*Oczami Nialla*
Kolejne popołudnie w ciszy i samotności, nawet ja zawsze uśmiechnięty i wesoły mam już tego powoli dosyć. Muszę coś wymyślić, bo naprawdę zwariuję we własnym mieszkaniu. Bez namysłu ubrałem buty i kurtkę i wyszedłem na dwór. Nie miałem jakiegoś konkretnego celu, w którym mógłbym zmierzać. Po prostu szedłem przed siebie i właśnie w ten sposób znalazłem się w centrum miasta. Patrząc na tłumy mijających się ludzi, nie czułem się samotny, a może raczej nie czułem się samotny sam. Tutaj nikt z nikim nie wchodził w żadne relacje, pośród setek ludzi nie znało się najczęściej nikogo oprócz siebie. Nagle ją zauważyłem, wyróżniała się swoim uśmiechem z pośród nich wszystkich. Urocza blondynka o niebieskich oczach, którą spotkałem kilka dni wcześniej. Trudno nie zapamiętać tego jak mnie w tedy potraktowała.
Już miałem po prostu zmienić kierunek, ale zauważyłem, że ktoś ją zaczepił. Nie byłoby to nic dziwnego w tak dużym mieście, gdyby nie fakt, że Meg nie ucieszyła się na jego widok. Przystanąłem na chwilę, by zobaczyć jak potoczy się to dalej, ale gdy tylko zaczęli się lekko szarpać, postanowiłem jej pomóc. Przecisnąłem się między ludźmi i dotarłem do nich.
- Coś nie tak?- spytałem spoglądając z lekkim uśmiechem na dziewczynę. Ciemnowłosy, wyższy o kilka centymetrów ode mnie facet, spojrzał się na mnie marszcząc gęste brwi.
- Ciebie jeszcze tutaj brakowało. - blondynka wywróciła swoimi niebieskimi oczami.
- Odczep się chłoptasiu.- powiedział po sekundzie mężczyzna.
- Jak przestaniesz szarpać to piękną panią, to z przyjemnością.- uśmiechnąłem się szarmancko.
- Słuchaj ty...- powiedział zaciskając swoją dłoń na mojej kurtce.
- Nie radze. Wierz mi lub nie, ale i tak już jesteś na pierwszej stronie wielu gazet.- powiedziałem pewny siebie.
- Co?- spytał zdziwiony moim zachowaniem.
- Widzisz tą kobietę siedzący przy tamtej kawiarni- wskazałem palcem- albo tego faceta udającego, że czyta gazetę? To paparazzi.- uświadomiłem go- A teraz zostaw tą panią w spokoju.- uśmiechnąłem się złośliwie. Facet chyba zrozumiał aluzję, bo puścił ją i szybkim krokiem poszedł w drugą stronę.
- Dzięki. -Meg uśmiechnęła się do mnie - ale nie musiałeś.- dopowiedziała.
- Dasz się namówić na kawę?- skorzystałem z okazji do ponownego zagadania do niej.
- Sama nie wiem. Jesteś dla mnie za słodki.- powiedziała szukając czegoś w torebce.
- Może jednak nie będzie tak źle. - przekonywałem ją.
- No dobra, w końcu to tylko kawa. - powiedziała wyciągnąwszy telefon. Poszliśmy do najbliższej kawiarni jaka się znajdowała i usiedliśmy przy stoliku w środku. Po chwili podeszła do nas dziewczyna i wzięła nasze zamówienie.
- Czym się zajmujesz na co dzień?- spytałem starając się być jak najmilszym. Chciałem ją poznać jak tylko mogłem najbardziej.
- Pracuję w branży muzycznej jako menadżerka. - przyjaźnie się uśmiechnęła. Miała śliczny uśmiech. - Ty nie musisz mówić czym się zajmujesz.
- Chyba tak.- postałem jej już miłe spojrzenie.
- Jak to jest być jednym z najbardziej pożądanych facetów na świecie? - spytała lekko chichocząc.
- Jest... hmmm.- zamyśliłem się - Jest ciekawie.- na moją odpowiedź razem się zaśmialiśmy, gdyż była co przynajmniej oczywista. - No wiesz, wspaniali fani, imprezy, kasa. Wszystko kręci się w zawrotnym tempie, ale to wielka szansa, więc ją wykorzystujemy.
- Wiem. - uśmiechnęła się. - Nawet niektórzy za bardzo.
- Co masz na myśli?- nie wiedziałem o co jej w tym momencie chodziło.
- No nie widziałeś?- spytała zdziwiona unosząc swoje idealnie wyprofilowane brwi. Na co ja pokazałem tylko, że nie wiem o co chodzi. Dziewczyna sięgnęła do swojej torebki., po czym podsunęła mi gazetę. Na okładce był Harry. Po czym wielkimi drukowanymi literami napis :"One Direction oszukuje media?" Spojrzałem pytająco na Meg.
- Podobno Harry nie przyszedł na wywiad, bo był chory...- oznajmiła.
- No tak. Tak powiedział.- wytłumaczyłem.
- I tak wytłumaczyliście jego brak, ale paparazzi zauważyli go całego i zdrowego wychodzącego z klubu z jakąś dziewczyną. - po swojej wypowiedzi otworzyła gazetę na stronie, gdzie były zdjęcia i tekst o Stylesie. W tym samym czasie kelnerka dostarczył nam zamówienie.- Dziękuję. - powiedziała blondynka po czym wzięła łyk kawy. Ja zamiast tego analizowałem wszystko czego się dowiedziałem i miałem tylko jedno wyjaśnienie dla tej sytuacji, Harry nas po prostu oszukał.
- Nie rozumiem dlaczego nas okłamał.- wydusiłem coś z siebie w końcu.
- Z tego co mi wiadomo z prywatnych źródeł, to jest gorzej niż myślisz. - zmarszczyłem czoło- Harry ma wielki problem i średnio sobie z nim radzi. - powiedziała już nie tak entuzjastycznie jak wcześniej.
- Nic o tym nie wiemy. Myśleliśmy, że jest chory.
- Powinieneś się tym zająć jak najszybciej.
- Tak. - powiedziałem wstając. - Spotkamy się jeszcze?- pytałem z nadzieją. Ona tylko napisała mi swój numer telefonu na gazecie i podała ją.
- Myślę, że jest taka możliwość. - pożegnała mnie lekkim uśmiechem, co odwzajemniłem. Zabrałem gazetę i wyszedłem. Zadzwoniłem po resztę chłopaków, aby się z nimi umówić. Ustaliliśmy, że spotkamy się w moim mieszkaniu za 10 minut. Szybko ruszyłem w jego stronę, aby być pierwszym, po drodze wbiłem do komórki numer uroczej blondynki.
- Jesteście.- chłopacy byli już przed moimi drzwiami.
- Powiedziałeś, że coś jest nie tak z Harrym. - powiedział Liam.
- Próbowałem się do niego dodzwonić, ale nie odbiera. - Louis spojrzał na mnie.
- Patrzcie.- pokazałem im gazetę.- powiedział, że jest chory tym czasem był na imprezie z jakąś laską, a co gorsze spotkałem znajomą, która twierdzi, że Harry ma jakiś problem z którym nie może sobie poradzić.- w jakimś stopniu czułem się zaniepokojony tą cała sytuacją i wiedziałem, że musimy natychmiast coś z tym zrobić.
- Nie mogę w to uwierzyć. - powiedział Zayn otwierając na stronie z artykułem.
- Powinniśmy to zaraz wyjaśnić.- wtrącił Liam, gdy Malik uważnie czytał tekst.- Odwiedźmy go i niech nam to wszystko wytłumaczy.- dopowiedział poddenerwowanym głosem.
- Racja. - przyznałem.
- Weźmy mój samochód jest największy.- Louis podrzucił kluczyki po czym złapał je szybko i ruszył do wyjścia, a my razem za nim. Bez zastanowienia wsiedliśmy do samochodu i Tomlinson zawiózł nas do mieszkania Harrego. Gdy już byliśmy na miejscu Liam zapukał nerwowo w drzwi, ale nikt nam nie otworzył. Zrobił to jeszcze mocniej, ale nadal nic się nie wydarzyło.
- Chyba go nie ma.- oznajmiłem. Payne nacisnął na klamkę i otworzył je. Spojrzał na nas, a my tylko zachęciliśmy go, aby wszedł pierwszy. Miałem najgorsze myśli, może dlatego, że naoglądałem się głupich filmów, teraz miałem wizje martwego Stylesa w kałuży krwi. Liam przełknął ślinkę, po czym wszedł do środka, a my za nim. Powoli przemierzaliśmy korytarz, krok za krokiem zbliżając się do jego końca. Kiedy w końcu nigdzie nie znaleźliśmy chłopaka zaczęliśmy przeszukiwać jego rzeczy.
- Chłopaki! Patrzcie co znalazłem! - krzyknął Zayn z jego sypialni. Natychmiast udaliśmy się w jego stronę. Stał przy szafce nocnej trzymając w ręku jakieś kartki.
- Co to jest?- byłem totalnie zaciekawiony co się na nich znajduje. Malik podniósł papier i pokazał nam.
- To rysunek.- powiedziałem. - Dziecka. - dodałem.
- Czy to jest jakaś rodzina? - spytał analizując postacie Louis.
- Spójrzcie.- mulat odwrócił rysunek.
- Ja, mamusia, Harry...- przeczytał Liam.- A dalej nie mogę się już rozczytać.- Faktycznie, pismo zbyt czytelne nie było. Wyglądało jak pismo dziecka tak o 5 do 6 lat.
- Czyli, że niby Harry bawi się w tatusia?- Louis był kompletnie zdezorientowany, tak jak my wszyscy.
- Nie no, chyba nie. W końcu nie jest napisane "Ja, mamusia i tatuś" no nie?- wypowiedziałem się.
- To wszystko staje się coraz dziwniejsze. - pokręcił głową Zayn.
- I w ogóle, gdzie on się podziewa.- Liamowi też udzieliło się zaniepokojenie.
- Powinniśmy go poszukać i to jak najszybciej.- zaproponował najlepszy przyjaciel Hazzy.
- Rozdzielmy się jakoś. - dyrygoiwał Liam. - Louis sprawdź wszystkie kluby, Zayn restauracje, kina, popytaj po drodze ludzi, Niall zadzwoń do wszystkich znajomych czy czegoś nie wiedzą, ja sprawdzę studio, park, nasz stary dom, wiem, że miał do niego sentyment. - Przytaknęliśmy i każdy ruszył w swoją stronę. Ja pojechałem do swojego domu i szybko wyszukałem notesu, w którym miałem numery wszystkich znajomych, nawet tych z którymi utrzymywałem mniejszy kontakt. Zacząłem do nich wszystkich wydzwaniać i wypytywać o wszystko: Kiedy go ostatni raz widzieli, gdzie, jak się zachowywał, czy mają pomysł, gdzie może być i o inne informacje. Niestety nikt nic nie wiedział, jakby Harry dosłownie wyparował przez ostatnie kilka dni. Z każdym telefonem poczułem większą presję i rosło w mnie przeczucie, że coś złego się wydarzyło. Wydzwaniałem tak już trzy godziny. Mieliśmy bardzo dużo ludzi w znajomych,a ja z każdym rozmawiałem przynajmniej pięć minut. Zdobyłem kilka adresów, gdzie mógłby się znaleźć i od razu po skończeniu telefonowania postanowiłem wszystkie sprawdzić. Jest już godzina 19:40, a ja nadal nie mam pojęcia gdzie on może być. Sprawdziłem w jego trzech ulubionych siłowniach, zostały mi jeszcze dwie. Uwinąłem się w godzinę. Londyn to duże miasto i całe 25 minut stałem w korku, a do tego wszystkie odwiedzone miejsca były w różnych częściach Londynu. Wróciłem do swojego mieszkania i zacząłem wydzwaniać ostatecznie po wszystkich szpitalach, hotelach, a nawet nie tylko w Londynie, ale i za granicą. Wszędzie, gdzie mogłaby być jakakolwiek szansa, aby się pojawił. Co jakiś czas próbowałem dodzwonić się do niego samego, ale on rzecz jasna nie miał chyba zamiaru odbierać. Wysłałem mu z setki sms'ów, ale nadal nic. Cały czas starałem się mieć włączony telewizor na wiadomościach i nasłuchiwałem czy nie dają jakiś informacji o nim. Wchodziłem w coraz większy obłęd. Około godziny 23.00 gdy już prawie odchodziłem od zmysłów zadzwonił do mnie Liam.
- Hej.
- Znalazłeś go?- spytałem natychmiast.
- Nie. Reszta chłopaków też nie. Dzisiaj już go chyba nie znajdziemy.- powiedział zawiedziony.
- Kurwa.- jedyne słowo, które przeszło mi przez gardło.
- Jutro wznowimy jego poszukiwania. Pa Horan. - pożegnał się po czym rozłączył.
- No i co ja mam teraz zrobić?- cicho powiedziałem sam do siebie. Padłem zmęczony na kanapę i leżałem tak jeszcze przez długi czas, aż w końcu poczułem się na tyle zmęczony by iść spać. Umyłem się, przebrałem w piżamy i położyłem się próbując zasnąć, co okazało się jednak trudniejsze niż myślałem. Nie mogłem przestać się zamartwiać. Harry był ode mnie młodszy i czułem się jak jego starszy brat, który ma obowiązek się nim zająć. Zresztą przypuszczam, że wszyscy tak to odczuwaliśmy. Po długich zmaganiach udało mi się w końcu zasnąć błogim snem, który był jak dar z nieba, po tym koszmarnym, męczącym dniu.
Obudził mnie dzwoniący telefon. Zerwałem się z łóżka i chwyciłem telefon ze swojej półki nocnej.
- Halo?- odezwałem się zaspanym głosem.
- Niall?- usłyszałem swoje imię w słuchawce. - Widziałem dzisiaj Harrego. - dopiero teraz poznałem głos w słuchawce, to był mój znajomy barman z jednego z klubów w Londynie.
- Co?! Gdzie ?! Kiedy?!
- Był dzisiaj u nas przed chwilą. Wydawał się strasznie spięty, porozmawiał chwilę z jakimś gościem i szybko wyszedł. - opowiadał.
- Wiesz gdzie może teraz być? - spojrzałem na zegarek, było już po dziewiątej.
- No własnie, też spytałem się gdzie tak się spieszy, bo wyraźnie nie marnował czasu, a on mi odpowiedział, że do domu. Dziwne co nie?
- Dobra. Dzięki za informację. Pa.- rozłączyłem się, a zaraz potem napisałem sms'a do chłopaków, żebyśmy się spotkali przed domem Stylesa za dziesięć minut. Sam ubrałem na siebie co było pod ręką i wyruszyłem tam. W co on się znowu wpakował? Od zawsze miał swoje tajemnice i miał skłonności do wpadania w kłopoty, ale to co teraz się działo wydawało się być poważniejsze niż wszystko co do tej pory. Powinienem go bardziej pilnować. Pewnie wpadł w jakieś złe towarzystwo. Boże oby to było nic poważnego. Dotarłem na miejsce w stosunkowo krótkim czasie, ale chłopacy już tam byli. Całe szczęście zaczekali na mnie.
- Co jest?- spytał Malik, gdy tylko podszedłem bliżej.
- Mój znajomy widział Harego jakieś dwadzieścia minut temu w klubie, spotkał się z jakimś dziwnym gościem. - przełknąłem ślinę - Podobno był spięty i powiedział, że spieszy się do domu.
- No to sprawdźmy.- Louis ruszył w stronę drzwi wejściowych Harrego. Nie pukał po prostu wszedł, a my razem za nim. Staraliśmy się być jak najciszej, sami do końca nie wiedząc dlaczego. Czuliśmy po prostu tą presję i tą nietypowość sytuacji. Usłyszeliśmy głosy Harrego.
- Wiem to.- podwyższył swój ton głosu. Spojrzeliśmy po sobie, po czym stanęliśmy w drzwiach sypialni.
Zesztywniałem. Ta dziewczyna. Te jasno brązowe oczy. Roxy.Ona trzymała w ręku strzykawkę.
- Harry, przecież wiesz co jest dla ciebie dobre, więc czemu...- wskazała na narzędzie. Oboje nawet nie zauważyli, że ich obserwujemy, byli tak przejęci rozmową. Gdy ja nie mogłem się ruszyć Payne wkroczył do akcji. Wcześniej rozmawiający natychmiast spojrzeli na nas. Byli całkowicie zaskoczeni. Dziewczyna wyrzuciła strzykawkę w kąt jakby nagle oprzytomniała, że trzyma narzędzie zbrodni. W mgnieniu oka Liam przyszpilił ją do ściany uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch. Spojrzał na nią, a w jego oczach można było ujrzeć całą jego złość.
- Harry nic ci nie jest?- Louis podbiegł do Harrego, który kompletnie nie wiedział co ma zrobić. Ja i Zayn też weszliśmy wgłąb pokoju spoglądając raz na nią, raz na niego.
- Usiadłem obok Stylesa i wpatrywałem się w niego.
- Co ty tutaj kurwa robisz?!- wykrzyczał nagle Zayn w twarz dziewczynie. Zerknąłem na jej reakcję, zmarszczyła brwi i spojrzała na nas wszystkich po kolei.
- Na pewno nie to co myślicie. - wydawała się być bardzo pewna siebie jak na sytuację w której się znalazła. W pomieszczeniu było czterech facetów, w nich ja i wszyscy chcieliśmy zrobić z jej życia piekło, wiedząc, że wpakowała naszego przyjaciela w to gówno. Dilerka jebana. Czy tacy jak ona naprawdę muszą istnieć? Czy w takich jak ona, nie ma za krzty współczucia, litości. Muszą niszczyć wszystko na swojej drodze jakby mało było cierpienia na ziemi?Czy naprawdę tak bardzo pragną pieniędzy, żeby niszczyć innym życie sprzedając towar? Zrobiliśmy jej coś? Nie. A ona nam owszem, same problemy.
- Nie to co myślimy?! A co może mi powiesz, że wcale nie miałaś właśnie strzykawki w ręku? Zaprzeczysz?!- Zayn dał upust swoim emocjom. Miałem wrażenie, że krew nim dosłownie zawrzała, gdy tylko ją ujrzał, bardziej niż reszcie.
- Nie zrobiłam nic złego! Harry powiedz im!- zwróciła się do niego. Cała sytuacja zaczęła ją też denerwować. Zwróciliśmy wzrok na Harrego, ale on nic nie powiedział. Spojrzał na nią tylko smętnymi oczami. Jako jedyny zauważyłem także, że zacisnął ręce w pięści.
- Harry!- wykrzyczała próbując nakłonić go do mówienia, ale on nadal milczał. Wpatrywał się jej prosto w oczy jak gdyby przepraszając.- Dobra! - szarpnęła równocześnie uwalniając się z uścisku. Wszystkie oczy były skierowane na nią.- Nie licz na mnie więcej!- wyszła trzaskając drzwiami jak mocniej potrafiła. Poczułem jak wszystko się zatrzęsło, a potem ucichło. Chłopak zerwał się z łóżka bez słowa wyjaśnienia i wybiegł za nią. Spojrzeliśmy na siebie kompletnie nie wiedząc o co w tym wszystkim chodzi.
*Oczami Harrego*
Wybiegłem za nią. Nie darowałbym sobie, gdybym tego nie zrobił. Trzeba było coś powiedzieć, a ja jak głupi milczałem nie znajdując słów.Wystarczyło chociaż zacząć, a później samo by się jakoś potoczyło. Za dużo dla mnie zrobiła, abym mógł jej teraz pozwolić tak odejść. Za dużo dla mnie znaczy, bym nie zrobił nic. Za bardzo jej potrzebuję, aby przeżyć.
- Roxy! Roxy zaczekaj! - krzyczałem jak tylko znalazłem się już na zewnątrz. Wściekła szła tak szybkim i stanowczym krokiem, że musiałem ją dogonić biegnąc. Nie zatrzymała się na moje wołanie. - Roxy stój!- chwyciłem ją za ramię.
- Co?!- odwróciła się w moją stronę. Nasze oddechy zrównały się. Wpatrywałem się w jej rozzłoszczone, ale piękne oczy. Mała pełne prawo być na mnie wściekła. Zawiodłem ją, w sumie nawet w pewien sposób zdradziłem, jedno wiąże się z drugim. Po między nami powstało coś w rodzaju zaufania, coś na czym dało by się zbudować może nawet przyjaźń, ale ja zburzyłem to przy pierwszej próbie. - No co?!- drugie słowo wykrzyczała trzykrotnie głośniej niż wcześniejsze. To samo uczucie jak jeszcze przed chwilą w mojej sypialni, gdy tak bardzo pragnęła bym coś powiedział, bym zmienił bieg całej sytuacji, a mi po prostu brakowało słów. Te same uczucie, wpatrując się w nią, chcąc lecz nie wiedząc jak dokładnie ją zadowolić. Tam działała na mnie presja przyjaciół, nie chciałem ich zawieść, ani okłamywać, ale tutaj? Stojąc z nią w cztery oczy, nadal nie mogłem się zdobyć by coś powiedzieć. - Nie ważne.- obróciła się na pięcie, ale nie pozwoliłem jej zrobić kroku dalej ode mnie. Ponownie chwyciłem ją za ramię i obróciłem w swoją stronę. Jej oczy, wydawały się lekko jaśniejsze, błyszczały, jakby zaraz miała się rozpłakać.
- Przepraszam. - wydusiłem w końcu czując po tym wielką ulgę. - Ja... - spuściłem głowę na chwilę szukając słów, jakichkolwiek wyrazów, czegokolwiek co mógłbym powiedzieć. - Ja....- pokręciłem lekko głową.- Ja naprawdę cię potrzebuję.
- Ale ja już chyba tobie nie potrafię pomóc. - powiedziała z rezygnacją. Jej głos był zupełnie inny niż wcześniej, łagodny, miły, cichy, tak samo oczy o wiele spokojniejsze.
- Roxy ja przepraszam. Wszystko im wytłumaczę, wszystko. Obiecuję.
- To już nie oto chodzi Harry. To już naprawdę nie oto chodzi.
- Ja wiem, że cię zawiodłem, ale będę się starał bardziej. - słowa płynęły już teraz ze mnie bez żadnych przeszkód, bez namysłu. Poczułem, że ona może mnie opuścić i znów zostanę z tym wszystkim sam. Tak bardzo tego nie chciałem.
- Tobie potrzebny jest do tego specjalista. Ktoś kto będzie wiedział jak pomóc ci wyjść z nałogu, ktoś kto...
- Nie prawda. - przerwałem jej. - Wiesz... Obudziłem się dzisiaj z taką wielką żądzą tego świństwa, nie wytrzymałem, zdobyłem je, ale gdy już miałem dać sobie w żyłę to pomyślałem o tobie. I własnie dopiero w tedy zawahałem się. To co dla mnie zrobiłaś było dla mnie na tyle ważne, że zdołałem do ciebie zadzwonić, bo tylko ty mogłaś mi w tedy pomóc. I wiesz co? Może faktycznie powinienem poradzić się specjalisty, ale nie karz mi znów być samotnym. Zrobię wszystko czego chcesz, ale bądź ze mną. Już nie jako osoba, na której spoczywa wyimaginowana odpowiedzialność za mnie, a jako moja przyjaciółka. - zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć splotłem nasze ręce i spojrzałem na nią błagalnym głosem. - Proszę, zostańmy w końcu przyjaciółmi. - na jej twarzy, pojawił się malutki, ledwo widzialny uśmiech.
- Zgadzam się.- uśmiechnęła się już szerzej, a ja ją po prostu przytuliłem, tak bardzo jak tylko mogłem najlepiej. Poczułem się szczęśliwy, że w końcu wiem na czym stoję. Te kilka słów, były dla nas obojga bardzo ważne i bardzo nam potrzebne.
- Chodź ze mną. - złapałem ją za rękę - Powiem im. Nie wiem jak zareagują, czy mi uwierzą, ale na pewno będzie już lepiej. - uśmiechnąłem się do niej. Trzymając się za ręce, weszliśmy z powrotem do mojego mieszkania. To było tylko kilka metrów dalej. Weszliśmy razem trochę zestresowani do mojej sypialni, gdzie czekali już na nas, na nasze wyjaśnienia. Doprawdy czułem się jak gdy pierwszy raz miałem powiedzieć rodzicom o swojej dziewczynie. Tak samo obawiając się ich reakcji, ale w głębi duszy wiedząc, że nie zmieni to nic.
- Możesz nam w końcu to wszystko wytłumaczyć? - poprosił Louis wstając z mojego łóżka. - Możesz nam wytłumaczyć, co w ogóle ona tutaj robi?- wskazał ręką na Roxy, na co zacisnęliśmy nasze ręce. Kiwnąłem głową na tak, po czym pociągnąłem za sobą Roxy i usiedliśmy razem na brzegu łóżka. Chłopcy patrzyli raz na mnie, raz na nią, niecierpliwie czekając.
- Chyba powinienem zacząć od początku. Moja siostra mieszka teraz u Roxy, dzięki temu nasze drogi znowu się spotkały.- spojrzałem na dziewczynę z lekkim uśmiechem - Kilkanaście dni temu, była u mnie Vero.
- A co ona ma do całej sytuacji?- wtrącił się Horan.
- Poczekaj, zaraz się dowiesz. Vero przyszła po mnie po pieniądze na narkotyki. Doskonale o tym wiedziałem. Powiedziała, że jeśli jej dam, to zostawi mnie już w spokoju.- strasznie ciężko było mi to mówić, Roxy o tym wiedziała i kciukiem lekko gładziła cały czas moją rękę, tym samym uspakajając mnie - Następnego dnia, dowiedziałem się, że przedawkowała. Umarła przeze mnie. Chciałem spotkać się z siostrą, ale nie było jej. Była Roxy. I w tedy prawie...- zamilkłem na chwilę, nie wiedziałem czy chcę im to powiedzieć. Czułem, że tak trzeba, ale nie byłem wstanie.
- I wtedy chciałeś popełnić samobójstwo.- dopowiedziała, jakby do mnie. Niesamowite, ale bardziej zależało jej chyba, żebym sam to sobie uświadomił, niż im.
- Tak, ale mi pomogłaś.- spojrzałem na nią i uśmiech sam pojawił mi się na twarzy, mimo, że to wszystko było takie męczące. - Kontynuując. Z powodu obwiniania siebie, popadałem w depresję. Chcąc znaleźć jakiś sposób, by zapomnieć, chodziłem na imprezy, aż w pewnym momencie obudziłem się, z wielkim pożądaniem narkotyku. Nie pamiętam, kto, gdzie, jak mi go podał, przez kilka dni byłem w ciągu. Stałem się dziwnie agresywny, poddenerwowany. Roxy przyszła do mnie jednego wieczoru. To było najgorsze uczucie w moim życiu, byłem tak bardzo zdesperowany, tak bardzo pragnąłem narkotyku, że miałem ochotę zabić wszystkich i wszystko. W porę uciekła z mojego mieszkania. - spojrzałem na nich wszystkich. Byli przerażeni tym co usłyszeli, a to nie był jeszcze koniec mojej opowieści.
- Tamtego dnia zabrałam twój pamiętnik i dlatego przyszłam po raz drugi.- dziewczyna dała mi chwilę na uspokojenie się. W duchu cały czas dziękowałem Bogu, ze nic jej się w tedy nie stało, że jest ze mną teraz i że pomaga mi, choćby nawet swoim łagodnym dotykiem.
- Tak, przyszła tu w momencie, gdy zastanawiałem się, czy ponownie dać sobie w żyłę i pomogła mi podjąć właściwą decyzję. - już po kilku słowach całej rozmowy nie opowiadałem to dla nich, a dla siebie. Może własnie dlatego wyszło tak dziwnie uczuciowo i dokładnie, bo przecież mogłem opowiedzieć to w dwóch zdaniach, że zaćpałem i że ona mi pomogła, a jednak nie było by to chyba zbyt właściwe. - Była ze mną, przyprowadziła nawet tutaj swoją córkę.- Na samą myśl o Olivce zrobiło mi się cieplej na sercu. Poczułem, że powinienem też wyjaśnić sprawę sprzed roku. - Źle ją oceniliśmy. Po pierwsze Roxy nigdy nie była, żadną dilerką, po drugie straciła bardzo dużo bliskich jej osób i myślę, że to też nas po części łączy, a po trzecie....- nie byłem pewien czy powinienem o tym wspominać, wolałem jednak nie ryzykować. - Jest wspaniałą przyjaciółką. - spojrzałem na nią, a ona uśmiechnęła się, jednym z najpiękniejszych uśmiechów na świecie.
__________________________________________________________________________
Czy tylko ja uważam, że z tego wychodzi melodramat?
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem, ale w końcu i tak nie wiem czy pisać te +18. Głosujcie w ankiecie. Proszę.
Podobał się wam ten rozdział? Macie jakieś pytania do bohaterów? No to śmiało w komentarzach. Wiem, że ten blog jest dosyć mizernie skonstruowany, pewnie zauważyliście wiele niedociągnięć co do wydarzeń. Przepraszam za nie.
- Możesz nam w końcu to wszystko wytłumaczyć? - poprosił Louis wstając z mojego łóżka. - Możesz nam wytłumaczyć, co w ogóle ona tutaj robi?- wskazał ręką na Roxy, na co zacisnęliśmy nasze ręce. Kiwnąłem głową na tak, po czym pociągnąłem za sobą Roxy i usiedliśmy razem na brzegu łóżka. Chłopcy patrzyli raz na mnie, raz na nią, niecierpliwie czekając.
- Chyba powinienem zacząć od początku. Moja siostra mieszka teraz u Roxy, dzięki temu nasze drogi znowu się spotkały.- spojrzałem na dziewczynę z lekkim uśmiechem - Kilkanaście dni temu, była u mnie Vero.
- A co ona ma do całej sytuacji?- wtrącił się Horan.
- Poczekaj, zaraz się dowiesz. Vero przyszła po mnie po pieniądze na narkotyki. Doskonale o tym wiedziałem. Powiedziała, że jeśli jej dam, to zostawi mnie już w spokoju.- strasznie ciężko było mi to mówić, Roxy o tym wiedziała i kciukiem lekko gładziła cały czas moją rękę, tym samym uspakajając mnie - Następnego dnia, dowiedziałem się, że przedawkowała. Umarła przeze mnie. Chciałem spotkać się z siostrą, ale nie było jej. Była Roxy. I w tedy prawie...- zamilkłem na chwilę, nie wiedziałem czy chcę im to powiedzieć. Czułem, że tak trzeba, ale nie byłem wstanie.
- I wtedy chciałeś popełnić samobójstwo.- dopowiedziała, jakby do mnie. Niesamowite, ale bardziej zależało jej chyba, żebym sam to sobie uświadomił, niż im.
- Tak, ale mi pomogłaś.- spojrzałem na nią i uśmiech sam pojawił mi się na twarzy, mimo, że to wszystko było takie męczące. - Kontynuując. Z powodu obwiniania siebie, popadałem w depresję. Chcąc znaleźć jakiś sposób, by zapomnieć, chodziłem na imprezy, aż w pewnym momencie obudziłem się, z wielkim pożądaniem narkotyku. Nie pamiętam, kto, gdzie, jak mi go podał, przez kilka dni byłem w ciągu. Stałem się dziwnie agresywny, poddenerwowany. Roxy przyszła do mnie jednego wieczoru. To było najgorsze uczucie w moim życiu, byłem tak bardzo zdesperowany, tak bardzo pragnąłem narkotyku, że miałem ochotę zabić wszystkich i wszystko. W porę uciekła z mojego mieszkania. - spojrzałem na nich wszystkich. Byli przerażeni tym co usłyszeli, a to nie był jeszcze koniec mojej opowieści.
- Tamtego dnia zabrałam twój pamiętnik i dlatego przyszłam po raz drugi.- dziewczyna dała mi chwilę na uspokojenie się. W duchu cały czas dziękowałem Bogu, ze nic jej się w tedy nie stało, że jest ze mną teraz i że pomaga mi, choćby nawet swoim łagodnym dotykiem.
- Tak, przyszła tu w momencie, gdy zastanawiałem się, czy ponownie dać sobie w żyłę i pomogła mi podjąć właściwą decyzję. - już po kilku słowach całej rozmowy nie opowiadałem to dla nich, a dla siebie. Może własnie dlatego wyszło tak dziwnie uczuciowo i dokładnie, bo przecież mogłem opowiedzieć to w dwóch zdaniach, że zaćpałem i że ona mi pomogła, a jednak nie było by to chyba zbyt właściwe. - Była ze mną, przyprowadziła nawet tutaj swoją córkę.- Na samą myśl o Olivce zrobiło mi się cieplej na sercu. Poczułem, że powinienem też wyjaśnić sprawę sprzed roku. - Źle ją oceniliśmy. Po pierwsze Roxy nigdy nie była, żadną dilerką, po drugie straciła bardzo dużo bliskich jej osób i myślę, że to też nas po części łączy, a po trzecie....- nie byłem pewien czy powinienem o tym wspominać, wolałem jednak nie ryzykować. - Jest wspaniałą przyjaciółką. - spojrzałem na nią, a ona uśmiechnęła się, jednym z najpiękniejszych uśmiechów na świecie.
__________________________________________________________________________
Czy tylko ja uważam, że z tego wychodzi melodramat?
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem, ale w końcu i tak nie wiem czy pisać te +18. Głosujcie w ankiecie. Proszę.
Podobał się wam ten rozdział? Macie jakieś pytania do bohaterów? No to śmiało w komentarzach. Wiem, że ten blog jest dosyć mizernie skonstruowany, pewnie zauważyliście wiele niedociągnięć co do wydarzeń. Przepraszam za nie.