niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 9. Aż sam widok bolał.

*Oczami Zayna*

- To co teraz będziemy robić?- spytałem chowając naczynia po obiedzie do zmywarki.
- Zagrajmy w nożną!- wydarł się Harry.
- Świetny pomysł. - powiedział Payne.  Po kilku minutach byliśmy już z tyłu domu. Razem z Roxy było nas sześcioro.  Podzieliliśmy się na drużyny: Ja, Liam i Roxy vs. Harry, Louis i Niall. Na bramkę poszedł w naszej drużynie Liam, a u nich Harry. Zaczeliśmy gre. Przechwyciłem piłkę, ale szybko dobrał się do niej Niall, potem trafiła do Louisa. Chwile kiwali się z Roxy, ale w końcu wyszło na to, że wylądowała w rękach Liama. On podał do mnie, ja do Roxy, następnie ona znów do mnie. Nagle nie wiadomo skąd piłka znalazła się w zakresie Nialla, a póżniej w bramce. Piłkę przechwytuje Louis chce podać do Nialla, ale mu się nie udaje, ponieważ ja wkraczam do akcji. Podaje do Roxy, po chwili ona znowu do mnie. Jeszcze tylko parę metrów i gol! Trafiłem!Wychodzi remis. Graliśmny tak jeszcze z piętnaście minut.Aż wynik wyniósł 4:4. Piłka moja, Roxy po drugiej stronie boiska, podaje do niej, a po chwili już tylko krzyk. Aaał. Aż sam widok bolał.  Ta dziewczyna to ma jednak siłe i celność. Piłka trafiła prosto w krocze Stylesa. Biedak zwijał się z bólu, ona stała jak wryta, a ja miałem chęć wybuchnąć śmiechem.
- Ty się dobrze czujesz kobieto!- jęczał zielonooki chłopak.
- To ja idę po lód.-  poszła do domu. Pomogliśmy dojść mu do salonu i usiąść na kanapie. Po chwili przyniosła lód. Harry spojrzał na nią, jak gdyby ogoliła go na łyso i wymordowała pół świata. 
- To był wypadek. - powiedziała wzdrygając ramionami.
- Jakoś ci nie wierze. - chłopak przyłożył sobie lód w obolałe miejsce.
- Pociesz się tym, że przynajmniej obroniłeś bramkę. - odpowiedziała.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne.- odpowiedział, gdy my wybuchliśmy śmiechem.
- Nic ci nie będzie.- poklepał go w ramię Louis.
- Pobolii, pobolii i przestanie.- uśmiechnął się Niall - ja też tak kiedyś miałem, z tym, że nie dostałem z taką siłą jak ty dlatego ci współczuję - powiedział blondyn.
- Też bym ci coś powiedział, ale nie wiem co. -  powiedziałem czochrając jego czuprynę.
- Następnym razem musisz po prostu bardziej uważać. - pouczył go Liam.  Zrobiłem mu zdjęcie i wstawiłem na Twittera z dopiskeim " Wypadek przy graniu... Biedny Harry". Już po minucie było mnóstwo twittów z informacją o współczuciu..
- Ale przynajmniej directioners cię kochają.- pokazałem mu zdjęcie i komentarze. Na twitterze od razu było mnóstwo zamieszania, ale to tam.  W rzeczywistości Harry siedział cały czas na kanapie,po kilku minutach Roxy poszła do swojego pokoju, ja do swojego, a reszta to nie wiem. Ta sytuacja mnie tak rozbawiła, że z nudów narysowałem ten piękny strzał w formie komiksu, zajęło mi to około godziny. Ąż tu nagle przeraźliwy krzyk z parteru . "Boże co znowu?" pomyślałem i zbiegłem na dół.  Było czuć zapach spalenizny. Wbiegłem do kuchni. Roxy siedziała, skulona w kącie i cały czas kszyczała. Nie były to słowa, tylko czyste przerażenie. Na podłodze leżał przypalony fartuch, ale to nie było najgorsze. Cała firanka płonęła, obok niej leżała ścierka.  Śięgnąłem po gaśnice z szafki z drugiej strony kuchi i szybko ugasiłem ogień. Całość trwała kilka sekund, a mi serce waliło jak oszalałe. ZChwile potem przybiegli  Harry i Niall. Ściągnął ich nieustający krzyk dziewczyny, która nadal siedziała, nie zwracając uwagi na to co się dzieje. Podszedłem do niej.
- Wszystko w porządku. Ognia już nie ma. - uspokoiłem ją.
- Ta idiotka prawie spaliła nam kuchnie!- podniósł głos Styles.
- Zamknij się, nie widzisz, że już wystarczająco jest przestraszona?!- odkrzyknąłem. 
- Ona jest przestraszona, prawie nie spłoneliśmy żywcem!- pod słowach Harrego, Roxy usłaszałem jak Roxy płacze. Gwałtownie wstała i wybiegła z domu. Chyba do końca życia nie zapomne jej oczu, tak przestraszonych odbijających się na rozmazanym tuszu. Wybiegłem za nią, ale nie było już jej nigdzie widać. Zawwróciłem, więc do domu. Chłopacy zaczeli sprzątać.
- Wiesz co Harry, mógłbyś się czasem uciszyć...- spojrzałem na niego.
- Żyjemy w wolnym kraju, mogę mówić co chcę. A to, że ona przez to beczy, to nie mój problem.
- Tu się z tobą zgodzę, to nie twój problem, ani nie twój Zayn - usłyszałem z za siebie głos Roxy.
- Widzisz nic jej nie jest, a nawet szybko wróciła, jak na to co się tutaj wydarzyło. Mi byłoby przynajmniej głupio.
- No niemożliwe! Wiesz co Harry, taki szczegół, że ja właśnie wróciłam przeprosić za to. - odpowiedziała Roxy.
- No to słuchamy, jestem bardzo ciekawy, coteż takiego chcesz nam tutaj powiedzieć. - dalej droczył się z nią Styles.
- A więc, przepraszam, że wybuchł ten mały pożar, i że nie pomogłam go zgasić. Swoją drogą  moglibyście się postarać o lepsze zabezpieczenia, bo pewnie sami kiedyś doprowadzicie do spłonięcia tej durnej willi, z której uciekłabym gdzie pieprz rośnie, gdyby nie pieprzony nakaz sądowy, a później wypudowałabym na jej miejscu specjalny klub hejterów przeciwko wam, poprowadziłabym zamach na was, a później błagalibyście mnie o wybaczenie zaraz przed ciężką charówką gdzieś w kopalniach na drugim końcu świata...... No, ale cóź tak czy siak jest mi niezmiernie przykro.
- To były chyba najgorsze przeprosiny w dziejach historii. - oburzył się lokowaty.
- Idealne dla was. - powiedziała i wyszła z kuchi. Spojrzeliśmy tylko na siebie i zabraliśmy się do sprzątania.
- Jak ona znajdzie sobie kiedykolwiek chłopaka, to już żal mi gościa. - powiedział po chwili zielonooki, na co wszyscy się zaśmialiśmy. Zdjeliśmy firanke i razem z ścierką i fartuchem wywaliliśmy do kosza.


*Oczami Roxy*

Poszłam do niedawno odkrytej fabryki. Weszłam na sam dach i rozejrzałam się na cały, przepiekny Londyn. Było tak cicho, wręcz dziwnie i pusto. Po kilku minutach poczułam się samotna, ale tak inaczej. W sposób w jaki nigdy wcześniej się nie czułam. Siedziałam, siedziałam i wpatrywałam się w dalekie domy, ludzi. Wyciągnęłam telefon, który zawsze był w mojej kieszeni. Weszłam w aplikację notatki i zaczęłam pisać. Tak dawno już tego nie robiłam, nie pisałam piosenek. Od razu kojarzyło mi się to z moimi rodzicami. Oni kochali muzykę i ja też ją kocham, czemu tylko nie mogę zapomnieć? Otrząśnij się! Nie myśl nad tym! Mówiłam sama do siebie.  Zanim się spostrzegłam, miałam już pierwszą zwrotkę. Była o tym jak trudno czasami uwierzyć w cokolwiek, w siebie, ludzi a nawet miłość czy szczęście.
- Co? Nie! Po moim trupie! - usłyszałam za sobą bardzo dobrze znany mi głos. Wstałam i odwróciłam się. Harry gadał przez telefon z kimś, ale przestał, gdy tylko mnie zobaczył.
- Co tu robi wolny obywatel kraju? - odezwałam się, ale on zignorował moje pytanie.
- Co robi w opuszczonej fabryce niedoszła morderczyni?
- Myślę. 
- Rozumiem pracujesz nad planem jak nas wytępić przy następnej okazji? - rozłączył  się i schował telefon do kieszeni.
- Nie wiedziałam, że taki bystry jesteś...  Najwidoczniej pozory mylą.
- Ale chyba nie w twoim przypadku.
- Tak, tak jestem  mściwą, chamską, samolubną, głupią, niezdarną, nieodpowiedzialną, agresywną  jędzą.
- Zapomniałaś  jeszcze dodać, że jesteś zrzędliwa.
- No tak, za to ty jesteś okropny,  egoistyczny, tępy, nieznośny, wredny, impulsywny, leniwy, bezczelny, zarozumiały, lekkomyślny i ograniczony.
- Ja mam przynajmniej przyjaciół. - uśmiechnął się złośliwie.  To był dla mnie cios poniżej pasa. Ruszyłam w stronę wyjścia, wychodząc trąciłam go o ramie. Szybko wybiegłam z fabryki.  No i gdzie teraz? -pomyślałam. Do willi nie, do fabryki nie. Rószyłam, więc przed siebie w głąb Londynu. Zaczynało się zciemniać i było mi zimno, chodziłam tak jeszcze z godzine, może dwie.  Po cichu wszedłam do domu, a później do swojego pokoju. Wzięłam ręcznik, kosmetyczkę  i weszłam do łazienki. Wzięłam relaksacyją kąpiel, taką z bombelkami. Wytałam się, owinęłam ręcznikiem, wychodze i bum. 
- Cholera jasna! - warknęłam. Okazało się, że po raz kolejny wpadłam na Stylesa.
- Uważaj jak ........... - zamilkł i gapił się na mnie swoimi zielonymi paczadłami. Już po chwili zrozumiałam, że przez wpadke spadł mi ręcznik i stałam przed nim naga.
- Nie gap się debilu jeden! - krzyknęłam, szybko kucając i zręcznie owijając się ręcznikiem.  Na końcu korytarza usłyszłamam tylko wybuch śmiechu. Śmiał się Louis, Niall i Zayn, Liama tam nie było.
- Nie polece na ciebie, nawet jak będziesz mi się tu obnażać.- powiedział lokowaty.
- Chyba prędzej wyjde zamąż za psa, niż będę chciała ci się spodobać.
- Ohh nie! Lepiej daj temu biednemu psu znaleźć sobie porządną sukę, inaczej zmarnuje sobie z tobą życie. Ominełam go, groźnie spojrzałam na trzech chłopaków pokładających się ze śmiechu i weszłam do swojego pokoju.  Przebrałam się w piżamę i weszłam pod kołderkę. Byłam tak bardzo zmęczona całym tym fatalnym dniem, ze zasnęłam w kilka minut. 

_______________________________________________________________
Wiem, że krutki, ale następne wydarzenia muszą być osobno.

 Zasada" podoba mi się rozdział, daję komentarz"
Jeśli nie wiesz co napisac w komentarzu możesz w nich zapytać o coś bohaterów. W tedy piszesz np. " Do Zayna- Czy kochasz Roxy" albo "do Nialla- Twoja ulubiona potrawa to?" Będę odpowiadała jako bohaterzy do których zadane jest pytanie, a odpowiedzi będą zgodne z opowiadaniem.

Dzięki za wszytko. Kocham was!
Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy wysilili się i napisali komentarze pod poprzednimi rozdziałami.









sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 8. A jeśli złamie mu serce?

*Oczami Louisa*

Nie mogłem znaleźć swoich ulubionych spodni, postanowiłem zapytać o nie Roxy. Ona sprzątała i zawsze wiedział gdzie co jest. Wszedłem do jej pokoju.
- Roxy czy...- nie zdążyłem dokończyć.
- Wyjdź, chce spać!- podniosła lekko głos.
- Ale...- kontynuowałem. 
- Ja pierdole, kurwa mać, daj człowieku innym spać!- krzyknęła, a mnie wmurowało. Wyszedłem do swojego pokoju.. Czy to możliwe... Zayn i Roxy? Te słowa, te same co usłyszałem dzwoniąc do Malika i ten głos. Nie miałem wątpliwości, to była ona. Teraz wszystko zaczęło mi się układać. To Zayn pomagał jej dekorować pokój, to Zayn pomagał jej w przeprowadzce, zawsze był taki cichy, gdy tylko zaczęliśmy temat o Roxy... tak teraz wszystko ma sens. Pozostała jedna kwestia powiedzieć im, że wiem czy też nie?  W sumie to chyba ich sprawa, ale ja tego tak nie zostawię. Praktycznie nie znamy Roxy, nie wiadomo jak daleko może się posunąć. A jeśli złamie mu serce?  Muszę ich obserwować. Czy oni naprawdę się pokochali? Przecież ona jest, taka... taka inna, oschła, niemiła... co on w niej widzi?
- Czego chciałeś wchodząc do mojego pokoju?- wyrwała mnie z rozmyśleń Roxy. 
- Chciałem zapytać czy wiesz gdzie są moje ulubione spodnie.- Patrzyłem na nią jakby szukając odpowiedzi. Fakt była ładna, ale ona i Malik? To co najmniej dziwne.
- Suszą się na balkonie i nie patrz tak na mnie nic nie zrobiłam.- powiedziała zaspanym głosem i wyszła. Postanowiłem nie zawracać sobie tym głowy, mam trochę własnych problemów. Poszedłem po spodnie, potem ubrałem się i  zszedłem na śniadanie, które właśnie kończyła robić Roxy. Usiadłem przy stole i zacząłem się zajadać. Po kolei przyszli wszyscy domownicy i przyłączyli się.
- To co dzisiaj robimy?- spytałem.
- Do południa mamy czas wolny, a po 14 jedziemy się zobaczyć z menadżerem.- odpowiedział Liam.
- Zaklepuje telewizor na najbliższą godzinę. - krzyknął uradowany Harry.
- Ja idę się spotkać ze znajomymi.- ogłosił Niall i odłożył talerz do zmywarki.
- A wy?- zapytałem Zayna i Liama.
- Jestem umówiony w studio, będę miał nowe tatto. - powiedział Zayn z dumą.
- Ja znów spotkam się z kolegą.- odpowiedział Liam.
- Aha. Czyli tylko ja nie wiem co ze sobą zrobię.- wziąłem głęboki wdech. Po chwili już nikogo nie było przy stole. Chyba zostanę w domu.. może uda mi się poobserwować tę całą Roxy. Usiadłem obok Harrego i przyłączyłem się do oglądania kreskówek. Widziałem jak dziewczyna krząta się po kuchni co jakiś czas gdzieś wychodząc.  Po jakiś 30 minutach powiedziała, że wychodzi i wróci dopiero by zrobić obiad. Postanowiłem ją pośledzić, bo zaczynało mi się szczerze nudzić, a to mogło by być nawet zabawne.  Poszedłem szybko do swojego pokoju, wziąłem czapkę z daszkiem okulary i wybiegłem z domu. Nałożyłem je na siebie. Roxy była na końcu ulicy. Przyspieszyłem trochę kroku, aby jej nie zgubić. Po kilku minutach marszu znaleźliśmy się w środku miasta. Przechodziliśmy właśnie obok kawiarni, gdy dziewczyna odwróciła się, od razu usiadłem na pierwszym lepszym miejscu. Rozejrzała się dokładnie i wróciła do dalszej drogi. Wziąłem gazetę, która leżała na drugim krześle i wznowiłem moje szpiegowanie. To naprawdę było zabawne, trochę adrenaliny. Szliśmy, szliśmy i szliśmy. po jakimś czasie, znowu się odwróciła ja w tym samym czasie zasłoniłem się gazetą.  Chyba niczego nie zauważyła bo poszła dalej. Szliśmy tak kilka minut. Dziewczyna nagle skręciła w mniejszą uliczkę. Nie wiadomo czemu było tam strasznie ciemno. Po obu stronach wysokie  domy, pod stopami nawet nie wiem co miałem, ale było czarne jak smoła. Jedna z najbiedniejszych uliczek Londynu. Po co ona tutaj przyszła? W takich uliczkach zawsze było pełno zbirów. Może miała do załatwienia jakąś brudną robotę.  Nagle zostałem przyparty do jednej ze ściany. Przez rozmyślanie i wgapianie się w gazetę, nie widziałem jak ona przy stanęła. Teraz Roxy jedną ręko przyciskała moje gardło do ściany, a ja kompletnie nie wiedziałem co mam zrobić. W mgnieniu oka zorientowałem się, że w drugiej ręce miała nóż.
- Czemu mnie śledzisz?!- krzyknęła przyciskając rękę i przybliżając nóż. 
- Ja... ja..- nie mogłem wydusić z siebie słowa. - nagle odwróciła nóż w drugą stronę, tak, że ostrze szło wzdłuż jej ręki i przylegało do niej płaską powierzchnią . Uderzając w daszek zwaliła z mojej głowy czapkę, a następnie zdjęła okulary. Od razu poczułem jak jej ręka oddala się od mojej szyi.
- Louis? Co ty tu robisz?
- Ja.. ja...- nadal nie mogłem nic z siebie wykrztusić. Wszystko działo się tak szybko i ten nóż, a właściwie scyzoryk. 
- Czemu mnie śledziłeś?- spytała po chwili marszcząc brwi. 
- Nie wiem... Nudziło mi się, więc po prostu zabawiłem się w szpiega.- Roxy odetchnęła z ulgą.
- Ale co ty tutaj robisz? I co ma oznaczać ten nóż?
- Aaaa.. tak.. przepraszam za to. Weszłam w tą uliczkę, by sprawdzić, czy pójdziesz za mną.
- A nóż?
- To zwykły scyzoryk... no może nie taki zwykły.- powiedziała z sentymetem spoglądając na niego.
- No tak, ale czemu mnie nim zaatakowałaś? To raczej nie jest normalne, normalna dziewczyna by gdzieś uciekła, prosiła o pomoc, a nie szła do takiej uliczki, w której nie wiadomo co mogło by ją spotkać.- powiedziałem spoglądając jej w oczy.
- Możliwe, tylko, że ja nie jestem jak tamte normalne dziewczyny. Jednego się nauczyłam w życiu nigdy nie licz na szczęście, nic samemu się nie rozwiąże, a kłopoty należy niszczyć w zarodku.
- Przerażasz mnie. Wiesz? Ktoś mnie śledzi, to rzucę się na niego z nożem, żeby mi czegoś nie zrobił?
- Wiem, że to dziwnie brzmi, ale mam ku temu swoje powody.- powody? Jakie ona mogła mieć powody, żeby atakować?
 - To jak chcesz iść tam gdzie ja? Później mogę zabrać cię na lody w ramach przeprosin, jeśli oczywiście chcesz.- Teraz jak mnie nakryła to i tak nie bedę wiedział co chciała naprawdę zrobić, no ale może jeśli ją poznam to zrozumię co Zayn w niej widzi.
- Zgoda.- wyszliśmy z tej okropnej uliczki, a ja powoli dochodziłem do siebie. Może się to wydawać głupie, ale takie rzeczy nie spotykają człowieka na codzień i własciwie czułem się jak w jakimś kiepskim filmie akcji.
- To gdzie idziemy?- zapytałem po chwili.
- Zaraz się dowiesz, to tóż za rogiem.- Skręciliśmy.
- To już tu? Dom dziecka?
- Yhm- pokiwała głową na "tak". Weszliśmy do środka.  Podążałem cały czas za Roxy. Weszliśmy do pewnej sali. Było tam dosyć głośno, kolorowo i wesoło. Dzieci bawiły się zabawki nie przejmując się zbytnio nowymi "przybyszami" Dziewczyna rozejrzała się po pokoju, a następnie podeszła do grubszej pani siedzącej przy biurku, także podszedłem do niej. Uśmiechnąłem się lekko. 
- Jest może Olivka?- spytała Roxy.
- Nie ma jej, jest u lekarza?
- Coś jej się stało?- spytała z lekkim przerażeniem w głosie .
- Nie, nic jej nie jest, to tylko rutynowe badanie. Roxy muszę ci coś powiedzieć. Jest pewne małżeństwo, które chce ją zaadoptować. 
- Co?!- podniosła lekko głos. - Nie dało by się tego opóźnić, niedługo będe miała pieniądze.
- Szczerze także wolałabym, abyś to ty ją zabrała z tego miejsca, wiem jak dobrze się dogadujecie, ale nie mogę.
- To tylko dwa miesiące. Błagam.- nalegała.
- Może sama ich przekonasz. Ja w tej sprawie nie mogę nic zrobić.
- Gdzie mogę się z nimi zobaczyć?
- Powinni tu przyjść za kilka minut. Też chcieli zobaczyć się z Olivką.
- No dobrze. - odpowiedziała dziewczyna, po czym zwróciła się do mnie.- Poczekasz ze mną? Muszę koniecznie z nimi porozmawiać.
- Emmm no jasne. - powiedziałem. Nie do końca rozumiałem o co chodzi,  chyba chciała zaadoptować tą dziewczynkę. Po chwili  do pokoju weszło dwoje ludzi. Wysoki postawny męszczyna i młodsza, drobniutka kobieta.
- To oni, państwo Gardiner. - zwróciła się do Roxy grubsza kobieta. Dziewczyna od razu ruszyła z nimi porozmawiać. 
- Jak się nazywasz młody człowieku?- zwróciła się do mnie kobieta siedząca przy biórku.
- Mam na imię Louis, a pani?
- Możesz mi mówić Isabel.- uśmiechnęła się do mnie serdecznie. Postanowiłem wypytać o troche informacji.
- Jak długo zna pani Roxy?
- Mów mi po imieniu, a Roxy znam od dwóch i pół roku. Przyszła tu jakieś dwa miesiące po przybyciu tutaj Olivki, od tego czasu przychodzi tu regularnie. A ty jesteś jej chłopakiem?
- Że co prosze? Nie! Nigdy! Przenigdy! Nawet mi to namyśl nie przyszło.
- No dobrze - ponownie się uśmiechnęła- więc co cię z nią łączy?
- Emm mieszka ze mną i z moimi kumplami.- "Louis!" usłysałem za sobą głos dziewczyny. Podszedłem do niej.
- Możemy już iść. - poszedłem za nią w stronę wyjścia.
- I co dogadałąś się z nimi? - spytałem.
- Tak byli bardzo wyrozumiali. Zresztą przyszli tutaj powiedzieć, że jednak nie chcą adoptować dziecka, będą mieli swoje. Życzyłam im wszystkiego dobrego i na tym się skończyło. To co idziemy na te lody?
- Jasne. Dwie ulice dalej jest świtna lodziarnia.- poszliśmy razem.
- Ty tak na serio chcesz się nią zająć?
- Tak, jak tylko bedę mogła najszybciej.  Możemy skończyć już ten temat, nie chce o tym gadać.....
- Jeśli chcesz.
- Mamy jeszczę parę minut, potem musimy wracać. 
- Okej.
- Masz dziewczynę prawda? - spytała po kilku minutach, a ja zaksztusiłem się lodem.
- Tak, ma na imię Eleanor.- wydukałem po chwili.
- A ty masz chłopaka?- postanowiłem wykorzystać sytuację.
- Nie... Ja już dawno przestałam wierzyć, że na świecie żyje moja druga połówka. Co nie oznacza, ze nie wierze w miłość, po prostu uważam, że nie jest dla mnie.
- Uwierz mi miłość jest dla wszystkich. Zanim się obejrzysz będziesz w nim po uszy zakochana. IU w dodatku nie będziesz mogła nic z  tym zrobić. Mówię ci.
- Taaa... cud chyba musiałby się wydarzyć.
- Usłyszałem kiedyś od kogoś " Miłość to jeden, wielki cud"
- Serio?
- No dobra całość brzmiała tak : "Miłość to jeden, wielki cud. Spotykasz kogoś, mówisz kocham cię, po czym ta osoba odchodzi, a ty nadal żyjesz choć uważasz, że nie ma to sensu. Jeden wielki paradoks zwany cudem"
- Ta osoba ma sporo racji.- zaśmiałem się, gdyby wiedziała kto tak mówi, nie jestem pewien czy nadal by tak  uważała.
- Chyba musimy już iść. - powiedziałem. Wróciliśmy do domu.Zjedliśmy obiad. Chwilę analizowałem wszystko. Chce adoptować dziecko, czyli ma serce. Wierzy w miłość, czyli możliwe jest, że nieświadomie kocha Zayna. Tylko mówiła, że  nie wierzy, że na świecie żyje jej druga połówka co mnie trochę martwii, ale na pewno nie jest głupia wnioskując z samej rozmowy. Może nie jest tak źle, jak myślałem na początku, gdyby tylko się jeszcze uśmiechała od czasu do czasu.

__________________________________________________________________
Pod poprzednim postem pojawił się komentarz, że lepiej byłoby gdybym pisała częściej i dłuższe rozdziały. Postaram się o to w wakacje. 

Dziękuje za wszystkie miłe słowa.  

Kocham was! 







niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 7. Miałam dosyć dobry humor, cisza i samotność zawsze mi towarzyszyły, odkąd pamiętam...

*Oczami Zayna*


Gdy wróciliśmy z wywiadu  zacząłem szukać Roxy. Zajrzałem do jej pokoju, od razu pojawił mi się uśmiech na twarzy. Wyglądała słodko śpiąc. Wcale nie wyglądała na snobkę, która się nie uśmiecha i która rzadko powie coś miłego. Był dosyć późno, zamknąłem drzwi, wziąłem koc i położyłem się obok niej. Szybko zasnąłem. Nagle usłyszałem krzyk, podniosłem się do pozycji siedzącej, krzyczała Roxy. Przytuliłem ją, zrozumiałem, że miała koszmar.
- Cicho, już dobrze.- mówiłem gładząc jej włosy, a ona tylko mocniej się we mnie wtuliła.- Już dobrze?- spytałem po chwili.
- Tak. Co ty tu robisz?
- Położyłem się obok ciebie i zasnąłem.- odparłem.
- Aha. Chodźmy spać dalej.- powiedziała po chwili ciszy i położyła się. Ja także to zrobiłem, po chwili przytuliła się do mnie nie przeszkadzało mi to, byłem właściwie zadowolony.Strasznie byłem ciekaw co też jej się śniło, ale po przemyśleniu zrozumiałem, że wolę nie pytać. Pewnie i tak mi nie odpowie. Zasnęliśmy ponownie. Obudziłem się o dziwo pierwszy, Roxy nadal była we mnie wtulona. Wyglądała tak spokojnie, bezbronnie.
- Możesz się tak na mnie nie gapić?- powiedziała otwierając oczy i wtulając się jeszcze bardziej.
- Nie mogę.- powiedziałem krótko.
- Aha, dobrze wiedzieć.- powiedziała i zamknęła oczy z powrotem. Poleżeliśmy jeszcze trochę, potem ona zeszła na dół, a ja przemknąłem się do swojego pokoju. Ubrałem koszule, jeansy i zszedłem na dół. Śniadanie już prawie było na stole. Oprócz jej było tam całe towarzystwo, zjedliśmy.  Ja pomogłem posprzątać, zaś Niall wyszedł z domu, Liam zaczął oglądać telewizje, a Harry i Louis  poszli na górę.
- To co jedziemy?- spytałem.
- Jasne.-odparła, a ja złapałem ją za rękę i pociągnąłem za sobą, zabrałem kluczyki, ubraliśmy się i pojechaliśmy do jej mieszkania.
- Ale tych gratów jest, powiedziała rozglądając się po mieszkaniu.
- Co dokładnie chcesz stąd zabrać?
- Tylko te osobiste rzeczy, meble zostawiam, sprzedam, a pieniądze oddam wam.
- I nawet jeśli powiem, że nie chcemy ich, ty i tak je nam dasz, co nie?- powiedziałem z przekonaniem.
- Zastanówmy się... nie.- powiedziała po chwili, nie powiem zdziwiło mnie to. Zawsze myślałem, że Roxy to dziewczyna, która może i jest chamska,  ale tak jakby ma swój "honor".
- To ich nam nie oddawaj i tyle.
- No dobra. To od czego zaczniemy?- spytała.- Wiem zaczniemy od kuchni!-krzyknęła, gdy ja wzdrygnąłem ramionami. Zebraliśmy stamtąd wszystkie rzeczy, popielniczkę, książki i inne. Następnie zabraliśmy się za łazienkę. Trochę tam tego było, kosmetyki, lusterka, szczotka, suszarka, ręczniki i tym podobne. Właściwie wszystko nie zajęło nam więcej niż dwa kartony. Potem przyszedł czas sypialnię. Jak zaczęła wyciągać swoje ciuchy to mnie zamurowało.
- Nie masz ani jednego  kolorowego ubrania? Tak, serio, serio? Jesteś emo czy jak?- patrzyłem na nią jak idiota, w sumie nigdy takiej osoby nie spotkałem.
- Ani jednego, tak serio, serio, a emo nie jestem. Nie jestem tak wrażliwa, nie słucham tej muzyki, nie tnę się i mam cel w życiu. - rzuciła przez ramię szperając w półce. Wyciągnąłem wszystkie rzeczy z szafy  i wrzuciłem do większego kartonu, tak aby się zmieściły. Nie mogłem dosięgnąć jakiegoś swetra, był na najwyższej półce i w dodatku głęboko. Wziąłem krzesło i przystawiłem do szafy. Sięgnąłem już sweter, gdy zauważyłem, że na samej szafie stoi dosyć duże, czarne pudło. Odłożyłem sweter do reszty garderoby i ponownie wspiąłem się na krzesło po karton. Nie było bardzo ciężkie.
- Roxy, a co z tym pudłem?- spytałem trzymając w rękach to czarne "coś". Ona zrobiła dziwną minę, była jednocześnie, zła, smutna i przerażona.- Coś nie tak?-  ona tylko wyszła i trzasnęła drzwiami. Odłożyłem pudło i poszedłem za nią. Nie odeszła daleko, chodziła nerwowo w kółko wypalając papierosa. Nie wiedziałem co mam zrobić, spytać o co chodzi? A jeśli właśnie ona nie chce mi powiedzieć? Może ją po prostu przytulić? Albo nic nie robić i poczekać na jej ruch? Moje przemyślanie przerwała ona, przytuliła się do mnie, ulżyło mi. Pogłaskałem ją po włosach.
- Pewnie jesteś ciekawy co w nim jest... muszę cię jednak uświadomić, że nic ciekawego.
- I przez to "nic ciekawego" tak się wkurzyłaś?- spojrzałem jej w oczy.
- Nie.... Tak? Sama nie wiem. Obiecaj, że nigdy nie otworzysz tego pudła, przenigdy, rozumiesz? Sama je kiedyś otworze, ale to kiedyś, teraz nie jestem na to gotowa. Są tam na przykład zdjęcia z dzieciństwa, z moimi rodzicami.
- Co się z nimi stało?- spytałem cicho, ale tak by usłyszała.
- Nie żyją od trzynastu lat.
- Bardzo mi przykro. - w głowie obliczyłem sobie, że gdy oni zmarli ona miała tylko sześć lat, to co przynajmniej okrutne.
- Wszystkim zawsze jest przykro, wszyscy mi to mówią, a to przecież nie ja jestem teraz w grobie. Dobra kończmy ten temat. W mojej głowie było tysiące myśli. Teraz zacząłem rozumieć dlaczego taka jest, wychowywała się bez miłości rodziców. Nawet nie mogłem sobie tego wyobrazić, nie widzieć codziennie swojej mamy, jej uśmiechu, albo nie rozmawiać z tatą na poważne tematy. Było mi jej szczerze żal. Nagle uświadomiłem sobie, jak bardzo kocham własnych rodziców. Poszliśmy i skończyliśmy pakowanie. Było cicho, ona pogrążona w swoich myślach ja w swoich. W końcu skończyliśmy, pięć zwykłych pudeł zapakowaliśmy do samochodu, no i szóste-czarne.
- Jesteśmy już.- powiedziałem wchodząc do naszego domu. Roxy wzięła czarny karton, a ja jeden normalny i zanieśliśmy je do jej pokoju. Tak samo z następnymi. Gdy już wszystkie były na miejscu, dałem jej czas, żeby sobie to rozpakowała i poukładała, a ja poszedłem do swojego pokoju.

"Oczami Roxy*


Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w czarny sześcian. Tylko ja wiedziałam co tam jest i tak powinno pozostać. Nagle zauważyłam, że z dziurki zwisa łańcuszek, wyjęłam go. Od razu przypomniało mi do czego służył zawieszony na łańcuszku kluczyk, do przepieknej pozytywki, którą widziałam tylko raz 13 lat temu.  Nie był on duży, ale był śliczny, złoty z serduszkiem.  Drugiego takiego chyba na świecie nie ma. Wzięłam głęboki wdech, odłożyłam łańcuszek z wisiorkiem na półkę nocną i zaczęłam rozpakowywać pudła. Ubrania, kosmetyki i inne, nawet nie wiedziałam, że jest tego tak dużo. Po dwóch godzinach układania wszystko było już na swoim miejscu, poszłam, więc zrobić obiad. Przygotowałam naleśniki, w domu rozszedł się chyba ich zapach, bo po chwili wszyscy siedzieli już przy stole. Położyłam stos naleśników, wzięłam swoją porcję i usiadłam na kanapie. Nie lubiłam jeść z nimi, wolałam sama, te ich tandetne rozmowy doprowadzały mnie do szału.
- Co nie przyłączysz się do nas? Kompleks niższości?- usłyszałam głos Harrego.
- Do takich idiotów się nie zbliżam.- powiedziałam do siebie, ale najwidoczniej oni też to usłyszeli.
- Jakbyś była choć w połowie inteligentna tak jak ja to było by dobrze.- wzdrygnęłam tylko ramionami i jadłam dalej.- Co nie odpyskujesz? Tak z ciebie suka, a nawet nie umiesz odszczekać?- poniosło mnie, wstałam i podeszłam do niego.

- Słuchaj! Ja nie muszę się z niczego tłumaczyć! Robię co chcę i jak chcę! Czułam ich dystans do siebie, może Zayn trochę tego nie okazywał, ale tak na prawdę oni się bali, hmm bali to nie odpowiednie słowo raczej nie byli pewni czy im czegoś nie zrobię. Nawet mi się to podobało nikt mi się nie sprzeciwiał, tylko Harry nadal szukał zaczepki, reszta wolała trzymać się na dystans.  Po co ja w ogóle nad tym rozmyślam? Sama nie wiem. Trzeba się ogarnąć i tyle. Myślałam jeszcze chwilkę czekając jednocześnie, aż zjedzą, potem pomyłam i miałam czas wolny. Wszyscy gdzieś się porozchodzili, Liam zapewne do Danielle, Louis też chyba do jakiejś dziewczyny bo słyszałam jak gadał przez telefon, Zayn poszedł do kumpla, a Harry? on też gdzieś zniknął. Ogarnęłam z grubsza dom, przebrałam się i wyszłam na spacer.  Szłam, szłam i szłam. Zwiedziłam chyba całą okolicę, w końcu jakieś pięć minut od domu One Direction zauważyłam starą, nieczynną fabrykę. Lubiłam takie miejsca, drzwi i okna były zabite deskami, ale mi to nie przeszkadzało. Obeszłam budynek dookoła, okazało się że z tyłu są metalowe schody. Weszłam po nich na piętro, drzwi na końcu nie były zamknięte. Weszłam do środka, było ciemno, prawie nic nie widziałam. W końcu zauważyłam wiązkę światła przedostającą się z sufitu. Weszłam po metalowej drabinie, która była zaraz przy świetle i otworzyłam jak się okazało klapę. Weszłam na dach fabryki. Niesamowity widok na cały Londyn. Usiadłam sobie na jakiejś skrzynce i napawałam się widokiem, wiedziałam też, że będę tu często przychodzić, to miejsce miało w sobie jakąś magię, aż prawie chciało się żyć. Niestety nie mogłam zostać długo. Wyszłam z tej fabryki tą samą drogą, którą przyszłam. Miałam dosyć dobry humor, cisza i samotność zawsze mi towarzyszyły, odkąd pamiętam, a w tym mieście bardzo trudno o te dwie rzeczy.  Otworzyłam drzwi, zobaczyłam całą piątkę razem w salonie, słyszałam tylko śmiech. Weszłam schodami na górę i położyłam się w swoim pokoju. Wtuliłam się w poduszkę i wpatrywałam się w jeden punkt na ścianie. Potrafiłam tak godzinami, po prostu patrzeć i być. Bardzo dużo w tedy myślę, o wszystkim i o niczym, od marzeń do wspomnień, o tym co było, jest i co będzie. Zawsze byłam trochę myślicielką, zastanawiałam się nad rzeczami, które nie miały dla innych znaczenia albo nie obchodziły ich. Moje rozmyślania przerwał Zayn wchodząc do mojego pokoju.
- Czemu tu tak sama siedzisz?- spytał.
- Bo lubię.- powiedziałam wychodząc na balkon, on poszedł za mną. Usiadłam na krześle i wpatrywałam się w niebo.
- Coś się stało?- spytał. Malik zawsze pytał jeśli nie mógł czegoś zrozumieć, tak jak w tym wypadku.
- Boisz się mnie?- spytałam wprost, choć sama nie wiedziałam dlaczego.
- Co? Co ty wygadujesz? Brałaś coś?- zaśmiał się, ale po chwili przestał, zrozumiał, że pytałam poważnie. Usiadł obok mnie. - Chcesz znać prawdę? Jest taka, że cię lubię, nawet bardzo. Cały czas mnie zaskakujesz, ale jesteś bardzo tajemnicza. Chciałbym cię poznać, ale nie dajesz nikogo do siebie dopuścić. W chwili kiedy zadecydowaliśmy, że z nami zamieszkasz, wydawałaś się szczęśliwa, myślałem, że nie chcesz tego okazywać, że ukrywasz uczucia, emocje, ale teraz już niczego nie jestem pewien.- Wpatrywałam się w niego tęczówki, widać było, ze mówi to szczerze.
- Po pierwsze, też cię bardzo lubię, po drugie jestem, byłam i będę tym kim jestem, to moja sprawa... moja i mojej przeszłości. Nie zmienię się bo tego nie chcę, ale cieszę się, że mnie taką polubiłeś.- oparłam głowę na jego ramieniu, zapadła cisza. Zayn chyba właśnie analizował moje słowa, bo wydawał się bardzo zamyślony.
To co idziesz?- wyciągnęłam do niego rękę wstając. Pokiwał tylko głową. Weszliśmy do środka, on poszedł do swojego pokoju, a ja na dół, posprzątać i zrobić kolację.



___________________________________________________________________

Ale jest tych tajemnic co.. mały chłopiec z przed 13 lat, co znajduje się w czarnym pudle, jak zgineli jej rodzice i co działo się później.....
Obiecuję, że wszystkiego się dowiecie czytając dalej :) 

 Nie pisze czegoś w stylu "5 komentarzy=następny rozdział" ale muszę przyznać, że miło mi by było gdyby kilka się znalazło :)









niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 6. Wziąłem głęboki wdech i wmieszałem się w tłum.

*Oczami Nialla*
Obudził mnie piękny zapach. Wygramoliłem się z łóżka i poszedłem do łazienki. Zaraz po załatwieniu się, zszedłem na dół do kuchni.
- Cześć.-powiedziałem do Roxy krzątającej się po kuchni. Sam zapach pysznego jedzenia wywołał u mnie uśmiech.
- Hej.- odpowiedziała.- Głodny?
- Tak i to bardzo. Co będzie na śniadanie?- spytałem.
- Coś dobrego, nie martw się.- usiadłem przed telewizorem i skakałem po kanałach. Po jakiś 10 minutach, dziewczyna zawołała mnie na śniadanie. Potem poszła chyba obudzić resztę.
Po chwili wszyscy zeszli na dół, po kolei się ze mną witając i usiedli przy stole. Zaczęliśmy jeść. Roxy naprawdę się postarała. Nie wiem co dokładnie przygotowała, ale było pyszne. Po zjedzeniu, poszliśmy się przygotować. Mieliśmy mieć  koncert charytatywny. Wcześniej mieliśmy już próbę do niego. Miało być dosyć dużo sławnych osób i piosenkarzy. Mieliśmy zaśpiewać tylko "One way or Another" i "Kiss You", potem wracaliśmy. Trzeba było jeszcze urządzić pokój dla Roxy. Bardzo ją polubiłem, nie tylko dlatego, że świetnie gotuje. Nie jest taka zła, po prostu jest zamknięta w sobie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Jak zwykle żaden z nas nie wiedział w co się ubrać. Widziałem jak Roxy pomaga Zaynowi i Liamowi, miałem nadzieję, że i mi pomoże.
- Roxy, błagam pomóż.- prosiłem ją, gdy wybierała zestaw dla Liama.
- Zaraz przyjdę.- powiedziała, a ja zadowolony wróciłem do swojego pokoju. Po chwili faktycznie przyszła. Rozejrzała się w szafie i po chwili wybrała ubrania. Byłem jej wdzięczny, a zestaw bardzo mi się spodobał. Tylko Harry i Louis nie skorzystali z jej dorad. Włosy postanowiłem sobie sam uczesać, ale Zaynowi i tak musiała zrobić to Roxy. Wyszło jej nie źle. Reszta dała radę sobie sama, bez niej. Nowa lokatorka została w domu, a my pojechaliśmy. Wszystko poszło gładko. Weszliśmy zaraz po Ollym Marsie. Uwielbiałem takie koncerty, niezbyt męczące, a bardzo pomagają innym. Dzięki temu koncertowi zebraliśmy pieniądze, na remont jednego z domów dziecka w Londynie. Po zaśpiewaniu zrobiliśmy sobie zdjęcia z fanami i wróciliśmy do domu. Była już godzina 14.00. czekała na nas Roxy.
- I jak wam poszło?- spytała, gdy zdejmowaliśmy buty.
- Było dobrze, ale Niall rypnął się w swojej zwrotce w Kiss you.-powiedział Louis, a ja poczułem jak dostaje rumieńców na twarzy.
- Każdemu może, się zdarzyć.- powiedziałem w swoje obronie.
- Dokładnie.- powiedziała Roxy.- Ugotowałam obiad.- poczułem ucisk w brzuchu, nie jadłem nic od 4 godzin. Szybko zjedliśmy obiad, gdyż byliśmy strasznie głodni, albo raczej ja byłem.
- Pojadę z Roxy kupić farbę i meble.- powiedział Zayn.
- Mogę jechać z wami?- spytałem.
- Jasne.- odpowiedziała dziewczyna. Najpierw pojechaliśmy wybrać kolory. Wybrała kolor fioletowy i złoty, gdy kupiliśmy to pojechaliśmy do meblowego. Zaczęliśmy oczywiście od wybierania łózka. Testowaliśmy każde po kolei, a ludzie gapili się na nas. Było bardzo fajnie, śmiesznie, nawet jeśli śmiały się tylko dwie osoby. To właśnie Roxy rzucała takie teksty, że nie mogliśmy ze śmiechu wytrzymać na stojąco. W końcu wybraliśmy idealne. Nie za miękkie, nie za twarde, duże, dwuosobowe. Zaścielone złotym przykryciem. Potem wybraliśmy biurko, ale z nim było łatwiej, bo nie skakaliśmy już po każdym.  Kupiliśmy jeszcze obrotowy fotel, mięciutki dywan, szafę z lustrem, znaleźliśmy też  fioletowe zasłony.
- Resztę chyba dokupi się w czasie twojego pobytu u nas, co nie?- powiedział Zayn.
- Tak, ale mam jeszcze jeden pomysł. Ten fioletowy jest dosyć ciemny, a ja nie chcę, żeby w pokoju było tak ponuro. Może kupimy złoty spray? 
- Może być ciekawie.- powiedziałem. Wracając kupiliśmy, więc jeszcze spray. Najpierw pomalowaliśmy ściany. Wszyscy się przyłączyli, była niezła zabawa, wyszło na to, że w pewnym momencie było więcej farby na nas niż na ścianach. Dwie ściany boczne pomalowaliśmy na fioletowo, za to ściankę gdzie znajdowały się drzwi i przeciwległą do niej, gdzie było okno i wyjście na balkon na kolor złota.
- Mam do was prośbę, moglibyście napisać, coś namalować na fioletowych ścianach? Tak żeby było ciekawie i oryginalnie.- powiedziała Roxy do wszystkich.
- Jasne!-krzyknął Louis. Zaczęliśmy swoje popisy. Na ścianie znalazły się różne rzeczy, od serduszek, gwiazdek, po napisy typu "Vas happenin??!!"... tytuły piosenek jak " Little Things", "Kiss You", nazwy miast np. "Londyn" lub "New york"... dosłownie wszystko co przyszło nam do głowy, zaraz znajdowało się na ścianie. Było i drzewo, różne rośliny, słońce, jedzenie też. Wszystko wyglądało fajnie. Na pewno się nie nudziło w tym pokoju.  Po jakiejś godzinie przyjechała ciężarówka z meblami, po kolei wnieśli wszystkie meble, łóżko było przystawione do fioletowej ściany po lewej stronie od wejścia, szafa po przeciwnej stronie. Przy oknie daliśmy biurko, by było dużo światła. Zawiesiliśmy też tam zasłony. Na środku dywan i właściwie wszystko było już gotowe. Liam ogłosił, że wychodzi spotkać się z Danielle i tyle go widzieliśmy. Harry z Louisem wybierali się na jakąś imprezę i zaczęli do niej przygotowania. Jak to oni nazywali, chcieli dzisiaj "zapolować" na jakieś laski. Ja poszedłem do siebie, miałem swoją skrytkę gdzie schowałem chipsy. Teraz mogłem w spokoju je zjeść. Posiedziałem troszkę na laptopie. Zrobiłem krótkiego twitcama. Moi fani mnie zadziwiali już po 10 minutach było pięćdziesiąt tysięcy ludzi.Uwielbiałem robić te filmiki, to dobry sposób na kontakt z fanami, a przecież tyle im zawdzięczamy, bez nich nie był bym tym kim jestem. Po skończeniu postanowiłem zobaczyć co też porabia Roxy i Zayn. Podszedłem do drzwi jej pokoju, były lekko uchylone. Przez szparę widziałem jak Roxy i Zayn namiętnie się całuję. Nie było to dla mnie dziwne. Od dawna widziałem jak Zayn pożera ją wzrokiem, ona była dużo lepszą aktorką. Nie chciałem im przeszkadzać, zawróciłem i poszedłem do kuchni. W lodówce było mnóstwo jedzenia, aż nie wiedziałem co wybrać. Wziąłem jogurt i pomaszerowałem do swojego pokoju.


                                                           *oczami Harrrego*

Własnie dojechaliśmy z Louisem do klubu. Miała tam być niezła impreza, a ja miałem ochotę się zabawić. Gdy tylko weszliśmy od razu usłyszeliśmy głośną muzykę. Ludzie tańczyli, a w powietrzu unosił się zapach alkoholu i papierosów. Wziąłem głęboki wdech i wmieszałem się w tłum. Podszedłem do baru i zamówiłem drinka. Już po chwili znalazły się przy mnie dwie laski. Miałem chyba na nie jakiś magnes.
- To jak macie na imię?- spytałem stawiając im po napoju.
- Ja to Martina, a moja koleżanka to Agnes.- powiedziała blondynka, przybliżając się do mnie. Blondynka miała duże niebieskie oczy, które ciągle we mnie wlepiała, zaś ta druga była brunetką i miała piwne oczy. 
- Obie  jesteście śliczne.- powiedziałem.
- Ty też jesteś niczego sobie.- zaśmiała się brunetka, przygryzając wargę.
- Skoro się tak wam podobam, to może zatańczycie ze mną?- spytałem podnosząc kącik swoich ust. Dziewczyny to uwielbiały. Nie musiałem się prosić, już po chwili byliśmy na parkiecie. Było gorąco,  one także były gorące i seksowne. Taniec, był męczący, wróciliśmy potem do baru i zamówiliśmy następną kolejkę, następną, i jeszcze kilka. Po pewnym czasie przestałem liczyć. Wszystko toczyło się szybko. Na zmianę tańczyliśmy i piliśmy.  Nawet trochę rozmawialiśmy, dowiedziałem się, że obie pochodzą z Londynu, mają po 20 lat i jak to określiły są na mnie napalone. Było już grubo po północy, postanowiłem moje nowe znajomości zabrać do domu.  Przemknęliśmy się tak aby nas paparazzi nie zauważyli do taksówki. Po drodze wysłałem Louisowi wiadomość, że wraca sam.  Błagałem by po ciuchu weszły do mojego pokoju, nie wyszło, ale nikt nas na szczęście i tak nie usłyszał. W środku dopiero była zabawa. Byłem całkowicie zadowolony z moich "łowów". Pod koniec byłem tak zmęczony naszymi wspólnymi zabawami, że usnąłem, pamiętam tylko jak obie się we mnie wtuliły. Gdy się obudziłem byłem sam w łóżku. Trochę się przestraszyłem. Szybko zwlekłem się i poszedłem się ubrać. Wciągnąłem na siebie pierwszy lepszy t-shirt, rurki i zszedłem na dół. Zastałem tam tylko Roxy. 
- Cześć i jak tam twoje "polowanie"? Chyba się powiodło.- powiedziała złośliwym głosem.
- Gdzie one są? Martha i ta.. emm . Aaa... Ag. jak jej było?- nie mogłem sobie przypomnieć imienia.
- Po pierwsze to była Martina, a jej przyjaciółka to Agnes, po drugie już sobie poszły.- powiedziała patrząc na mnie, jak na debila.
- A co z Louisem?- spytałem po chwili.
- Twój przyjaciel nie miał tak dobrze jak ty. - powiedziała jakoś tak dziwnie.
- To znaczy?- próbowałem się dowiedzieć dalej.
- Zobacz w łazięce.- wycofałem się, gdy tylko otworzyłem drzwi, poczułem okropny smród. Cała łazienka była w wymiocinach. 
- Gdzie on jest?- spytałem. Ona spojrzała tylko na sofę, leżał na niej Louis. Wyglądał nie najgorzej jak na to co zobaczyłem w łazience.
- Jak się czujesz?- spytałem podchodząc.
- Lepiej, Roxy dała mi coś co mi pomogło. - powiedział podnosząc się do pozycji siedzącej.- Siedziała ze mną pół nocy, gdy ty się dobrze bawiłeś na górze.
- Nie wiedziałem, że doprowadziłeś się do takiego stanu. Nic ci nie będzie.- powiedziałem z uśmiechem czochrając jego włosy. Spojrzałem na zegarek, była już 10.20. Podszedłem do kuchni, wyciągnąłem sobie jakieś ciastka, po czym zacząłem ich konsumpcję.

  
                                                                        *oczami Roxy*
Zaczęłam sprzątać łazienkę. Myślałam, ze zaraz sama zwymiotuję na to.  Uwinęłam się z tym jak najszybciej, by mieć to z głowy. Po chwili przyszedł Zayn. Uśmiechnął się do mnie. Zaczęłam szykowanie w kanapek dla reszty. On stanął obok mnie i obserwował . Myślałam, że mu coś zrobię. Strasznie nie lubię, poprawka nienawidzę gdy ktoś patrzy jak coś robię.
- Zayn, sprawdź kurwa czy nie ma cię gdzieś indziej, bo mnie zaraz cholera jasna weźmie. 
- Ale ja przecież nic nie robię.- powiedział słodkim, niewinnym głosem.
- To idź robić to nic, gdzie indziej.
- No już, już.- powiedział i poszedł obejrzeć jakiś program w telewizji, a ja w spokoju dokończyłam kanapki. Zrobiłam herbaty, postawiłam wszystko na stole i zawołałam resztę. W spokoju zjedli, a ja razem z nimi.
- Pojedzie ktoś ze mną do mojego mieszkania i pomoże mi z przeprowadzką?- spytałam patrząc na Zayna, on chyba od razu zrozumiał.
- Ja mogę, ale nie dzisiaj. Mamy wywiad o 16.00. - odpowiedział mulat.
- No dobra, a jutro?.- spytałam z obojętnością.
- Jutro mogę.- powiedział. Skończyliśmy śniadanie.  Wszyscy się porozchodzili. Ja zaczęłam myśleć co ugotować na obiad. Cały dzień minął szybko. Zjedli obiad, a potem wyszli na wywiad, a ja przeleżałam go praktycznie cały dzień w łóżku, słuchając muzyki. Nawet nie wiem kiedy niestety  zasnęłam.


________________________________________________________________________

Taa daa.. to takie nudy mi wyszły. Nie gniewajcie się. Mam nadzieje, że podoba wam się nowy wygląd bloga, trochę się nad nim męczyłam :)




 






Kilka zdjęć na koniec. Aha, jeśli chcecie możecie zaprosić mnie do znajomych na Facebooku zawsze pisz tam o nowym rozdziale, oto link do niego: https://www.facebook.com/pokonana.przezwspomnienia?ref=tn_tnmn