Poprzedniego dnia: 21 września * Oczami Nialla*
Wstałem z dobrym humorem. Podszedłem do okna i odsłoniłem brązowe zasłony, a w moim małym mieszkanku zrobiło się niewiarygodnie jasno. Piękny, słoneczny, jesienny dzień, aż żyć się chce. Czułem, że to będzie dobry dzień. O 12.00 miałem umówione spotkanie z naszym menadżerem i resztą zespołu, zostało mi jeszcze półtorej godziny. Poszedłem do kuchni i zacząłem robić sobie śniadanie, które następnie skonsumowałem oglądając telewizję. Posprzątałem po sobie i udałem się do łazienki, gdzie wziąłem letni prysznic. Założyłem na siebie biały T-shirt i swoje ulubione jeansy, a farbowane blond włosy ułożyłem ku górze. Byłem już gotowy do wyjścia, ubrałem jeszcze białe Nike i wyszedłem zamykając drzwi. Postanowiłem przejść się. Chyba nie tylko mi humor się udzielił, bo i na ulicach Londynu zaroiło się od wesołych przechodniów. Idąc można było spotkać utalentowanych ludzi, którzy starali się zarobić grając najróżniejsze piosenki, całe rodziny były na spacerach, a nawet udało mi się zobaczyć ludzi puszczających bańki mydlane. Czasami już tak po prostu jest, że człowiek uśmiecha się choć sam dokładnie nie wie dlaczego, ja właśnie miałem taką chwilę. W pewnej chwili poczułem drganie swojego telefonu. Odruchowo przystanąłem i sięgnąłem po niego do swojej kieszeni. Nie sprawdziłem nawet kto dzwoni po prostu od razu odebrałem.
- Halo?- usłyszałem głos Tomlinsona.
- No hej.- odpowiedziałem i ruszyłem ponownie, ale nie zdążyłem ujść daleko, bo od razu wpadłem na kogoś. Telefon wypadł mi z ręki. " Kurde. " pomyślałem, ale zaraz potem ujrzałem piękne, niebieskie oczy i właściwie czas się dla mnie na sekundę zatrzymał, wszytko straciło znaczenie. Idealna sekunda. Moim oczom bowiem ukazała się przepiękna blondynka, której oczy były hipnotyzujące, niebieskie jak morska fala, w której można utonąć. Chyba własnie takie oczy wyobraziłbym sobie u anioła. Ktoś pomyśli niedorzeczne, ja myślę, że to po prostu dzień idealny.
- Uważaj jak chodzisz! - powiedziała, swoim delikatnym lecz stanowczym głosem.
- Prze- przepraszam. - wyjąkałem i schyliłem się, po torbę jaka jej upadła. Dziewczyna była chyba na zakupach, bo miała ich kilka. - Proszę.- powiedziałem podając ją jej.
- Następnym razem po prostu patrz jak chodzisz. - powiedziała.
- Jestem Niall. - przedstawiłem się korzystając z chwili.
- Wiem kim jesteś. - odpowiedziała z irytacją.
- A tobie jak na imię?
- A tobie do czego to potrzebne?- chyba tylko wyglądała na słodką i uroczą, nie wydawała się być zbyt miła, ale może miała tylko zły dzień.
- Chciałbym wiedzieć na kogo wpadłem. - uśmiechnąłem się lekko.
- Meg. - odpowiedziała.
- Śliczne imię, więc Meg umówiłabyś się ze mną?
- Nie. - odpowiedziała śmiejąc się. Miała uroczy śmiec, nawet jeśli śmiała się ze mnie.
- Dlaczego?- spytałem, czując się troszkę speszony.
- To nie przesłuchanie, ale jeśli chcesz wiedzieć, to po prostu nie jesteś w moim typie. - odpowiedziała.
- Przecież mnie nie znasz.
- Jezu, upierdliwy jesteś wiesz? Nie chcę cię poznać i tyle. Narka. - powiedziała i sobie po prostu poszła. Chyba nie jestem dobry w podrywaniu. No trudno, podniosłem telefon. Louis się rozłączył. Postanowiłem do niego oddzwonić.
- Hej. Co chciałeś?- spytałem od razu.
- Gdzie ty jesteś? Mieliśmy się spotkać.
- No za chwilę będę.- rozłączyłem się i w szybkim tempie doszedłem do gabinetu naszego menadżera.
- Hej ludzie. - przywitałem się z nimi.
- No nareszcie.- odpowiedział zniecierpliwiony Liam. Rozejrzałem się i nie zauważyłem też Harrego.
- A Styles?- spytałem.
- Nie przyjdzie dzisiaj. Rozchorował się. - odpowiedział mi Louis.
- Aha.- usiadłem obok chłopców na kanapie, a po chwili do swojego gabinetu wpadł nasz menadżer. Nigdy nie lubiłem mówić do niego po imieniu.
- Hej chłopaki.- powiedział do nas, po czym zasiadł za swoim biurkiem. - Mam dobre wieści, pobiliście rekord na youtube.
- To świetnie! - wykrzyczał Zayn.
- Milion 12,6 miliona wyświetleń w 24 godziny. - nie przyjaźniliśmy się bardzo z menadżerem, ale gdy to mówił to było słychać nutkę dumy w jego głosie. Wiedziałem, że ten dzień będzie dobry. - Jest jeszcze kilka informacji, które chciałem wam przekazać. Cinderella na razie wyjechała i wasza wspólna piosenka musi być przełożona na jakiś czas. Ogłosimy także oficjalnie, że nowy album wyjdzie przed gwiazdką.
- Prezent pod choinkę. - zaśmiałem się.
- No tak. A i jeszcze chciałbym, żebyście niedługo zrobili wspólnego twitcama. Musimy utrzymać waszych fanów. - powiedział.
- Zrobimy to z czystą przyjemnością. - odezwał się Payne.
- Mam już nawet pomysł. Ale będzie zabawa.- spojrzał na nas Louis. Od razu wiedzieliśmy, że wpadł na jakiś głupi żart, ale to w końcu Tomlinson. - dyskutowaliśmy jeszcze prawie godzinę. O tym co możemy, a czego nie możemy robić. Dostaliśmy też szczegółowy plan na temat wszystkich koncertów, reklam, nagrań, spotkań i wywiadów. Jak się okazało jutro rano mieliśmy wyjechać na dwa dni do innego miasta, aby pokazać się tam troszkę. Całe wywiady, rozmowy miały być na żywo w telewizji i będziemy musieli wyjechać z samego rana, aby tam dotrzeć, co nie do końca mi się uśmiecha, ale w końcu to trochę jakby obowiązek.
Spotkanie dobiegło końca. Razem z chłopakami postanowiliśmy spędzić te popołudnie razem. Coraz mniej czasu spędzamy razem, ale gdy już się spotykamy jest świetnie, jak za czasów xFactora. Tym razem poszliśmy na kręgle. Graliśmy trzy godziny, po czym poszliśmy zjeść sobie coś w Nando's. Siedzieliśmy i gadaliśmy o tym co nas spotkało przez ostatni tydzień. Co jakiś czas podchodziły do nas fanki i prosiły o zdjęcia, autografy. To mi się nigdy nie znudzi. Chciałbym, żeby było tak zawsze. Pożegnaliśmy się wieczorem i wróciłem do domu. Byłem padnięty, a jak pomyślałem, że jutro i pojutrze mają być spotkania i sesje, to już w ogóle odechciało mi się wszystkiego. Po prostu w ciuchach położyłem się i zasnąłem jak dziecko.
- Czego chcesz?- odezwał się pierwszy. Jego charakterystyczny, dźwięczny głos z lekką chrypką ugrzązł w mojej głowie, w której szukałam odpowiedzi na jego pytanie. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie jego reakcję, gdy mnie zobaczy. Był taki spokojny, co chyba jeszcze bardziej mnie wkurwiło.
- Co ty do jasnej cholery znowu odpieprzasz?!- podniosłam głos i wepchnęłam go do środka, po czym sama weszłam.
- O ci ci znowu chodzi?- podniósł kącik swoich ust ku górze. Myślałam, że mu zaraz przywalę, wyglądał jakby się upił, albo naćpał. Cofnął się i usiadł na sofie.
- O co mi chodzi? Lepiej ty sobie, kurwa powiedz o co tobie chodzi!
- Bredzisz kobieto.
- Obwiniasz się o śmierć Vero...- spojrzał na mnie jakbym zaskoczyła go tym, że o niej wspomniałam, a przecież od niej to wszystko się zaczęło - i dlatego uderzyłeś własną siostrę?!
- Nie twoja sprawa kochana. Po prostu rób to co robiłaś przez większość życia, czyli ignoruj wszystko.
- Nie moja sprawa?! Mam to ignorować? Gemma błagała mnie prawie na kolanach, żebym jej powiedziała! Ona się o ciebie martwi nie rozumiesz tego?!
- Nie ma czym się martwić.- powiedział biorąc butelkę piwa stojącą na stoliku przed nim i wziął łyka.
- Zachowujesz się jak ostatni palant. Czemu krzywdzisz siebie i wszystkich dookoła?! - moje słowa go chyba zabolały. Odstawił butelkę po czym wstał. Nie odrywałam od niego oczu. Podszedł do mnie, poczułam się jak za dawnych lat. Jakbym stała przed jakimś niebezpiecznym człowiekiem, a przecież to był Harry, tylko Harry. Nie ten sam, którego pamiętałam, ale jednak on. Przejechał palcami po moim policzku.
- Roxy, Roxy, Roxy.... - szybkim ruchem dłoni chwyciłam jego rękę i odepchnęłam od swojej twarzy.
- Przestań!- odeszłam krok od niego. - Przestań się tak zachowywać! Nie widzisz co się dzieje?! Twoja siostra cierpi przez ciebie! Jak możesz to robić?!
- Nic o mnie nie wiesz!- wkurzył się. - Nie wiesz nic o tym co czuję. Nie masz zielonego pojęcia, więc się zamknij!
- Uwierz mi, że doskonale wiem co czujesz. Myślisz, że nie widzę? Stajesz się dokładnie taki jak ja! Zgorzkniały, nieczuły, obojętny. Jeszcze do niedawna sam mi to wypominałeś, a teraz co?
- Nic! Zostaw mnie do jasnej cholery w spokoju! Zajmij się swoim szczęśliwym życiem!
- Nie dajesz mi wyboru.
- Co masz na myśli?- spytał zdziwiony.
- A jak myślisz?- chwycił mnie za ramię.
- Nie możesz jej powiedzieć. Nie możesz, obiecałaś.
- Obietnicę można łatwo złamać, a zwłaszcza dla czyjegoś dobra.
- Nie masz prawa!.- zacisnął swój ucisk jeszcze bardziej.
- Powiem jej wszytko, tak będzie dla ciebie lepiej!
- Nie!- pociągnął mnie jakbym nic nie warzyła i rzucił na podłogę. Jęknęłam cicho z bólu. Zamiast przepraszam lub jakiegokolwiek innego słowa usłyszałam tylko krzyk złości Harrego. Jakby wszystko szło nie po jego myśli.
Podparłam się na rękach. Byłam przerażona, nie wiedziałam co mam zrobić. Nie byłam nawet pewna czy jestem bezpieczna, widziałam taką wściekłość w jego oczach. Najzwyczajniej w świecie poczułam strach, że zaraz wybuchnie i zacznie wszystko rozwalać. - Czemu zawsze jak się zjawiasz, to są same problemy?! - przyparł się do ściany, po czym zjechał plecami w dół, ugiął nogi w kolanach i schował w nich twarz. Zaczął płakać. Podniosłam się i usiadłam obok niego. Położyłam niepewnie rękę na jego plecach, ale on gwałtownie się zerwał.
- Nie dotykaj mnie!!!- wykrzyczał przez łzy. - Nie dotykaj!- sama już nie wiedziałam, czego on chce. Nie wiedziałam, co w tej chwili czuje, czy tylko samą złość? Może chociaż w pewnej części żałował tego, że mną rzucił o podłogę. Nie miałam zielonego pojęcia. Nie wiedziałam co mam zrobić.- Myślisz, że wiesz co tak naprawdę czuję?Wiesz jak to jest codziennie zasypiać z tą samą myślą, że jest się winnym śmierci ? Z tą samą wiedzą, że to twoja wina?! Czy wiesz jak to jest nie mieć nadziei, że będzie lepiej? Wiesz jak boli, gdy wszyscy tylko przypominają ci o tym co zrobiłeś?Jestem skazany na życie z tym. To jest jak piętno na duszy. Wiesz jak to jest niemieć siły oddychać, a co dopiero pogodzić się z tym wszystkim! - wykrzyczał to, a gdy skończył stanął w rozkroku lekko zdyszany, z wzrokiem skierowanym w podłogę.- Wszyscy chcą mi pomóc, ale mnie się do jasnej cholery nie da pomóc! Byłem, jestem i będę winny jej śmierci!- krzyczeć ostatnie słowa zaczął wszystko wywalać, stolik, sofę, telewizor. Nie mógł się opanować. Tak bardzo mi mnie przypominał, ale nie mogę pozwolić na to by stał się taki jak ja.
Beznadzieje. Normalnie myślałam, że wyjdzie coś lepszego, a to dupa za przeproszeniem, przepraszam. Przepraszam za błędy.
Nadal, możecie pytać w komentarzach mnie lub bohaterów o co tylko chcecie
- Halo?- usłyszałem głos Tomlinsona.
- No hej.- odpowiedziałem i ruszyłem ponownie, ale nie zdążyłem ujść daleko, bo od razu wpadłem na kogoś. Telefon wypadł mi z ręki. " Kurde. " pomyślałem, ale zaraz potem ujrzałem piękne, niebieskie oczy i właściwie czas się dla mnie na sekundę zatrzymał, wszytko straciło znaczenie. Idealna sekunda. Moim oczom bowiem ukazała się przepiękna blondynka, której oczy były hipnotyzujące, niebieskie jak morska fala, w której można utonąć. Chyba własnie takie oczy wyobraziłbym sobie u anioła. Ktoś pomyśli niedorzeczne, ja myślę, że to po prostu dzień idealny.
- Uważaj jak chodzisz! - powiedziała, swoim delikatnym lecz stanowczym głosem.
- Prze- przepraszam. - wyjąkałem i schyliłem się, po torbę jaka jej upadła. Dziewczyna była chyba na zakupach, bo miała ich kilka. - Proszę.- powiedziałem podając ją jej.
- Następnym razem po prostu patrz jak chodzisz. - powiedziała.
- Jestem Niall. - przedstawiłem się korzystając z chwili.
- Wiem kim jesteś. - odpowiedziała z irytacją.
- A tobie jak na imię?
- A tobie do czego to potrzebne?- chyba tylko wyglądała na słodką i uroczą, nie wydawała się być zbyt miła, ale może miała tylko zły dzień.
- Chciałbym wiedzieć na kogo wpadłem. - uśmiechnąłem się lekko.
- Meg. - odpowiedziała.
- Śliczne imię, więc Meg umówiłabyś się ze mną?
- Nie. - odpowiedziała śmiejąc się. Miała uroczy śmiec, nawet jeśli śmiała się ze mnie.
- Dlaczego?- spytałem, czując się troszkę speszony.
- To nie przesłuchanie, ale jeśli chcesz wiedzieć, to po prostu nie jesteś w moim typie. - odpowiedziała.
- Przecież mnie nie znasz.
- Jezu, upierdliwy jesteś wiesz? Nie chcę cię poznać i tyle. Narka. - powiedziała i sobie po prostu poszła. Chyba nie jestem dobry w podrywaniu. No trudno, podniosłem telefon. Louis się rozłączył. Postanowiłem do niego oddzwonić.
- Hej. Co chciałeś?- spytałem od razu.
- Gdzie ty jesteś? Mieliśmy się spotkać.
- No za chwilę będę.- rozłączyłem się i w szybkim tempie doszedłem do gabinetu naszego menadżera.
- Hej ludzie. - przywitałem się z nimi.
- No nareszcie.- odpowiedział zniecierpliwiony Liam. Rozejrzałem się i nie zauważyłem też Harrego.
- A Styles?- spytałem.
- Nie przyjdzie dzisiaj. Rozchorował się. - odpowiedział mi Louis.
- Aha.- usiadłem obok chłopców na kanapie, a po chwili do swojego gabinetu wpadł nasz menadżer. Nigdy nie lubiłem mówić do niego po imieniu.
- Hej chłopaki.- powiedział do nas, po czym zasiadł za swoim biurkiem. - Mam dobre wieści, pobiliście rekord na youtube.
- To świetnie! - wykrzyczał Zayn.
- Milion 12,6 miliona wyświetleń w 24 godziny. - nie przyjaźniliśmy się bardzo z menadżerem, ale gdy to mówił to było słychać nutkę dumy w jego głosie. Wiedziałem, że ten dzień będzie dobry. - Jest jeszcze kilka informacji, które chciałem wam przekazać. Cinderella na razie wyjechała i wasza wspólna piosenka musi być przełożona na jakiś czas. Ogłosimy także oficjalnie, że nowy album wyjdzie przed gwiazdką.
- Prezent pod choinkę. - zaśmiałem się.
- No tak. A i jeszcze chciałbym, żebyście niedługo zrobili wspólnego twitcama. Musimy utrzymać waszych fanów. - powiedział.
- Zrobimy to z czystą przyjemnością. - odezwał się Payne.
- Mam już nawet pomysł. Ale będzie zabawa.- spojrzał na nas Louis. Od razu wiedzieliśmy, że wpadł na jakiś głupi żart, ale to w końcu Tomlinson. - dyskutowaliśmy jeszcze prawie godzinę. O tym co możemy, a czego nie możemy robić. Dostaliśmy też szczegółowy plan na temat wszystkich koncertów, reklam, nagrań, spotkań i wywiadów. Jak się okazało jutro rano mieliśmy wyjechać na dwa dni do innego miasta, aby pokazać się tam troszkę. Całe wywiady, rozmowy miały być na żywo w telewizji i będziemy musieli wyjechać z samego rana, aby tam dotrzeć, co nie do końca mi się uśmiecha, ale w końcu to trochę jakby obowiązek.
Spotkanie dobiegło końca. Razem z chłopakami postanowiliśmy spędzić te popołudnie razem. Coraz mniej czasu spędzamy razem, ale gdy już się spotykamy jest świetnie, jak za czasów xFactora. Tym razem poszliśmy na kręgle. Graliśmy trzy godziny, po czym poszliśmy zjeść sobie coś w Nando's. Siedzieliśmy i gadaliśmy o tym co nas spotkało przez ostatni tydzień. Co jakiś czas podchodziły do nas fanki i prosiły o zdjęcia, autografy. To mi się nigdy nie znudzi. Chciałbym, żeby było tak zawsze. Pożegnaliśmy się wieczorem i wróciłem do domu. Byłem padnięty, a jak pomyślałem, że jutro i pojutrze mają być spotkania i sesje, to już w ogóle odechciało mi się wszystkiego. Po prostu w ciuchach położyłem się i zasnąłem jak dziecko.
*Oczami Roxy*
- Bo obiecałam. - spojrzałam w stronę drzwi którymi wyszedł. - A ja zawsze dotrzymuję obietnic.- wzięłam łyk herbaty i spojrzałam w odbicie. Jaką też człowiek jest żałosną istotą.
Wzięłam głęboki wdech. Meg zrozumiała, że nic nie powiem, znała mnie wystarczająco dobrze. Wstała nic nie mówiąc i poszła do swojego pokoju, ale po chwili usłyszałam małe kroczki mojej małej księżniczki. Zeszła na dół przecierając oczka. Styles musiał ją obudzić swoimi chimerami nad ranem.
- Hej mamusiu. - powiedziała podchodząc do mnie.
- Cześć księżniczko.- posadziłam ją na swoim kolanach.
- Czemu ten pan krzyczał?- spytała patrząc na mnie swoimi niebieskimi oczkami, w tej chwili naprawdę miałam ochotę udusić go, za to, że ją obudził.
- Krzyczał, bo był zły.
- Na ciebie? - jej oczka się rozszerzyły.
- Może troszeczkę, ale nie tylko na mnie kochanie. On po prostu się zgubił i dlatego krzyczy, bo nie wie co ma teraz zrobić.
- A ty mu pomożesz? Tak, żeby już nie krzyczał?
- Spróbuję.- uśmiechnęłam się do niej.
- Co spróbujesz?- spytała Gemma schodząc na dół.
- Żeby ten pan nie krzyczał.- powiedziała z dumą Olivka, w tej chwili z pokoju wyszedł on. Nic nie powiedział, tylko wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Spojrzałam na Gemmę, która załamana usiadła obok mnie.
- Myślałam, że jest już lepiej. - powiedziała. - Powiedz mi, co się tamtego dnia wydarzyło.
- Nie mogę. Ale nie powinien zostawać teraz sam. Będziesz mu bardzo potrzebna, może nawet bardziej nisz myślisz. - postanowiłam zmienić temat- Olivka chcesz coś zjeść?
- Tak. Naleśniki!
- O tej godzinie?
- Tak.
- No dobrze. - zabrałam się za przygotowywanie ciasta na naleśniki, Gemma poszła z powrotem do siebie. Chyba była na mnie zła, za to, że nie chcę jej powiedzieć, albo zawiedziona. Tylko mała bawiła się beztrosko nie przejmując się. Chciałabym potrafić tak jak ona, nie przejmować się niczym.
Po kilkunastu minutach ciasto było gotowe, a po chwili w całym domu rozniósł się słodki zapach naleśników. Wszyscy zeszli na dół zwołani pięknym zapachem. Zjedliśmy w piątkę śniadanie.
- Pójdziemy dzisiaj na długi spacer?- spytałam się małej, na co zaklaskała z radością.
- Zrobię dzisiaj zakupy. - Helena odniosła swój talerz do zmywarki.
- Ja muszę załatwić kilka spraw na mieście. Niestety ktoś tu jeszcze musi pracować.- powiedziała Meg.
- A ja pójdę do Harrego. Może sam w końcu mi coś powie. - posłałam jej uśmiech. Skończyłyśmy jeść . Wszystkie naczynie wylądowały w zmywarce. Ubrałam Olivkę, a potem siebie. Wyszłyśmy razem trzymając się za recę. Poszłyśmy powoli do parku. Moja księzniczka cały czas zasypywała mnie pytaniami. Co? Do czego? Po co? Dlaczego? Cały czas jej coś tłumaczyłam, a jak nie to biegała po trawie zbierając liście, a gdy miała już ich trochę w rekach natychmiast wyrzucała w górę śmiejąc się. Zrobiłam jej tak kilka ślicznych zdjęć na pamiątkę i właściwie cały czas śmiałam się z wszystkiego. Cały czas gadała jak katarynka, ledwo zrozumiale, a czasami wychodziły z tego takie pierdoły, że po prostu płakać mi się chciało i brzuch mnie już powoli zaczynał boleć przez nieustanny, niepohamowany śmiech. Kupiłyśmy sobie też watę cukrową. Chciałam jej wynagrodzić stracony czas. Ostatnio bardzo dużo pracowałam, często wyjeżdżałam, teraz mogłyśmy to wszystko nadrobić. Po zjedzeniu słodkiej waty poszłyśmy do wesołego miasteczka. Olivka mogła by tam chodzić codziennie i by się jej pewnie nie znudziło. Cały czas chciała coś robić, a ja nie miałam serca jej odmówić. Raz chciała na dmuchaną zjeżdżalnie, na karuzelę, samochodziki. Spędziłyśmy tam całe popołudnie. Olivka poznała tam nowe dzieci. Chyba powinnam ją posłać do przedszkola, tam mogła by bawić się z nimi częściej. Po kilku godzinach biegania i wariowania, była tak zmęczona, że nie chciało jej się iść do domu na pieszo. Wzięłam ją na plecy, a ona po kilku minutach zasnęła. Z małym śpioszkiem wróciłam do domu. Słyszałam, że Meg i Gemma są w salonie. Odniosłam księżniczkę do jej pokoiku, przykryłam i zamknęłam drzwi. Po cichu oddaliłam się i zeszłam na dół. Będąc na ostatnich stopniach usłyszałam szloch. Lekko zdziwiona weszłam do salonu gdzie na kanapie leżała Gemma, a ją pocieszała Meg. Musiałam się dowiedzieć o co chodzi.
- Co się dzieje? - spytałam. Obie spojrzały na mnie. Gemma otarła łzy.
- Chodzi o Harrego. - powiedziała Meg.
- Co ten debil znowu zrobił?- przykucnęłam, aby być bliżej zapłakanej dziewczyny. Próbowała się uspokoić i coś powiedzieć.
- On od kilku dni praktycznie się do mnie nie odzywał, ale gdy dzisiaj zaczęłam się dopytywać... on zaczął krzyczeć.- zaciągnęła nosem- On wrzeszczał, jakby go coś opętało, był wściekły, on... To nie był Harry. Ja go takiego nigdy nie widziałam. On wcześniej by nigdy, nigdy......... by mnie nie uderzył. - powiedziała i zaczęła jeszcze bardziej płakać, jakby z wypowiedzianymi słowami bardziej to niej to dotarło. - Roxy błagam cię powiedz mi! Powiedz co się stało! Wytłumacz mi to wszystko! Ja chce mu tylko pomóc.
- Daj mi jego adres.
- Ale..
- Daj mi jego adres.- powiedziałam bardziej naciskając.
- Elverton St. 7- usłyszałam to co chciałam i po prostu ruszyłam. Wyszłam z domu nie zwracając uwagi na nic, ani co mu powiem, ani co zrobię. Chciałam mu tylko wszystko wygarnąć. Wyszłam na dwór, było już ciemno, bardziej niż mi się to wydawało, gdy wchodziłam z moją córeczką do domu. Po moim ciele przeszły dziwne ciarki i dostałam gęsiej skórki, ale gdy szłam szybkim tempem zrobiło się mię gorąco. Moje serce zaczęło niespokojnie, szybko bić, nie wiem czy z wysiłku czy z wściekłości. Każdy krok był coraz bardziej stanowczy i z każdym jednym czułam coraz większą wściekłość. Nie wiedziałam, czy na siebie, czy na niego. Obwiniałam nas oboje, za to wszystko co się dzieje, o to, że on marnuje sobie życie.
Dotarłam do celu, zaczęłam walić pięścią w drewniane drzwi. Z całej siły, jakby blokowały drogę do jedynej rzeczy na której teraz mi zależy. Huk uderzeń odbijał się na klatce schodowej, jak moje myśli odbijały się w mojej głowie. Usłyszałam jak przekręca klucz, a ja poczułam ogromny niepokój w moim sercu. Jakby coś je ściskało, przyduszało, albo jakby nie docierało do niego powietrze. W tej chwili uświadomiłam sobie, że nie mam zielonego pojęcia co chcę mu powiedzieć, jak przybrać w słowa moje uczucia, a drzwi się otworzyły. Stał przede mną
większy, silniejszy z twarzą wyrażająca zdziwienie, jednak nie nie pokój. Jego rysy były łagodne, jakby niczego się nie obawiał, jakby był pewien, że cokolwiek się zdarzy on i tak nic nie poczuje. Ja zaś zupełnie odwrotnie. Mój oddech wyraźnie słyszalny nie dodawał mi odwagi, ani poczucia jakiejkolwiek stabilności. Czułam się słabsza, zdezorientowana i z dziwnym złym przeczuciem, jak nigdy w życiu.
- Co się dzieje? - spytałam. Obie spojrzały na mnie. Gemma otarła łzy.
- Chodzi o Harrego. - powiedziała Meg.
- Co ten debil znowu zrobił?- przykucnęłam, aby być bliżej zapłakanej dziewczyny. Próbowała się uspokoić i coś powiedzieć.
- On od kilku dni praktycznie się do mnie nie odzywał, ale gdy dzisiaj zaczęłam się dopytywać... on zaczął krzyczeć.- zaciągnęła nosem- On wrzeszczał, jakby go coś opętało, był wściekły, on... To nie był Harry. Ja go takiego nigdy nie widziałam. On wcześniej by nigdy, nigdy......... by mnie nie uderzył. - powiedziała i zaczęła jeszcze bardziej płakać, jakby z wypowiedzianymi słowami bardziej to niej to dotarło. - Roxy błagam cię powiedz mi! Powiedz co się stało! Wytłumacz mi to wszystko! Ja chce mu tylko pomóc.
- Daj mi jego adres.
- Ale..
- Daj mi jego adres.- powiedziałam bardziej naciskając.
- Elverton St. 7- usłyszałam to co chciałam i po prostu ruszyłam. Wyszłam z domu nie zwracając uwagi na nic, ani co mu powiem, ani co zrobię. Chciałam mu tylko wszystko wygarnąć. Wyszłam na dwór, było już ciemno, bardziej niż mi się to wydawało, gdy wchodziłam z moją córeczką do domu. Po moim ciele przeszły dziwne ciarki i dostałam gęsiej skórki, ale gdy szłam szybkim tempem zrobiło się mię gorąco. Moje serce zaczęło niespokojnie, szybko bić, nie wiem czy z wysiłku czy z wściekłości. Każdy krok był coraz bardziej stanowczy i z każdym jednym czułam coraz większą wściekłość. Nie wiedziałam, czy na siebie, czy na niego. Obwiniałam nas oboje, za to wszystko co się dzieje, o to, że on marnuje sobie życie.
Dotarłam do celu, zaczęłam walić pięścią w drewniane drzwi. Z całej siły, jakby blokowały drogę do jedynej rzeczy na której teraz mi zależy. Huk uderzeń odbijał się na klatce schodowej, jak moje myśli odbijały się w mojej głowie. Usłyszałam jak przekręca klucz, a ja poczułam ogromny niepokój w moim sercu. Jakby coś je ściskało, przyduszało, albo jakby nie docierało do niego powietrze. W tej chwili uświadomiłam sobie, że nie mam zielonego pojęcia co chcę mu powiedzieć, jak przybrać w słowa moje uczucia, a drzwi się otworzyły. Stał przede mną
większy, silniejszy z twarzą wyrażająca zdziwienie, jednak nie nie pokój. Jego rysy były łagodne, jakby niczego się nie obawiał, jakby był pewien, że cokolwiek się zdarzy on i tak nic nie poczuje. Ja zaś zupełnie odwrotnie. Mój oddech wyraźnie słyszalny nie dodawał mi odwagi, ani poczucia jakiejkolwiek stabilności. Czułam się słabsza, zdezorientowana i z dziwnym złym przeczuciem, jak nigdy w życiu.
- Co ty do jasnej cholery znowu odpieprzasz?!- podniosłam głos i wepchnęłam go do środka, po czym sama weszłam.
- O ci ci znowu chodzi?- podniósł kącik swoich ust ku górze. Myślałam, że mu zaraz przywalę, wyglądał jakby się upił, albo naćpał. Cofnął się i usiadł na sofie.
- O co mi chodzi? Lepiej ty sobie, kurwa powiedz o co tobie chodzi!
- Bredzisz kobieto.
- Obwiniasz się o śmierć Vero...- spojrzał na mnie jakbym zaskoczyła go tym, że o niej wspomniałam, a przecież od niej to wszystko się zaczęło - i dlatego uderzyłeś własną siostrę?!
- Nie twoja sprawa kochana. Po prostu rób to co robiłaś przez większość życia, czyli ignoruj wszystko.
- Nie moja sprawa?! Mam to ignorować? Gemma błagała mnie prawie na kolanach, żebym jej powiedziała! Ona się o ciebie martwi nie rozumiesz tego?!
- Nie ma czym się martwić.- powiedział biorąc butelkę piwa stojącą na stoliku przed nim i wziął łyka.
- Zachowujesz się jak ostatni palant. Czemu krzywdzisz siebie i wszystkich dookoła?! - moje słowa go chyba zabolały. Odstawił butelkę po czym wstał. Nie odrywałam od niego oczu. Podszedł do mnie, poczułam się jak za dawnych lat. Jakbym stała przed jakimś niebezpiecznym człowiekiem, a przecież to był Harry, tylko Harry. Nie ten sam, którego pamiętałam, ale jednak on. Przejechał palcami po moim policzku.
- Roxy, Roxy, Roxy.... - szybkim ruchem dłoni chwyciłam jego rękę i odepchnęłam od swojej twarzy.
- Przestań!- odeszłam krok od niego. - Przestań się tak zachowywać! Nie widzisz co się dzieje?! Twoja siostra cierpi przez ciebie! Jak możesz to robić?!
- Nic o mnie nie wiesz!- wkurzył się. - Nie wiesz nic o tym co czuję. Nie masz zielonego pojęcia, więc się zamknij!
- Uwierz mi, że doskonale wiem co czujesz. Myślisz, że nie widzę? Stajesz się dokładnie taki jak ja! Zgorzkniały, nieczuły, obojętny. Jeszcze do niedawna sam mi to wypominałeś, a teraz co?
- Nic! Zostaw mnie do jasnej cholery w spokoju! Zajmij się swoim szczęśliwym życiem!
- Nie dajesz mi wyboru.
- Co masz na myśli?- spytał zdziwiony.
- A jak myślisz?- chwycił mnie za ramię.
- Nie możesz jej powiedzieć. Nie możesz, obiecałaś.
- Obietnicę można łatwo złamać, a zwłaszcza dla czyjegoś dobra.
- Nie masz prawa!.- zacisnął swój ucisk jeszcze bardziej.
- Powiem jej wszytko, tak będzie dla ciebie lepiej!
- Nie!- pociągnął mnie jakbym nic nie warzyła i rzucił na podłogę. Jęknęłam cicho z bólu. Zamiast przepraszam lub jakiegokolwiek innego słowa usłyszałam tylko krzyk złości Harrego. Jakby wszystko szło nie po jego myśli.
Podparłam się na rękach. Byłam przerażona, nie wiedziałam co mam zrobić. Nie byłam nawet pewna czy jestem bezpieczna, widziałam taką wściekłość w jego oczach. Najzwyczajniej w świecie poczułam strach, że zaraz wybuchnie i zacznie wszystko rozwalać. - Czemu zawsze jak się zjawiasz, to są same problemy?! - przyparł się do ściany, po czym zjechał plecami w dół, ugiął nogi w kolanach i schował w nich twarz. Zaczął płakać. Podniosłam się i usiadłam obok niego. Położyłam niepewnie rękę na jego plecach, ale on gwałtownie się zerwał.
- Nie dotykaj mnie!!!- wykrzyczał przez łzy. - Nie dotykaj!- sama już nie wiedziałam, czego on chce. Nie wiedziałam, co w tej chwili czuje, czy tylko samą złość? Może chociaż w pewnej części żałował tego, że mną rzucił o podłogę. Nie miałam zielonego pojęcia. Nie wiedziałam co mam zrobić.- Myślisz, że wiesz co tak naprawdę czuję?Wiesz jak to jest codziennie zasypiać z tą samą myślą, że jest się winnym śmierci ? Z tą samą wiedzą, że to twoja wina?! Czy wiesz jak to jest nie mieć nadziei, że będzie lepiej? Wiesz jak boli, gdy wszyscy tylko przypominają ci o tym co zrobiłeś?Jestem skazany na życie z tym. To jest jak piętno na duszy. Wiesz jak to jest niemieć siły oddychać, a co dopiero pogodzić się z tym wszystkim! - wykrzyczał to, a gdy skończył stanął w rozkroku lekko zdyszany, z wzrokiem skierowanym w podłogę.- Wszyscy chcą mi pomóc, ale mnie się do jasnej cholery nie da pomóc! Byłem, jestem i będę winny jej śmierci!- krzyczeć ostatnie słowa zaczął wszystko wywalać, stolik, sofę, telewizor. Nie mógł się opanować. Tak bardzo mi mnie przypominał, ale nie mogę pozwolić na to by stał się taki jak ja.
________________________________________________________________
Beznadzieje. Normalnie myślałam, że wyjdzie coś lepszego, a to dupa za przeproszeniem, przepraszam. Przepraszam za błędy.
"Podoba mi się rozdział (blog), daję komentarz!"
Głosujcie w ankiecie.Nadal, możecie pytać w komentarzach mnie lub bohaterów o co tylko chcecie