niedziela, 16 marca 2014

Epilog.

Roxy 

Tak własnie skończyła się nasza historia, nasza bajka. Staliśmy się z wrogów, przyjaciółmi. Z przyjaciół staliśmy się parą kochanków.A wszystko zaczęło się od pomysłu zdemolowania domu. Nie. A wszystko zaczęło się na cmentarzu, przed grobem moich świętej pamięci rodziców. Przeżywaliśmy razem wiele, ale teraz to wszystko wydaje się być jedynie zabawą. Dopiero teraz zaczyna się moje życie. Powiem wam One Direction to zespół, który odmienił moje życie, moje serce, a zwłaszcza jeden jego członek. On, ten głupek co naśmiewał się ze mnie udając kurę, który wyzywał mnie, który był zboczony nawet w windzie, jest teraz jedyną osobą, którą kocham. Zabawne prawda? Ale w końcu mogę na koniec tej komedii powiedzieć:
- Żyjmy długo i szczęśliwie, dobrze?
- Tak. - Jestem pewna, że tak będzie. 


_____________________________________________________________________________
Koniec. Proszę napiszcie coś od siebie na pożegnanie. 

Rozdział 31. Kocham ciebie i tylko ciebie.

W tym rozdziale, będzie wątek +18. Będzie on oznaczony. (Przepraszam nie wyszedł mi on. Pierwszy raz taki napisałam i przyznaję nie wyszedł i nie jest to coś co powinnam robić haha)


*Oczami Harrego*


Minęło już półtora miesiąca odkąd Roxy spotkała się ze swoją siostrą.Strasznie zbliżyliśmy się do siebie. Spędzały razem dużo czasu, więc ja zostawiłem z Olivką umożliwiając im to.  Czasami dosłownie czułem się jakby to była moja własna córka.  Pomiędzy mną a Roxy zaś nic się nie zmieniło.  Nadal jesteśmy przyjaciółmi którzy lubią sobie po dokuczać, a przynajmniej tak to wygląda.  Nasza znajomość tak jakby ustabilizowała się. Nie w złym sensie, po prostu przyzwyczailiśmy się do tego, że jest tak a nie inaczej. Oprócz złośliwych dogadywek nie kłócimy się.  W sumie wiele się nie zmieniło.  Gemma radzi sobie świetnie, uspokoiła się po tej całej aferze ze mną w roli głównej.  Chyba ponownie mi zaufała i wierzy, że nie wezmę już żadnego świństwa do ust. Szczerze, to sam w to wierzę. U chłopaków wszystko w porządku, ostatnio wyszedł nowy singiel, który nagraliśmy z Cinderellą. Stał się dużym przebojem. Osobiście najbardziej cieszy mnie to, że mieliśmy wiele okazji,  aby się poznać.  Nie wiem dlaczego, ale coś w niej jest takiego, że gdy przy niej jestem zapominam o wszystkich problemach,  a zwłaszcza tym w moim sercu. Niedawno zaprosiłem ją na randkę i za parę godzin ma się ona odbyć.
- Harry ja niedługo muszę wychodzić.  - usłyszałem głos Roxy. Podniosłem głowę i spojrzałem na dziewczynę.  Z uśmiechem pakowała swoje rzeczy do torebki.
- Ale nie zapomniałaś prawda? Ja też dzisiaj wychodzę. 
- Gdzie idziesz tatusiu? - usłyszałem głos Olivki. Oboje z przyjaciółką spojrzeliśmy na dziewczynkę, a później na siebie. Ja gdzieś w środku naprawdę się ucieszyłem, ale Roxy to wyraźnie się nie spodobało. Zabolało mnie to, najwyraźniej ona nigdy nawet nie pomyślała o fakcie, że mógłbym być ojcem jej córki.
- Księżniczko. Harry nie jest twoim tatusiem. - powiedziała podchodząc i pogłaskała małą po główce. 
- A gdzie jest mój tatuś? Inne dzieci mają, a ja nie. 
- Kiedyś mamusia przyprowadzi ci tatę do domu, zobaczysz. - powiedziałem chcąc wybawić Roxy z tej sytuacji. 
- Wątpię. - usłyszałem ciche mruknięcie pod nosem, a dziewczyna się odwróciła nie pozwalając zobaczyć mi swojego wyrazu twarzy, który mógł mi wiele powiedzieć. 
- Co? - odruchowo spytałem o wyjaśnienie. 
- Nic takiego. Masz coś do załatwienia dzisiaj, tak? Helena zajmie się małą, więc bez obaw. Idziesz na randkę prawda? Z Cinderellą? 
- Tak. Jeszcze trochę i się zakocham. - powiedziałem w zamyślę, ale celowo. Chciałem zobaczyć jej reakcję. 
- Powodzenia, że ktoś taki jak ona odwzajemni uczucie do kogoś takiego jak ty. 
- Wiesz, czasami naprawdę umiesz zranić. 
- Uznam to za komplement. - wytknęła język, po czym ucałowała Olivkę w czoło. - To na razie. Ubrała się w płaszcz, buty i wyszła. 
- Pobawisz się jeszcze ze mną?- usłyszałem pytanie z ust małej blondyneczki. 

***

Ostatnie przeczesanie włosów i gotowe. Można powiedzieć, że się odpicowałem jak tylko było to możliwe. Założyłem na siebie białą koszulę i czarne rurki oraz moje ulubione buty i płaszcz. Spryskałem się nawet najlepszą wodą kolońską, chyba nic mi nie brakowało. Po drodze kupiłem bukiet czerwonych róż i udałem się do restauracji w której się umówiliśmy. Przyszedłem pierwszy i zająłem wcześniej zarezerwowany stolik. Dochodziła już godzina na którą mieliśmy się zobaczyć, ale jej nadal nie było. Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że mogła mnie wystawić, ale szybko rozwiałem te myśli, bo w drzwiach pojawiła się ona. Jak zawsze wyglądała pięknie, miała na sobie czerwoną koszulę oraz czarną spódniczkę, a wszystko dopracowane różnymi drobiazgami jak na przykład bransoletka  i pierścionki na jej nadgarstku i palcach. Na twarzy jak zawsze maska, elegancka, lecz z tych najwygodniejszych ze specjalnego materiału, włosy upięte w wysokiego koka.
- Myślałem, że już nie przyjdziesz. - powitałem ją tymi słowami z uśmiechem, niestety nie udało mi się ukryć lekkiego poddenerwowania. Ona zaś w odpowiedzi łagodnie się uśmiechnęła. Pomogłem jej usiąść jak na dżentelmena przystało, po czym sam zająłem swoje miejsce.
- W takiej wersji cię jeszcze nie widziałam.
- Jeszcze dużo o mnie nie wiesz. - zaśmiałem się dla rozluźnienia atmosfery.
- To tak samo jak ty o mnie. - Cinderella wydała mi się jakoś dziwna, jakby tylko w połowie obecna. Czułem, że myślami jest dość daleko stąd.
- Coś się stało? - postanowiłem zaryzykować i zapytać.
- Nie, czemu pytasz? - ocknęła się.
- Jesteś jakaś nieobecna, myślałem, że coś się stało. - wyjaśniłem.
- Nawet jeśli to nic na co oboje mielibyśmy wpływ. - zapadła niezręczna cisza, wpatrywaliśmy się w siebie. Czułem się coraz gorzej z tą atmosferą, ciążyła mi.
- Mam nadzieję, że wieczór spędzony ze mną trochę poprawi ci humor. - wybrnąłem jakoś.Podszedł do nas kelner i zamówiliśmy specjał lokalu, chyba nam obojgu najmniej zależało co zjemy tej kolacji.
- Masz jakieś plany na później?
- Zabiorę cię w pewne miejsce. Może nawet trochę magiczne.
- Zapowiada się ciekawie. - zaśmialiśmy się, a potem przyszedł kelner i podał nam nasze zamówienie. Zaczęliśmy jeść. Szczerze powiedziawszy nie smakowało mi, jak to w wykwintnych restauracjach bywa im mniejsza porcja tym więcej płacisz im więcej płacisz, tym gorzej to smakuje.
- Wiem, że trochę głupio, ale to jedzenie to koszmar. Zechciałabyś może zjeść ze mną coś normalniejszego?
- Jestem ci wielce wdzięczna, że to powiedziałeś. - ponownie zaśmialiśmy się. Poprosiłem o rachunek, od razu zapłaciłem i mogliśmy wyjść. - Te róże są dla mnie? - spytała z uśmiechem.
- Yyy... Tak. Przepraszam z tego wszystkiego zapomniałem ci ich dać.
- Nic nie szkodzi. Są piękne, wiesz chyba nie będzie mi zbyt wygodnie chodzić z nimi, zostawię je tutaj dobrze?
- Wedle życzenia. - uśmiechnąłem się. W sumie, miała rację, zanim przyniosła by je do domu i tak by z nich już nic nie zostało.
 - Co powiesz na jakże niewykwintnego, ale jakże niezdrowego i pożywnego hot doga? - spytałem widząc mężczyznę z budką, gdy spacerowaliśmy jedną z ulic.
-  Z przyjemnością skosztuję. - zaśmiała się. - kupiłem nam po specjale i idąc w "magiczne miejsce"
 zajadaliśmy się. Szliśmy ulicami Londynu i zanim się spostrzegliśmy było już ciemno. Całkiem dobrze nam się rozmawiało. - No to gdzie to twoje magiczne miejsce?
- Już niedaleko. - złapałem ją za rękę i skręciliśmy w jedną z uliczek. Po kilku minutach znaleźliśmy się przed opuszczoną fabryką. Zaprowadziłem ją na samą górę, gdzie rozciągał się wspaniały widok na Londyn nocą. Światła mieniły się jasnozłocistym kolorem sprawiając, że miało się wrażenie jakby to była magia, ale to nie wszystko już wcześniej porozstawiałem świece i pozapalałem je, więc było jeszcze bardziej pięknie.
- Cudowne! - powiedziała zachwycona.
- Cieszę się, że ci się podoba. - cofnąłem się o kilka kroków do tyłu i nacisnąłem przycisk odtwarzacza, a zaraz po tym usłyszeliśmy melodię.
- Mogę prosić? - zaprosiłem ja do tańca, z lekko cwaniackim uśmiechem. W odpowiedzi podała mi swoją dłoń. Przyciągnąłem ją do siebie i zaczęliśmy lekko kołysać się w rytm muzyki. Delikatnie i z wdziękiem. Wydawała mi się strasznie drobna, gdy ją objąłem. Moje serce przyspieszyło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Znalazłem się jakby w innym świecie, w którym było mi bardzo dobrze. - I jak podoba się randka?
- Naprawdę wiesz, co zrobić by zauroczyć dziewczynę. - powiedziała z słodkim uśmiechem na twarzy.
- Postarałem się.
- Cinderrella ja...
- Co ty na to, żeby już wracać. Zimno się robi. - przerwała mi.
- Yhmm. - przytaknąłem. - A dasz się odprowadzić?
- Dobrze, tylko chodźmy już. - pocieszyła mnie swoim uśmiechem. Wyłączyłem muzykę, zgasiłem świeczki i zostawiłem tak wszystko. Złapałem dziewczynę za rękę i opuściliśmy fabrykę. Oboje staraliśmy się nie dopuścić do chwili ciszy, która mogła by zepsuć cały nasz wieczór.
- To tutaj. - stanęliśmy przed wielkim domem.
- Tutaj mieszkasz? -zapytałem zaciekawiony.
- To miejsce zamieszkania Cinderelli, ja mieszkam gdzie indziej. Tutaj tylko przebieram się, czasami nocuje.
- Rozumiem. - przeszliśmy przez furtkę wchodząc na werandę. dziewczyna zaczęła szukać kluczy w swojej torebce, a gdy je znalazła otworzyła drzwi.
- Czas chyba się pożegnać. - zbliżyła się do mnie, a potem poczułem jej pocałunek na swoim policzku.
- Poczułem się jak w podstawówce. - powiedziałem z uśmiechem. Jednak poczułem, że to mi nie wystarczyło, chciałem czegoś więcej. Przybliżyłem się do niej trochę, a ta chcąc się oddalić oparła się o ścianę domu, ja jednak nie przestawałem. Złączyłem nasze ustaw w namiętnym pocałunku, a ona wcale się nie opierała. Całując się otworzyliśmy drzwi do domu i zanim się spostrzegłem byliśmy już w sypialni.



+18

Jednym ruchem reki popchnąłem ją na łóżko, na co zachichotała.
- Na pewno tego chcesz? - wyszeptałem jej na ucho.
- Na pewno nie chcę, żałować, że tego nie zrobiliśmy. - powiedziała po czym pocałowała mnie z języczkiem jednocześnie dobierając się do moich spodni. Sam także byłem już na skraju utrzymywania własnych żądzy w garści, poddałem się z moim pragnieniem jej ciała. Czułem jak moje serce przyspiesza, a moje myśli znikają. Moje ciało zaczęło działać instynktownie. Po kolei rozpinałem guziki jej koszuli nie przestając toczyć wojny na języczki. Ściągnąłem z niej koszule i na chwilę oderwaliśmy się od siebie. Oboje nie mogliśmy już wytrzymać, sami ściągnęliśmy z siebie ubrania w ekspresowym tempie, aby nie przedłużać. Założyłem prezerwatywę i kontynuowaliśmy. Aby rozpalić ją do granic możliwości całowałem ją po szyi i szedłem po woli w dół. Zacząłem bawić się jej sutkami, aż po chwili stwardniały. Przygryzłem jeden, a prawą ręką ruszyłem spenetrować jej intymne miejsce. Gdy usłyszałem pierwsze jęki, poczułem zadowolenie. Mój członek nabrzmiewał się coraz bardziej. Nasze ciała były coraz bardziej gorące, coraz bardziej siebie pożądały. Gdy czułem się już gotowy wszedłem w nią. Wbiła swoje paznokcie w moje plecy, co tylko bardziej mnie podnieciło. Zacząłem poruszać się, wpychając go do przodu. Nasze oddechy przyspieszyły. Oboje czuliśmy się niezwykle, widziałem to w jej oczach, słyszałem to w jej głosie. Wiedziałem, że już z nią kiedyś spałem, ale i tak jakieś uczucie temu towarzyszące nie dawało mi spokoju. To wszystko było jakoś dziwnie znajome.  Nie zaprzeczę jednak, że to był jeden z najbardziej niezwykłych stosunków w moim życiu, a gdy doszedłem poczułem się jak w siódmym niebie. Moje serce było na krańcu wytrzymałości, dyszałem. Po chwili i ona to poczuła. I odpłynęliśmy. Osobiście byłem wykończony. Ostatnie co pamiętam to jej ciepło, gdy się do mnie przytuliła.

koniec  +18

Usłyszałem jakiś zgrzyt. Otworzyłem oczy, a gdy nie zobaczyłem przed sobą tajemniczej dziewczyny w masce zerwałem się do pozycji siedzące. Zobaczyłem ją, stojącą obok łóżka, w czarnych majtach i swojej koszuli.
- Dzień dobry. - powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
- Hej. - odpowiedziała. Po czym poszukała swojej spódniczki. Jak w tym czasie wstałem i ubrałem swoje bokserki, które było tuż obok łóżka. - Muszę już iść.
- Poczekaj, mam tylko jedno pytanie. Dlaczego zrobiłaś sobie te blizny na udach? Cięłaś się, prawda? Dlaczego?
- Przez chłopaka.
- Co on ci zrobił?
- Nic takiego. - odpowiedziała niewzruszona.
- Jak to nic? To musi być jakiś straszny dupek, skoro tak bardzo przez niego cierpiałaś.
- Cierpię. - poprawiła mnie- Ale nie mów tak o nim! Nie wiesz kim jest.
- Kim? Jeśli chcesz, mogę z nim pogadać, żeby się odczepił.
- Nie ma takiej potrzeby.
- Ale jeśli nadal cierpisz...
- Przestań! Już nie mogę tego słuchać. - do jej oczu napłynęły łzy. - Dlaczego mówisz mi to właśnie ty?! Dlaczego w takiej chwili?! Czemu musiałeś rozpoczynać tą rozmowę?! Co?!
- Ja...
- A co byś zrobił, gdybym powiedziała, że tym dupkiem jesteś ty!- zdrętwiałem, nie wiedziałem co powiedziałem, nie mogłem się ruszyć, oddychać też było mi ciężej. - Mam dosyć! Nie spotkamy się więcej!
- Poczekaj!
- Chcesz wiedzieć kim jestem?! Proszę bardzo! - gwałtownym ruchem ręki ściągnęła z twarzy maskę.
-  Za długo to przeciągałam. Teraz i tak mnie pewnie nienawidzisz, i vive versa.   - ubrała spódniczkę, po czym wybiegła z domu. Zszokowany leżałem opadłem na jej łóżko. "I vice versa, co Roxy?"- pomyślałem. "Co ja do niej właściwie czuje?"


***

Naprawdę, żeby uciekać do Los Angeles przede mną? Cały dzień myślałem co mam teraz zrobić, jaki ruch wykonać, a gdy następnego dnia chciałem jej powiedzieć co czuję okazało się, że zniknęła. W domu zastałem tylko Meg. Opowiedziałem jej wszytko, a ona dała mi adres do którego teraz zmierzam. Boję się jej reakcji, ale to najlepsze co mogę zrobić, po prostu powiedzieć, że ją kocham. Dotarłem. W sumie cały czas o niczym innym nie myślałem, jak tylko o tym co jej powiem, gdy ją zobaczę, dlatego też cały lot samolotem i odprawa minęły strasznie szybko. Zamówiłem taksówkę i podałem adres. Kierowca zawiózł mnie prosto pod piękny dom, z drewna, niedaleko plaży. Zarabiając jako gwiazda mogła sobie na niego pozwolić. Zapukałem do drzwi i oczywiście moje serce wstrzymało się do chwili, w której usłyszałem dźwięk naciskanej klamki, drzwi uchyliły się i ujrzałem ją. Oczy czerwone od płaczu. 
- Co ty tutaj robisz? - powiedziała popychając mnie do tyłu i zamykając drzwi za sobą. - Proszę, odejdź. Naprawdę nie chcę cię już widzieć. - do jej oczu znowu napłynęły łzy.
- Odpowiedz mi tylko. - przybliżyłem się do niej. Nienawidzisz mnie? 
- Yhm. - przybliżyłem się jeszcze o kilka centymetrów.
- Lubisz mnie?
- Tak. - ponownie się zbliżyłem, tak, że nie mogła mi już uciec, dzieliło nas tylko kilka centymetrów. Ostatnie pytanie, najtrudniejsze. w głowie mi się zakręciło. 
- Kochasz mnie?
- Tak. - odpowiedziała cicho. Słysząc to, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Połączyłem nasze wargi, ciepłe, stworzone dla siebie. Roxy próbowała mnie od siebie odepchnąć, ale nie pozwalałem jej na to, aż w końcu się poddała. Gdy tylko nas rozdzieliłem, przytuliłem ją mocno do siebie. 
- Ja też cię kocham idiotko. Wiem, że przed takim dupkiem jak ja powinno się uciekać, ale nie aż tak daleko. Nie uciekaj już nigdy więcej dobrze?
- Kochasz Cinderelle, nie mnie. - powiedziała smutnym głosem. 
- Wiesz dlaczego tak bardzo chciałem zakochać się w niej. - spojrzałem w jej oczy, błyszczące, jasnobrązowe. - Ponieważ, gdy byłem z nią łatwiej było mi nie myśleć o tobie. Uznałem, że nie chcesz takiego głupka, sławnego flirciarza, uważałem, że zasługujesz na kogoś lepszego. Dlatego właśnie się z nią spotykałem, żeby od kochać się w tobie, ale to na nic. Kocham ciebie i tylko ciebie. 

____________________________________________________________________
Przepraszam za błędy, ale tak dawno nie dodawałam, że chcę już mieć to za sobą jak najszybciej. Więc pisze prolog i zaraz dodam. 



sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 30. Zaczęliśmy jako wrogowie, skończymy jako przyjaciele.

*Oczami Harrego*


- Odezwę się jeszcze. - odpowiedziałem zszokowany. Nie byłem zdolny powiedzieć nic sensownego, jakbym zapomniał słów, albo po prostu nie dało się tego nimi wyrazić.  Lekki dreszcz przebiegł po moim karku, spuściłem głowę. Poczułem się strasznie, ale taką własnie ponosi się cenę jeśli zbytnio się komuś zaufa, a ona mnie w pewien sposób okłamała.  Ciężko to opisać, ale najprościej byłem wściekły i zawiedziony, a co gorze oba te uczucia tyczyły się zarówno niej jak i mnie. Myślałem, że nie ma już przede mną tajemnic, choć z drugiej strony można było się po niej tego spodziewać, ale żeby nie powiedzieć mi nawet tego? 
- Coś się stało? Z kim rozmawiałeś? - spytała wchodząc do pokoju i siadając obok mnie na łóżku.  
- Z nikim. - odpowiedziałem dość oschle. Zupełnie nie wiedziałem jak się teraz zachować przy niej. Powiedzieć jej, że wiem, ale jak? Być na nią wściekły? 
- Nie jesteś zbyt dobrym kłamcą wiesz? - uśmiechnęła się - Musiało się coś stać inaczej nie patrzył byś na mnie tak dziwnie. Możesz być ze mną szczery, na tym chyba powinna polegać przyjaźń, no nie? - ponownie na jej twarzy pojawił się radosny uśmiech. Pasował do niej, do jej pięknych, dużych oczu i kasztanowych włosów. 
- Szczery?!- spytałem pewnie, gwałtownie stając. Bałem się spojrzeć w jej brązowe tęczówki, bardzo się bałem. - I kto to mówi.- prychnąłem. Wszystkie moje emocje wzrosły wraz z tym, jak zaczęła mówić o szczerości. - Rose Palmer ? - wypowiadając jej prawdziwe imię i nazwisko spojrzałem na nią. W jednej sekundzie w jej oczach pojawiło się zaskoczenie, a potem przerażenie. Powieki rozszerzyły się, a źrenice powiększyły, chcąc to ukryć natychmiastowo spuściła wzrok i odwróciła głowę. Jej dłonie zacisnęły się w pięści. 
- Skąd wiesz? - spytała z rezygnacją w głosie. Jak długo chciała to jeszcze przede mną ukrywać, całe życie?
- Czyli to jednak prawda. - odpowiedziałem opadając na łóżko. - Naprawdę masz tak na imię. 
- Nie. - usłyszałem wielki smutek w tym jednym wyrazie. - Mylisz się. Jesteś w błędzie! - usłyszałem jak jej głos się załamuję. Jeszcze chwila i po jej policzku spłyną słone łzy, jestem tego pewien. - Ja k miałam tak na imię. 
- Jak to miałaś tak na imię? - zanim zdążyłem dokończyć to pytanie ona poderwała się z łóżka w celu ucieczki. Także gwałtownie wstałem, chciałem mieć wyjaśnienia tu i teraz. - Zaczekaj! - krzyknąłem, gdy wybiegliśmy z budynku. Kac nie pozwalał mi rozwinąć i w pełni szybkości, ale bardzo chciałem ją dogonić i w końcu mi się to udało. Złapałem ją za nadgarstek i tym sposobem zatrzymałem.
- Puść mnie. - poprosiła, ciężko oddychając.
- Nie. - starałem się uspokoić.Chciałem by to wszystko się w końcu wyjaśniło.- Wyjaśnij mi to wszystko tu i teraz! Ile chcesz przed tym uciekać?! Twoja przeszłość zawsze będzie z tobą. Nie staraj się zapomnieć, zamazać jej! To nic nie da! - wziąłem głęboki oddech i powiedziałem spokojniej - Po prostu zaakceptują ją. - dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Spojrzała mi prosto w oczy z niesamowitą wściekłością. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Jej cera była blada, usta wydawały się suche i popękane, ale oczy błyszczały, pomimo tego, że zaraz miały popłynąć z nich słone łzy, wydawały się być piękniejsze niż zawsze.
- Chyba masz rację. - kąciki jej ust uniosły jej. Puściłem ją, nie zamierzała uciekać. Usiadła na krawężniku. - Tak naprawdę miałam na imię Rose. W końcu tak dali mi na imię moi rodzice. Aleksandra i Michael Palmer.
- Ta Aleksandra Palmer?!
- Dokładnie. moja matka była polką z wielkim talentem, mój ojciec zaś menadżerem. Zakochali się w sobie i ona uciekła od swoich rodziców, po czym stała się światową gwiazdą. Wzięli ślub, a pięć lat później urodziłam się ja, następnie moja siostra Alice. Byliśmy naprawdę szczęśliwą rodziną, niczego nam nie brakowało. Ale 3 września, czternaście lat temu...
- Twoi rodzice zmarli w wypadku samochodowym. Było o tym głośno.
- No właśnie, nie. Cała sprawa została zatajona. Tego dnia, moja siostra została na noc u koleżanki. Pamiętam, że na dworze panowała okropna pogoda, była burza i wiał silny wiatr. Siedzieliśmy sobie w ich sypialni przy kominku, kiedy usłyszeliśmy jakiś trzask. Nie pamiętam czy była to wybita szyba, czy coś innego, ale mój tata poszedł to sprawdzić. Zapewne myślał, że to jakiś włamywacz, albo coś. Moja mama, poszła chwilę za nim, ale po chwili wróciła, kazała schować mi się w szafie i nie wychodzić.
Po chwili mój tata wszedł tyłem z jakąś jeszcze osobą. Przez szparę widziałam jak mój tata broni mamy, a potem rozległy się strzały. Krzyknęłam i wyleciałam z szafy. Moi rodzice leżeli w kałuży krwi.Spojrzałam na człowieka, który to zrobił, on też mnie widział, ale mnie nie zabił. Zostawił mnie tam, z martwymi rodzicami. Później mówiono mi, że ten człowiek, był po prostu chory psychicznie. To jedyne wyjaśnienie jakie uzyskałam. Całość zatajono, choć sama nie wiem z jakiego powodu. Nie chcę nawet wiedzieć. Cieszę się, że rodzice zostali w spokoju pochowani. Później mnie i moją siostrę zabrało wujostwo. Mieszkaliśmy u nich przez sześć lat. Wszystko zaczęło się układać, chodziliśmy na terapię, wujkowie starali się jak mogli, ale którejś nocy nasz dom zaczął się palić. Strażacy wynieśli mnie i moją siostrę z ognia, wujkowie jednak nie przeżyli. Od tamtej pory, boję się ognia, jeśli jest większy nić moja dłoń, to dlatego gdy rok temu przez przypadek zapłonęła firanka w waszej kuchni bałam się zareagować. teraz myślę, że przez swoją głupotę, mogłam znowu doprowadzić do tragedii. Razem z siostrą trafiłyśmy do różnych rodzin zastępczych. Mną zaopiekowało się małżeństwo, Alex i David. Nie pozwoliłam im nazywać się już siebie Rose, to imię kojarzyło mi się w moimi rodzicami, ale w sumie nie pozostało mi po nich już nic, dlatego oni zaczęli nazywać mnie Roxy. Tak jak sobie życzyłam, spędziłam z nimi kilka cudownych lat, bardzo kochali siebie i mnie. Zwłaszcza Alex, nie zastąpiła mi matki, ale starała się ze wszystkich sił. Niestety zachorowała na gruźlicę i przegrała z chorobą. Zostałam z Devidem, ale on nie mógł sobie poradzić z śmiercią żony, ona była naprawdę wspaniałą osobą. Popadł w alkoholizm, zaczął sprowadzać dziwnych znajomych do domu, no i którejś nocy, zostałam zgwałcona. Zaszłam w ciążę i uciekłam. Później tułałam się, kradłam, w końcu miałam dość pieniędzy, zamieszkałam w jednoosobowym pokoiku w motelu. Przez osiem miesięcy pracowałam i zbierałam pieniądze, jednak nie dałam rady. Po urodzeniu Olivki oddałam ją do rodziny zastępczej i obiecałam sobie, że ją odbiorę. Pracowałam więc, załatwiłam sobie mieszkanie i odwiedzałam dom dziecka jako wolontariuszka. Później spotkałam was i dalej wiesz co było. To historia całego mojego życia. - przez całą jej wypowiedz, nie miałem odwagi się odezwać. A nawet jeśli, to nie wiedziałbym co powiedzieć. Przeżyła tego tyle, że nie jestem w stanie tego wszystkiego pojąć Jakby to prawie było niemożliwe, jakbym nie wierzył, że kogokolwiek mogło coś takiego spotkać.
- Przepraszam. Nie powinienem cię zmuszać do opowiadania tego wszystkiego.
- Co? Opowiedziałam ci wszystko, a ty mówisz, że niepotrzebnie? - otarła swoje łzy z oczu, po czym uśmiechnęła się lekko - Człowieku, było mówić wcześniej. - zaczęła z tego żartować? Byłem zdziwiony, przed chwilą usłyszałem scenariusz na niezły dramat, a teraz główna bohaterka z tego żartuje. - Powinieneś się czuć zaszczycony, tobie pierwszemu to wszystko powiedziałam. Ale... - jej ton głosu znowu spoważniał - cieszę się, że to byłeś ty. Poczułam się lepiej, gdy się wygadałam. - znowu ten uśmiech, jakby chciała ukryć nim cały ból - Dziękuję, że mnie do tego zmusiłeś. Tak właściwie to skąd się dowiedziałeś?
- Od twojej siostry. - odpowiedziałem po zastanowieniu. Uważnie przyjrzałem się jej twarzy, w jednej sekundzie z udawanego uśmiechu, malowało się wielkie zdziwienie. - Znalazłem ją, jeśli chcesz możesz się z nią spotkać. Chcesz tego?
- Sama nie wiem. Nie widziałam jej tak długo. Jesteśmy prawie dla siebie obce.
- Myślę, że powinnaś się z nią zobaczyć. Może pomożesz nie tylko sobie, ale i jej.




*** 



- Zwolnij! Roxy zwolnij, bo spowodujesz wypadek! - Od tamtej rozmowy minęło kilka dni. Dziś ma się spotkać ze swoją siostrą, na dworze leje deszcz, a ona pędzi jak szalona. - Jedziesz prawie stówą, przy ograniczeniu do sześćdziesięciu, do tego masz ograniczoną widoczność, chcesz nas pozabijać!- w jednej chwili poczułem jak moje ciało przechyla się do przodu. Zahamowała. Po chwili usłyszałem tylko trzask otwieranych, a później zamykanych drzwi samochodowych. Również wysiadłem z samochodu. Dziewczyna usiadła tak jak poprzednio na krawężniku chodnika, po czym schowała twarz w kolanach. Przysiadłem się do niej, nie przeszkadzało nam nawet to, że padał deszcz, po prostu siedzieliśmy chwilę w zupełnej ciszy. - Denerwujesz się ,prawda? - spytałem po chwili. 
- A ty byś się nie denerwował, jakbyś miał gemmę po kilku latach spotkać?! - podniosła głos i spojrzała na mnie. 
- Trudno mi to sobie nawet wyobrazić, więc tak naprawdę nie wiem co czujesz. Ale w końcu, to nie koniec świata. Nawet jeśli coś pójdzie źle, to zawsze masz gdzie wrócić. - oparła swoją głowę na moim ramieniu.
- Boję się.- dodała po chwili.
- No co ty, ty?- zaśmiałem się i objąłem ją swoim ramieniem. W sumie, dziwnie czułem się siedząc z nią tak, ale to uczucie wcale mi nie przeszkadzało, wręcz mógłbym powiedzieć, że mi się to podoba. Pierwszy raz coś takiego poczułem, tak samo jak pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. Ta dziewczyna to niekończąca się niespodzianka, zawsze czymś zaskoczy. Codziennie, możesz odkrywać inną cechę jej charakteru, ale i tak trudno stwierdzić czy znasz ją naprawdę.Potarłem jej ramie, alby trochę ją ogrzać. - To co jedziemy? - wzięła głęboki wdech.
- Tak. (...)
Przed nami malował się ładny, biały dom z zielonym dachem, czarnym ogrodzeniem i różnymi kwiatami w ogródku. Roxy ruszyła pierwsza, ja zaraz za nią. Zadzwoniła do drzwi. Po kilku sekundach ukazała się jasnowłosa dziewczyna o brązowych oczach. Obie wpatrywały się w siebie przez kilka sekund po czym wpadły sowie w ramiona i mocno się przytuliły. To był na prawdę piękny widok. Uśmiechnąłem się sam do siebie. "Tęskniłam" usłyszałem cichy szept. Scena jak z jakiegoś filmu, ale naprawdę warto coś takiego zobaczyć w rzeczywistości. Trwały tak w uścisku przez kilka minut, a gdy oderwały się od siebie to i tak były w siebie wpatrzone.
Z za drzwi wyłoniła się jakaś nastolatka, najwidoczniej zwabiona dziwną sytuacją przyszła się dowiedzieć o co chodzi.
- Harry Styles?! - wykrzyczała dostrzegając mnie za parą sióstr i w tej jednej sekundzie jakby wyjątkowość tego wydarzenia znikła. Trzy dziewczyny spojrzały na mnie, a ja poczułem się naprawdę głupio. Uśmiechnąłem się lekko, dosłownie nie miałem pojęcia co mam zrobić.
- Tak to ja. - odpowiedziałem.
- Co się tutaj wyrabia na litość boską? - usłyszałem kolejny głos zza drzwi, ale tym razem pokazała się starsza kobieta o miłej twarzy.
- Mamo, to Rose moja siostra i jej przyjaciel. Mówiłam ci, że dziś przyjadą.
- No to na co czekasz dziecko kochane, cały dzień chcesz z nimi tutaj tak stać?- czterdziestoparoletnia kobieta uśmiechnęła się pogodnie. - Wejdźcie do środka. - uchyliła szerzej drzwi i z życzliwym uśmiechem przywitała nas w swoim domu. Alice zaprowadziła nas do salonu i zanim się spostrzegliśmy cały stolik był zapełniony ciastkami, cukierkami i szklankami świeżo zaparzonej kawy. Panowała dosyć dziwna atmosfera mianowicie wszyscy byli w dobrym humorze, można nawet rzec podnieceni zaistniałą sytuacją, ale nikt się nie odzywał. Alice usiadła, gdy skończyła przynosić już smakołyki i z uśmiechem spoglądała to na Roxy to na mnie.
Była bardzo ładną dziewczyną, tak jak siostra zresztą. Były do siebie bardzo podobne. obie miały ciemne, gęste i długie włosy oraz jasnobrązowe błyszczące oczy. Także miała ładny uśmiech, była też szczupła.
- Zmieniłaś się. - powiedziała z uśmiechem Alice.
- Ty także. - odpowiedziała. Jak dla mnie ta rozmowa była bardzo sztywna, doskonale wiedziałem jak bardzo Roxy się stresuje i bardzo chciałem jej pomóc, dlatego postanowiłem także się włączyć.
- To niesamowite, że spotykacie się po tak długim czasie.
- Tak. Myślałam, że już nigdy się nie spotkamy. Cieszę się, że tak nie jest. - Alice wręcz promieniała. - Przepraszam, ale muszę w końcu spytać, jesteście parą?
- Nie. Nie mogłabym niestety chodzić z kimś kto ma IQ poniżej dziewięćdziesięciu. - zażartowała Roxy.
- To jakim cudem ze sobą wytrzymujesz?- zaśmiałem się - Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.
- Rozumiem. Musisz mieć ciekawe życie w tym Londynie. Znasz też resztę zespołu? Osobiście jestem fanką.
- Z resztą zespołu mam raczej nieprzyjemne relacje. Niestety.- w głosie dziewczyny wyczułem jakby odrobinę smutku. Aż do teraz nie miałem pojęcia, że tak odczuwa to co zaszło pomiędzy nimi.
- Jak byś chciała to mogę ci załatwić bilet na nasz koncert.- zaproponowałem. - O ile twoja mama by się zgodziła.
- Mogłabyś przenocować w moim domu, poznałabyś też moją rodzinę. - dodała przyjaciółka.
- Ciebie też ktoś zaadoptował?- dopytywała się Alice.
- Niezupełnie. Potem jak nas rozdzielono mieszkałam z jednym małżeństwem, ale to się w pewien sposób rozleciało. Założyłam własną rodzinę. Mieszkam z przyjaciółką, która jest dla mnie jak siostra, Gemmą siostrą Harrego, Oliwką moją córką i Heleną, która troszczy się o nas jak matka.
- Twoje życie jest naprawdę ciekawe. Ja po tym jak nas rozdzielili byłam u kilku rodzin, ale ostatecznie zostałam tutaj. To są naprawdę wspaniali ludzie, bardzo ich kocham. Nawet tą małą przybłędę stojącą za ścianą i nas podsłuchującą, co nie Jane? - obróciła się, a z za ściany wyszła poprzednia dziewczyna, którą wcześniej spotkaliśmy przy wejściu.
- Mogę dostać autograf? - spytała podchodząc do mnie.
- Jasne. Dla Jane? - uśmiechnąłem się, mimo wszystko miło zobaczyć jak fan cieszy się ze spotkania.
- Tak. - oddałem jej podpis.
- Dziękuję. - powiedziała po czym wybiegła z pokoju.
- Może chciałabyś zobaczyć Londyn, jeśli byś mogła z przyjemnością moglibyśmy cię oprowadzić po mieście. Co nie Roxy?
- Roxy? - Alice była mocno zdziwiona.
- Od dawna nie używam imienia Rose, jakoś za bardzo przypomina mi to rodziców, dlatego wszyscy znają mnie jako Roxy. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Yhm. Chyba będę się musiała przyzwyczaić. Możecie zaczekać chwilkę. Wiem, że to trochę niezbyt wypada, ale bardzo chciałabym zobaczyć to miasto, więc chcę zapytać o pozwolenie.
- Nie ma sprawy. - Palmer szybko odpowiedziała, po czym sistra wyszła.
- Nie jest źle.- spróbowałem jakoś podnieść na duchu dziewczynę, której zrzedła mina.
- Tak, ale to nadal trochę trudne.
- Musicie po prostu trochę lepiej się poznać.
- Tak, chyba tak. - Do salonu wpadła ucieszona Alice.
- Zgodzili się. Powiedzieli, że nie powinni mi przeszkadzać jeśli mam możliwość poznania swojej siostry.
- Świetnie, to za ile byłabyś gotowa? - spytałem - Lepiej jechać jak najszybciej póki jeszcze widno.
- Tak masz rację. Myślę, że za pół godzinki powinnam być gotowa.
- Okej. Daj mi kluczyki od auta.- zwróciłem się do Roxy.
- Po co ci?
- Zatankuję, a ty w tym czasie możesz pomóc się jej spakować. - bez słowa wyciągnęła z kieszeni spodni i podała mi je.


*Oczami Roxy*

Dziewczyna machała jeszcze chłopakowi dopóki ten nie zniknął za drzwiami wyjściowymi. 
- Nie musisz mi pomagać. - odwróciła się w moją stronę.
- Nie mam nic przeciwko. Twój pokój jest na górze? - odpowiedziałam z uśmiechem. Tak naprawdę od dłuższego czasu moje serce wariowało z poddenerwowania, a narządy wykręcały się we wszystkie strony świata, ale za wszelką cenę nie chciałam tego pokazać. Wiele razy wymyślałam, jak będzie wyglądać te spotkanie, ale gdy przyszło co do czego, najzwyczajniej w świecie się bałam.
- Tak. - miała bardzo miły głos jak zresztą zawsze. - Jest tam lekki bałagan, więc przepraszam. - zaprowadziła mnie na górę. Jej pokój był dosłownie bardzo słodki. Na ścianach było kilka plakatów, nie tylko One Direction, ale i innych gwiazd w tym Cinderelli, Justina Biebera, Katy Perry, na łóżku było kilka poduszek w kształcie serca, na drewnianych meblach pomalowanych na biało, było mnóstwo pamiątek, zdjęć, kilka medali i dyplomów, książek i tym podobnych. 
- Masz bardzo łady pokój. 
- Dziękuję. - odpowiedziała z uśmiechem wyciągając przy tym z szafy walizkę. - Co powinnam zabrać? 
- Myślę, że trochę ciuchów, kosmetyki. Z pewnością pójdziemy razem na zakupy, ja stawiam, więc co będziesz chciała to kupimy. 
- Ale ja nie mam pieniędzy. 
- Mówiłam, ja stawiam. Mam ich wystarczająco dużo. 
- Będę się czuła głupio. 
- Potraktuj to jak przeprosiny, za to, że tak długo to trwało. Mam przynajmniej nadzieje, że masz tutaj naprawdę dobrze. 
- Tak, dziękuję. Fajnie mieć jeszcze jedną siostrę. 
- Tak. - odpowiedziałam, a potem zabrałyśmy się do wybierania rzeczy, które mogła by wziąć. Sama nie wiem, ale atmosfera się jakoś rozluźniła. Zaczęłyśmy nawet żartować z różowej bluzki z króliczkiem, którą znalazłam. 
- Ej powiedz..... - zaczęła nagle poważnym tonem - Kochasz go prawda? 
- Kogo? - udawałam nie wiedząc o kogo chodzi.
- Widziałam jak na niego patrzysz, rumienisz się, gdy się uśmiecha. 
- Tak, kocham go. - powiedziałam po przełknięciu śliny. - Ale wiesz, jestem dla niego przyjaciółką i to mi wystarcza. Zaczęliśmy jako wrogowie, skończymy jako przyjaciele. 



__________________________________________________________________________
Tragedia! Ratunku! 
Nie sprawdzałam tego rozdziału, mam go już serdecznie dosyć. Męczę się nad nim ze dobre 2,5 tygodnia. 

niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 29. To było takie moje małe marzenie.

*Oczami Harrego*


Impreza. Tego było mi trzeba, choć nadal muszę się pilnować.Nigdy nie wiesz kogo spotkasz i co spróbuje ci sprzedać. Poza tym po alkoholu ma się mniejszą wolę, co może być moim największym słabym punktem. No, ale cóż, przyszedłem tutaj, bo po pierwsze chcę się odprężyć, po drugie za nic nie będę siedział sam w domu i po trzecie i chyba najważniejsze podobno ma się tutaj pojawić Cinderella. Odkąd spotkałem ją ponownie na gali nie mogę przestać o niej myśleć. Może nawet mógłbym powiedzieć, że coś do niej poczułem. Na miłość t jeszcze za wcześnie, prawie jej nie znam i tu tkwi problem, że ona nie chce dać się poznać. Czuję, że odpowiada szczerze, ale też omija ważne szczegóły. Prawdą jest, że znamy ludzi tylko na tyle, na ile oni sami nam na to pozwalają. Ja jestem gotowy się przed nią otworzyć, choć sam nie wiem dokładnie dlaczego, ale ona coś ukrywa. Wielokrotnie próbowałem przypomnieć sobie, która to dziewczyna, ale na nic były moje starania. 
Wchodząc czułem już zapach dymu, alkoholu i potu. Spocone ciała ocierały się o siebie w takt muzyki, a ja starałam się przez nie przebić, aby dotrzeć do baru. Właśnie od tego miejsca zaczynałem każdą imprezę, z dwa drinki na rozgrzanie i można iść tańczyć. Przyczepiłem się do jakiejś skąpo ubranej laski, których była większość na parkiecie. Ocieraliśmy się o siebie i czułem jak temperatura mojego ciała rośnie z każdym ruchem. Co jakiś czas się rozglądałem, ale miałem ograniczoną widoczność przez gęsty tłum imprezowiczów. Gdy minął jeden utwór zapodany przez dobrego DJ'a postanowiłem poszukać dokładniej.  Zauważyłem, że po lewej stronie znajdują się schody na górną część budynku. Nie było to całe piętro, a jedynie miejsce gdzie można chwilę odetchnąć. Działała tam też mała restauracja, więc jak ktoś chciał skosztować coś poza trunkami to właśnie tam. Ruszyłem na górę, z nadzieją, że będzie mi łatwiej znaleźć ją. Oparłem się o metalową barierkę i staranie przyjrzałem się wszystkim na dole. Wszyscy podskakiwali w rytm muzyki.
- Szukasz kogoś?- usłyszałem znajomy głos. Spojrzałem na nią, jak zwykle świetnie ubrana. Miała na sobie bluzkę, obsypaną cekinami za to bez pleców, a do tego krótkie czarne szorty i lity. Twarz jak zwykle ukrywała za maską, ale ta różniła się od poprzednich. Nadal była ozdobiona, ale przylegała do jej twarzy, jakby z innego tworzywa.
- No już znalazłem - odpowiedziałem jej po czym uśmiechnąłem się jak szeroko mogłem - Słyszałem, że będziesz na tej imprezie.
- Chciałeś coś ode mnie? - zamyśliła się na sekundę - A! Już wiem! Oddam ci twoją marynarkę następnym razem, dobrze?
- Co? - marynarkę... A no tak. Ostatnim razem gdy ją spotkaliśmy było jej zimno i jej ją dałem. - A tak. - uśmiechnąłem się szeroko. Nie chciałem jej mówić dlaczego tak naprawdę jej szukałem, jeszcze by się speszyła. - Chcesz zatańczyć?
- W sumie czemu nie. Niedługo stąd spadam. Mam tutaj tylko do zaśpiewania piosenkę, bilety ze sprzedaży mają iść na cele charytatywne, ale zostało jeszcze trochę czasu. - odpowiedziała z uśmiechem. Złapałem ją za rękę i zabrałem na parkiet. Od razu zaczęliśmy szaleć do jakiegoś kawałku. Dosłownie można było poczuć jak podłoga się trzęsie od podskakiwania dobrze bawiących się ludzi. Kolorowe światła dodawały szaleństwa całej zabawie. Raz widziałem ją na czerwono, raz na niebiesko, to wywoływało u mnie uśmiech. Naprawdę cieszyłem się, że z nią tańczę. To było takie moje małe marzenie. Po dwóch minutach światła się zmieniły, zaczęły krążyć wolniej i wszystkie zmieniły się na kolor biały, w tym samym czasie i muzyka się zmieniła. Z głośników wydobyły się melodie do wolniejsze piosenki. Spojrzeliśmy na siebie lekko zaskoczeni, a po chwili jej ręce owinęły się w okół mojej szyi, ja zaś jeszcze bardziej się do niej przybliżyłem i splotłem ręce za jej plecami. Serce, sam nie wiem co się z nim działo, raz miałem wrażenie, że wali jak dzikie z niewyobrażalną prędkością, a następnie na sekundę zamierało, było spokojne i ponownie szalało .
Patrzyliśmy sobie oboje w oczy, a na obu naszych twarzach malował się łagodny uśmiech. Czułem się niesamowicie, wręcz nie do opisania. Jakby czas się zatrzymał i nic innego nie miało znaczenia, tylko tu i teraz. Ona wydawała się być szczęśliwa. Mimo iż nie wiedziałem kim tak naprawdę jest, to czułem, że w końcu się dowiem. Czułem,że niedługo wszystko się wyjaśni.
- Chcesz się napić? - spytała po chwili budząc mnie z zamyślenia, ale i ona wydawała się jakby przerwała właśnie swój trans. Kiwnąłem na tak, aby nie robić kłopotu, chociaż mógłbym tańczyć z nią tak dużo dłużej.
Podeszliśmy do baru, usiedliśmy i zamówiliśmy sobie po drinku.
- Pojutrze spotykamy się już na nagraniach. - powiedziałem po wypiciu całego napoju duszkiem.
- Tak. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze pracowało. - zamówiłem sobie następnego drinka, trochę słabszego od poprzedniego, nie miałem zamiaru się dzisiaj zlać w trupa.
- No to wypijmy za dobrą współpracę. - kiwnęła głową, stuknęliśmy szklankami po czym śmiejąc się wypiliśmy. Zanim skończyliśmy jakiś facet zapowiedział, że zaraz zaśpiewa Cinderella. Dziewczyna na te słowa odłożyła szybko szklankę.
- Do zobaczenia następnym razem.
- No, do zobaczenia. - odpowiedziałem z uśmiechem, choć szkoda mi było, że tak krótko trwało nasze spotkanie. Po chwili zniknęła mi z oczu. Zapłaciłem za napoje i podszedłem pod scenę. Po kilku minutach wyszła, usiadła na krześle z gitarą i zaczęła śpiewać swój ostatni singiel. Miała można rzec anielski głos, którego chciałoby się słuchać bez końca. Stałem z splecionymi rękami na klatce piersiowej i wsłuchiwałem się w kolejne słowa nie tracąc jej z oczu. Rozglądała się po całej publiczności, a gdy mnie ujrzała uśmiechnęła się lekko. Czułem jak pieką mnie policzki i wprost nie mogłem przestać się uśmiechać. Cudowne uczucie.
Po skończeniu piosenki Cinderella zniknęła gdzieś. Chciałem ją znaleźć, szukałem, ale najwidoczniej już opuściła imprezę. Ja postanowiłem się jeszcze zabawić. Ostatnio potrzebuję tego. Co jakiś czas wraca myśl o braniu, ale jestem od tego silniejszy.
Sam nie wiem jak trafiłem do swojego mieszkania, zdaje się, że chyba zamówiłem taksówkę. Nic nie robiłem, czułem się koszmarnie, chyba wypiłem za dużo. Położyłem się w ciuchach i zasnąłem.
Jasność. Obudziłem się w dziwnym miejscu, jeśli w ogóle można było nazwać to miejscem.Widziałem tylko biel, tylko i wyłącznie.  Usłyszałem jej głos, czysty, łagodny, przyjemny. Piosenkę, którą śpiewała na imprezie, tą samą, tylko mniej stłumioną. Szedłem za jej głosem, aż w oddali dojrzałem, mały kształt. To od niego płynęły melodyjne słowa, które uwielbiałem słuchać. Przyspieszyłem kroku, a po chwili mój chód zamienił się w bieg. Zacieniona postać stawała się coraz większa, aż dojrzałem kształt kobiety. Cinderella? Jeszcze trochę, jeszcze chwila i będę wiedział. Tak, to ona. Ubrana tak samo jak na imprezie. Palce dłoni splotła i przyłożyła do serca, zaś oczy miała zamknięte. Wczuwała się w to co robiła. Gdy byłem już blisko niej, jakiś metr dzielił nas, dziewczyna zamilkła i otworzyła oczy.
- Znalazłeś mnie.
- Usłyszałem twój głos i.. - dziewczyna zaśmiała się - Ja śnię, prawda?
- Tak.
- W takim razie rozmawiam sam ze sobą?
- Chyba znasz odpowiedź skoro pytasz sam siebie.- uśmiechnęła się.
- To najdziwniejszy sen jaki w życiu miałem.- dziewczyna złapała mnie za ramiona i zaczęła lekko trząść.
- Obudź się. Harry obudź się! -obudziłem się i otworzyłem oczy. - Roxy?
- A któż by inny? - uśmiechnęła się radośnie. - Budzę cię już od kilku minut. Masz strasznie twardy sen. - odeszła od mojego łóżka.
- Co ty tu robisz? - przetarłem oczy.
- Śniadanie ci robię. - odpowiedziała wesoło, maszerując do kuchni.
- Ale jak się tutaj znalazłaś?
- Nic nie pamiętasz? - spytała zdziwiona.
- Wiem tylko, że mnie obudziłaś z pięknego snu, przez co jestem na ciebie zły.
- No przepraszam cię bardzo. Powinieneś mi dziękować. Nie każda dziewczyna wstała by o trzeciej nad ranem, żeby znaleźć jakiegoś pijanego faceta w środku imprezy. Jak masz mi robić tutaj wyrzuty, to następnym razem po porostu nie dzwoń i tyle.
- Dobra, dobra już, no. Głowa mi pęka.- przeczesałem swoje loki palcami. Miałem wrażenie, że zaraz mi odpadnie, a na domiar złego jeszcze chciało mi się wymiotować. Kac jak stąd do Chin.
- Proszę. - powiedziała podając mi szklankę wody i dwie tabletki.
- To co jest na te śniadanie?
- Miałeś w lodówce tylko ser żółty, więc będą z nim kanapki.- połknąłem tabletki i popiłem woda, ale w tym czasie ktoś do mnie zadzwonił.
- Halo?- spytałem, naciskając zieloną słuchawkę.
- Dzień dobry panie Styles. Z tej strony Bob Green. Mam  numer telefonu osoby, której pan szukał, niestety nic więcej nie mogę panu dać.
- Świetnie. Może pan mi go podać?
- Tak. Sam zadzwoniłem do tej osoby, aby spytać czy wyraża na to zgodę i zgodziła się. Jest ciekawa, czego może pan od niech chcieć.  
- Niech pan mi przyśle sms'em dobrze?
- Oczywiście. - odpowiedział, po czym się rozłączył, po chwili dostałem numer telefonu i od razu go wykręciłem. - nagle ta sprawa stała się priorytetem i jakby ból głowy przestał istnieć, całkowicie go zignorowałem.
- Halo?- usłyszałem damski głos w słuchawce.
- Dzień dobry, tutaj Harry Styles.
- Dzień dobry. To naprawdę ty? Jestem waszą wielką fanką!
- Bardzo się cieszę.
- Ale dlaczego ktoś taki dzwoni własnie do mnie?
- Dzwonię do ciebie prywatnie.- odpowiedziałem.

____________________________________________________________________________

Hej, hej, hej. Wiem, beznadzieja totalna i strasznie krótki, ale bardzo chciałam zakończyć w tym momencie i zapytać was: Jak myślicie kogo szuka Styles?
Wasze domysły, zaokrągliłam do poszukiwań kobiety, do której miałby prywatną sprawę.
Jestem ciekawa, czy ktoś zgadnie :)

Przepraszam za literówki itd.

No i wszystkiego najlepszego Malik. Żyj zdrowo, zawsze się uśmiechaj, bądź szczęśliwy !!!

Jeszcze raz zapraszam na nowego bloga: http://previous-destination.blogspot.com/