- Ale to prawda. Nikt z nas jej nie ufa i tak już zostanie. - wtrącił Louis z całą swoją powagą, jaką tylko mógł w sobie utrzymać przez dłuższy czas ten człowiek.
- Wiem.- nie wiedzieć dlaczego wypowiedziałam to z uśmiechem na twarzy, może  dlatego, że wiedziałam iż nie będzie łatwo. Każdemu napotkanemu człowiekowi, daje się mniejszy lub większy pakiet zaufania, gdy się je wyczerpie, ciężko je odzyskać, gdyż trzeba sobie na nie zasłużyć. Bez zaufania, nie ma jednak prawa powstać, żadna dobra relacja. Przyjaźń, czy miłość już w ogóle nie wchodzą bez tego uczucia w grę.
Wychodząc, można powiedzieć, że byłam szczęśliwa. W końcu spotkałam ich ponownie i były to o dziwo całkiem udane spotkanie, lepsze niż te, które tysiące razy wyobrażałam sobie przed zaśnięciem.
Po moim ostatnim słowie, wyszłam z mieszkania zostawiając piątkę sławnych muzyków samych. Wzięłam głęboki wdech rozrzedzonego, świeżego powietrza, po czym ruszyłam w stronę swojego domu. Przemierzałam ulice nie śpiesząc się. Szłam powoli z uśmiechem rozglądając się na wszystkie strony i mijając zapracowanych ludzi. Po pewnym czasie dotarłam do swojego domu, gdzie czekała już na mnie cała ferajna. Na samym wejściu, zdejmując buty usłyszałam wesołe krzyki mojej córki.
- Mama wróciła! - dziewczynka dosłownie rzuciła mi się na szyję lekko ciągnąc za moje włosy.
- Hej, księżniczko.- przytuliłam ją jak mocno mogłam. - Kto jest w domu?
- Ciocia Helena robi obiad, ciocia Meg jeszcze nie wróciła, a ciocia Gemma jest u siebie w pokoju. - szeroki uśmiech nie schodził dziewczynce z twarzyczki. Poszłam do kuchni, gdzie Helena robiła coś zapewne pysznego. Kobieta radziła sobie w gotowaniu po mistrzowsku. Miałam niebywałe szczęście, że to właśnie ją spotkałam, że to własnie ona mnie przygarnęła. Nie chcę nawet myśleć, co by było, gdyby nie znalazła mnie wtedy samej na chodniku. Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie po czym wróciłam do Olivki, która teraz z wielkim zaangażowaniem oglądała bajkę w telewizji. Mina z jaką to robiła rozbawiła mnie. Mała blondynka oprócz szeroko otworzonych oczu, miała także szeroko otworzone usta, jakby dosłownie trwałą w transie, nieruchomo  siedziała i patrzała. Ja zaś korzystałam z chwili i odpoczywałam. Od czasu do czasu spoglądałam także na plazmę. Po kilku minutach znudziło mi się bezczynne siedzenie i postanowiłam wziąć kąpiel. Weszłam na górę, po czym udałam się do swojego pokoju. Postanowiłam zostać w tych samych rzeczach, chodziło mi tylko o miłe spędzenie czasu. Zostawiłam telefon, biżuterię i poszłam do łazienki. Nalałam sobie tym razem do wanny ciepłą wodę, mieszając ją jednocześnie z jakimś płynem o ładnym, słodkim zapachu. Zrzuciłam z siebie ubrania i zanurzyłam nagie ciało w wodzie, dzięki czemu przeszły mnie przyjemne  ciarki. Wylegiwałam się przez dobre pół godziny, ale jakoś nie bardzo chciało mi się  wychodzić. W końcu przemogłam się i wyszłam, wytarłam się porządnie, po czym opatuliłam swoje ciało ręcznikiem. Wzięłam głęboki wdech po czym uśmiechnęłam się sama do siebie, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Zrobiłam ponownie lekki makijaż, rozczesałam też długie włosy. Posprzątałam po sobie trochę łazienkę, a na końcu się ubrałam. Moje ciało wyschło już i nie ubrudziłam rzeczy zakładając je. Podczas dosyć długiego pobytu w łazience postanowiłam porozmawiać z Gemmą. Wytłumaczyć jej chociaż trochę, czegokolwiek. Podeszłam do drzwi dziewczyny i już chciałam do nich zapukać, gdy usłyszałam kroki na schodach. Zza ściany pojawił się Harry trzymając ręce w kieszeniach spodni i lekko się uśmiechając.
- Hej.- powiedział cicho podchodząc do mnie.
- Właśnie miałam porozmawiać z twoją siostrą. - odruchowo wskazałam na drzwi, przed którymi staliśmy.
- To moje zadanie.- był pewny siebie. Dzięki Bogu nareszcie podjął decyzję, by zrobić to samemu i byłam z niego w jakiś cholernie miły sposób dumna. - W końcu po to tutaj przyszedłem. - dokończył, na co ja odpowiedziałam uśmiechem.
- To dobrze. To ja poczekam na dole. - powiedziałam automatycznie gestykulując w chaotyczny sposób rękami. Otarliśmy się o siebie mijając, on wszedł do pokoju, a ja zeszłam na dół. Olivka właśnie rysowała coś przy stole. Przysiadłam się do niej próbując rozgryźć co też moja córeczka miała na myśli malując przeróżne, najdziwniejsze kształty.
- Co to jest kochanie? Motylek?- wskazałam palcem na górny róg kartki.
- Nie mama - oburzyła się - To jest kotek.
- A to?- spytałam o następny kształt, którego nie mogłam rozszyfrować.
- To jest piesek. - powiedziała dumna.
-Ślicznie. A może narysujemy coś razem?
- Teńcze.
- Tęcze? No dobrze. - razem namalowałyśmy piękną tęczę  wszystkimi kolorami kredek, jakie tylko posiadła artystka. Gdy właśnie kończyłam pas koloru zielonego po schodach zbiegła Gemma. Spojrzałam na nią, a ona rzuciła mi tak zwane mordercze spojrzenie. Miała łzy w oczach, wyszła trzaskając drzwiami, a już sekundę później Harry był na dole.
- I co?- spytałam spoglądając na chłopaka.
- Przyjęła to lepiej niż myślałem. - podszedł i usiadł naprzeciwko mnie obok Olivki. - Najpierw wysłuchała wszystkiego ze łzami w oczach, potem mnie spoliczkowała i powiedziała, że musi się przewietrzyć, no i wyszła. - wzdrygnął obojętnie ramionami.
- Powiedziałeś jej wszystko?- dopytywałam się. Miałam nadzieję, że odpowiedź brzmi tak i już niczego nie będę musiała ukrywać. Chłopak mruknął krótkie "Yhm"
- A co mała sprinterka rysuje?-  zaczął się bawić. - Jakie śliczne zwierzątka.
- Narysowałam z mamą teńcze. Ładna? - Olivka, jak to dziecko bardzo lubiła pochwały i teraz także wykorzystywała moment by usłyszeć kolejne.
- Piękna. - Styleswoi najwidoczniej bardzo podobało się bawienie z dziewczynką, bo wkładał w to bardzo dużo serca, ciągle czule do niej mówiąc. Ja zaś nakryłam do stołu, a po kilkunastu minutach zajadaliśmy się już pysznym obiadem. W trakcie jedzenia dołączyła do nas Gemma, mówić tylko ciche "smacznego" i nie odzywając się więcej. Nie wydawała się szczęśliwa. Wiedza nie zawsze jest dla nas dobra, czasami właśnie łatwiej nam bez niej.
- Mam taki pomysł.- przerwałam panującą ciszę - Może ty- zwróciłam się do Gemmy - pojechałabyś na jakiś czas z Harrym do Holmes Chapel.- zapadła chwilowa cisza. Spojrzałam na Harremu, który ten pomysł się spodobał, a zaraz potem na jego siostrę. - Myślę, że moglibyście razem trochę spędzić czasu w rodzinnej miejscowości, to by chyba wam obojgu zrobiło dobrze.
- Tak, to chyba dobry pomysł. - uśmiechnęła się. Zrozumiała, że chcę jej pomóc polepszyć ich relacje, o czym najprawdopodobniej marzyła.
- A może moglibyśmy zabrać Olivkę ze sobą?- zaproponował Harry.
- Jeśli ona chce, to czemu nie.- zwróciłam się do dziewczynki - Chcesz jechać na wycieczkę z Harrym i ciocią Gemmą? - blondynka tylko żwawo pokiwała głową, na tak.
- Możemy wyjechać jeszcze dzisiaj, jeśli się pospieszymy zdążymy na kolację.- w głosie Gemmy było już można wyczuć podekscytowanie.
- Mogę małą spakować w 20 minut. - oznajmiłam przeliczając czas w głowie, jaki zajmie mi uszykowanie wszystkiego na kilka dni.
- Mi też nie potrzeba więcej czasu. - przyznał zielonooki.
- No to wyjeżdżamy za pół godziny. - siostra chłopaka, nie skończyła jeszcze obiadu, ale chyba mało ją to obchodziło, odłożyła talerz do zlewu po czym zniknęła nam z oczu wchodząc na piętro.
- No to ja też idę się spakować. - powiedział także odkładając swój talerz i wyszedł w pośpiechu z domu. Olivka, ja i Helena dokończyłyśmy , a potem dopiero zajęłyśmy się pakowaniem. Nie było to nic wielkiego, kilka bluzeczek, spodenek, dwie kurtki, obuwie, bielizna i właściwie mała była gotowa do wyjazdu.  Brunetka także zdążyła przed przyjazdem brata. Ubrałam ciepło Olivkę, a gdy Harry podjechał pod dom swoim samochodem, zapakowaliśmy wszystkie rzeczy, przełożyliśmy fotelik i pożegnaliśmy się. Dałam buziaka mojej małej księżniczce, po czym już tylko machałam im, aż zniknęli na zakręcie ulicy.  Wróciłyśmy z Heleną do domu, posprzątałyśmy po obiedzie i każda z nas miała czas dla siebie. Zaszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Całe popołudnie dla siebie? To coś nowego.
- Pomyślmy, co by tu porobić... - mówiłam sama do siebie. - Może jakiś film, książka?- zdecydowałam się, że najpierw poczytam książkę, a później może coś obejrzę. Podeszłam do regału gdzie miałam wszystkie swoje ulubione książki i wybrałam jedną z nich. Ponownie położyłam się na łóżku zabierając się za lekturę. Czytanie nie tylko rozwija wyobraźnie, ale można dzięki książkom naprawdę wypocząć. Bardzo to ceniłam, gdy siadasz, zaczynasz odczytywać pojedyncze literki, wyrazy, aż w końcu przenosisz się w zupełnie inny świat. Moje przeżywanie przygód z książkowymi bohaterami  przerwała Meg wchodząc do mojego pokoju.
- Hej. -usiadła obok mnie na łóżku.
- Co tam?- najczęściej zadawane pytanie jakie tylko znam.
- Znasz trochę Nialla Horana, no nie? - spytała wpatrując się we mnie, niecierpliwie czekając na odpowiedź.
- No trochę. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Jaki on jest? - zapytała z powagą jakiej dawno już u niej nie widziałam.
- A czemu pytasz? - te pytanie mnie całkowicie zaskoczyło, stąd zadałam swoje. Nie przypuszczałam, że ona może mi kiedyś takie zadać.
- Nieważne. - powiedziała zrezygnowana, po czym wstała chcąc wyjść.
- Jest to jeden z najmilszych i najweselszych ludzi jakich poznałam. Bardzo ceni sobie przyjaźń, zawsze jest słodki i niewinny, ale lepiej nie wchodzić mu w drogę, gdy ktoś chce zrobić coś złego jego najbliższym.
- Tak jak myślałam. - na twarzy blondynki pojawił się lekki uśmiech. - No dobra, nie przeszkadzam. Dzięki. - tym razem już bez wahania wyszła zostawiając mnie ponownie samą. Przez chwilę dręczyła mnie myśl, skąd pojawiło się te pytanie, ale szybko jakoś odpuściłam. Wróciłam do czytania. Robiłam to tak długo, że nie pamiętam kiedy zasnęłam.
Obudziłam się, czując jakbym spała tylko chwile, ale była już godzina piąta następnego dnia. Przeciągnęłam się i wstałam z łóżka. Odłożyłam książkę na jej miejsce i poszłam do łazienki za potrzebą. Następnie udałam się do kuchni, gdzie uszykowałam sobie płatki śniadaniowe i szybko je zjadłam.
- Już nie śpisz. - zapytała Meg, a mi serce podskoczyło z zaskoczenia.
- Zasnęłam wcześnie, więc i wcześnie się obudziłam.
- Jakie masz plany na dzisiaj? - zadała kolejne pytanie po chwili.
- Idę w końcu do pracy.
- No nareszcie, ktoś w końcu zarabiać musi. - powiedziała złośliwie. Uśmiechnęłam się, po czym wzięłam do ust kolejną łyżkę płatków, w tym czasie Meg zaparzyła sobie kawę, i wysłała kilkanaście sms'ów.
- No to wszystko już gotowe. Przesłałam już ci twój grafik na telefon.
- Dzięki. - odłożyłam miskę do zlewu, po czym pomaszerowałam na górę się odświeżyć i przebrać. Zaraz potem wyjechałam do pracy. Standardowo spędziłam kilka godzin uśmiechając się do wszystkich i wypełniając swoje obowiązki, według grafiku. Moja praca nie była wcale nudna, lubiłam to robić, dlatego zanim się obejrzałam byłam już w domu z powrotem. Czas mijał mi strasznie szybko.
Nie zastałam nikogo, ani Heleny, ani Meg. Była już po szesnastej. Odgrzałam sobie obiad w mikrofalówce i zjadłam go przed telewizorem.  Mój posiłek przerwał telefon. Odebrałam, gdyż dzwonił Harry.
- Ja przepraszam. Nie mogłem nic zrobić - powiedział zachrypniętym głosem.
- Harry co się stało?- spytałam , a głos mi się załamał. Spodziewałam się już najgorszego.
- Olivka, ona....- zamilkł. Akurat w tym momencie. Cholera by go jasna wzięła.
- Harry!- wykrzyczałam jego imię do słuchawki, zmuszając go jednocześnie do mówienia.
- Jest w szpitalu.- wypowiedział w końcu.
- Wyślij mi natychmiast adres! - podniosłam głos po czym wybiegłam na dwór wsiadając do samochodu. Mój telefon zadrżał, a ja odczytałam adres szpitala. Wbiłam do do nawigacji z wielkim trudem, gdyż ręce ani na chwilę nie przestawały mi się trząść. Bez namysłu dodałam gazu i ruszyłam. Teraz nie liczyło się dla mnie nic więcej, tylko dotrzeć tam jak najszybciej to możliwe. Po ponad półtorej godzinie dotarłam przed budynek. Wpadłam jak wariatka do szpitala. Harry siedział kryjąc twarz w rękach w poczekalni, spodziewając się mojego przyjazdu.
- Co z nią? - gwałtownie dosiadłam się do niego, a on spojrzał na mnie swoimi szmaragdowymi, pełnymi obaw oczami.
- Nie wiem. Jest na sali operacyjnej.
- Co się do jasnej cholery wydarzyło?!
- Ona się bawiła na podwórku, a potem samochód. - zakrył usta ręką na sekundę. - Ona nie oddychała Roxy.- spojrzał na mnie, a jego oczy się zaszkliły.- Nie oddychała.- powtórzył smentnie. Do moich oczu natychmiast napłynęły niepohamowane łzy. Boże, spraw by nic jej nie było.- modliłam się w myślach.
Nie mogłam usiedzieć w miejscu, wstałam i nerwowo krążyłam raz w jedną raz w drugą stronę. Czułam na sobie zdesperowany wzrok chłopaka, który po kilku minutach do mnie podszedł.
- Przepraszam.- położył swoją rękę na moich plecach.
- Nie dotykaj mnie!- wydarłam się na cały głos. - To twoja wina! - wykrzyczałam mu  w twarz.
- Roxy...- wypowiedział moje mię czule.
- To twoja wina.- powiedziałam ciszej- Twoja! - ponownie podniosłam głos.
Harry objął mnie swoimi ramionami. Zaczęłam walić go w klatkę piersiową, jak tylko mogłam najmocniej. Dosłownie wyrzucałam swoją złość z każdym kolejnym uderzeniem w niego. On zaś zaczął uspokajająco gładzić moje włosy.
- Dlaczego ja?- wypowiedziałam ledwo słyszalnie wtulając się w niego. Nie miałam już siły walić. Poddałam się.
- Będzie dobrze. Obiecuję. - jego głos naprawdę mnie uspokajał, ale nie chciałam być akurat w jego ramionach. Szaleństwo.
- Lekarz. - chłopak wypuścił mnie z uścisku po czym podszedł do człowieka w białym fartuchu, ja także do niego podeszłam.
- Co z nią?- Styles zapytał jako pierwszy, ja stojąc tuż obok niego równie mocno czekałam na odpowiedź.
- Stan państwa córki jest stabilny już od dawna.-oboje nie zwróciliśmy uwagi, na to, ze Harry wcale nie był jej ojcem, to było teraz najmniej ważne - Przywróciliśmy jej serce do prawidłowego rytmu i od tego czasu nic nie zagrażało jej życiu.
- Więc, czemu tak długo..- zaczął chłopak.
- Od razu zabraliśmy się za złożenie złamanej kości w lewej nodze. Do zrośnięcia się, była potrzebna śruba i mieliśmy z nią małe komplikacje, ale teraz jest już wszystko w porządku. - odetchnęliśmy oboje z ulgą. - Pielęgniarka, nie przekazała wam tych informacji? - skierował do nas pytanie.
- Nie. - odpowiedział szybko Styles.
- No to przepraszam. Taka informacja powinna dotrzeć już dawno. - powiedział z zamyśleniem lekarz. - Wasza córka wyjdzie ze szpitala jeszcze dzisiaj. Dostanie tylko leki przeciwbólowe w razie bólu nogi.- powiedział lekko się uśmiechając.
To co przeżyłam przez ostatnie dwie godziny, to był zdecydowanie najgorszy czas mojego życia. Najgorszy.


*Oczami Harrego*

Jak dobrze, że nic się nie stało. Nie darowałbym sobie, nie przeżył bym gdyby spotkało ją coś złego z mojego powodu. Spojrzałem na dziewczynę. Wiedziałem, że będzie mnie winić. Powierzyła mi małą, a ja jej nie dopilnowałem. To ja jestem temu wszystkiemu winien.
- Mogę się z nią zobaczyć? - zapytała.
-Oczywiście. Powinna niedługo się obudzić. Poszukajcie sali 26. - powiedział niski mężczyzna.  Roxy rzuciła mi spojrzenie, bym nawet nie próbował iść razem z nią, ale to nic nie zmieniało. Ruszyłem jako pierwszy wymijając lekarza bez słowa i spoglądając na  wszystkie drzwi po kolei, aż w końcu odnalazłem te, których szukałem. Przez wąskie okienko, było już widać małą, śliczną buzię na tle białej pościeli. Ostrożnie otworzyłem drzwi, wpuszczając Roxy jako pierwszą. W mgnieniu oka znalazła się przy łóżku małej, trzymając jej małą rączkę. Ja stanąłem z tyłu przy ścianie. Mnie wystarczał sam widok Olivki, który wystarczająco mnie uspokoił. Jeszcze nie dawno myślałem, że może umrzeć, teraz cieszyłem się, że to tylko złamana noga. Dosłownie szczęście w nieszczęściu.  Mojej opinii, chyba jednak nie podzielała jej rodzicielka, której złość na mnie czułem w powietrzu.
- Nie możesz poczekać na zewnątrz? - zapytała cicho, nie chcąc obudzić małej. Musiała włożyć sporo wysiłku, by nie wybuchnąć gwałtowną histerią jak nakazywał jej charakter.
- Nie, nie mogę. - powiedziałem stanowczo, ale niezbyt głośno. Podszedłem do drugiej strony łóżka i przystawiłem sobie po cichu krzesło po czym usiadłem na nim wpatrując się w blondynkę.
- To twoja wina, więc chyba nie powinieneś tutaj być. - nalegała. Spojrzałem na nią lekko wkurzony.
- To był wypadek. Zależy mi na niej jak na własnej córce. - syknąłem przez zęby.
- Ale nie jesteś jej ojcem. - wypowiedziała złośliwie.
- Ale czuję się za nią odpowiedzialny, jak ojciec.
- Ale nie jesteś nim.
- Ale chciałbym.- wymienialiśmy swoje "groźne" spojrzenia.
- Ale nigdy nim nie będziesz.
- Możesz przestać?- spytałem poirytowany naszą bezsensowną dyskusją.
- Nie, nie mogę. - powiedziała. - Mam prawo być zła, powinnam być i jestem zła, na ciebie.
- Serio? Bo jakoś nie zauważyłem.- sarkazm aż kipiał z moich słów. - Jestem i będę tu, bo Olivka jest dla mnie bardziej ważna niż myślisz i nie zabronisz mi tego.
- Nie jesteś jej ojcem.- wypowiedziała, każde słowo wyraźnie i powoli.
- Przestań do cholery to ciągle powtarzać.- powiedziałem trochę głośniej.
- To przestań udawać kogoś kim nie jesteś.
- Nikogo nie udaję.- spuściłem głowę. Byłem już kompletnie zmęczony tą rozmową. - To raczej ty przestań udawać, że nie wiesz o co mi chodzi.- po tych słowach nareszcie zapadła cisza, długa cisza. Nie odzywaliśmy się aż do momentu powrotu do Londynu. Po przebudzeniu Olivka była markotna, ale i tak ucieszyła się na nasz widok. Tak, nas obojga. Następnego dnia, udało mi się nawet podsłuchać, jak dziewczyna mówi Roxy, by ta nie była na mnie zła. Roxy, okłamała ją, mówiąc, że wcale nie jest , ona była wściekła na mnie. Dało się to wyczuć w każdym najdrobniejszym geście. Gemma chciała zostać jeszcze kilka dni w rodzinnym mieście, więc zostawiłem jej mój samochód i sam  zaś wróciłem ku niezadowoleniu Roxy z nią i Olivką.
- Harry zostaniesz dzisiaj ze mną na noc?- spytała dziewczynka, gdy wyciągałem ją z samochodu.
- Jeśli twoja mamusia pozwoli.- oboje spojrzeliśmy w stronę brunetki. Powiedziała, że wybór należy do mnie, ale czułem, że po prostu nie chce, abym został, dlatego właśnie zostałem, aby zrobić jej na złość. Nie tylko ona miała do mnie wrogi stosunek, Helena także z jakiegoś powodu była dla mnie dziwnie szorstka. Najwięcej czasu poświęcałem, więc Olivce, tak jak na przykład teraz czytając jej bajki, aby zasnęła. Dziewczynka była tak zmęczona, ze już po kilku minutach smacznie spała. Wyglądała tak ślicznie, jak jej matka. Miałem kilka okazji, by widzieć jak śpią i były to niewyobrażalnie słodkie widoki.
Przykryłem małą jej różową kołderką z księżniczkami Disney'a i pocałowałem w czoło, po czym zgasiłem światło i wyszedłem z pokoju. Udałem się na dół, gdzie przebywały jeszcze Roxy i Meg.
Dziewczyny siedziały przy stole gadając o czymś, a ja wlałem sobie wody, bo od czytania zaschło mi trochę w gardle. Oparłem się jak to miałem w zwyczaju o blat i obserwowałem je, a właściwie głównie ją.
- Przestaniesz w końcu?- spytała poddenerwowana po jakimś czasie patrząc na mnie.
- Przecież nic nie robię.
- Gapisz się na mnie, a to jest irytujące. - oznajmiła szorstko.
- Peszek.- odpowiedziałem złośliwie.
- Zawsze musisz robić wszystko innym na przekór?  - w jej głosie znowu rozbrzmiewał lekki gniew, ale lubiłem, gdy mówła tym tonem.
- Zawsze musisz się wszystkiego czepiać? - odgryzłem się.- Stoję sobie i się tylko patrze, a tobie to już przeszkadza.
- A ty zachowujesz się jak małe dziecko, które ciągle chce robić wszystkim na złość.- wypowiedziała pośpiesznie.
- A może nie wszystkim, a tylko tobie?
- Za co? Co ja ci niby zrobiłam, co?
- Ja ci się tylko odwdzięczam, to ty zaczęłaś.- ta rozmowa miała w sobie coraz mniej sensu.
- Nie nudzi wam się? Bo mi owszem. - wtrąciła się poirytowana blondynka.- Zresztą mniejsza o to, ja tez idę spać. Dobranoc.
- Dobranoc. - odpowiedzieliśmy jednocześnie z Roxy. Zaraz potem zająłem dopiero co zwolnione miejsce, a dziewczyna tylko od czasu do czasu spoglądała na mnie. Każde z nas czekało, aż drugie przerwie ciszę, której oboje nie mogliśmy już znieść. W ostateczności to ja odważyłem się coś powiedzieć pierwszy.
- Przecież wiesz, że nie zrobiłem tego specjalnie.
- No i co z tego?- spojrzała mi w oczy.
- Więc czemu mnie tak traktujesz. - już zupełnie zapomniałem o priorytecie bycia złośliwym, teraz chciałem coś z niej wyciągnąć.
- Tak, czyli jak?- wydawało mi się, że tylko udawała, że nie wie o co mi chodzi.
- Jakbym był chamskim dupkiem, który pojawił się w twoim życiu, tylko po to by je pogorszyć.
- A wiesz, że tak właśnie o tobie myślę?
- Serio? - nie spodziewałem się takiej odpowiedzi.
- No może, nie do końca. Troszkę milej, zamiast dupkiem, nazwałam cię idiotą. - zaśmiała się na swoją wypowiedź, toteż odebrałem to jako żart.
Wtem usłyszeliśmy jak otwierają się drzwi, a zza nich wyłonił się jakiś mężczyzna.
- Wróciłem!- powiedział wesoło, a Roxy zerwała się jak na komendę. Żwawo podbiegłą do niego, a następnie namiętnie pocałowali się na moich oczach.


_______________________________________________________________________________
Nie wyobrażacie sobie ile trudu, zajęło mi napisanie tego "czegoś". Dosłownie brak weny i to taki dosyć porządny, a ponieważ brak weny = kiepski rozdział, to też wyszło co wyszło

Dziękuję, za komentarze pod ostatnim rozdziałem. Pojawił się tam jeden, na którym było zaproszenie na bloga, TAKIE PISZCIE W ZAKŁADCE SPAM.  Nie usunę go, ale jak się ponownie taki kiedyś pojawi, to to zrobię.

Całusy, pozdrowienia, uściski i najlepsze życzenia :*