sobota, 28 września 2013

Rozdział 20. Z własnego wyboru byłam zagubiona i samotna.

*Oczami Roxy*


Spałam jak kamień. Byłam wykończona dniem i gdy czyściutka zasnęłam nic nie było wstanie mnie obudzić. Niestety twardy sen nie ma samych plusów, bo zaspałam. Chyba każdy zna te uczucie. Zerwałam się jak poparzona, wybiegłam do łazienki, ale zaraz potem wróciłam się do sypialni, ponieważ zapomniał wziąć ubrań. Wyleciałam jak z procy i zaczęłam przetrząsać szafę i znalazłam ten zestaw. Poleciałam do łazienki. Przez pośpiech wszystko stawało się trudniejsze. Ubrałam się, machnęłam rzęsy tuszem, rozczesałam włosy i zbiegając prawie spadłam ze schodów. Wpadłam do kuchni, wzięłam łyk kawy, złapałam jednego buta i poszłam w stronę mojej torebki, sprawdziłam co jest w środku. Brakowało paru rzeczy, więc w pewnym sensie kuśtykając potruchtałam przez kuchnię, zabierając telefon, potem przez salon, zabierając notes, wróciłam zabierając buta do kuchni, gdzie wzięłam drugi łyk kawy i ciastko, oraz trzymając telefon, notes, but podbiegłam do torebki, wszytko oprócz obuwia wrzuciłam do niej. Trzymając się ręką stolika ubrałam but do pary, po czym podniosłam się odgarniając szybkim ruchem włosy z twarzy,a kogo zobaczyłam? Łatwo się domyślić, że Stylesa. Z tym, że gdybym zobaczyła go w normalne, nie zatrzymałabym się i nie gapiła. Pewnie wyglądałam jak idiota, gdy w szeregu swoich czynności zatrzymałam się, bo przede mną stał facet bez koszulki, którego w dodatku nie cierpię. Oprócz tego, że jego wytatuowana i umięśniona klata wyglądała dobrze, to jego mina już taka nie była. Wyglądał na niewyspanego, miał zmrużone oczy i zmarszczone brwi. Postanowiłam się ocknąć. Wzięłam torebkę i popędziłam po raz trzeci do kuchni po następny łyk kawy. Zaczęłam szybko szykować sobie kanapki, machnęłam masłem po czterech kawałkach chleba i nałożyłam  plasterki sera. Po chwili Harry podszedł do ekspresu do kawy po mojej prawej stronie. Szukałam folii, aby spakować sobie śniadanie, a w tym czasie jego kawa się zaparzyła. Ja niestety nadal nie mogłam ich znaleźć. Spojrzałam na górę, no i wiedziałam już gdzie są. Jedyny problem jaki mi już został to sięgnąć po nie, co okazało się dla mnie niewykonalne po kilu próbach.  Spojrzałam na niego, a on bez emocji opierał się o blat popijając kawę. 
- Pomożesz?- spytałam.
- Tylko czekałem, aż przestaniesz robić z siebie idiotki. - powiedział,  odstawił kubek , po czym  ocierając się o mnie sięgnął po te foliówki. Nie wiem czy zrobił to specjalnie czy też nie, ale było mega wkurwiające. 
- Proszę.- podsunął mi to na wysokość twarzy z głupim uśmieszkiem. Nic nie odpowiedziałam tylko wzięłam co swoje wyminęłam go i zaczęłam szybko pakować kanaki. W końcu byłam już spóźniona. 
- A dziękuję? 
- Chyba jeszcze śpisz. 
- Było, by miło. 
- Było ,by miło jak byś się ubrał.- powiedziałam z lekką irytacją. 
- Nie udawaj. 
- Niby czego?- uniosłam brwi do góry. 
- Że ci się nie podoba. - powiedział obojętnie. 
- Ty chyba serio jeszcze śpisz. - powiedziałam, wkładając kanapki do torby. Założyłam ją na ramię.
- Gdzie wychodzisz?
- Niektórzy ludzie normalnie pracują, wiesz?
- I wychodzisz z domu przed 7.00 rano?
- Mam różne godziny pracy, ale nie mam czasu tego tłumaczyć, więc do niezobaczenia. - wyszłam , wyprowadziłam samochód z garażu i pojechałam. Dojechałam na miejsce i się zaczęło. Bardzo lubiłam swoją pracę, ale często dawała w kość. Po kilkunastu godzinach byłam już wolna, ale i wykończona. Czym prędzej chciałam wrócić do domu. Przyjechałam, zdjęłam buty i poszłam do kuchni. W domu było niewiarygodnie cicho i spokojnie. Idealna atmosfera, aby odpocząć. Podgrzałam sobie obiad w mikrofalówce jeśli mozna go tak nazwać jedząc o po 22.00 i usiadłam przy stole, na swoim ulubionym miejscu. Leżała tam karteczka od Heleny. Ta kobieta była wspaniała. Pomogła mi, gdy tego potrzebowałam i nadal to robi. Jest dla mnie jak rodzina. Na karteczce było napisane :


" Ja i Olivka pojechałyśmy do mojego syna. Olivka zaprzyjaźniła się z moim wnuczkiem. Wrócimy jutro. Panna Meg i jej przyjaciółka także wyjechały do rodzinnego miasta i wrócą za kilka dni, więc możesz odpocząć. Ten Harry wyszedł niedługo twoim wyjściu. "



Zajebiście. Cały dzień tylko dla siebie. W dobrym humorze poszłam do swojego pokoju przebrać się w coś wygodniejszego.  Zaraz potem szurając nogami w samych skarpetkach zeszłam na dół i wzięłam z domowego baru butelkę wina. Razem z moją nową przyjaciółką usiadłam przed telewizorem i skacząc z kanału na kanał brałam co chwilę porządny łyk trunku.  I właściwie wszystko byłoby idealnie, od wygodnej sofy, poprzez nudne romansidła w Tv aż po dobrej jakości wino, gdyby nie to, że już po kilku minutach mojego samotnego relaksu przerwał dzwonek do drzwi. Niechętnie zwlekłam się z sofy zostawiając swoją towarzyszkę na stoliku i podreptałam do przedpokoju otworzyć drzwi. Gdzieś tam w środku miałam nutkę ciekawości kto o tej godzinie przychodzi, szybko jednak całą ciekawość zastąpiła niechęć. 
- Czego chcesz? - spytałam z żalem do losu, że w ogóle musiałam go zobaczyć. 
- Jest Gemma?- coś było nie tak, ale nie wiedziałam co mi nie pasowało. Był jakiś poddenerwowany i blady,  w głosie nie było słychać tej pewności siebie, a oczy nie były tak zielone jak zawsze. 
- Nie, wyjechała to Holmes Chaptel z Meg i będą tam jeszcze pewnie z kilka dni. - powiedziałam obojętnie. 
- Aha.- zapadła chwila ciszy, żadne z nas nie chciało się odezwać, on nie chciał odejść, a mi było głupio zamknąć mu drzwi przed nosem. Przynajmniej ja tak to odbierałam. 
- Możemy pogadać?- zapytał chyba dopiero po porządnym przemyśleniu tego pytania.  Zamiast odpowiedzieć po prostu otworzyłam szerzej drzwi i odeszłam w stronę sofy, on chyba zrozumiał mój przekaz , bo wszedł do środka. Postanowiłam jak najszybciej schować gdzieś butelkę wina i szybkich chwytem zabrałam ją z widoku, ukrywając za swoim ciałem. Harry usiadł na sofie zakrywając swoją twarz w rękach. 
- A Olivka i pani Helena?
- Także ich nie ma. - powiedziałam po czym wyszłam na górę, aby  schować wino.  Położyłam szybko na stoliku w swoim pokoju i pełna ciekawości o czym to sam wielki Harry Styles chce ze mną porozmawiać zeszłam na dół.  Siedział skulony na mojej kochanej sofie, chowając twarz w swoich zgrabnych nogach. Usiadłam obok niego. Chciałam, żeby coś on pierwszy powiedział w końcu to on chciał ze mną rozmawiać, ale zamiast tego usłyszałam tylko zaciągnięcie się nosem. On płakał. 
- Hej. Co jest? Coś się stało?- położyłam rękę na jego plecach i lekko pomasowałam, chciałam, żeby się uspokoił, niestety to jeszcze bardziej wzburzyło jego emocje. Nagle gwałtownie wstał.
- Tak kurwa! Stało się!- wykrzyczał jak głośno mógł, a jego głos był ochrypnięty bardziej niż zwykle przez płacz. Zraz potem wydał z siebie krzyk, ale nie były to słowa, tylko przerażający, pełen cierpienia odgłos, po którym wiedziałam, że stało się coś naprawdę strasznego.
- Harry spokojnie.- powiedziałam głosem, który na pozór wydawał się spokojny, ale ja tak naprawdę byłam przerażona całym zajściem.
- Żadne spokojnie! Ty nic nie rozumiesz!- ponowie krzyknął, tylko tym razem bardziej wyrażając swoją wściekłość, ale nie wyładował jej tylko w swoim krzyku, bo z zaciśniętymi pięściami z całą swoją siłą uderzył w szklany środek stolika, który rozpadł się na kilka odłamków. Na jego rękach zostawiło to ślady w postaci, nie dużych, ale krwawiących ran. 
- Czekaj tutaj!- rozkazałam, po czym najszybciej  jak potrafiłam wbiegłam na górę po apteczkę, aby go opatrzyć. Nie miałam nawet czasu wkurwić się za rozwalenie mi stolika.  Przeszukałam pokój Heleny, ale nie znalazłam tam jej. Ręce trzęsły mi się coraz bardziej, a poddenerwowanie opóźniało mój refleks. Wybiegłam do drugiego pokoju, ale i tam po szybkim przetrząśnięciu go nie znalazłam tego czego szukałam. Coś mnie podkusiło, aby sprawdzić pokój Gemmy i to był dobry pomysł. Apteczka leżała na jej łóżku jak gdyby nigdy nic. Chwyciłam ją i w mgnieniu oka   zbiegłam po schodach. Spojrzałam w jego stronę i właściwie wszystko o czym przed chwilą myślałam uległo natychmiastowej resetacji. Apteczka stała się już dla mnie czymś zupełnie nie potrzebnym i wypuściłam ją z rąk, zaś w głowie zamiast tysiąca myśli na temat tego co mogło się stać, nie było już ani jednej. Tylko sam strach. Nic, więcej nie czułam oprócz tego. Byłam skołowana, ponieważ moje oczy widziały to co śni się w najgorszych koszmarach. Chciałam coś zrobić, chciałam krzyczeć, ale moje ciało było sparaliżowane. Bałam się cokolwiek zrobić, chociaż wiedziałam, że coś muszę, ale jeden zły ruch i dojdzie do kolejnego koszmarnego zdarzenia w moim życiu. Przełknęłam ślinę. Wszystko działo się w sekundzie, może krócej, ale wydawało mi się, że trwa to wieczność. Przetwarzałam właśnie obraz przystojnego, wysokiego mężczyzny, którego znałam i co do którego miałam mieszane uczucia, ale jedno wiedziałam na pewno, mianowicie nigdy nie chciałam jego krzywdy, a oto teraz stoi przede mną zaciskając swoje palce na długim, ostrym odłamku zbitego szkła celując w swoją klatkę piersiową. Tą samą, którą jeszcze rano miałam przyjemność oglądać bez koszulki, tą samą, o którą wkurwiałam się jeszcze kilkanaście godzin temu, a teraz miałam tylko nadzieję, żeby nic jej nie było.  
- Harry....- spojrzał na mnie. Jego oczy błyszczały, a tęczówki były bardziej zielone niż mogłabym to sobie wyobrazić. - Harry proszę...- mój głos po prostu błagał sam w sobie. Zacisnęłam zęby, a ręce ścisnęłam w pięści, ale chodź  tak bardzo się bałam, nie uroniłam ani jednej łzy. 
- Zabiłem ją.- powiedział cicho, łkając. - Rozumiesz!- wykrzyknął niespodziewanie. - Zabiłem ją!- po całym domu rozniosły się jego słowa  niczym echo. Chciałam coś powiedzieć, chciałam, ale nie mogłam. Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego dźwięku. Nawet jeśli tak bardzo chciałam... Chciałam go przytulić, ale jednym słowem ujmując byłam przerażona i najzwyczajniej w świecie bałam się to zrobić. Chciałam być teraz gdzieś indziej, gdzieś gdzie zapomniałabym o tym wszystkim, ale było to mniej realne niż sny cz bajki. W całkowitym bezruchu czekałam na jego dalsze słowa, na dalszy ciąg wydarzeń, nad którymi miałam wrażenie, że nie mam żadnej kontroli. -Wiesz...- zaczął mówić, patrząc na odbijający światło jak drogocenny kryształ, kawałek szkła. -Ona zawsze uważała mnie za swojego przyjaciela, śmiała się z moich żartów, chociaż nie były śmieszne, miała taki serdeczny uśmiech, jej ognistorude włosy...- po jego policzkach spłynęła kolejna partia słonych łez.- Pamiętam jak stanęła w naszej obronie przed tobą, jak się poszarpałyście.... - Rude włosy, szarpanina? Vero. Tego imienia nie zapomniałabym nawet podczas śmiertelnego zagrożenia. Pamiętałam ją doskonale. Co więcej uważnie śledziłam ich życie przez cały rok. Harry chodził z nią przez około sześć miesięcy, ale rozstali się na początku wakacji. - A potem wpadła w złe towarzystwo. Przeze mnie. Nie umiałem jej przed tym uchronić. Zaczęła brać to cholerstwo. Uzależniła się. Na początku chciałem jej pomóc, ale miałem słomiany zapał. A przecież mogłem, gdybym tylko nie był takim pieprzonym egoistą.... Gdybym tylko...- przerwał na chwilę swój monolog.- Ale wolałem nie widzieć problemu niż go zniszczyć. No i jeszcze kiedy przyszła do mojego mieszkania. Taka pusta, beż życia, mogłem coś zrobić. Zareagować, ale nic. Zrobiłem najgorszą rzecz jaką tylko mogłem.  Dla świętego spokoju dałem jej pieniądze. Rozumiesz?- spojrzał na mnie. - Pieniądze, żeby mogła się zabić! To przeze mnie nie żyje! Już nigdy nie ujrzę jej uśmiechu i tego jak przeczesuje swoje włosy. Przeze mnie!- Wszystko zrozumiałam. Vero przedawkowała, za narkotyki kupione za kasę, którą wysępiła od niego. Pomimo iż wiedziałam dlaczego to wszystko się dzieje, nie miałam jakiegokolwiek pomysłu by go uspokoić. Było mi go żal, bo doskonale wiedziałam co czuje. - Powinienem się zabić. -spojrzał na kawałek szkła. 
- Harry...- zrobiłam krok w jego stronę. Cały czas jego wzrok był skierowany na narzędzie, jednak  ja na niego patrzałam z litością, chociaż wcale nie chciałam tego. Chciałam być na niego wściekła za to w jakiej sytuacji mnie postawił, za to, że to właśnie ja muszę być tutaj, ale nie mogłam. - Spójrz na mnie.- powoli jego wzrok został skierowany w moją stronę. - Gdy mnie spotkałeś kim byłam? - chyba za bardzo mnie nie zrozumiał, ale najbardziej chodziło mi o to, aby choć na chwilę oderwać go od myśli o sobie. Chciałam podejść do niego jak najbliżej i po prostu zabrać mu to piekielne szkło. - Jaka byłam, gdy mnie spotkałeś? Kim byłam? Odpowiedz. - powiedziałam spokojnym głosem, powoli, bardzo powoli zbliżając się do niego, ale on nadal nie chciał nic z siebie wydusić. - Więc ja ci powiem. Byłam wtedy w twoich oczach egoistką, zerem, szmatą. 
- Byłaś zagubiona i sama. - w końcu coś powiedział, ale poprzez słowa utożsamiał także siebie i było to słychać w sposobie jakim wypowiadał te kilka sylab. 
- Z własnego wyboru Harry. Z własnego wyboru byłam zagubiona i samotna.- ponownie zrobiłam krok.- Sama doprowadziłam się do tego, by móc nazwać mnie nic nie wartą. Tylko na własne życzenie.- coraz bliżej i bliżej. Dzielił nas już tylko jeden krok.-  Byłam dokładnie taką, nic nie znacząca ździra bez nikogo, ale wiesz co, gdy wtedy powiedziałeś mi to prosto w twarz, załamałam się. Wpadłam w depresję, ale nic nie jest tylko czarne lub tylko białe. Twoja szczerość pomogła mi zrozumieć, to przed czym uciekałam.  Pomogłeś mi. Gdyby nie ty nadal żyłabym czekając tylko na koniec. - Harry patrzył mi prosto w oczy, a ja zrobiłam już ostatni krok. Teraz stałam na wprost niego. Położyłam swoją rękę na jego dłoniach i lekko popchnęłam ją w dół, ale nie mogłam zaprzestać mówić do niego. - Ja wiem, że to może i dziwnie brzmi, ale w pewnym sensie ocaliłeś mnie, moje życie. Byłeś pierwszą osobą, której udało się do mnie przemówić.- byliśmy już tylko kilka centymetrów od siebie. Moja ręka spoczywała teraz na jego ręce, z której udało mi się wyciągnąć to cholerstwo. Nie obchodziło mnie, że mogę się skaleczyć, po prostu wyciągnęłam to z jego dłoni i czym prędzej wyrzuciłam to  na podłogę z daleka od nas. Gdy, tylko usłyszałam, jak upada kilka metrów dalej uspokoiłam się. Ze szczęścia rzuciłam się na niego i przytuliłam. On na początku tego nie odwzajemnił, był w szoku, ale zaraz poczułam jak jego ręce obejmują mnie, a on zaczyna ponownie płakać. Wtulił się we mnie, a mój sweter wchłaniał jego łzy. Czułam się niezwykle. Chodź trudno w to uwierzyć, byłam szczęśliwa, bo nikomu nic się nie stało. Bo jego życiu już nic nie zagrażało. Staliśmy tak długo, ale nie było to zbędne. Harry musiał się wypłakać. Czasami to najlepsze wyjście. Niekiedy danie ramienia do wypłakania się jest lepsze niż słowa, że nic się nie stało, czy że łzy nie są tego warte. Palcami gładziłam jego nieogarnięte włosy. Co chwilę słyszałam jak zaciąga nos, a z każdym jednym  płakał coraz mniej. W odpowiednim czasie sam uznał, że wystarczyło mu już wylanych łez i po prostu od kleił się ode mnie.  Nawet udało mi się dojrzeć u niego coś w rodzaju uśmiechu. Złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam. Gestem wskazałam mu, żeby usiadł na sofie, a sama poszłam po apteczkę leżącą  na podłodze, zaraz potem usiadłam obok niego. Nie podał mi swojej ręki, sama musiałam ją wziąć, ale to nie ważne. Dokładnie obejrzałam rany, czy nie ma w nich odłamów szkła, ale nic na to nie wskazywało. Gdy tylko zaczęłam oczyszczać je wodą utlenioną Harry zasyczał, na co ja na niego spojrzałam. Zmarszczył brwi, a jego oczy były czerwone, ale i tak wyglądał dobrze jeśli można tak to ująć w takiej sytuacji. Starałam się być najdelikatniejsza jak tylko mogłam. Gdy rany były już odkażone, owinęłam je bandażem. Jedna ręka gotowa jeszcze druga.  Postąpiłam z nią dokładnie tak samo,a gdy było już gotowe podniosłam wzrok na niego. 
- Dziękuję.- powiedział, ale z smutkiem na twarzy. Nic na to nie odpowiedziałam, tylko zaczęłam oczyszczać rany na swojej prawej ręce. Nie szło mi to zbyt sprawnie, przez co cholernie bolało, ale po kilku sekundach męczenia się przejął stery i sam postanowił mnie opatrzyć. Nie ukrywam, że było to dla mnie wygodne, bo ledwo radziłam sobie z wacikiem i wodą utlenioną, a co dopiero z zawiązaniem sobie bandażu. W podziękowaniu posłałam mu tylko uśmiech. 
- Pościelić ci łóżko w pokoju Gemmy?
- Nie chcę zostawać dzisiaj sam. - miałam wrażenie, ze on boi się być sam. - Mogłabyś zostać ze mną?- skoro mnie poprosił to teoretycznie głupio byłoby mi odmówić, tyle, że ja nie miałam takiego problemu. Chciałam z nim zostać. Wolałam mieć go na oku. 
- Jasne. Tylko jeszcze zadzwonię.- powiedziałam i wyszłam do kuchni, gdzie był mój telefon Zadzwoniłam do Heleny, aby nie przyjeżdżała już jutro, a także do pracy, że jutro mnie nie będzie. Zaraz potem wróciłam na sofę. Podwinęłam nogi i zaczęliśmy oglądając telewizję. Ale jemu się chyba szybko znudziło, bo bez pozwolenia położył swoją głowę na moich udach. Nie robiłam  sprzeciwu. Nie miałam na to siły ani chęci, zamiast tego zaczęłam bawić się jego lokami. Po jakimś czasie usnął. Był zmęczony i nic mu się nie dziwić, a też nie pamiętam kiedy, ale zasnęłam. 



______________________________________________________________
Rozdział 20 jest. Proooosze o komentarzy i głosy w ankiecie. chciałabym wiedzieć ile was to czyta. 



"Podoba mi się rozdział (blog), daję komentarz!"
 zasada :)



Nadal, możecie pytać w komentarzach mnie lub bohaterów o co tylko chcecie.




Blogi które polecam: 

GG: 47974692












niedziela, 15 września 2013

Rozdział 19. Jezu, ale my sobie słodzimy, a przecież nadal cię nie lubię.


Pojawiły się na blogu zakładaki "Zwiastun" i "Powiadomienia"- zajrzyjcie i przeczytajcie :)


Kocham was :*

________________________________________________________________________
* Oczami Harrego*

Alkohol, tłok, dym papierosowy w powietrzu i głośna muza - to są zdecydowanie moje klimaty. Weszliśmy do lokalu i poszedłem wypić drinka na rozgrzanie, no może kilka drinków. Tak czy owak spędziłem przy barze z dobrą godzinę.Potem trochę potańczyłem i usiadłem ponownie przy barze i zamówiłem whisky z lodem.  Czułem, że właśnie tu powinienem teraz być, chociaż wszystko poza drinkiem wydawało się być mdłe.  Czułem lekkie drżenie podłogi od tańczących ludzi i muzyki, ale miałem wrażenie, że są daleko i, że tak naprawdę jestem sam. Ciężko mi się oddychało, ale nie wiedziałem czy od powietrza przesiąkniętego tytoniem, alkoholem i potem, czy dlatego, że moje ciało nie działa tak jak powinno. Odwróciłem się i patrzałem na  tańczący tłum i potem zauważyłem ją. Byłem pewien, że to ta dziewczyna. Dziewczyna z bankietu u królowej. Bez zastanowienia odstawiłem szklankę na blat i podszedłem do niej.  Nawet nie zauważyła, że tańczyłem razem z nią. Tańczyła tak samo seksownie i zmysłowo jak wyglądała. Nasze ciała ocierały się o siebie, a ona nawet nie spojrzała na moją twarz. Raz zjechała w dół, potem w górę, palce włożyła we włosy i kręciła tyłkiem. Widoki były podniecające, miała świetne ciało, szkoda tylko, że swoją twarz chowała za maską. Przybliżyłem się trochę bliżej niej i choć miała zamknięte oczy nie wydawała się być niepewną siebie. 
- Nieźle tańczysz. - powiedziała z nadal zamkniętymi oczami.
- Ty też.- kącik moich ust podniósł się mimowolnie. Ona chyba rozpoznała mój głos, bo zaraz potem stanęła i wlepiła swoje niebieskie oczy we mnie. Zaraz zaraz, niebieskie? Ostatnio były ciemno brązowe?
- Co ty tutaj do jasnej cholery robisz?- zabrzmiało znajomo, z tym, że mówi to inna osoba. Tamta krzyczała, ta mówi spokojnie, co o wiele lepiej brzmi.
- Tańczę z tobą?
- No to własnie skończyłeś. -powiedziała i poszła w stronę baru, a ja oczywiście poszedłem za nią. Usiadłem obok i zamówiłem ponownie drinka. Pijąc wpatrywałem się w Cinderellę.
- Jesteś jak wrzód na tyłku, serio. - wzięła łyk wody z cytryną?.
- Miło mi. - uśmiechnąłem się. 
- Czemu nie wzięłaś drinka?
- Bo później muszę wrócić do domu.- odpowiedziała.
- Chcesz iść zatańczyć jeszcze?- próbowałem nawiązać rozmowę.
- Nie, dzięki. Posiedzę.
- W tańcu wyglądasz bardziej seksownie. - powiedziałem jej na ucho.
- Jesteś zwykłym zboczeńcem. Odczep się. - powiedziała wkurzona. Nie powiem, bo mnie to zabolało. Nie chciałem wydać się jej taki, myślałem też, że ona także jest inna. Wydawała mi się dziewczyną, która lubi poszaleć, zabawić się, dla której taki tekst to komplement. Może się trochę przeliczyłem. Ruszyłem za nią. Widziałem jak przedziera się przez tłum do wyjścia, ja robiłem to samo, ale szło mi gorzej,  byłem od niej większy. W końcu się udało. Wyszedłem przez drzwi i zauważyłem ją. Szybkim krokiem oddalała się od budynku. Dogoniłem ją. 
- Hej.- złapałem ją za rękę.- Poczekaj.
- No co?- odwróciła się do mnie przewracając oczami.
- Nie jestem taki.
- Wiesz jakoś średnio mnie to interesuje, więc jeśli pozwolisz....- przerwałem jej.
- Nie. Pozwól mi się do siebie przekonać. 
- Po co? - uniosła brwi.
- Nie chcę, żebyś myślała o mnie źle.
-  Czemu akurat ja? Jakoś na opinii innych ci nie zależy.
- Ale na twojej tak. No proszę. 
- Harry ja naprawdę nie mam ochoty się już z tobą użerać, więc zostaw mnie w spokoju.- wyrwała swoją rękę i ponownie szła szybkim krokiem.
- Nie zatrzymam cię?
- Nie.- odpowiedziała stanowczo, ale ja nadal szedłem za nią. Jednocześnie napisałem szybkiego sms'a do siostry, aby po mnie przyjechała. Po chwili podeszła do motocyklu.
- Tym tu przyjechałaś?- spytałem lekko zdziwiony.
- A co nie można?
- Nie no można. - uśmiechnąłem się lekko.  Dziewczyna ubrała skórzaną kurtkę na siebie. 
- Spotkamy się jeszcze? - pytałem z nadzieją, ale w tej samej chwili zadzwonił jej telefon. 
- Halo?- odezwała się do słuchawki, ale nie słyszałem słów drugiej osoby, tylko jej. - Nie za bardzo w tej chwili. - spojrzała na mnie, a ja tylko głupio się uśmiechnąłem. Słuchała chwilę co ta druga osoba ma jej do powiedzenia.- No dobra. Coś wykombinuję, ale muszę coś jeszcze zrobić, więc to trochę potrwa. Okej?- po chwili się rozłączyła.
- Teraz już serio jadę. - odwróciła się, ściągnęła maskę, a mnie aż trzęsło z chęci zobaczenia jej twarzy. Jednak gdybym to zrobił ona by się tylko niepotrzebnie wkurzyła. Lepiej nie dolewać oliwy do ognia. Szybko założyła kask i wsiadła na pojazd. - Coś czuję, że się jeszcze spotkamy i to szybciej niż mogłoby ci się to wydawać.
- Jeszcze tylko jedno.  Ostatnio twoje oczy były brązowe dzisiaj są niebieskie. 
- Noszę soczewki.  
- Więc jakiego koloru są twoje oczy?
- A jak myślisz?- zanim zdążyłem odpowiedzieć ona odpaliła maszynę, która spokojnie zagłuszyła by moje słowa. Po chwili odjechała i tyle ją widziałem.  Wróciłem do lokalu i wypiłem jeszcze dwa drinki. Potem zatańczyłem z jakąś blondi i ponownie usiadłem przy barze. Czas strasznie mi się dłużył, a głośna muzyka i zapach potu wymieszanego z alkoholem i dymem doprowadzał mnie do wściekłości. Myślałem o niej, o tym, że akurat teraz, dzisiaj ją spotkałem. Chyba zacznę wierzyć w przeznaczenie.  Po chwili poczułem czyjąś rękę na swoim barku. Odwróciłem się i zobaczyłem Roxy. Nic nie powiedziała tylko ruszyła w stronę wyjścia. Wyszedłem za nią. 
- Gemma miała po mnie przyjechać. 
- Ale jest zajęta i wysłała mnie. - powiedziała nadal idąc przed siebie, po czym wsiadła do auta.  Nie zastawiając się wsiadłem z drugiej strony. Ona ruszyła bez słowa i przez pierwsze trzy minuty była strasznie drętwa, ciążąca cisza. Żadne z nas  się nie odzywało, nawet na siebie nie spojrzeliśmy. 
- Możesz zwolnić?- spytałem po chwilce.
- Nie.- chyba zamiast zwolnić specjalnie przyspieszyła. Zacząłem odruchowo szukać w schowku czegoś, czegokolwiek i znalazłem- reklamówkę, do której po chwili zwymiotowałem. Nie było to zbyt przyjemne. 
- No weź!- krzyknęła jak tylko zobaczyło coś się stało.
- Mówiłem zwol...- druga seria wymiocin poszła także do reklamówki, a w samochodzie zaczęło śmierdzieć.  Po chwili zjechaliśmy na pobocze, dosłownie wyleciałem z samochodu, by zaczerpnąć świeżego powietrza, ale po chwili poczułem, że znowu mnie mdli i ponownie zwróciłem zawartość swojego żołądka, tym razem w jakieś krzaki, ale  poczułem ulgę i zrobiło mi się już lepiej. Dziewczyna usiadła skulona na krawężniku i gapiła się w swoje buty i co moment pocierała ramiona, jak gdyby było jej zimno. 
- Już ci lepiej?- nadal będąc w tej samej pozycji.
- Trochę.- usiadłem obok niej.
- To co możemy już jechać?- wstała, ale ją zatrzymałem. Sam nie wiem dlaczego, chyba pod wpływem alkoholu, po prostu moja ręka sama złapała za jej nadgarstek. 
- Co?- spytała spoglądając na mnie tymi swoimi oczami. Poczułem dreszcze na plecach, były takie świdrujące, jakby widziały coś więcej niż tylko mnie. Ale, gdy ona czekała na moją odpowiedź, mi po prostu zabrakło słów i bezradnie odpuściłem.
- Już nic. -odwróciłem wzrok, nie byłem wstanie patrzeć jej prosto w oczy.
- No to idziesz?
- Przepraszam.- powiedziałem krótko, ale jakoś nadal nie miałem odwagi spojrzeć jej w oczy na dłuższą chwilę.
 Usiadła obok mnie, a ja miałem tylko nadzieję, żeby nie powiedziała czegoś niepotrzebnego. 
- Możesz mi objaśnić o co ci znowu chodzi?- nie wiedziałem co jej właściwie odpowiedzieć. W głowie zastanawiałem się, ale właściwie nie wiedziałem co mnie naszło. Spoglądała na mnie, ale ja oprócz obrzydliwego smaku wymiocin w moich ustach, nie miałem nic. 
- Chcesz?- spytała podsuwając mi pod nos paczkę Skittles.
- Nom.- odpowiedziałem i wsypała mi trochę na rękę.  Wziąłem do ust i dziękowałem, że udało się trochę zniwelować ten smak.
- Dzięki.- powiedziałem
- Co się z tobą dzieje? Najpierw jakieś "przepraszam" teraz "dziękuję". Chory jesteś?- zaśmiałem się.
- Przed chwilą zwymiotowałem z litr czegoś, sam nie wiem czego i nie czuję się najlepiej, więc chyba chory jestem. 
- Aha.- powiedziała najpierw z powagą, a potem wybuchnęła śmiechem.
- No co?
- Wyglądasz jak półtora nieszczęścia. 
- Za nim dałaś mi Skittles też się tak czułem. Obrzydliwy smak w ustach. - znowu się zaśmiała, chyba moja niedola ją bawiła, ale jakoś mnie to nie wkurwiało. - Dużo lepiej wyglądasz, gdy się śmiejesz, niż gdy jesteś smutna. 
- Bo nie wyglądam wtedy jak fałszywa, głupia ździra, szmata, dziwka i nic nie warte zero?
- Przepraszam za tamto. Powiedziałem to w złości i w ogóle nie wiedziałem, że....- na chwilę zamilkłem. Nie wiedziałem jak dokończyć, by jej nie urazić i nie przywrócić jej złych wspomnień.
- Zostałam zgwałcona?- dokończyła za mnie z lekkim zapytaniem w głosie.
- No właśnie. Gdybym wiedział, to nie powiedział bym tego wszystkiego. 
- Dlaczego?
- Co dlaczego?- spojrzałem na nią.
- Dlaczego byś mi tego nie powiedział? Dlaczego mi tego nie powiesz skoro tak uważasz?- powiedziała  z takim spokojem w głosie, że aż nawet lekko przerażającym. 
- Ja tak nie myślę. Po takim przejściu miałaś prawo się pogubić w życiu.
- I ty i ja dobrze wiemy, że tak naprawdę byłam taka bo chciałam. I nie wiem dlaczego niby miałbyś zmienić o mnie zdanie tylko dlatego, że wyjawiłam ci jeden fakt z mojego życia. 
- Bo ci współczuję, okej? Bo jest mi ciebie żal. Bo czuję się głupio, że powiedziałem o tobie tyle nie wiedząc o tobie prawie nic. 
- Powinno ci być głupio, ale nie masz powodu by mi współczuć. Tamta noc może i idealna nie była.- nie była idealna? Jak można nazwać coś tak traumatycznego  takimi słowami?- ale, gdyby nie ona, nie miałabym Olivki. A gdyby nie ona to pewnie już dawno bym się zabiła. Zresztą nie będę ci teraz pierdoliła o tym. 
- Nie mam nic przeciwko.- uśmiechnąłem się.
- A wiesz, że jesteś pierwszą i jedyną osobą, która dowiedziała się o tej nocy.
- To.. w sumie to mam uznać to za zaszczyt, czy co?
- Nie wiem, chyba za zaszczyt.- uśmiechnęła się.
- Jeszcze kilkanaście godzin temu, gdyby mi ktoś powiedział, że będę tak z tobą rozmawiał, pewnie bym go wyśmiał, a jednak.
- A pamiętasz jak raz zaproponowałam ci przyjaźń? Wyśmiałeś mnie w tedy.
- A ty podłożyłaś mi nogę i do teraz mam bliznę.- powiedziałem z uśmiechem na wspomnienie, które z perspektywy czasu stało się śmieszne, a śmieszyła mnie moja własna głupota, jednocześnie pocierając malutką bliznę na mojej brodzie.
- Leżałeś jak naleśnik.- zaśmiała się. - Chcesz?- w ręku ponownie trzymała paczkę Skittles. 
- Jasne. Dużo tego jeszcze masz?- spytałem.
- No ze dwie paczki jeszcze będą. Bardzo je lubię.
- No bo są dobre.
- Wiem, ale jedyne co mnie wkurza to to, że nigdy nie potrafię ich ssać, zawsze od razu gryzę.
- Mam tak samo. Dobrze się z tobą gada Roxy. -przyznałem.
- Jezu, ale my sobie słodzimy, a przecież nadal cię nie lubię.
- Ja mam przynajmniej usprawiedliwienie. Jestem pijany.
- A ja nie wiem. Może po prostu jestem zmęczona.- powiedziała uśmiechając się słodko, ale w tym samym momencie z nieba runął gwałtownie deszcz. Szybko zerwaliśmy się i biegiem ruszyliśmy do samochodu., ale zamiast dotrzeć do środka, niektórzy woleli jeszcze się wyjebać w błoto. Była cała z przodu brązowa, razem z twarzą. Komiczny widok. Nie mogłem się powstrzymać i wybuchłem niepohamowanym śmiechem, a po chwili skuliłem się i złapałem za brzuch, bo mnie od śmiechu rozbolał. 
- No kurwa! Przestaniesz wreszcie?!- wydarła się. Spróbowałem się ogarnąć. Zakryłem ręką usta i podszedłem do niej by podać jej rękę, ale gdy wyciągnęła swoją, nie dałem rady. Znowu śmiałem się jak dziecko.- Harry! 
- No już.- usilnie próbowałem się opanować. Podałem jej rękę, ale to był błąd, bo zaraz potem sam wylądowałem w błocie. 
- I co jakoś teraz się nie śmiejesz!
- Jesteś bardziej dziecinna niż myślałem!- zaśmiałem się po czym nabrałem do ręki ziemistej mazi i wtarłem w jej twarz. 
- Ja jestem dziecinna?- nabrała w obie ręce dużej ilości brązowej masy po czym wpakowała w moje włosy.- Możliwe!- zaczęła się śmiać. Jednocześnie nabierając następne garści ziemi i dokładała je do mojego ciała. W tym samym czasie lał deszcz, który po części zmywał to,ale przez co nic nie widziałem. 
- Dobra, dobra poddaje się!- podniosłem ręce do góry na znak pokoju,  a ona zaprzestała obrzucać mnie błotem. Odgarnąłem włosy z oczu i przetarłem je tak, abym mógł coś widzieć. Gdy zorientowałem się, gdzie jest rzuciłem się na nią i przeturlaliśmy się kilka razy, po czym po zatrzymaniu rozłożyliśmy się plackiem i zaczęliśmy się śmiać.  
- Jesteś totalnym idiotą.
- Wiem, ale ty nie jesteś lepsza.- deszcz już po woli słabł. Wstaliśmy i cali mokrzy i w błocie wsiedliśmy do samochodu. Roxy spróbowała zapalić, ale nie udało się. Spojrzeliśmy na siebie z obawą. Spróbowała zapalić jeszcze raz, ponownie nic.  Wyszedłem z auta i otworzyłem maskę, zacząłem wszystko przeglądać po kolei. Nie było czuć spalenizny, ani tym bardziej widać dymu. 
- No świetnie! Po prostu super!- powiedziała wkurzona.- Dzięki Harry.
- Sugerujesz, że to moja wina?
- A nie?
-Jasne, że nie.
- To co ? Może moja?
- To ty się zatrzymałaś!- z każdym słowem byłem coraz bardziej wkurwiony.
- Bo ty zwymiotowałeś w samochodzie!
- Bo ty nie zwolniłaś, gdy mówiłem!
- Nie musiałabym, gdybyś się tak nie spił!
- Trzeba było w ogóle po mnie nie przyjeżdżać!
- Z  wielką chęcią! Gdyby nie ty odpoczywałabym sobie teraz, a nie użerała się z tobą.
- Gdybyś nie przyjechała byłbym dalej na imprezie suchy i czysty!
- To ty zacząłeś! Nabijałeś się ze mnie!
- Bo się wyjebałaś i wyglądałaś śmiesznie!
- To nie jest powód by się wyśmiewać!
- Nie jesteś nietykalna! Mogę robić co chce!
- Ughh!- wkurzyła się i ponownie z impetem przekręciła kluczyk w stacyjce. Samochód odpalił. Zamknąłem maskę i wsiadłem do samochodu trzaskając drzwiami. Dziewczyna ruszyła i w ciszy dojechaliśmy na miejsce. 
- Odwieź mnie do domu!- powiedziałem, gdy tylko zorientowałem się, że przyjechaliśmy pod jej dom. 
- Jak chcesz to sobie idź!
- Nie mam siły już iść pieszo. 
- Najlepiej by było jakbym cię zostawiła tam i miała w dupie!- zacisnąłem zęby. Postanowiłem na złość przenocować tutaj. Więc wszedłem po prostu do środka. Moja siostra i jej koleżanka-Meg zrobiły wielkie oczy. Nie zdziwiłem się wyglądałem jak potwór z bagien. Cały w błocie, a moja mina nie wyrażała zachwytu. Zaraz za mną weszła Roxy. 
- Nie pytajcie.- powiedziała, po czym poszła do kuchni i wstawiła wodę, niestety i tak usłyszeliśmy pytania.
- Co wam się stało?- spytała Meg, podeszła do Roxy i podniosła kosmyk jej włosów.- Wyglądacie jak półtora nie szczęścia. - Roxy spojrzała na nią wzrokiem typu " Are you fucking kidding me?" 
- Harry co się stało?- zwróciła się siostra do mnie. 
- Niektórzy po prostu myślą, że są święci. - spojrzałem na nią. 
- Że co?! To ty nie chcesz się przyznać, że to twoja wina!
- Gdybyś zamiast wrzucenia mnie w to bagno, po prostu wstała...
- Gdybyś się ze mnie nie naśmiewał...
- Gdybyś nie była taka mściwa...
- Gdybyś ty nie był...
- Dobra już skończcie!- powiedziała Gemma, przerywając naszą kłótnię. - Nie możecie się jakoś pogodzić?
- Jak widać tak już musi być. Nic się nie zmieniło.- powiedziała. 
- Gadało się z tobą fajnie, ale...
- Ale?- spytała Meg.
- Ale potem zaczęła zwalać całą winę na mnie.- dokończyłem drugą część zdania kierując już je do Meg.- Po prostu nie umie przyznać się do błędów.
- No i co z tego? Może i się myliłam! Może i nie umiem czasami przyznać się do błędów, ale ty niby jesteś lepszy? - patrzałem na nią szukając jakiejś dobrej odpowiedzi, ale nic nie przychodziło mi do głowy.- Świetnie. Dobra ja już mam dość. Idę spać. Dobranoc.- powiedziała i poszła na górę i tyle ją widziałem tego dnia. Wiecie co jest najzabawniejsze? Dzisiaj  jest wrzesień 2013 roku, piątek trzynastego. Tej daty pewnie nie zapomnę, wydarzyło się tyle szalonych, wręcz dziwnych rzeczy. Po roku spotkałem ją. 


______________________________________________________________
Sami oceńcie to co mi wyszło :) Przepraszam za błędy jak coś. 


"Podoba mi się rozdział (blog), daję komentarz!"
 zasada :)



Nadal, możecie pytać w komentarzach mnie lub bohaterów o co tylko chcecie.

GG: 47974692

Zwiastun




Zdjęcia







niedziela, 1 września 2013

Rozdział 18. Nie wierze, że prawie się w tobie zakochałam!

*Oczami Harrego*

Stałem tak jeszcze przez chwilkę lekko oszołomiony kilkusekundowym zdarzeniem. Wpatrywałem się w odjeżdżający pojazd. Sam nie wiem czy byłem zadowolony czy też nie z powodu, że to ona mi pomogła. Miałem być jej wdzięczny za to, że przewróciła mnie na chodnik ratując przed potrąceniem przez samochód czy wściekły, że w ogóle śmiała mi się pokazywać na oczy? Może i trochę dramatyzuje, w końcu nikogo nie zabiła, ale nie mogę zapomnieć wyrazu twarzy chłopaków tamtego dnia. Byli podłamani, przez głupie słowa tej.. tej aż ciężko znaleźć słowa na nią. Zaczynaliśmy się już w tedy do niej przywiązywać. Ufać jej, a potem zrobiła nam takie coś. Najbardziej mogą sprawić nam przykrość osoby nam najbliższe, a ona chcąc nie chcąc, mieszkając u nas właśnie taką osobą się stała. Zresztą nie ważne. Ona nie zasługuję zresztą na uwagę. To tylko złe wspomnienie.
W końcu  ruszyłem w stronę marketu kupiłem wszystko co było mi potrzebne. Otworzyłem drzwi do mieszkania.
- To nawet się nie przywitasz?- usłyszałem bardzo dobrze znany mi głos i od razu się odwróciłem.
- Co ty tutaj robisz?- powiedziałem uśmiechając się.
- Krótkie "hej" było by milsze.- powiedziała, uśmiechnęła się i przytuliła mnie.
- No hej.- powiedziałem.- Wchodzisz?- spytałem.
- A niby po co czekałam tutaj tak długo?- otworzyłem drzwi i weszliśmy do środka.
- Chcesz się czegoś napić?- zapytałem odkładając zakupy na blat. 
- Kawusie poproszę.
- Robi się.- wstawiłem wodę na gaz i usiadłem obok mojej siostry na kanapie.- Co cię tutaj sprowadza?
- Studia.. Nie każdy ma taki wielki talent jak ty. Niektórzy muszą się niestety uczyć.- wyszczerzyłem się.- W tym roku postanowiłam poszukać sobie jakiegoś lokum tutaj w Londynie.
- No nie wierze moja siostra w wielkim mieście. Ta co zawsze wolała mniejsze mieścinki.
- Bardzo śmieszne. - już zamierzała coś powiedzieć, ale jej przerwałem.
-Poczekaj chwilkę.- poszedłem zalałem kubki z herbatą gorącą wodą i wróciłem z nimi z powrotem podając jeden siostrze.
- Jak chcesz ze mną mieszkać to trzeba będzie kupić ci łóżko, bo na kanapie to ty się nie wyśpisz, a swojego ci nie oddam.
- Tak właściwie to przyszłam się tylko przywitać.
- Jak to?  Gdzie ty chcesz mieszkać jak nie u mnie?- byłem lekko zdziwiony. Zawsze gdy do mnie przyjeżdżała nocowała u mnie, więc wydawało mi się naturalne, że ze mną zamieszka.
- Sorry Harry, ale nie mam zamiaru słuchać jęków zza ściany, czy wstawać i widzieć jakieś obce półnagie dziewczyny.
- No tak. To gdzie będziesz mieszkała?
- Moja koleżanka z Holmes Chaptel zamieszkała u takiej dziewczyny. Podobno bardzo miła i też kiedyś mieszkała w naszej miejscowości tylko potem się wyprowadziła. Ogólnie dom jest super, jest duży, z basenem, placem zabaw, bo mieszka też tam małe dziecko.Willa  z dwiema kuchniami, łazienki są na każdym piętrze, mój pokój też jest śliczny z balkonem i  w ogóle. W domu mieszkają cztery osoby. Właścicielka, dziecko, moja przyjaciółka i jeszcze taka jakby gosposia. Jak na razie znam tylko Meg, tą moją przyjaciółkę. Reszty nie miałam okazji niestety poznać.
- Też chętnie ich poznam. Ale to dopiero jutro. Co ty na to, żeby spędzić razem ten dzień?
- Jestem za. W końcu dawno  nie spędzaliśmy razem czasu. Kino, kręgle czy spacer?- zaproponowała.
- Może spacerkiem do kina?
- Okej.- wziąłem wszystkie potrzebne rzeczy i wyszliśmy.  Obejrzeliśmy dosyć fajny film w kinie i zjedliśmy wielki kubeł popcornu, po czym poszliśmy na spacer, żeby to spalić. Cały czas opowiadaliśmy sobie jakie przygody nam się natrafiły. 
- A jak tam było u królowej?- spytała.
- A nie narzekam. Tańczyłem z bardzo ciekawą dziewczyną.
- Serio?- spytała zdziwiona.
- Nom.
- Czyżby się ktoś zakochał?
- Weź! Spotkałem dziewczynę pierwszy raz, nie znam jej imienia, twarzy, właściwie niczego, a ty od razu, że się zakochał.
- No, dobra już dobra. I tak widać, że ci się spodobała.- uśmiechnąłem się na wspomnienie o Cinderelli, o jej uśmiechu.
- Wiele dziewczyn mi się podoba, wiesz?
- Ta jasne. A ja tam już widzę ciebie stojącym przy ołtarzu.
- Dobijasz siostra dobijasz. 
- Dobra. Ja już muszę lecieć. Wpadnij do mnie jutro. Wyślę ci adres sms'em. - przytuliliśmy się na pożegnanie.
- Pa.- powiedziałem i ruszyłem się jeszcze przejść. Pochodziłem trochę po centrum, spotkałem fanki. Pogadaliśmy, porobiliśmy sobie zdjęcia, dałem autografy. Było ich coraz, więcej i więcej co mnie bardzo cieszyło.
- Harry z kim byłeś dzisiaj w kinie?- spytała jedna.
- Z siostrą.- odpowiedziałem.
- A co będziesz robił jutro?- spytała inna.
- Odwiedzę ją.- uśmiechnąłem.- Dobra dziewczyny. Ja już muszę iść. Pa.- powiedziałem i wyszedłem z tłumu. Szybkim krokiem doszedłem do mieszkania. Chciałem otworzyć drzwi, ale jak się okazało były już otwarte, co mnie zdziwiło, bo je zamykałem. Zapaliłem światło w przedpokoju, gdyż było już dosyć ciemno.  Zdjąłem buty i poszedłem do kuchni. Stanąłem przy blacie, aby zrobić sobie coś do jedzenia.
- Cześć Harry.- usłyszałem głos. 
- Cześć Vero.- powiedziałem nawet się nie odwracając.- Jak się tu dostałaś?
- Mam jeszcze  klucze od naszego mieszkania.- powiedziała i podeszła do mnie od tyłu.
- Chciałaś powiedzieć od mojego mieszkania. Zapomniałaś? Rzuciłem cię.- odwróciłem się do niej.
- Tego nie dało się zapomnieć.- chytrze się uśmiechnęła. - Ale jeśli chcesz to moglibyśmy do tego wrócić.- przejechała ręką po moim policzku, przybliżyła się i musnęła moje wargi.
- Daruj sobie te gierki.- jej włosy ognistorude odpowiadały jej charakterowi. Kiedy ją poznałem była naszą wielką fanką, która stanęła w naszej obronie przed Roxy. Wtedy się poszarpały. Potem spotkałem ją kilka razy. Wydawała się być miłą,spokojną marzycielką. Zaczęliśmy ze sobą chodzić, ale szybko okazała się zupełnie inna. Lubiła się wydzierać, wyżywać, czepiała się wszystkiego, była niecierpliwa i złośliwa oraz o wszystko zazdrosna. Jedyną dobrą cechą jaką u niej pamiętam to to, że do końca zawsze dotrzymywała obietnic i nigdy nie kłamała. Szalę mojej decyzji przeważyło jednak to, że chciała mnie namówić do brania narkotyków.  Nienawidzę tego świństwa, ludzie, którzy mają coś z nimi wspólnego są okropni.- Czego ode mnie jeszcze chcesz?
- Pieniędzy kotku. 
- Na to świństwo?
- Na życie.- odpowiedziała.
- Dam ci, ale musisz obiecać, że zostawisz mnie, moje życie w spokoju.
- Obiecuję.- powiedziała z ręką na sercu. Poszedłem do szuflady, wyciągnąłem kilka banknotów i dałem jej do ręki.
- Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.- powiedziała uśmiechając się do pieniędzy, które przeliczała.
- Powinnaś iść na odwyk.
- Taa. Zastanowię się.- po jej głosie wywnioskowałem, że wcale tak nie będzie, ale nie powiedziałem już nic. Ona wyszła, a ja usiadłem na kanapie. Co takie gówno może zrobić z człowiekiem. Naprawdę.  Dziwny dzień, z jednej strony super, że spotkałem siostrę, a z drugiej okropny, że przyszła Vero. Nie chciało mi się już nic. Wziąłem prysznic po czym poszedłem spać. Przynajmniej śpiąc człowiek nie rozpatruje błędów i porażek, marzeń i nadziei. Serio sen to coś wspaniałego. Ale kiedyś też trzeba się obudzić.
Telefon zadzwonił mi około 8.00 rano, ale nie miałem siły wstać z łóżka. Postanowiłem sobie jeszcze poleżeć. Wstałem i sprawdziłem telefon. Siostra przysłała mi sms'a z adresem jej nowego lokum. Była godzina 9.27. Postanowiłem zjeść śniadanie i pójść do niej. Przyszykowałem sobie kanapki, kakao i w dołującej samotności zjadłem pierwszy posiłek. Potem ubrałem się w granatową koszulę, czarne spodnie, trampki i wyszedłem. Kojarzyłem ulicę z sms'a, postanowiłem więc, że się przejdę. Nie było daleko, szedłem jakieś 10 minut i byłem na miejscu.  No muszę przyznać, że dom  był śliczny drewniany w białym kolorze i duży . Wchodziło się przez schody na coś w rodzaju altany. Zaś po bokach schodów rosły róże. Cała posesja była ogrodzona białym niskim płotkiem. Jednym krokiem przeszedłem kilka schodków , podszedłem do drzwi i zadzwoniłem. Otworzyła mi jakaś blondynka.
- Witaj przystojniaku. W czym mogę pomóc?- spytała uśmiechając się i przelatując moje ciało oczami.
- Ja do siostry.
- Aaaaaa. No tak.- otworzyła drzwi i poszła bez słowa na górę. Wszedłem do środka trochę speszony. Po chwili usłyszałem jakiś głos przed moimi oczami przeszła jakaś kobieta. Miała coś około 50 lat.
- Dzień dobry.- przywitałem się, a ona odpowiedziała mi tym samym tylko z dziwnym akcentem. Potem gdzieś poszła zaczęła coś mówić w innym języku. Chciałem sprawdzić o co chodzi, więc podszedłem do niej. Jak się okazało mówiła coś do dziewczynki. Około czteroletniej, która była cała umorusana w czekoladzie. Trochę mnie to rozśmieszyło, bo gdy kobieta chciała wziąć małą na ręce ona uciekła i zaczęła biegać po całym pomieszczeniu, a ta kobieta ją goniła. Naprawdę sytuacja wyglądała komicznie. Po chwili mała chciała pobiec dalej, ale ja stałem na jej drodze. Najpierw zauważyła moje nogi, potem spojrzała w górę. Zrobiła dziwną minę i pobiegła w drugą stronę. Ta kobieta gdzieś zniknęła mi z pola widzenia, a dziewczyna schowała się za sofą. Postanowiłem do niej podejść, ale gdy tylko zbliżyłem się do niej zaśmiała się i pobiegła dalej. Wyglądało na to, że bawiła się w berka, w którym to ja miałem gonić. Zrobiłem dwa gwałtowne kroki w prawo, a gdy ona wybiegła w moje lewo, ja ją złapałem. Wziąłem ją na ręce, a ona zaczęła się śmiać. 
- Cześć. - powiedziałem. 
- Hej.- odpowiedziała po czym położyła swoje ręce na moich włosach, którymi zaczęła się bawić. Była śliczniutka blond włosy,  niebieskie oczki, zgrabny nosek i słodki uśmiech. Po chwili przyszła tamta kobieta i wzięła mi ją, uśmiechnęła się grzecznie, jakby przepraszając. Pomachałem małej, a ona mi odmachała na co ponownie zagościł na mojej twarzy uśmiech. Po chwili z schodów zeszła moja siostra.
- O! Hej Harry.
- No hej.- przytuliliśmy się na powitanie.
- Co tam u ciebie?
- Dobrze. A tobie jak się tutaj mieszka?
- To miejsce to istny dom wariatów, ale w pozytywnym sensie. - uśmiechnęła się- Chodź oprowadzę cię. - złapała mnie za rękę i poszliśmy na górę.- Tutaj jest mój pokój.- weszliśmy do pierwszego pokoju jaki znalazł się po wejściu na pierwsze piętro. Pokój był ładny. Urządzony w odcieniach koloru brązowego. Duże łóżko, biurko przy ścianie w której było też okno i wyjście na balkon. W pokoju stał też regał na książki i szafa na ubrania, na ścianach było kilka obrazków, na środku pokoju mięciutki dywan. 
- Podoba ci się?
- Tak. Nawet bardzo. 
- To się cieszę.
- Nie rozpakowałaś się jeszcze?- spytałem zdziwiony zauważając walizkę w rogu pokoju.
- Nie miałam jakoś czasu, ani chęci. - wzdrygnęła ramionami.- Chodź pokażę ci resztę. Obok mnie ma pokój Meg.
- To ta blondynka?- miałem na myśli, tą która otworzyła mi drzwi.
- Tak, to ona.  Naprzeciwko mnie ma sypialnie właścicielka, ale nie miałam okazji jej poznać. Podobno niedługo ma wrócić. Słyszałam, że jest śliczna. 
- Błagam tylko nie baw się w swatkę. Okej?
- Zobaczymy.- ta odpowiedź wcale mnie nie uspokoiła.
- Potem obok niej jest łazienka, wanna z hydromasażem.- zaśmiała się. Dla mnie było to normalne, ale rozumiałem, że dla niej to nowość. 
- Obok pokoju Meg jest siłownia, a naprzeciwko siłowni pokój Heleny.
- Heleny? Co to za dziwne imię?- spytałem słysząc takie po raz pierwszy.
- Helena jest z Polski. To gospodyni domu i opiekunka Olivki. 
- Tej małej?- spytałem.
- Tak. Mała ma pokój na samym końcu korytarza. 
- Yhmm.- wymruczałem. Usiedliśmy przy stole. Po chwili przyszła Helena. 
- Heleno poznaj Harre'go. To mój brat.- powiedziała Gemma, a ja spojrzałem na brunetkę.
- Aaa. To  brat jest.- powiedziała w odwrotnej kolejności, ale za to z wielkim uśmiechem. Na usłyszane słowa cicho się zaśmiałem.
- Miło mi.- przywitałem się podając rękę. - Jak się pan miewa?
- Dobrze, dobrze. - uścisnęła moją rękę.
- Herbaty, kawy do picia?-zapytała Helena. Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do jej imienia.
- Herbaty poproszę.- odpowiedziałem grzecznie. Po chwili podeszła do mnie Olivka. Podała mi misia, a gdy go wziąłem do ręki słodko się zaśmiała.
- Jak masz na imię?- spytałem chociaż znałem odpowiedź.
- Olivka, a ty?
- Jestem Harry.- zaśmiała się i pobiegła gdzieś.  Po chwili Helena powiedziała coś chyba po Polsku i przeszła do przedpokoju. Olivka zaczęła  biegać po mieszkaniu. 
- Harry mógłbyś mipomóc wiesz?- powiedziała Gemma. Natychmiastowo oderwałem oczy od małej sprinterki i spojrzałem na Gemmę, która próbowała przenieść dwa kubki gorących napojów na stół. Zerwałem się i zabrałem jeden.
- Helena i Olivka zaraz pójdą na spacer.- oznajmiła siostra.
- Olivka jest urocza.- przyznałem. Po sekundzie usłyszałem krzyk Olivki, ale taki pozytywny. Ruszyłem powoli, żeby postawić pełniutki kubek herbaty na stole i aby zobaczyć co tak ucieszyło małą sprinterkę. Postawiłem herbatę i spojrzałem w stronę drzwi. Widziałem jak "tajemnicza" właścicielka posesji macha Olivce i pani Helenie na pożegnanie. Po chwili jednak się odwróciła, a mnie wmurowało.
- Harry?! Co tu tutaj do jasnej cholery robisz?! - wykrzyczała. Nic na to nie odpowiedziałem.
- Gemmna!- zwróciłem się w stronę siostry, która była lekko zdziwiona naszą reakcją na swój widok.- Nie będziesz tu mieszkała! Nie z nią!- wskazałem palcem po czym dosłownie wbiegłem po schodach do jej pokoju, wziąłem walizkę i zniosłem na dół.
- Co ty wyprawiasz?! Harry przestań!- krzyczała Gemma, gdy zszedłem na dół.
- Nie będziesz tutaj mieszkała! Wszędzie byle nie tutaj!
- Ale o co chodzi? Możesz mi to wyjaśnić?!- podniosła lekko głos.
- Nie będziesz żyła pod jednym dachem z tą dilerką!
- O nie! Dużo można mi zarzucić, ale nigdy nie byłam dilerką!- wykrzyczała najgłośniej jak umiała Roxy, podchodząc do mnie. 
- Jakoś rok temu nie zaprzeczałaś!
- A jeśli bym to zrobiła wtedy uwierzyłbyś mi?!
- Oczywiście, że nie!
- No właśnie! Wiedziałam, że i tak nie będziecie mnie chcieli słuchać. Uznalibyście, że nadal kłamie.
- A tak by nie było?
- Nie! Nigdy, nie byłam dilerką! Zrozum to wreszcie!To Derek nim był. Ale ja go wsypałam. Chciał się zemścić na mnie. Zrujnować mi życie tak jak ja jego! I wiesz co po części mu się to udało. Dzięki wam!
- Och no błagam! Może jeszcze powiesz, że ci zależało.
- A żebyś kurwa wiedział, że tak!
- Nie rozśmieszaj mnie! Teraz udajesz taką grzeczną i milusią, zmieniłaś stylówkę, uśmiechasz się, adoptowałaś dziecko i myślisz, że to co robiłaś wcześniej zniknie?!  Tak naprawdę jesteś fałszywą, dwulicową, głupią ździrą!
- A może taka jestem naprawdę?! Może nigdy nie poznałeś mnie, tylko moją wymyśloną wersję siebie?! A nawet jeśli nie, to i tak wolę być ździrą, niż kimś takim jak ty! A i jeszcze jedno! Olivka jest moją biologiczną córką! 
- Jak to jest się pieprzyć w wieku 16 lat?! Co?!
- Nijak kurwa! Miałam 15 lat! 
- Jeszcze lepiej! Dziwka!  Jesteś nic nie war...
- Nie wierze, że prawie się w tobie zakochałam!- krzyknęła po czym wyszła trzaskając drzwiami. Nie powiem zaskoczyło mnie to "prawie się w tobie zakochałam".  Zostawiłem walizkę i zdezorientowaną siostrę i poszedłem do niej. Otworzyłem drzwi. Siedziała na schodach i wypalała papierosa.
- Jesteś zerem! Myślisz, że jak mi powiesz, że niby się we mnie zakochałaś to co? Zacznę myśleć, że może nie jesteś taka zła? Tylko spójrz na siebie! Już nie mówię, o twoim zachowaniu! Jesteś po prostu  szmatą, która bzykałaś się w wieku piętnastu lat i to pewnie jeszcze za pieniądze.- przez całą moją wypowiedź nawet na mnie nie spojrzała.
- Zostałam zgwałcona.-powiedziała nadal na mnie nie patrząc, ale zaciągając się papierosem
- Co?!
- Zostałam zgwałcona! Głuchy jesteś?!- spojrzała na mnie takimi oczami, że aż ciarki przeszły po moim ciele. Usiadłem obok niej na schodach.
- Ja nie wiedziałem.- z jakiegoś powodu nie miałem wątpliwości, że mówi prawdę.
- Jasne, że nie wiedziałeś.- prychnęła - Nikt nie wiedział.- ponownie zaciągnęła się dymem po czym spojrzała na mnie. 
- Ja muszę już iść.- powiedziałem szybko, zerwałem się i odszedłem. Szczerze? Po prostu zwiałem. Nie wiedziałem ani co jej powiedzieć, ani jak się zachować. Jednocześnie czułem złość na nią i współczułem jej. Jakaś masakra. Nienawidzę takich sytuacji, gdy nie wiem co robić. Lubię wiedzieć na czym stoję.





Trochę wcześniej * Oczami Liam'a*


Właśnie wróciłem do naszego domu- mojego i Danielle. Zdjąłem buty i usiadłem na sofie, aby chwilę odpocząć. Już po chwili dziewczyna usiadła obok mnie. Była tak poważna, że aż się przestraszyłem. 
- Chyba musimy poważnie porozmawiać. - spojrzała na mnie.
- Chyba nawet wiem o czym.- przyznałem.
- Myślę, że tak będzie lepiej Liam. Między nami się nie układa. Widzimy się rzadko, a gdy już dojdzie do spotkania to się kłócimy. - powiedziała z lekkim przygnębieniem, ale z przekonaniem.
- Tak. Chyba nie ma sensu tego dłużej ciągnąć. Pewnie byśmy tylko czekali, aż nadarzyła by się okazja, żeby się rozstać.
- Lepiej zrobić to teraz. Bez żadnego cyrku, płaczu, krzyku i tak dalej.
- To co przyjaciele?- spytałem  z lekkim uśmiechem. Bardzo lubiłem Danielle i miałem nadzieję, że jakoś nadal utrzymamy naszą przyjaźń. Nasza miłość się już wypaliła i oboje to czuliśmy od dosyć dawna.  Nie było warto walczyć już o coś czego nie ma.
- Jasne. - przytuliliśmy się.
- I co teraz?- spytałem. Nie miałem wyobrażenia jak to ma wyglądać. Wzdrygnęła ramionami.
- Wyprowadzam się do koleżanki na początek.
- Kidy?
- Zaraz.- odpowiedziała uśmiechając się uroczo.
- To..... szybko.
- Nie ma sensu czekać.- powiedziała i wstała z sofy. - Jestem już spakowana. A taksówka przyjedzie za kilka minut.
- Nic tylko, życzyć ci szczęścia w dalszym życiu.- również wstałem.
- Tobie również życzę wszystkiego dobrego. - uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Na pewno wszystko spakowałaś?
- Myślę, że tak. W razie czego przyjadę.
- No dobra.
- To pa.
- Pa.- odpowiedziałem i wyszła. No i zostałem sam. Uśmiechnąłem się sam do siebie na wszystkie wspomnienia i dobre chwile spędzone z Dan. Cieszyłem się też, że nasz związek zakończył się tak, a nie inaczej. Tak normalnie jak u zwykłych ludzi. 
 Zrobiło się tak jakoś pusto. Postanowiłem nie siedzieć sam w domu. Tylko do kogo mógłbym pójść? Zayn i Perrie, Louis i Eleanor spędzają czas razem, nie zamierzam przeszkadzać. To może Niall. Wykręciłem numer i zadzwoniłem do niego.
- Halo?- usłyszałem głos w słuchawce.
- Hej Niall. Co porabiasz?
- Jestem w Nandos z mamą, Gregiem i jego żoną. A co?
- Nie nic. Chciałem się spotkać, ale jak jesteś zajęty to nie będę przeszkadzał.
- Coś się stało?
- Nic. Dobra. Pa.- rozłączyłem się. No to został Harry. Pojechałem do niego, ale po drodze kupiłem jeszcze zgrzewkę piwa. Miałam nadzieje zrobić sobie coś w stylu męskiego wieczoru. Niestety nie było go w mieszkaniu, więc postanowiłem poczekać siedząc na schodach. Po jakiś 10 minutach przyszedł.
- Cześć.- przywitałem.
- Hej. Co tam?- otworzył drzwi i weszliśmy.
- Średnio. Rozstałem się z Dan.
- Wy? Serio?
- Noo. Przecież jak to wyglądało.
- No tak.
- Przyniosłem piwo. Możemy obejrzeć jakiś film albo mecz.- zaproponowałem siadając na sofie.
- Chyba mam lepszy pomysł. Też nie miałem ciężki dzień, co ty na to, żeby zabawić się na imprezie?
- No nie wiem
- No dalej. Będzie fajnie. Nowe dziewczyny, dobra muza, fajni ludzie. To będzie poza Londynem, więc nie będzie ani paparazzi ani reporterów.
- Okej.- w sumie miałem ochotę trochę zaszaleć. Już dziesięć minut później siedzieliśmy w moim samochodzie. Harry wydawał mi się jakiś dzisiaj dziwny. Jakby trochę przygaszony.
- Coś się stało?- spytałem.
- Nie chcę o tym gadać.
- Harry o co chodzi?- dopytywałem się. Miałem wrażenie, że coś złego się wydarzyło.
- Była wczoraj u mnie Vero. 
- Czego chciała?
- Pieniędzy, sam wiesz na co.
- Dałeś jej?
- Tak. Powiedziała, że jak jej dam już nigdy nie wtrąci się w moje życie.
- No i bardzo dobrze. To ona podjęła decyzje, jest dorosła. Sama da sobie radę.
- Chyba tak. 
- Nie przejmuj się tym. Kto jak kto, ale to ty masz zawsze na wszystko wyjebane.- powiedziałem.
- Chyba tak.
- Czasami ludzie się zmieniają, może i ty się po prostu zmieniłeś Harry.
- Nie Liam. Ludzie się wcale nie zmieniają. Mogą się jedynie zmieniać ich priorytety, marzenia i chęci, albo po prostu nie są sobą, ale się nie zmieniają. To my ich nie znamy od każdej strony, a gdy poznajemy jesteśmy zdziwieni. 
- Harry no błagam, bez takich poważnych gadek, bo serio zaczynam się martwić, że coś ci jest.- zaśmiałem się.
- Tak masz rację!- uśmiechnął się- Czas się zabawić!- wykrzyczał radośnie. 
_____________________________________________________________________





"Podoba mi się rozdział (blog), daję komentarz!"
 zasada :)



Nadal, możecie pytać w komentarzach mnie lub bohaterów o co tylko chcecie.

GG: 47974692