*Oczami Zayna*
- To co teraz będziemy robić?- spytałem chowając naczynia po obiedzie do zmywarki.
- Zagrajmy w nożną!- wydarł się Harry.
- Świetny pomysł. - powiedział Payne. Po kilku minutach byliśmy już z tyłu domu. Razem z Roxy było nas sześcioro. Podzieliliśmy się na drużyny: Ja, Liam i Roxy vs. Harry, Louis i Niall. Na bramkę poszedł w naszej drużynie Liam, a u nich Harry. Zaczeliśmy gre. Przechwyciłem piłkę, ale szybko dobrał się do niej Niall, potem trafiła do Louisa. Chwile kiwali się z Roxy, ale w końcu wyszło na to, że wylądowała w rękach Liama. On podał do mnie, ja do Roxy, następnie ona znów do mnie. Nagle nie wiadomo skąd piłka znalazła się w zakresie Nialla, a póżniej w bramce. Piłkę przechwytuje Louis chce podać do Nialla, ale mu się nie udaje, ponieważ ja wkraczam do akcji. Podaje do Roxy, po chwili ona znowu do mnie. Jeszcze tylko parę metrów i gol! Trafiłem!Wychodzi remis. Graliśmny tak jeszcze z piętnaście minut.Aż wynik wyniósł 4:4. Piłka moja, Roxy po drugiej stronie boiska, podaje do niej, a po chwili już tylko krzyk. Aaał. Aż sam widok bolał. Ta dziewczyna to ma jednak siłe i celność. Piłka trafiła prosto w krocze Stylesa. Biedak zwijał się z bólu, ona stała jak wryta, a ja miałem chęć wybuchnąć śmiechem.
- Ty się dobrze czujesz kobieto!- jęczał zielonooki chłopak.
- To ja idę po lód.- poszła do domu. Pomogliśmy dojść mu do salonu i usiąść na kanapie. Po chwili przyniosła lód. Harry spojrzał na nią, jak gdyby ogoliła go na łyso i wymordowała pół świata.
- To był wypadek. - powiedziała wzdrygając ramionami.
- Jakoś ci nie wierze. - chłopak przyłożył sobie lód w obolałe miejsce.
- Pociesz się tym, że przynajmniej obroniłeś bramkę. - odpowiedziała.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne.- odpowiedział, gdy my wybuchliśmy śmiechem.
- Nic ci nie będzie.- poklepał go w ramię Louis.
- Pobolii, pobolii i przestanie.- uśmiechnął się Niall - ja też tak kiedyś miałem, z tym, że nie dostałem z taką siłą jak ty dlatego ci współczuję - powiedział blondyn.
- Też bym ci coś powiedział, ale nie wiem co. - powiedziałem czochrając jego czuprynę.
- Następnym razem musisz po prostu bardziej uważać. - pouczył go Liam. Zrobiłem mu zdjęcie i wstawiłem na Twittera z dopiskeim " Wypadek przy graniu... Biedny Harry". Już po minucie było mnóstwo twittów z informacją o współczuciu..
- Ale przynajmniej directioners cię kochają.- pokazałem mu zdjęcie i komentarze. Na twitterze od razu było mnóstwo zamieszania, ale to tam. W rzeczywistości Harry siedział cały czas na kanapie,po kilku minutach Roxy poszła do swojego pokoju, ja do swojego, a reszta to nie wiem. Ta sytuacja mnie tak rozbawiła, że z nudów narysowałem ten piękny strzał w formie komiksu, zajęło mi to około godziny. Ąż tu nagle przeraźliwy krzyk z parteru . "Boże co znowu?" pomyślałem i zbiegłem na dół. Było czuć zapach spalenizny. Wbiegłem do kuchni. Roxy siedziała, skulona w kącie i cały czas kszyczała. Nie były to słowa, tylko czyste przerażenie. Na podłodze leżał przypalony fartuch, ale to nie było najgorsze. Cała firanka płonęła, obok niej leżała ścierka. Śięgnąłem po gaśnice z szafki z drugiej strony kuchi i szybko ugasiłem ogień. Całość trwała kilka sekund, a mi serce waliło jak oszalałe. ZChwile potem przybiegli Harry i Niall. Ściągnął ich nieustający krzyk dziewczyny, która nadal siedziała, nie zwracając uwagi na to co się dzieje. Podszedłem do niej.
- Wszystko w porządku. Ognia już nie ma. - uspokoiłem ją.
- Ta idiotka prawie spaliła nam kuchnie!- podniósł głos Styles.
- Zamknij się, nie widzisz, że już wystarczająco jest przestraszona?!- odkrzyknąłem.
- Ona jest przestraszona, prawie nie spłoneliśmy żywcem!- pod słowach Harrego, Roxy usłaszałem jak Roxy płacze. Gwałtownie wstała i wybiegła z domu. Chyba do końca życia nie zapomne jej oczu, tak przestraszonych odbijających się na rozmazanym tuszu. Wybiegłem za nią, ale nie było już jej nigdzie widać. Zawwróciłem, więc do domu. Chłopacy zaczeli sprzątać.
- Wiesz co Harry, mógłbyś się czasem uciszyć...- spojrzałem na niego.
- Żyjemy w wolnym kraju, mogę mówić co chcę. A to, że ona przez to beczy, to nie mój problem.
- Tu się z tobą zgodzę, to nie twój problem, ani nie twój Zayn - usłyszałem z za siebie głos Roxy.
- Widzisz nic jej nie jest, a nawet szybko wróciła, jak na to co się tutaj wydarzyło. Mi byłoby przynajmniej głupio.
- No niemożliwe! Wiesz co Harry, taki szczegół, że ja właśnie wróciłam przeprosić za to. - odpowiedziała Roxy.
- No to słuchamy, jestem bardzo ciekawy, coteż takiego chcesz nam tutaj powiedzieć. - dalej droczył się z nią Styles.
- A więc, przepraszam, że wybuchł ten mały pożar, i że nie pomogłam go zgasić. Swoją drogą moglibyście się postarać o lepsze zabezpieczenia, bo pewnie sami kiedyś doprowadzicie do spłonięcia tej durnej willi, z której uciekłabym gdzie pieprz rośnie, gdyby nie pieprzony nakaz sądowy, a później wypudowałabym na jej miejscu specjalny klub hejterów przeciwko wam, poprowadziłabym zamach na was, a później błagalibyście mnie o wybaczenie zaraz przed ciężką charówką gdzieś w kopalniach na drugim końcu świata...... No, ale cóź tak czy siak jest mi niezmiernie przykro.
- To były chyba najgorsze przeprosiny w dziejach historii. - oburzył się lokowaty.
- Idealne dla was. - powiedziała i wyszła z kuchi. Spojrzeliśmy tylko na siebie i zabraliśmy się do sprzątania.
- Jak ona znajdzie sobie kiedykolwiek chłopaka, to już żal mi gościa. - powiedział po chwili zielonooki, na co wszyscy się zaśmialiśmy. Zdjeliśmy firanke i razem z ścierką i fartuchem wywaliliśmy do kosza.
- Wszystko w porządku. Ognia już nie ma. - uspokoiłem ją.
- Ta idiotka prawie spaliła nam kuchnie!- podniósł głos Styles.
- Zamknij się, nie widzisz, że już wystarczająco jest przestraszona?!- odkrzyknąłem.
- Ona jest przestraszona, prawie nie spłoneliśmy żywcem!- pod słowach Harrego, Roxy usłaszałem jak Roxy płacze. Gwałtownie wstała i wybiegła z domu. Chyba do końca życia nie zapomne jej oczu, tak przestraszonych odbijających się na rozmazanym tuszu. Wybiegłem za nią, ale nie było już jej nigdzie widać. Zawwróciłem, więc do domu. Chłopacy zaczeli sprzątać.
- Wiesz co Harry, mógłbyś się czasem uciszyć...- spojrzałem na niego.
- Żyjemy w wolnym kraju, mogę mówić co chcę. A to, że ona przez to beczy, to nie mój problem.
- Tu się z tobą zgodzę, to nie twój problem, ani nie twój Zayn - usłyszałem z za siebie głos Roxy.
- Widzisz nic jej nie jest, a nawet szybko wróciła, jak na to co się tutaj wydarzyło. Mi byłoby przynajmniej głupio.
- No niemożliwe! Wiesz co Harry, taki szczegół, że ja właśnie wróciłam przeprosić za to. - odpowiedziała Roxy.
- No to słuchamy, jestem bardzo ciekawy, coteż takiego chcesz nam tutaj powiedzieć. - dalej droczył się z nią Styles.
- A więc, przepraszam, że wybuchł ten mały pożar, i że nie pomogłam go zgasić. Swoją drogą moglibyście się postarać o lepsze zabezpieczenia, bo pewnie sami kiedyś doprowadzicie do spłonięcia tej durnej willi, z której uciekłabym gdzie pieprz rośnie, gdyby nie pieprzony nakaz sądowy, a później wypudowałabym na jej miejscu specjalny klub hejterów przeciwko wam, poprowadziłabym zamach na was, a później błagalibyście mnie o wybaczenie zaraz przed ciężką charówką gdzieś w kopalniach na drugim końcu świata...... No, ale cóź tak czy siak jest mi niezmiernie przykro.
- To były chyba najgorsze przeprosiny w dziejach historii. - oburzył się lokowaty.
- Idealne dla was. - powiedziała i wyszła z kuchi. Spojrzeliśmy tylko na siebie i zabraliśmy się do sprzątania.
- Jak ona znajdzie sobie kiedykolwiek chłopaka, to już żal mi gościa. - powiedział po chwili zielonooki, na co wszyscy się zaśmialiśmy. Zdjeliśmy firanke i razem z ścierką i fartuchem wywaliliśmy do kosza.
*Oczami Roxy*
Poszłam do niedawno odkrytej fabryki. Weszłam na sam dach i rozejrzałam się na cały, przepiekny Londyn. Było tak cicho, wręcz dziwnie i pusto. Po kilku minutach poczułam się samotna, ale tak inaczej. W sposób w jaki nigdy wcześniej się nie czułam. Siedziałam, siedziałam i wpatrywałam się w dalekie domy, ludzi. Wyciągnęłam telefon, który zawsze był w mojej kieszeni. Weszłam w aplikację notatki i zaczęłam pisać. Tak dawno już tego nie robiłam, nie pisałam piosenek. Od razu kojarzyło mi się to z moimi rodzicami. Oni kochali muzykę i ja też ją kocham, czemu tylko nie mogę zapomnieć? Otrząśnij się! Nie myśl nad tym! Mówiłam sama do siebie. Zanim się spostrzegłam, miałam już pierwszą zwrotkę. Była o tym jak trudno czasami uwierzyć w cokolwiek, w siebie, ludzi a nawet miłość czy szczęście.
- Co? Nie! Po moim trupie! - usłyszałam za sobą bardzo dobrze znany mi głos. Wstałam i odwróciłam się. Harry gadał przez telefon z kimś, ale przestał, gdy tylko mnie zobaczył.
- Co tu robi wolny obywatel kraju? - odezwałam się, ale on zignorował moje pytanie.
- Co robi w opuszczonej fabryce niedoszła morderczyni?
- Myślę.
- Rozumiem pracujesz nad planem jak nas wytępić przy następnej okazji? - rozłączył się i schował telefon do kieszeni.
- Nie wiedziałam, że taki bystry jesteś... Najwidoczniej pozory mylą.
- Ale chyba nie w twoim przypadku.
- Tak, tak jestem mściwą, chamską, samolubną, głupią, niezdarną, nieodpowiedzialną, agresywną jędzą.
- Zapomniałaś jeszcze dodać, że jesteś zrzędliwa.
- No tak, za to ty jesteś okropny, egoistyczny, tępy, nieznośny, wredny, impulsywny, leniwy, bezczelny, zarozumiały, lekkomyślny i ograniczony.
- Ja mam przynajmniej przyjaciół. - uśmiechnął się złośliwie. To był dla mnie cios poniżej pasa. Ruszyłam w stronę wyjścia, wychodząc trąciłam go o ramie. Szybko wybiegłam z fabryki. No i gdzie teraz? -pomyślałam. Do willi nie, do fabryki nie. Rószyłam, więc przed siebie w głąb Londynu. Zaczynało się zciemniać i było mi zimno, chodziłam tak jeszcze z godzine, może dwie. Po cichu wszedłam do domu, a później do swojego pokoju. Wzięłam ręcznik, kosmetyczkę i weszłam do łazienki. Wzięłam relaksacyją kąpiel, taką z bombelkami. Wytałam się, owinęłam ręcznikiem, wychodze i bum.
- Cholera jasna! - warknęłam. Okazało się, że po raz kolejny wpadłam na Stylesa.
- Uważaj jak ........... - zamilkł i gapił się na mnie swoimi zielonymi paczadłami. Już po chwili zrozumiałam, że przez wpadke spadł mi ręcznik i stałam przed nim naga.
- Nie gap się debilu jeden! - krzyknęłam, szybko kucając i zręcznie owijając się ręcznikiem. Na końcu korytarza usłyszłamam tylko wybuch śmiechu. Śmiał się Louis, Niall i Zayn, Liama tam nie było.
- Nie polece na ciebie, nawet jak będziesz mi się tu obnażać.- powiedział lokowaty.
- Chyba prędzej wyjde zamąż za psa, niż będę chciała ci się spodobać.
- Ohh nie! Lepiej daj temu biednemu psu znaleźć sobie porządną sukę, inaczej zmarnuje sobie z tobą życie. Ominełam go, groźnie spojrzałam na trzech chłopaków pokładających się ze śmiechu i weszłam do swojego pokoju. Przebrałam się w piżamę i weszłam pod kołderkę. Byłam tak bardzo zmęczona całym tym fatalnym dniem, ze zasnęłam w kilka minut.
_______________________________________________________________
Wiem, że krutki, ale następne wydarzenia muszą być osobno.
- Ja mam przynajmniej przyjaciół. - uśmiechnął się złośliwie. To był dla mnie cios poniżej pasa. Ruszyłam w stronę wyjścia, wychodząc trąciłam go o ramie. Szybko wybiegłam z fabryki. No i gdzie teraz? -pomyślałam. Do willi nie, do fabryki nie. Rószyłam, więc przed siebie w głąb Londynu. Zaczynało się zciemniać i było mi zimno, chodziłam tak jeszcze z godzine, może dwie. Po cichu wszedłam do domu, a później do swojego pokoju. Wzięłam ręcznik, kosmetyczkę i weszłam do łazienki. Wzięłam relaksacyją kąpiel, taką z bombelkami. Wytałam się, owinęłam ręcznikiem, wychodze i bum.
- Cholera jasna! - warknęłam. Okazało się, że po raz kolejny wpadłam na Stylesa.
- Uważaj jak ........... - zamilkł i gapił się na mnie swoimi zielonymi paczadłami. Już po chwili zrozumiałam, że przez wpadke spadł mi ręcznik i stałam przed nim naga.
- Nie gap się debilu jeden! - krzyknęłam, szybko kucając i zręcznie owijając się ręcznikiem. Na końcu korytarza usłyszłamam tylko wybuch śmiechu. Śmiał się Louis, Niall i Zayn, Liama tam nie było.
- Nie polece na ciebie, nawet jak będziesz mi się tu obnażać.- powiedział lokowaty.
- Chyba prędzej wyjde zamąż za psa, niż będę chciała ci się spodobać.
- Ohh nie! Lepiej daj temu biednemu psu znaleźć sobie porządną sukę, inaczej zmarnuje sobie z tobą życie. Ominełam go, groźnie spojrzałam na trzech chłopaków pokładających się ze śmiechu i weszłam do swojego pokoju. Przebrałam się w piżamę i weszłam pod kołderkę. Byłam tak bardzo zmęczona całym tym fatalnym dniem, ze zasnęłam w kilka minut.
_______________________________________________________________
Wiem, że krutki, ale następne wydarzenia muszą być osobno.
Zasada" podoba mi się rozdział, daję komentarz"
Jeśli nie wiesz co napisac w komentarzu możesz w nich zapytać o coś bohaterów. W tedy piszesz np. " Do Zayna- Czy kochasz Roxy" albo "do Nialla- Twoja ulubiona potrawa to?" Będę odpowiadała jako bohaterzy do których zadane jest pytanie, a odpowiedzi będą zgodne z opowiadaniem.
Dzięki za wszytko. Kocham was!
Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy wysilili się i napisali komentarze pod poprzednimi rozdziałami.