sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 25. Proszę, zostańmy w końcu przyjaciółmi.

*Oczami Nialla*


Kolejne popołudnie w ciszy i samotności, nawet ja zawsze uśmiechnięty i wesoły mam już tego powoli dosyć. Muszę coś wymyślić, bo naprawdę zwariuję we własnym mieszkaniu. Bez namysłu ubrałem buty i kurtkę i wyszedłem na dwór. Nie miałem jakiegoś konkretnego celu, w którym mógłbym zmierzać. Po prostu szedłem przed siebie i właśnie w ten sposób znalazłem się w centrum miasta. Patrząc na tłumy mijających się ludzi, nie czułem się samotny, a może raczej nie czułem się samotny sam. Tutaj nikt z nikim nie wchodził w żadne relacje, pośród setek ludzi nie znało się najczęściej nikogo oprócz siebie. Nagle ją zauważyłem, wyróżniała się swoim uśmiechem z pośród nich wszystkich. Urocza blondynka o niebieskich oczach, którą spotkałem kilka dni wcześniej. Trudno nie zapamiętać tego jak mnie w tedy potraktowała.
Już miałem po prostu zmienić kierunek, ale zauważyłem, że ktoś ją zaczepił. Nie byłoby to nic dziwnego w tak dużym mieście, gdyby nie fakt, że Meg nie ucieszyła się na jego widok. Przystanąłem na chwilę, by zobaczyć jak potoczy się to dalej, ale gdy tylko zaczęli się lekko szarpać, postanowiłem jej pomóc. Przecisnąłem się między ludźmi i dotarłem  do nich.
- Coś nie tak?- spytałem spoglądając z lekkim uśmiechem na dziewczynę. Ciemnowłosy, wyższy o kilka centymetrów ode mnie facet, spojrzał się na mnie marszcząc gęste brwi.
- Ciebie jeszcze tutaj brakowało. - blondynka wywróciła swoimi niebieskimi oczami.
- Odczep się chłoptasiu.- powiedział po sekundzie mężczyzna.
- Jak przestaniesz szarpać to piękną panią, to z przyjemnością.- uśmiechnąłem się szarmancko.
- Słuchaj ty...- powiedział zaciskając swoją dłoń na mojej kurtce.
- Nie radze. Wierz mi lub nie, ale i tak już jesteś na pierwszej stronie wielu gazet.- powiedziałem pewny siebie.
- Co?- spytał zdziwiony moim zachowaniem.
- Widzisz tą kobietę siedzący przy tamtej kawiarni- wskazałem palcem- albo tego faceta udającego, że czyta gazetę? To paparazzi.- uświadomiłem go- A teraz zostaw tą panią w spokoju.- uśmiechnąłem się złośliwie. Facet chyba zrozumiał aluzję, bo puścił ją i szybkim krokiem poszedł w drugą stronę.
- Dzięki. -Meg uśmiechnęła się do mnie - ale nie musiałeś.- dopowiedziała.
- Dasz się namówić na kawę?- skorzystałem z okazji do ponownego zagadania do niej.
- Sama nie wiem. Jesteś dla mnie za słodki.- powiedziała szukając czegoś w torebce.
- Może jednak nie będzie tak źle. - przekonywałem ją.
- No dobra, w końcu to tylko kawa. - powiedziała wyciągnąwszy telefon. Poszliśmy do najbliższej kawiarni jaka się znajdowała i usiedliśmy przy stoliku w środku. Po chwili podeszła do nas dziewczyna i wzięła nasze zamówienie.
- Czym się zajmujesz na co dzień?- spytałem starając się być jak najmilszym. Chciałem ją poznać jak tylko mogłem najbardziej.
- Pracuję w branży muzycznej jako menadżerka. - przyjaźnie się uśmiechnęła. Miała śliczny uśmiech. - Ty nie musisz mówić czym się zajmujesz.
- Chyba tak.- postałem jej już miłe spojrzenie.
- Jak to jest być jednym z najbardziej pożądanych facetów na świecie? - spytała lekko chichocząc.
- Jest... hmmm.- zamyśliłem się - Jest ciekawie.- na moją odpowiedź razem się zaśmialiśmy, gdyż była co przynajmniej oczywista. - No wiesz, wspaniali fani, imprezy, kasa. Wszystko kręci się w zawrotnym tempie, ale to wielka szansa, więc ją wykorzystujemy.
- Wiem. - uśmiechnęła się. - Nawet niektórzy za bardzo.
- Co masz na myśli?- nie wiedziałem o co jej w tym momencie chodziło.
- No nie widziałeś?- spytała zdziwiona unosząc swoje idealnie wyprofilowane brwi.  Na co ja pokazałem tylko, że nie wiem o co chodzi. Dziewczyna sięgnęła do swojej torebki., po czym podsunęła mi gazetę. Na okładce był Harry. Po czym wielkimi drukowanymi literami napis :"One Direction oszukuje media?" Spojrzałem pytająco na Meg.
- Podobno Harry nie przyszedł na wywiad, bo był chory...- oznajmiła.
- No tak. Tak powiedział.- wytłumaczyłem.
- I tak wytłumaczyliście jego brak, ale paparazzi zauważyli go całego i zdrowego wychodzącego z klubu z jakąś dziewczyną. - po swojej wypowiedzi otworzyła gazetę na stronie, gdzie były zdjęcia i tekst o Stylesie. W tym samym czasie kelnerka dostarczył nam zamówienie.- Dziękuję. - powiedziała blondynka po czym wzięła łyk kawy.  Ja zamiast tego analizowałem wszystko czego się dowiedziałem i miałem tylko jedno wyjaśnienie dla tej sytuacji, Harry nas po prostu oszukał.
- Nie rozumiem dlaczego nas okłamał.- wydusiłem coś z siebie w końcu.
- Z tego co mi wiadomo z prywatnych źródeł, to jest gorzej niż myślisz. - zmarszczyłem czoło- Harry ma wielki problem i średnio sobie z nim radzi. - powiedziała już nie tak entuzjastycznie jak wcześniej.
- Nic o tym nie wiemy. Myśleliśmy, że jest chory.
- Powinieneś się tym zająć jak najszybciej.
- Tak. - powiedziałem wstając. - Spotkamy się jeszcze?- pytałem z nadzieją. Ona tylko napisała mi swój numer telefonu na gazecie i podała ją.
- Myślę, że jest taka możliwość. - pożegnała mnie lekkim uśmiechem, co odwzajemniłem. Zabrałem gazetę i wyszedłem. Zadzwoniłem po resztę chłopaków, aby się z nimi umówić. Ustaliliśmy, że spotkamy się w moim mieszkaniu za 10 minut. Szybko ruszyłem w jego stronę, aby być pierwszym, po drodze wbiłem do komórki numer uroczej blondynki.
- Jesteście.- chłopacy byli już przed moimi drzwiami.
- Powiedziałeś, że coś jest nie tak z Harrym. - powiedział Liam.
- Próbowałem się do niego dodzwonić, ale nie odbiera. - Louis spojrzał na mnie.
- Patrzcie.- pokazałem im gazetę.-  powiedział, że jest chory tym czasem był na imprezie z jakąś laską, a co gorsze spotkałem znajomą, która twierdzi, że Harry ma jakiś problem z którym nie może sobie poradzić.- w jakimś stopniu czułem się zaniepokojony tą cała sytuacją i wiedziałem, że musimy natychmiast coś z tym zrobić.
- Nie mogę w to uwierzyć. - powiedział Zayn otwierając na stronie z artykułem.
- Powinniśmy to zaraz wyjaśnić.- wtrącił Liam, gdy Malik uważnie czytał tekst.- Odwiedźmy go i niech nam to wszystko wytłumaczy.- dopowiedział poddenerwowanym głosem.
- Racja. - przyznałem.
- Weźmy mój samochód jest największy.- Louis podrzucił kluczyki po czym złapał je szybko i ruszył do wyjścia, a my razem za nim. Bez zastanowienia wsiedliśmy do samochodu i Tomlinson zawiózł nas do mieszkania Harrego. Gdy już byliśmy na miejscu Liam zapukał nerwowo w drzwi, ale nikt nam nie otworzył. Zrobił to jeszcze mocniej, ale nadal nic się nie wydarzyło.
- Chyba go nie ma.- oznajmiłem. Payne nacisnął na klamkę i otworzył je. Spojrzał na nas, a my tylko zachęciliśmy go, aby wszedł pierwszy. Miałem najgorsze myśli, może dlatego, że naoglądałem się głupich filmów, teraz miałem wizje martwego Stylesa w kałuży krwi. Liam przełknął ślinkę, po czym wszedł do środka, a my za nim. Powoli przemierzaliśmy korytarz, krok za krokiem zbliżając się do jego końca. Kiedy w końcu nigdzie nie znaleźliśmy chłopaka zaczęliśmy przeszukiwać jego rzeczy.
- Chłopaki! Patrzcie co znalazłem! - krzyknął Zayn z jego sypialni. Natychmiast udaliśmy się w jego stronę. Stał przy szafce nocnej trzymając w ręku jakieś kartki.
- Co to jest?- byłem totalnie zaciekawiony co się na nich znajduje. Malik podniósł papier i pokazał nam.
- To rysunek.- powiedziałem. - Dziecka. - dodałem.
- Czy to jest jakaś rodzina? - spytał analizując postacie Louis.
- Spójrzcie.- mulat odwrócił rysunek.
- Ja, mamusia, Harry...- przeczytał Liam.- A dalej nie mogę się już rozczytać.- Faktycznie, pismo zbyt czytelne nie było. Wyglądało jak pismo dziecka tak o 5 do 6 lat.
- Czyli, że niby Harry bawi się w tatusia?- Louis był kompletnie zdezorientowany, tak jak my wszyscy.
- Nie no, chyba nie. W końcu nie jest napisane "Ja, mamusia i tatuś" no nie?- wypowiedziałem się.
- To wszystko staje się coraz dziwniejsze. - pokręcił głową Zayn.
- I w ogóle, gdzie on się podziewa.- Liamowi też udzieliło się zaniepokojenie.
- Powinniśmy go poszukać i to jak najszybciej.- zaproponował najlepszy przyjaciel Hazzy.
- Rozdzielmy się jakoś. - dyrygoiwał Liam. - Louis sprawdź wszystkie kluby, Zayn restauracje, kina, popytaj po drodze ludzi, Niall zadzwoń do wszystkich znajomych czy czegoś nie wiedzą, ja sprawdzę studio, park, nasz stary dom, wiem, że miał do niego sentyment. - Przytaknęliśmy i każdy ruszył w swoją stronę. Ja pojechałem do swojego domu i szybko wyszukałem notesu, w którym miałem numery wszystkich znajomych, nawet tych z którymi utrzymywałem mniejszy kontakt. Zacząłem do nich wszystkich wydzwaniać i wypytywać o wszystko: Kiedy go ostatni raz widzieli, gdzie, jak się zachowywał, czy mają pomysł, gdzie może być i o inne informacje. Niestety nikt nic nie wiedział, jakby Harry dosłownie wyparował przez ostatnie kilka dni. Z każdym telefonem poczułem większą presję i rosło w mnie przeczucie, że coś złego się wydarzyło. Wydzwaniałem tak już trzy godziny. Mieliśmy bardzo dużo ludzi w znajomych,a ja z każdym rozmawiałem przynajmniej pięć minut.  Zdobyłem kilka adresów, gdzie mógłby się znaleźć i od razu po skończeniu telefonowania postanowiłem wszystkie sprawdzić. Jest już godzina 19:40, a ja nadal nie mam pojęcia gdzie on może być. Sprawdziłem w jego trzech ulubionych siłowniach, zostały mi jeszcze dwie. Uwinąłem się w godzinę. Londyn to duże miasto i całe 25 minut stałem w korku, a do tego wszystkie odwiedzone miejsca były w różnych częściach Londynu. Wróciłem do swojego mieszkania i zacząłem wydzwaniać ostatecznie po wszystkich szpitalach, hotelach, a nawet nie tylko w Londynie, ale i za granicą. Wszędzie, gdzie mogłaby być jakakolwiek szansa, aby się pojawił. Co jakiś czas próbowałem dodzwonić się do niego samego, ale on rzecz jasna nie miał chyba zamiaru odbierać. Wysłałem mu z setki sms'ów, ale nadal nic. Cały czas starałem się mieć włączony telewizor na wiadomościach i nasłuchiwałem czy nie dają jakiś informacji o nim. Wchodziłem w coraz większy obłęd. Około godziny 23.00 gdy już prawie odchodziłem od zmysłów zadzwonił do mnie Liam.

- Hej.
- Znalazłeś go?- spytałem natychmiast.
- Nie. Reszta chłopaków też nie. Dzisiaj już go chyba nie znajdziemy.- powiedział zawiedziony.
- Kurwa.- jedyne słowo, które przeszło mi przez gardło.
- Jutro wznowimy jego poszukiwania. Pa Horan. - pożegnał się po czym rozłączył.

- No i co ja mam teraz zrobić?- cicho powiedziałem sam do siebie. Padłem zmęczony na kanapę i leżałem tak jeszcze przez długi czas, aż w końcu poczułem się na tyle zmęczony by iść spać. Umyłem się, przebrałem w piżamy i położyłem się próbując zasnąć, co okazało się jednak trudniejsze niż myślałem. Nie mogłem przestać się zamartwiać. Harry był ode mnie młodszy i czułem się jak jego starszy brat, który ma obowiązek się nim zająć. Zresztą przypuszczam, że wszyscy tak  to odczuwaliśmy. Po długich zmaganiach udało mi się w końcu zasnąć błogim snem, który był jak dar z nieba, po tym koszmarnym, męczącym dniu.
Obudził mnie dzwoniący telefon. Zerwałem się z łóżka i chwyciłem telefon ze swojej półki nocnej. 

- Halo?- odezwałem się zaspanym głosem. 
- Niall?- usłyszałem swoje imię w słuchawce. - Widziałem dzisiaj Harrego. - dopiero teraz poznałem głos w słuchawce, to był mój znajomy barman z jednego z klubów w Londynie. 
- Co?! Gdzie ?! Kiedy?! 
- Był dzisiaj u nas przed chwilą. Wydawał się strasznie spięty, porozmawiał chwilę z jakimś gościem i szybko wyszedł. - opowiadał. 
- Wiesz gdzie może teraz być? - spojrzałem na zegarek, było już po dziewiątej. 
- No własnie, też spytałem się gdzie tak się spieszy, bo wyraźnie nie marnował czasu, a on mi odpowiedział, że do domu. Dziwne co nie?
- Dobra. Dzięki za informację. Pa.- rozłączyłem się, a zaraz potem napisałem sms'a do chłopaków, żebyśmy się spotkali przed domem Stylesa za dziesięć minut. Sam ubrałem na siebie co było pod ręką i wyruszyłem tam. W co on się znowu wpakował?  Od zawsze miał swoje tajemnice i miał skłonności do wpadania w kłopoty, ale to co teraz się działo wydawało się być poważniejsze niż wszystko co do tej pory. Powinienem go bardziej pilnować. Pewnie wpadł w jakieś złe towarzystwo. Boże oby to było nic poważnego. Dotarłem na miejsce w stosunkowo krótkim czasie, ale chłopacy już tam byli. Całe szczęście zaczekali na mnie. 
- Co jest?- spytał Malik, gdy tylko podszedłem bliżej. 
- Mój znajomy widział Harego jakieś dwadzieścia minut temu w klubie, spotkał się z jakimś dziwnym gościem. - przełknąłem ślinę - Podobno był spięty i powiedział, że spieszy się do domu. 
- No to sprawdźmy.- Louis ruszył w stronę drzwi wejściowych Harrego. Nie pukał po prostu wszedł, a my razem za nim. Staraliśmy się być jak najciszej, sami do końca nie wiedząc dlaczego. Czuliśmy po prostu tą presję i tą nietypowość sytuacji. Usłyszeliśmy głosy Harrego. 
- Wiem to.- podwyższył swój ton głosu. Spojrzeliśmy po sobie, po czym stanęliśmy w drzwiach sypialni. 
Zesztywniałem. Ta dziewczyna. Te jasno brązowe oczy. Roxy.Ona trzymała w ręku strzykawkę. 
- Harry, przecież wiesz co jest dla ciebie dobre, więc czemu...- wskazała na narzędzie. Oboje nawet nie zauważyli, że ich obserwujemy, byli tak przejęci rozmową. Gdy ja nie mogłem się ruszyć Payne wkroczył do akcji. Wcześniej rozmawiający  natychmiast spojrzeli na nas. Byli całkowicie zaskoczeni. Dziewczyna wyrzuciła strzykawkę w kąt jakby nagle oprzytomniała, że trzyma narzędzie zbrodni. W mgnieniu oka Liam przyszpilił ją do ściany uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch. Spojrzał na nią, a w jego oczach można było ujrzeć całą jego złość. 
- Harry nic ci nie jest?- Louis podbiegł do Harrego, który kompletnie nie wiedział co ma zrobić. Ja i Zayn też weszliśmy wgłąb pokoju spoglądając raz na nią, raz na niego. 
- Usiadłem obok Stylesa i wpatrywałem się w niego. 
- Co ty tutaj kurwa robisz?!- wykrzyczał nagle Zayn w twarz dziewczynie. Zerknąłem na jej reakcję, zmarszczyła brwi i spojrzała na nas wszystkich po kolei. 
- Na pewno nie to co myślicie. - wydawała się być bardzo pewna siebie jak na sytuację w której się znalazła. W pomieszczeniu było czterech facetów, w nich ja i wszyscy chcieliśmy zrobić z jej życia piekło, wiedząc, że wpakowała naszego przyjaciela w to gówno. Dilerka jebana. Czy tacy jak ona naprawdę muszą istnieć? Czy w takich jak ona, nie ma za krzty współczucia, litości. Muszą niszczyć wszystko na swojej drodze jakby mało było cierpienia na ziemi?Czy naprawdę tak bardzo pragną pieniędzy, żeby niszczyć innym życie sprzedając towar?  Zrobiliśmy jej coś? Nie. A ona nam owszem, same problemy. 
- Nie to co myślimy?! A co może mi powiesz, że wcale nie miałaś właśnie strzykawki w ręku? Zaprzeczysz?!- Zayn dał upust swoim emocjom. Miałem wrażenie, że krew nim dosłownie zawrzała, gdy tylko ją ujrzał, bardziej niż reszcie. 
- Nie zrobiłam nic złego! Harry powiedz im!- zwróciła się do niego. Cała sytuacja zaczęła ją też denerwować. Zwróciliśmy wzrok na Harrego, ale on nic nie powiedział. Spojrzał na nią tylko smętnymi oczami. Jako jedyny zauważyłem także, że zacisnął ręce w pięści.
- Harry!- wykrzyczała próbując nakłonić go do mówienia, ale on nadal milczał. Wpatrywał się jej prosto w oczy jak gdyby przepraszając.- Dobra! - szarpnęła  równocześnie uwalniając się z uścisku. Wszystkie oczy były skierowane na nią.- Nie licz na mnie więcej!- wyszła trzaskając drzwiami jak mocniej potrafiła. Poczułem jak wszystko się zatrzęsło, a potem ucichło. Chłopak zerwał się z łóżka bez słowa wyjaśnienia i wybiegł za nią. Spojrzeliśmy na siebie kompletnie nie wiedząc o co w tym wszystkim chodzi. 


*Oczami Harrego*



Wybiegłem za nią. Nie darowałbym sobie, gdybym tego nie zrobił. Trzeba było coś powiedzieć, a ja jak głupi milczałem nie znajdując słów.Wystarczyło chociaż zacząć, a później samo by się jakoś potoczyło.  Za dużo dla mnie zrobiła, abym mógł jej teraz pozwolić tak odejść. Za dużo dla mnie znaczy, bym nie zrobił nic. Za bardzo jej potrzebuję, aby przeżyć. 
- Roxy! Roxy zaczekaj! - krzyczałem jak tylko znalazłem się już na zewnątrz. Wściekła szła tak szybkim i stanowczym krokiem, że musiałem ją dogonić biegnąc. Nie zatrzymała się na moje wołanie. - Roxy stój!- chwyciłem ją za ramię. 
- Co?!- odwróciła się w moją stronę. Nasze oddechy zrównały się. Wpatrywałem się w jej rozzłoszczone, ale piękne oczy. Mała pełne prawo być na mnie wściekła. Zawiodłem ją, w sumie nawet w pewien sposób zdradziłem, jedno wiąże się z drugim. Po między nami powstało coś w rodzaju zaufania, coś na czym dało by się zbudować może nawet przyjaźń, ale ja zburzyłem to przy pierwszej próbie. - No co?!- drugie słowo wykrzyczała trzykrotnie głośniej niż wcześniejsze. To samo uczucie jak jeszcze przed chwilą w mojej sypialni, gdy tak bardzo pragnęła bym coś powiedział, bym zmienił bieg całej sytuacji, a mi po prostu brakowało słów. Te same uczucie, wpatrując się w nią, chcąc lecz nie wiedząc jak dokładnie ją zadowolić. Tam działała na mnie presja przyjaciół, nie chciałem ich zawieść, ani okłamywać, ale tutaj? Stojąc z nią w cztery oczy, nadal nie mogłem się zdobyć by coś powiedzieć. - Nie ważne.- obróciła się na pięcie, ale nie pozwoliłem jej zrobić kroku dalej ode mnie. Ponownie chwyciłem ją za ramię i obróciłem w swoją stronę. Jej oczy, wydawały się lekko jaśniejsze, błyszczały, jakby zaraz miała się rozpłakać. 
- Przepraszam. - wydusiłem w końcu czując po tym wielką ulgę. - Ja... - spuściłem głowę na chwilę szukając słów, jakichkolwiek wyrazów, czegokolwiek co mógłbym powiedzieć. - Ja....- pokręciłem lekko głową.- Ja naprawdę cię potrzebuję. 
- Ale ja już chyba tobie nie potrafię pomóc. - powiedziała z rezygnacją. Jej głos był  zupełnie inny niż wcześniej, łagodny, miły, cichy, tak samo oczy o wiele spokojniejsze. 
- Roxy ja przepraszam. Wszystko im wytłumaczę, wszystko. Obiecuję. 
- To już nie oto chodzi Harry. To już naprawdę nie oto chodzi. 
- Ja wiem, że cię zawiodłem, ale będę się starał bardziej. - słowa płynęły już teraz ze mnie bez żadnych przeszkód, bez namysłu. Poczułem, że ona może mnie opuścić i znów zostanę z tym wszystkim sam. Tak bardzo tego nie chciałem. 
- Tobie potrzebny jest do tego specjalista. Ktoś kto będzie wiedział jak pomóc ci wyjść z nałogu, ktoś kto... 
- Nie prawda. - przerwałem jej. - Wiesz... Obudziłem się dzisiaj z taką wielką żądzą tego świństwa, nie wytrzymałem, zdobyłem je, ale gdy już miałem dać sobie w żyłę to pomyślałem o tobie. I własnie dopiero w tedy zawahałem się. To co dla mnie zrobiłaś było dla mnie na tyle ważne, że zdołałem do ciebie zadzwonić, bo tylko ty mogłaś mi w tedy pomóc. I wiesz co? Może faktycznie powinienem poradzić się specjalisty, ale nie karz mi znów być samotnym. Zrobię wszystko czego chcesz, ale bądź ze mną. Już nie jako osoba, na której spoczywa wyimaginowana odpowiedzialność za mnie, a jako moja przyjaciółka. - zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć splotłem nasze ręce i spojrzałem na nią błagalnym głosem. - Proszę, zostańmy w końcu przyjaciółmi. - na jej twarzy, pojawił się malutki, ledwo widzialny uśmiech. 
- Zgadzam się.- uśmiechnęła się już szerzej, a ja ją po prostu przytuliłem, tak bardzo jak tylko mogłem najlepiej. Poczułem się szczęśliwy, że w końcu wiem na czym stoję. Te kilka słów, były dla nas obojga bardzo ważne i bardzo nam potrzebne. 
- Chodź ze mną. - złapałem ją za rękę - Powiem im. Nie wiem jak zareagują, czy mi uwierzą, ale na pewno będzie już lepiej. - uśmiechnąłem się do niej. Trzymając się za ręce, weszliśmy  z powrotem do mojego mieszkania. To było tylko kilka metrów dalej. Weszliśmy razem trochę zestresowani do mojej sypialni, gdzie czekali już na nas, na nasze wyjaśnienia. Doprawdy czułem się jak gdy pierwszy raz miałem powiedzieć rodzicom o swojej dziewczynie. Tak samo obawiając się ich reakcji, ale w głębi duszy wiedząc, że nie zmieni to nic.
- Możesz nam w końcu to wszystko wytłumaczyć? - poprosił Louis wstając z mojego łóżka. - Możesz nam wytłumaczyć, co w ogóle ona tutaj robi?- wskazał ręką na Roxy, na co zacisnęliśmy nasze ręce. Kiwnąłem głową na tak, po czym pociągnąłem za sobą Roxy i usiedliśmy razem na brzegu łóżka. Chłopcy patrzyli raz na mnie, raz na nią, niecierpliwie czekając.
- Chyba powinienem zacząć od początku. Moja siostra mieszka teraz u Roxy, dzięki temu nasze drogi znowu się spotkały.- spojrzałem na dziewczynę z lekkim uśmiechem - Kilkanaście dni temu, była u mnie Vero.
- A co ona ma do całej sytuacji?- wtrącił się Horan.
- Poczekaj, zaraz się dowiesz. Vero przyszła po mnie po pieniądze na narkotyki. Doskonale o tym wiedziałem. Powiedziała, że jeśli jej dam, to zostawi mnie już w spokoju.- strasznie ciężko było mi to mówić, Roxy o tym wiedziała i kciukiem lekko gładziła cały czas moją rękę, tym samym uspakajając mnie - Następnego dnia, dowiedziałem się, że przedawkowała. Umarła przeze mnie. Chciałem spotkać się z siostrą, ale nie było jej. Była Roxy. I w tedy prawie...- zamilkłem na chwilę, nie wiedziałem czy chcę im to powiedzieć. Czułem, że tak trzeba, ale nie byłem wstanie.
- I wtedy chciałeś popełnić samobójstwo.- dopowiedziała, jakby do mnie. Niesamowite, ale bardziej zależało jej chyba, żebym sam to sobie uświadomił, niż im.
- Tak, ale mi pomogłaś.- spojrzałem na nią i uśmiech sam pojawił mi się na twarzy, mimo, że to wszystko było takie męczące. - Kontynuując. Z powodu obwiniania siebie, popadałem w depresję. Chcąc znaleźć jakiś sposób, by zapomnieć, chodziłem na imprezy, aż w pewnym momencie obudziłem się, z wielkim pożądaniem narkotyku. Nie pamiętam, kto, gdzie, jak mi go podał, przez kilka dni byłem w ciągu. Stałem się dziwnie agresywny, poddenerwowany. Roxy przyszła do mnie jednego wieczoru. To było najgorsze uczucie w moim życiu, byłem tak bardzo zdesperowany, tak bardzo pragnąłem narkotyku, że miałem ochotę zabić wszystkich i wszystko. W porę uciekła z mojego mieszkania. - spojrzałem na nich wszystkich. Byli przerażeni tym co usłyszeli, a to nie był jeszcze koniec mojej opowieści.
- Tamtego dnia zabrałam twój pamiętnik i dlatego przyszłam po raz drugi.- dziewczyna dała mi chwilę na uspokojenie się. W duchu cały czas dziękowałem Bogu, ze nic jej się w tedy nie stało, że jest ze mną teraz i że pomaga mi, choćby nawet swoim łagodnym dotykiem.
- Tak, przyszła tu w momencie, gdy zastanawiałem się, czy ponownie dać sobie w żyłę i pomogła mi podjąć właściwą decyzję. - już po kilku słowach całej rozmowy nie opowiadałem to dla nich, a dla siebie. Może własnie dlatego wyszło tak dziwnie uczuciowo i dokładnie, bo przecież mogłem opowiedzieć to w dwóch zdaniach, że zaćpałem i że ona mi pomogła, a jednak nie było by to chyba zbyt właściwe. - Była ze mną, przyprowadziła nawet tutaj swoją córkę.- Na samą myśl o Olivce zrobiło mi się cieplej na sercu. Poczułem, że powinienem też wyjaśnić sprawę sprzed roku. - Źle ją oceniliśmy. Po pierwsze Roxy nigdy nie była, żadną dilerką, po drugie straciła bardzo dużo bliskich jej osób i myślę, że to też nas po części łączy, a po trzecie....- nie byłem pewien czy powinienem o tym wspominać, wolałem jednak nie ryzykować. - Jest wspaniałą przyjaciółką. - spojrzałem na nią, a ona uśmiechnęła się, jednym z najpiękniejszych uśmiechów na świecie.


__________________________________________________________________________
Czy tylko ja uważam, że z tego wychodzi melodramat?
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem, ale w końcu i tak nie wiem czy pisać te +18. Głosujcie w ankiecie. Proszę.

Podobał się wam ten rozdział? Macie jakieś pytania do bohaterów? No to śmiało w komentarzach. Wiem, że ten blog jest dosyć mizernie skonstruowany, pewnie zauważyliście wiele niedociągnięć co do wydarzeń. Przepraszam za nie.




sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 24. To jesteś ty, a to ja i to jest Harry.


- Mnie się już nie da pomóc.- lekka chrypka, którą zawsze miał w swoim głosie, teraz była wyraźniejsza.
- Da się. - przytuliłam go jeszcze mocniej.- Wszystko się da.
- Ja nie chciałem, ale ja już nie wytrzymuję tego wszystkiego. Po prostu nie daję rady.
- Pomogę ci. Nie zostawię cię już samego.



*Oczami Roxy*


Trwaliśmy tak jeszcze przez jakiś czas, ale jak długo nie jestem wstanie powiedzieć. Wiedziałam, że jeden błąd może przesądzić o całej sytuacji, dlatego wykonywałam precyzyjnie każdy gest, starałam się nawet uspokoić przyśpieszony rytm serca. Mijały sekundy, minuty. Nie odważyłam się odezwać.
- Przepraszam. - wypuścił mnie z swojego uścisku po czym otarł łzy - To była tylko chwila załamania.- powiedział pociągając nosem. Chciał utrzymać wizerunek twardego.- Już mi lepiej, więc jeśli...
- Chyba nie sądzisz, że teraz tak po prostu sobie pójdę?-uniosłam lekko brwi i kąciki swoich ust. Na moje pytanie Styles wziął tylko głęboki oddech i spuścił wzrok.
- Tak będzie lepiej.- wymamrotał pod nosem. Lekko się wahając złapałam go za rękę. Chciałam mu w jakiś sposób bardziej uświadomić, że nie jest sam. Słowa są czasami nie wystarczające.
- Nie, nie będzie lepiej.- powiedziałam stanowczo, mimo wszystkich wydarzeń byłam świadoma, że on potrzebuje pomocy i że nie da sobie rady beze mnie. - Mogę spróbować ci pomóc, ale musisz mi na to pozwolić Harry.- spojrzał na mnie. Jego oczy lekko zaczerwienione były teraz tak niesamowicie zielone. - Chcesz z tego wyjść?- w duchu modliłam się by tak było, bo tylko gdy będzie tego chciał będę wstanie mu pomóc.
- Myślę, że tak.-odpowiedział nerwowo.
- Myślisz, czy chcesz?- nie puszczałam jego dłoni, cały czas gładziłam ją lekko.
- Chcę.- odpowiedział po chwili zastanowienia, ale było już w tej krótkiej wypowiedzi słychać nutkę stanowczości, to mi wystarczyło. Dało mi jakiś cień nadziei, że może się to udać.
- Więc choć.- pociągnęłam go za sobą do salonu. - Ile razy ?- nie musiałam konkretyzować pytania, dla kogoś kto zaćpał to oczywiste.
- Nie jestem pewien, z trzy, może cztery razy.- był niepewny siebie, wahał się pomiędzy tym co teoretycznie dla niego dobre, a tym czego jego organizm żąda w danej chwili.
- Może najpierw powiedz dlaczego chcesz to przerwać, dobrze? - zapadła cisza. Czekałam z nadzieją, że odpowie sobie na to pytanie. Przeliczyłam się myśląc, że da radę. - No dobrze, to może najpierw posprzątamy razem łazienkę, okej? - spojrzałam w jego oczy, pokiwał głową na tak. - To gdzie masz jakieś ścierki, płyny?-  on zamiast odpowiedzieć   poszedł  w milczeniu do łazienki i otworzył szafkę, w której były wszystkie potrzebne nam rzeczy. Pozbieraliśmy roztłuczoną strzykawkę, wytarliśmy podłogę, a resztą zajęłam się sama. Wyciągnęłam z pudełek wszystkie tabletki w których znajdował się narkotyk i spłukałam w kiblu. Robiąc to zerknęłam na chłopaka, chcąc widzieć jego reakcje, była dość typowa, zaskoczony tym co się dzieje, zmylony, wahający się , nie wiedział czego chce.
- Weź prysznic.- Harry przytaknął na moją prośbę, a ja zaraz potem odwróciłam się i wyszłam. Miałam około 20 minut, na przejrzenie całego mieszkania. Nie marnowałam czasu, zaczęłam przeszukiwać każdą szufladę, półkę, wszystkie pojemniki, ubrania nawet garnki i inne miejsca, gdzie mógł schować towar na czarną godzinę i znalazłam. Nawet nie w jednym, a w trzech miejscach, za radiem stojącym na lodówce, na szafie stojącej w przedpokoju i w kuchennej szafce na sztućce. Nie zastanawiając się zniszczyłam je wszystkie, aby nie miał możliwości sięgnięcia ich. A gdy skończyłam poszłam pościelić łóżko w sypialni i uszykowałam sobie miejsce na kanapie. Gdy układałam właśnie swoją poduszkę, drzwi od łazienki otworzyły się i wyszedł w samych bokserkach, z twarzą bez jakiegokolwiek wyrazu.
- Mogę pożyczyć od ciebie jakąś koszulkę? - spytałam podchodząc do łazienki.
- Znajdziesz jakąś w szafce w łazience. - odpowiedział, bardziej ożywionym głosem, jak gdyby ucieszył się z powodu, że chcę ją pożyczyć. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi, a zaraz potem nadsłuchiwałam co zrobi. Usłyszałam dźwięk otwieranej szafki, otworzyłam drzwi. Harry stał przy kuchennej szafce, w której jeszcze kilka minut temu znajdował się cel jego pragnień. Słysząc, że wyszłam z łazienki spojrzał na mnie pytająco.
- Przeszukałam wszystkie pokoje i wyrzuciłam wszystko.- odpowiedziałam zawiedzionym głosem. Wiedziałam teraz dlaczego miał przebłysk entuzjazmu, liczył na to, że gdy będę brała prysznic, on po prostu zaspokoi swoje potrzeby. Oboje zawiedzeni jednak z różnych powodów odwróciliśmy się bez słowa i zajęliśmy swoimi sprawami. Weszłam do łazienki tym razem zamykając drzwi na zamek, po czym zaczęłam szukać ręcznika i jakiejś koszulki. Gdy znalazłam potrzebne mi rzeczy, zruciłam na podłogę swoje rzeczy i weszłam do kabiny prysznicowej. Odkręciłam najpierw ciepłą wodę. Czułam, jak moje ciało odpoczywa, uspokaja się. Niepojęte, że jeszcze niecałe pół godziny temu, kilka metrów, przy ścianie, pocieszałam Stylesa, tego, który doprowadził mnie do tamtego stanu. Kiedyś powiedziałabym, że to niewykonalne, ale teraz, gdy cały rok za mną... Myślę, że po wszystkich moich przejściach już nic mnie nie zdziwi. W pewnym sensie przestałam się przejmować rzeczami, które nie dzieją się w tej chwili. Przestałam myśleć o przyszłości, a o przeszłości usilnie próbuję zapomnieć, a dzień za dniem mija. Wokół mnie wszystko się zmienia, a zwłaszcza przez ostatnie wydarzenia, odkąd Gemma zamieszkała u mnie. Moje myśli cały czas krążą chaotycznie, chciałabym, żeby w końcu mogły się zatrzymać. Jako dziecko marzyłam, by być kimś wielkim, ale teraz... teraz myślę, że spokojne życie z ludźmi, których kocham byłoby ich spełnieniem. 
Nie przestając myśleć o moim życiu, nałożyłam szampon na włosy. Miał ładny zapach, jabłkowy, podobny do Johna, taki męski, taki jaki lubię. Gdy już moje włosy, były całe w pachnącej pianie, namydliłam całe ciało, po czym spłukałam ponownie ciepłą woda, ale wychodząc poczułam potrzebę, aby przebudzić się lekko. Ożywiłam swoje wszystkie zmysły, gdy po mojej skórze spłynęła lodowata woda. Oczy szerzej mi się otworzyły, na ciele pojawiła się pożądana gęsia skórka, a wszystko dzięki lekkiemu wstrząsowi. termicznemu. Wycisnęłam wodę z włosów, po czym wytarłam się porządnie ręcznikiem.  Założyłam na siebie wyjętą wcześniej koszulkę chłopaka i ubrałam jeszcze majtki. Posprzątałam po sobie w łazience i otworzyłam drzwi. Cisza. Zielonooki poszedł już najwidoczniej spać. Właściwie trochę mi ulżyło z takiego powodu, gdyż nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Postarałam się w jak najciszej położyć na kanapie, ale niestety skrzypiała pode mną jakbym ważyła z tone. Udało mi się jednak nie obudzić Harrego, więc ja też po prostu zasnęłam. Mój sen nie był głęboki, choć byłam zmęczona, dlatego już po jakiejś godzinie obudził mnie cichy szelest. Podniosłam się i zmrużonymi oczami spojrzałam w stronę powodu mojej pobudki. 
- Co się dzieje?- spytałam lekko zachrypniętym głosem. W kuchni stał  Harry, opierając się o blat tyłem do mnie, ale na moje pytanie szybko się odwrócił. Kiepskie szare, światło dodawało jakiegoś dziwnego uroku jego zmęczonej twarzy. Nie dało się jednak na niej nie zauważyć smutku. 
- Przepraszam.- odpowiedział cicho, jednak tak, abym zdołała usłyszeć. 
- Nic nie szkodzi.- wymamrotałam podnosząc się do pozycji siedzącej i przeciągając leniwie - Nie możesz zasnąć?
- Mam koszmary- odpowiedział jakby opowiadał o czymś naprawdę przerażającym, z lekkim zawahaniem w głosie.  Opuścił swoją głowę, jakby z rezygnacją, że w tej sprawie lepiej już nie będzie.  Wstałam z sofy i poszłam zatrzymując się obok niego. Spojrzał na mnie pytająco, a ja tylko uśmiechnęłam się i wzięłam czajnik, po czym nalałam do niego wody i ustawiłam na kuchence włączając ją.  Uszykowałam dwa kubki, wsypałam cukier i włożyłam torebki z herbatą.  Harry widząc, że szykuję gorący napój usiadł przy stole chowając twarz w rękach. 
W ciszy usiadłam obok niego i czekałam, aż woda się zagotuje. Zaczęłam bawić się materiałem serwetki, wyginać go we wszystkie strony, starałam się na niego nie gapić, ale jednak mimowolnie co kilka sekund zerkałam. 
- Moja siostra cię o to poprosiła?- spytał po minucie zupełnej ciszy. 
- O niczym nie wie, nawet o tym, że tutaj jestem. 
- Więc, dlaczego to robisz? - pytając patrzał mi prosto w oczy, co wywołało niemiłe dreszcze na moim ciele. 
- Nie wiem.- odpowiedziałam ściskając serwetkę najmocniej jak potrafiłam ze poddenerwowania. 
- Czemu nie chcesz mi powiedzieć?- dopytywał się dalej, wyczuł, że nie mówię szczerze, sama nie wiedziałam czy to przez drżenie mojego głosu, czy może przez wyraz mojej twarzy, a może była to ta sytuacja w której wiesz coś tak po prostu, ale byłam pewna, że wie.
- Nie wiem, może po prostu przypominasz mi mnie i  chcę ci pomóc, tak jak ktoś powinien pomóc wtedy mi.  A może po prostu chcę pomóc twojej siostrze, którą polubiłam, albo nie chcę czuć się winna, że nic nie zrobiłam widząc twoją sytuację. Albo najzwyczajniej jesteś dla mnie ważniejszy niż ci się wydaje.- wydukałam cały czas nerwowo bawiąc się kawałkiem materiału. Te kilka zdań ledwo przeszło mi przez krtań i kiedy tylko je wypowiedziałam odetchnęłam z ulgą, czekając jednocześnie na jego reakcję. Był zmieszany, sam nie wiedział jak zareagować i co powiedzieć, więc zapadła przewidywalna , nurtująca cisza. Na szczęście po krótkim czasie, rozległ się świst czajnika. Wyłączyłam gaz i zalałam kubki gorącą woda. Zamieszałam kubki i zaniosłam oba na stół. Podałam jeden Harremu i usiadłam z powrotem na swoje miejsce. 
- Często śnią ci się te koszmary?- postanowiłam zacząć jakąś rozmowę.
- Prawie każdej nocy.- odpowiedział posępnie. 
- Ja też mam często koszmary, a już zwłaszcza we wrześniu. - kontynuowałam. Stawiałam na szczerość, nie chciałam wymyślać mu jakiś niestworzonych historii, czułam, że to nie pomoże. 
- Dlaczego akurat we wrześniu?- dlaczego, musiał zaciekawić go, akurat ten fakt? Wzięłam głęboki oddech.
- Bo właśnie w tym miesiącu zmarło najwięcej najbliższych mi osób.- zacisnęłam ręce w pięści na samo wspomnienie o tych wszystkich osobach. 
- Jak wyglądają twoje sny?- kolejne trudne pytanie.
- Emm... - starałam się ubrać to jakoś w słowa, ale nic nie przychodziło mi na myśl.
- Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. 
- Nie o to chodzi, że nie chcę, tylko... To trochę trudne.- przełknęłam ślinę. Nie lubiłam o nich mówić, przerażały mnie nawet wspomnienia o nich.- Może spróbuję opowiedzieć ci ostatni jaki mi się przyśnił. Obudziłam się, ale nie wiedziałam gdzie. Moim oczom ukazała się tylko wielka biała pustka, nic oprócz mnie. I w tedy nie wiadomo skąd pojawiły się jakieś kształty. Postacie bez twarz. Były tuż obok mnie, więc zaczynam uciekać. Starałam się jak mogę, ale z każdym krokiem jakbym traciła powietrze i nadzieję. W końcu mnie dopadają. Stają wokół mnie i słyszę głos, że to moja wina, że nie mają twarzy przeze mnie, że to wszystko z mojego powodu- moje słowa zaczęły przerażać mnie samą - bo przeze mnie nie żyją. I wtedy zaczynam przy nich płakać, a jeden z kształtów zabija mnie.- na tym skończyłam swój monolog. Dopiero teraz spojrzałam na chłopaka, z jego oczu biło współczucie po tym co usłyszał, ale nie miał zamiaru tego skomentować. - A twoje?- miałam nadzieję, że otworzy się tak jak ja. 
- Mówi do mnie Vero, obwinia mnie o swoją śmierć.- odpowiedział krótko, ale byłam zadowolona z tego, że wypowiedział te kilka słów. 
- Wiesz, że nigdy by tak nie powiedziała.
- Wiem, ale to wygląda tak prawdziwie. Jakbym widział ją naprawdę. Tak bardzo żałuje...-zielonooki zacisnął swoje ręce w pięści, a jego wszystkie mięśnie napięły się. 
- Jestem pewna, że gdyby tutaj była, to powiedziałaby, że wcale tak nie myśli. Nie znałam jej, ale pamiętam te iskry w jej oczach, gdy broniła was, swojego kochanego zespołu. A przecież ciebie też kochała, tylko narkotyki przyćmiły to uczucie. Wiem, że chciałaby, żebyś był szczęśliwy. Chyba każdy chciałby tego na jej miejscu.
- Chyba tak.
- Nie chyba, tylko na pewno.- lekko się uśmiechnęłam po czym wzięłam łyk herbaty. 
- Wierzysz w życie po śmierci?- spytał po chwili. 


Retrospekcja

- Mamusiu? 
- Tak słoneczko?- odpowiedziała wysoka kobieta o łagodnym wyrazie twarzy i miłych oczach oraz ciemnych włosach. 
- Wierzysz w aniołki?- spytałam. 
- Oczywiście, że tak. Mam przed sobą dwa prześliczne aniołki. - uśmiechnęła się miło. Spojrzałam na swoja siostrę i razem cicho się zaśmiałyśmy. 
- Czyli jak ktoś umrze to idzie do nieba?- spytała Alice, zaciekawiona. 
- Tylko jeśli było się  grzecznym na ziemi. 
- Czyli ty i tatuś poszlibyście do nieba?
- Co to za pytanie? Poszlibyśmy do nieba i codziennie sprawdzałabym czy jecie cały groszek na kolacje. - zaśmiała się. 
- Groszek jest ble.- powiedziała Alice. 
- No właśnie.- przytaknęłam siostrze. 
- Ale jest zdrowy. No dobrze moje aniołki, idźcie już spać. - ucałowała nas obie w czoło po czym zgasiła światło i wyszła. 
- Alice?- zapytałam szeptem.
- Co?- siostra odpowiedziała mi równie cicho. 
- Jak myślisz, czy aniołki jedzą groszek?- bardzo mnie to ciekawiło.
- Nie wiem. - wzdrygnęła ramionami. - Skoro groszek jest zdrowy, a aniołki są mądre, to pewnie go jedzą. 
 - Chyba tak.- wyszeptałam poprawiając poduszkę. - Ej?
- Co?- powiedziała śpiąca Alice.
- Chyba polubię groszek- uśmiechnęłam się.
- Ja chyba też. 


Koniec retrospekcji. 

- Wierzę. - powiedziałam uśmiechając się sama do siebie ze względu na wspomnienie. Równocześnie wzięliśmy łyk herbaty. - Harry?
- Hmm?
- Lubisz groszek?- spytałam z uśmiechem na twarzy.
- Co?
- Nie ważne.- odpowiedziałam uśmiechając się szerzej. - Może obejrzymy jakiś film?- zapytałam. 
-Może być. - powiedział po czym wypił duszkiem całą herbatę, po czym wstał. Ja zrobiłam to samo. 
Poszłam do salonu, szukając pilota.
- Chodźmy do sypialni. Będzie wygodniej.- powiedział spoglądając na mnie.
- No dobrze.- ruszyłam za nim do sąsiedniego pokoju, po czym spróbowaliśmy wybrać film.
- Na co masz dzisiaj ochotę?- skierował do mnie pytanie, po czym usiadł na łóżku.
- Na pewno nie na dramat.
- Romans?- spytał, ale w odpowiedzi oboje powiedzieliśmy "Nie".
- To może komedie?- zaproponowałam na co spojrzał na mnie ironicznie. - No dobra to też, nie najlepszy pomysł. 
- Horror?
- Nie przepadam, ale chyba to najlepszy pomysł. - przyznałam. Harry wstał z łóżka, po czym poszukał w szafce płyty i włączył. Na dużej plazmówce pojawił się ciemny obraz, a z głośników wydobyła się budująca napięcie muzyka.  Położyliśmy się na łóżku i zaczęliśmy oglądać. Naprawdę nie lubiłam takich filmów i nie zamierzałam się tego wstydzić. Często przypominały mi okropne sceny z mojego życia, albo najzwyczajniej w świecie wydawały się dla mnie nudne i bez jakiegoś sensu czy przekazu.  No i do tego dochodził jeszcze mój strach, a ja nienawidziłam się bać. Zawsze starałam się robić wszystko tak, by go nie odczuwać. Już po dziesięciu minutach zaczęłam zasłaniać oczy rękoma. 
- Boisz się?- spytał po chwili.
- Nie no serio, aż tak to widać?- powiedziałam sarkastycznie. 
- Nie spodziewałbym się, że ty będziesz się bała jakiegoś głupiego filmu. - odpowiedział spoglądając na mnie. 
- Jeszcze dużo o mnie nie wiesz... - odpowiedziałam.  - nienawidzę, tego bezsensownego mordowania, sztucznej krwi i strachu jaki odczuwam oglądając takie coś.- wymieniłam wszystko w skrócie. 
- Jeśli chcesz, to możesz się przytulić.- powiedział, na co zareagowałam lekkim zdziwieniem, ale po chwili zastanowienia przyjęłam propozycję. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej, a on odruchowo objął mnie ramieniem. Zamiast wpatrywać się w siekanie ludzi, wsłuchałam się w bicie jego serca i miałam wrażenie, że zabiło szybciej. Nic dziwnego, oglądaliśmy chyba najgorszy film jaki w życiu widziałam, a właściwie on bo ja już po kilku minutach zasnęłam z czystych nudów. 
Obudziłam się w tej samej pozycji, w której zasnęłam. Lekko poderwałam się, bo nie byłam przyzwyczajona do widoku śpiącego Harrego, który w dodatku dziwnie się ślinił. Wywołało to na mojej twarzy uśmiech. Ściągnęłam  jego rękę z siebie i po cichu wycofałam się z sypialni zamykając za sobą drzwi. Poszłam do kuchni z zamiarem zrobienia śniadania, gdyż mnie samej burczało w brzuchu. Zajrzałam do wszystkich szafek, wczoraj nie zwróciłam na to uwagi, ale dzisiaj już tak. Ten facet nie miał nic do jedzenia oprócz zupek chińskich i jogurtów. Nie dziwię się, że popada w depresję z takim odżywianiem się. Postanowiłam zrobić jakieś porządne śniadanie, wiec szybko ubrałam się i wyszłam.  Zrobiłam zakupy w najbliższym sklepie i wróciłam z powrotem robiąc jajecznicę na bekonie, do tego świeże  bułeczki z pasłem i herbata. Mnie samej ślinka leciała na widok tego wszystkiego, a samego Harrego zapach wywabił z pokoju. Wszedł do kuchni zdezorientowany, przecierając swoje oczy i przyglądając się wszystkiemu po kolei w ciszy. 
- Dzień dobry.- powiedziałam z uśmiechem, po czym nałożyłam jajecznicę na talerze i położyłam na stole.
- Hej.- mruknął. Znowu ta sama mina, ten sam smutek co wczoraj. 
- Znowu miałeś koszmar?- spytałam.
- Nie tylko.... Nie ważne. - odpowiedział przygnębiająco i zasiadł do stołu. Zjedliśmy całe śniadanie w zupełnej ciszy. Nie miałam ani jednego pomysłu by choć zacząć w jakiś sposób rozmowę.  Gdy Harry skończył nadal w milczeniu odłożył swój talerz do zlewu i poszedł do sypialni zamykając za sobą drzwi. Nie wiem co go dzisiaj znowu ugryzło, wczoraj zdawało mi się już lepiej, ale być może to była ta moja pochopna nadzieja. Wiedziałam, ze to wszystko nie będzie takie łatwe.  Posprzątałam po śniadaniu, po czym zajrzałam do Harrego. Leżał na łóżku, a gdy weszłam szybko przerwał to co robił wcześniej. Zdążyłam jednak zobaczyć przez ułamek sekundy jak wbija paznokcie w swoją rękę. 
- Harry co się dzieje?- spytałam zatroskana. 
- Przepraszam, to trudniejsze niż myślałem. - spuścił głowę. Zrozumiałam go. Dopiero teraz od rana poczuł prawdziwy głód, prawdziwą rządzę narkotyku. Znałam to uczucie, wiedziałam, że jak nie znajdzie sobie jakiegoś zajęcia, jakiejś kotwicy na tym świecie zacznie błądzić w swoich myślach. 
- Wyciągnęłam telefon, po czym napisałam Helenie by przyprowadziła Olivkę do mnie pod wskazany adres. Ta dziewczyna pomogła mi, miałam nadzieję, ze pomoże i jemu. 
Już po kilku minutach rozległ się dzwonek w drzwiach. Otworzyłam je i ujrzałam tam prześliczną, małą blondynkę, a a nią Helenę. 
- Mama!- wykrzyczała radośnie. 
- Hej skarbie.- przytuliłam ją do siebie. 
- Zostanie tutaj z tobą?- spytała starsza kobieta.
- Tak. Dzięki, że ją przyprowadziłaś. - uśmiechnęłam się. 
- No to ja już idę, bo się śpieszę.- powiedziała Helena, po czym poszła, ja zaś zamknęłam drzwi. 
- Czemu cię w domciu nie było? - dopytywała się moja księżniczka. 
- Pamiętasz pana, który wtedy tak krzyczał?- zdjęłam jej kurteczkę.  - To jest właśnie jego mieszkanie. 
-Yhm.- z zaciekawieniem rozejrzała się dookoła. - A ten pan też tutaj jest?- spytała.
- Tak. Jest w tamtym pokoju.- wskazałam palcem.- Może się z nim razem pobawimy. Co ty na to?
- Tak.- odpowiedziała radośnie. 
- No to idź się przywitaj.- zaprowadziłam ją za rączkę pod drzwi, po czym wpuściłam do środka i obserwowałam, jak malutka wita się z Harrym. To był naprawdę słodki widok. 
Zaraz potem, poszłam poszukać czegoś czym można byłoby się pobawić. Znalazłam kredki i kartki i przekazałam je nowej parze przyjaciół.  To był dobry pomysł, nawet bardzo. Od razu zaczęli się dogadywać. Harry ją bardzo polubił i odciągnęła go od niekorzystnych myśli. 
- Mamo! Mamo! Zobacz! - wykrzyczała po jakiejś godzinie Olivka. Weszłam do sypialni, a cały pokój był w najprzeróżniejszych rysunkach, ale mała dziewczynka chciała pokazać mi tylko ten, który trzymała w rączkach. 
- Jak ślicznie.- powiedziałam oglądając kartkę papieru, na którym było kilka postaci. 
-To jesteś ty, a to ja i to jest Harry. Tam dalej jest ciocia i Meg i Gemma i nawet narysowaliśmy też delfinki. - powiedziała po kolei wskazując na różne części obrazka. Spojrzałam na Harrego, po raz pierwszy od śmierci Vero na jego twarzy malował się szczery uśmiech. 





_____________________________________________________________________
Przepraszam, za błędy jak coś, ale zazwyczaj kończę rozdziały późno. Dzisiaj i tak wyjątkowo wcześnie po jest dopiero w pół do pierwszej. 



Dziękuję za 8 komentarzy pod poprzednim rozdziałem kocham was!
mam do was jedno pytanie i jedną informację, tylko nie wiem od czego zacząć. 

Może informacja, myślę o zakończeniu tego bloga. I coś mi się zdaje, że skończę całą historię w około dziesięciu rozdziałach. Mam jednak nadzieję, że wytrwacie do końca.
PS:  Założę w tedy nowego bloga, moim zdaniem jeszcze lepszego. 

A teraz pytanie. Czy w tych dziesięciu ostatnich rozdziałach, ma wystąpić wątek  +18 ?
No i do tego pytania dołączam informację, że nigdy takiego nie pisałam i nie wiem czy w ogóle by mi to wyszło, więc zostawiam wybór wam. 













niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 23. Przerażają mnie moje własne uczucia.

Dziękuję wszystkim za całe 12 waszych komentarzy pod ostatnim rozdziałem. 
Nie macie pojęcia jak bardzo to potrafi zmotywować i uszczęśliwić mnie. 
Jeszcze raz dziękuję kochani. 


_______________________________________________________________________

- Wszyscy chcą mi pomóc, ale mnie się do jasnej cholery nie da pomóc! Byłem, jestem i będę winny jej śmierci!- krzyczeć ostatnie słowa zaczął wszystko wywalać, stolik, sofę, telewizor. Nie mógł się opanować. Tak bardzo mi mnie przypominał, ale nie mogę pozwolić na to by stał się taki jak ja. 

* Oczami Roxy*

- Harry przecież...- przełknęłam ślinkę.
- To nie moja wina?- powiedział zdyszany, kierując swoje zielone tęczówki na mnie.
- Tak! Właśnie tak.- zabrzmiało jakbym była niepewna własnych słów, a tak nie było, wiedziałam to co wiedziałam i czułam to co czułam, a jednak nie udało mi się wyrazić tego w sposób w jaki bym chciała, zamiast mojej pewności, było słychać strach i zawahanie.
- Nie!  To ja dałem jej pieniądze! To ja chciałem mieć ją z głowy, przez co ona przypłaciła życiem!- ostatnie słowo wykrzyczał najgłośniej, po czym chwycił za najbliższą jego ręki rzecz i rzucił we mnie. Pamiętnik jak się okazało uderzył w ścianę, około pół metra po mojej prawej stronie.
- Harry, wszystko będzie dobrze, tylko się uspokój.
- Wyjdź!- krzyknął w moją stronę. - Wypierdalaj! Już!- ruszył w moją stronę. Poczułam się w niebezpieczeństwie, był jak rozjuszone, wściekłe zwierzę, które zasmakowała niewyobrażalnego bólu, które cierpiało i chciało znaleźć winowajcę swoich katuszy, był nieobliczalny. Znałam ten stan, to furia uczuć jak to zwykłam nazywać, uczucia kłębią się w tobie, jak zaraza, choroba niszcząca od środka, po czym w pewnych okolicznościach to wszystko eksploduje i tylko wyładowanie energii może nam pomóc. Chciałam zejść mu z drogi, tą walkę zdecydowanie było mu przeznaczone wygrać w samotności, a już na pewno nie w mojej obecności. 
Chwyciłam za dziennik, podniosłam się spod ściany, po czym wybiegłam. Jeśli, ktokolwiek uważałby, że to co się stało, jest co najmniej nie realne, to muszę mu z pewnego powodu przytaknąć. Nikt, nawet ja nie spodziewałby się takiego obrotu sytuacji i takiego zachowania ze strony Stylesa, jednak żadne z nas nie miało pojęcia przez co on przechodzi, dla nas mogło być to banałem, dla niego priorytetem życia. 
Wybiegłam na ulice, a moja adrenalina sięgała szczytu. W powietrzu uniósł się miały dym od ciepłego powietrza, jakie wydychałam w bardzo szybkim tempie. Ponownie poczułam dreszcze od zimna. Spojrzałam na pamiętnik. To był ten, który kupiłam dla siebie, jako kontynuację swoich wpisów, ale oddałam go Harremu, w nadziei, że mu pomoże. Byłam ciekawa wpisów, ale nie zdecydowałam się ich przeczytać od razu. Ruszyłam w stronę domu. Nadal nie mogłam się uspokoić, uczucie, że on został tam sam, że mógł zrobić coś strasznego, nie dawało mi to spokoju. Jednak nie jest moim obowiązkiem dbać o niego, za żadne skarby nie chciałabym go teraz widzieć. Mam coraz większą wizję, że  nie moja rola pomóc mu w tym wszystkim, a kogoś innego. On mnie nienawidzi i tak już raczej zostanie, bo zawszę będę kojarzyła mu się ze złem, jako zły charakter jego bajki. Ja piszę swoją opowieść i tego moim zdaniem powinniśmy się wszyscy trzymać. Otworzyłam drzwi, zdjęłam od razu buty i weszłam do mojego salonu, gdzie czekały już na mnie zniecierpliwiona Meg i roztrząśnięta Gemma.
- I co?- spytała blondynka.
- Nic.- odpowiedziałam obierając kierunek kuchni, by nalać sobie wody. Nie miałam ochoty im teraz mówić, ja w ogóle nie chciałam czegokolwiek powiedzieć o zajściu w mieszkaniu Harrego.
- Jak to nic?!- spytała ponownie.
-Normalnie, nie zastałam go.- skłamałam, wydawało mi się to najlepszym wyjściem. Meg spojrzała na mnie swoimi dziwnymi oczami, chyba czuła że cś jest nie tag. Może i jest blondynką, może i często nie ma jakiś wielkich wymagań, ale czasami jest bystrzejsza i bardziej zna się na ludziach niż ktokolwiek kogo znam. Gemma nic nie podejrzewała, ale nie dziwiłam się jej, ona też jest bardzo inteligenta i wiem, że pewnie na moim miejscu znalazła by wyjście z tego całego bałaganu, ale w jej obecnym stanie... Dziewczyna jest po prostu zmęczona, ciągle się martwi, płacze ni i jeszcze sama często nie zastawała Harrego w jego domu, nie było to dla niej dziwne. Wiem, że mogłabym jej powiedzieć, ale tak patrząc na nią, nie miałabym serca. Polubiłam ją strasznie przez te kilka dni, miała tą swoją charyzmę. Jestem pewna, że na co dzień to roześmiana i wesoła dziewczyna, szkoda, że poznaję ją w takich okolicznościach, ale nie powiem jej. Jedyne czego jej teraz trzeba to nie wiedza, a możliwość pomocy, a jemu ona nie pomoże. Mnie ciężko jest go zrozumieć, a co dopiero jej.
- Jestem zmęczona, idę już spać. - dopiłam wodę, odstawiłam ją to zlewu i ruszyłam swoim faktycznie zmęczonym ciałem na górę. Zabrałam piżamę ze swojego pokoju i poszłam do łazienki, wzięłam zimny prysznic. Pod wodą lepiej mi się myślało. Myślałam nad czym co mogłabym jeszcze zrobić, Harry nie zgodził by się na profesjonalnego lekarza, potrzebny mu ktoś, kto sprawi, że zapomni o Vero. Miłość? Mam mu znaleźć dziewczynę? Nie. Ja nie jestem żadną swatką, to nie mój styl. Może z jego wpisów coś wyczytam... Ale czy to dobry pomysł, grzebać w jego myślach zapisanych na kartce papieru? Chyba nie mam wyboru... Zresztą Roxy, weź się w garść. Jesteś niepotrzebnie wplątaną osobą, która w gruncie rzeczy nie musi nic robić, ale plan jest taki, przeczytasz, jeszcze raz spróbujesz z nim porozmawiać, jak nic z tego nie wyjdzie, oddajesz sprawę w ręce Gemmy. 
Dokończyłam myć swoje ciało, potem włosy, ubrałam piżamkę i dygocąc lekko z zimna położyłam się na łóżku, przykryłam się i spróbowałam zasnąć. No własnie próbowałam, próbowałam i jeszcze próbowałam, ale jak widać nawet to mi dzisiaj nie wychodziło. Cały czas miałam go przed oczami, rozpadające się meble pod wpływem jego siły. Nie chciałam o nim, o tym wszystkim myśleć i im bardziej nie chciałam, tym bardziej wracałam do tego tematu. Kurwa no. 
Podniosłam się do pozycji siedzącej, zapaliłam lampkę na mojej szafce nocnej i wyciągłam pamiętnik i długopis z szuflady.


22 września 2013 r.


"Nigdzie nie jesteśmy bardziej samotni, niż leżąc w łóżku, z naszymi tajemnicami i wewnętrznym głosem, którym żegnamy lub przeklinamy mijający dzień." - te słowa Jonathana Carrolla opisują dokładnie moją sytuację. Siedzę w mojej sypialni pokrytej mrokiem i słyszę na przemian bicie swojego serca i ciszę. Rozmyślam nad dzisiejszymi wydarzeniami, rozpamiętuję je, szukam w nich czegoś, nie wiedząc co to, jedynie do czego. Analizuję wszystko by znaleźć rozwiązanie wszystkich problemów, a przy tym czuję się bardzo samotna. Ta samotność nie jest zła, dzięki niej mogę jaśniej myśleć, ale czasami nawet ja potrzebuję jakiegoś miłego gestu ze strony osoby ważnej dla mnie w sposób nadzwyczajny. Właśnie teraz jest ten czas, gdy oprócz myślenia nad rozwiązaniem przeciwności losu, marzę by przytulić to jedną, wyjątkową osobę. Dlaczego właśnie teraz was niema Patrick, albo ty John? Gdzie jesteście, gdy potrzebuję was tak bardzo.....



Kończąc wpis, nadal nie miałam pomysłu co ze sobą zrobić. Położyłam się ponownie zamykając zmęczone oczy. Leżałam, ale moje nic nie robienie zaczęło mnie nękać, czułam, że jak zaraz czegoś nie wymyślę to zwariuję. Postanowiłam obejrzeć TV, to nie jest jakaś wyszukana forma rozrywki, ale można w ten sposób wypełnić sobie czas. Jedyne co w tej czynności jest dobre, to to, że nie trzeba się wysilać, nie trzeba myśleć, poruszać się, czuć, wystarczy być, patrzyć w ekran... nie trzeba być nawet zainteresowanym tym co się ogląda. Oglądałam jeden film za drugim i w każdym kolejnym widziałam coraz mniej sensu, w końcu gdzieś około piątej nad ranem usnęłam, błogim snem. Kochałam ten stan wyłączonego umysłu, bo chociaż przez jakiś czas nic mnie nie obchodziło, niczym się nie martwiłam, nie przejmowałam, wyłącznie  beztrosko błądziłam w swojej podświadomości.
-Mamo! Mamo! Mamo! Mamo!- usłyszałam radosne krzyki, po czym moje ciało uniosło się, gdy kochana księżniczka zaczęła skakać bo moim wygodnym łóżeczku. Pomimo drastycznej formy pobudki, nie zamieniła bym jej na żadną inną. 
- Cześć słońce.- powiedziałam przecierając oczy, miałam wrażenie, że moje powieki ważą kilkanaście razy więcej niż zwykle, ale nie byłam zdziwiona skoro spałam około dwóch godzin.
Uśmiechnęłam się, gdy tylko spojrzałam na małą.
- Wstawaj! Wstawaj! Wstawaj! Wstawaj!- wykrzykiwała każde słowo, ze swoją dziecięcą radością. Zebrałam w sobie wszystkie siły i wstałam.Dopiero teraz poczułam straszny głód, a moim celem stało się śniadanie. Wzięłam z krzesła w narożniku pokoju szlafrok i leniwym krokiem powędrowałam na dół do kuchni. Już z daleka czuć było przepyszny zapach, a gdy zaszłam ujrzałam na stole sześć talerzy z pachnącą jajecznicą oraz Helenę krzątającą się po kuchni. Ta kobieta jest niesamowita. 
- Dzień dobry.- powiedziałam, po czym usiadłam przy stole ziewając.
- Dzień dobry- odpowiedziała życzliwie- jedz póki jeszcze ciepłe.- dopowiedziała. Zanim jednak zdążyłam zabrać się za kuszące danie usłyszałam kroki. 
- Hej.- powiedziała Gemma do mnie, ale jej ton nie był zbyt miły. Czułam jej dalszą złość, za nie opowiedzenie jej o tamtym wieczorze. 
- Cześć.- wysiliłam się na delikatny uśmiech. Nie chciałam wydać się nie miła, ale też bardzo chciałam uniknąć wrażenia osoby, która się nie przejmuje kłopotami jej brata.
- Czy ta mała musi tak krzyczeć?- spytała lekko wyprowadzona z równowagi Meg, która dopiero pojawiła się na parterze.
- Zaraz po śniadaniu jedzie z Heleną i jej wnukiem do oceanarium i po prostu bardzo się cieszy.-wyjaśniłam, na co blondynka tylko mruknęła i usiadła obok mnie. 
- Smacznego.- życzyłam po czym zaczęłam jeść swój pierwszy posiłek, dziewczyny zrobiły to samo. Po kilku minutach dołączyły do nas Helena i Olivka, także pałaszując wyśmienitą jajecznicę. 
- Wyglądasz okropnie.- rzekła przyjaciółka.
-  Tak, nie spałam prawie całą noc.- przyznałam. Byłam świadoma, moich worów pod oczami, poczochranymi włosami, brakiem jakiegokolwiek makijażu. 
Gemma spojrzała na mnie mrużąc lekko oczy, chyba nie tylko ja zaznałam tego problemu w nocy, z tym, że współlokatorka zdążyła się już ogarnąć. Wstała i odłożyła talerz do zmywarki, po czym poszła ubrać kurtkę. 
- Wychodzisz? - spytałam.
- Idę na uczelnię.- odparła, a ja skarciłam siebie, że nie pomyślałam o tak oczywistej rzeczy. Po chwili i Helena i moja księżniczka ubrały buty, kurtki i także wyszły, zdążyłam im tylko życzyć dobrej zabawy.  Od razu uśmiech zszedł z mojej twarzy, nie miałam już na niego ochoty, ale starałam się dla nich. Meg wyszła do swojego pokoju, a ja szybciutko poskładałam talerze, opłukałam je i włożyłam do zmywarki, zaraz potem położyłam się na sofie i trwałam w ciszy. Po prostu odpoczywałam starając się nie myśleć. 
- No mała szykuj się.- oznajmiła radośnie Meg. 
- Co? 
- Idziemy na zakupy, chyba nie chcesz spędzić całego dnia w domu, sama. O siedemnastej mam randkę, więc musisz mi pomóc wybrać coś fajnego i nawet nie waż się odmówić kochana.- powiedziała blondynka, z ślicznym uśmiechem i oczami błękitnymi jak bezchmurne niebo. Meg była osobą z niewyczerpanymi zasobami energii, entuzjazmu, pewności siebie. Każdy kto ją znał tak jak ja wiedział jednak, że jest także inteligentna, potrafi być samolubna i nie zawsze potrafi wysłuchać, jednak jest wspaniałą przyjaciółką. Zawsze pocieszy i rozweseli, pomoże sie podnieść z najgłębszego dołu, nie swoimi słowami lecz czynami. 
- Czy wyglądam na osobę, która ma ochotę teraz latać po centrum handlowym?- powiedziałam z irytacją, wiedziała jak się czuję.
- No proszę cię. Zakupy jeszcze nikomu nie wyszły na złe, no chyba, że jednemu chłopakowi, które nosił moje torby i poślizgnął się, po czym złamał nogę, ale to tylko jeden przypadek. Tobie poprawią humor.- posłała mi kolejny promienny uśmiech. 
- Ja naprawdę nie mam na to ochoty.- starałam się jak mogłam, by pokazać jej, że tym razem zakupy to jednak nie jest najlepszy pomysł.
- Zrób to dla mnie. Szoruj pod prysznic i idziemy.
- Jesteś niemożliwa.- podniosłam się ociężale z wygodnej sofy. Czułam, że mojemu ciału naprawdę nie chce się iść, ale znów rozum mi mówił, ze w ten sposób odpocznę od własnych myśli. 
- I za to mnie właśnie lubisz.- zaśmiała się, po czym zaczęła wkładać różne przedmioty do torebki, ja zaś poczłapałam na górę. Wzięłam zestaw ubrań. Stawiałam na coś wygodnego, wiedziałam, szpilki to nigdy nie była moja bajka, ale udało mi się nauczyć w nich chodzić, ale dzisiaj nie byłam w stanie skupić się na niczym, a już zwłaszcza na czymś tak nieistotnym. Biorąc ubrania w białych i granatowych odcieniach poszłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie ręcznik, piżamę i poczułam jak moje ciało stało się lżejsze, łatwiej było mi nawet oddychać. Weszłam do kabiny i zaczęłam się myć. Woda spływała po moim ciele, jak gdyby zabierając ze sobą wszystkie problemy. Poczułam się lepiej, życie do mnie wróciło, choć nadal czułam zmęczenie. Stałam dość długo, ale po prostu  nie chciałam wyjść, było mi tak dobrze, ciepło, czułam się bezpiecznie. 
Gdy tylko się wymyłam, wytarłam się i opatuliłam ręcznikiem biorąc głębokie wdechy w zaparowanym pomieszczeniu. Wyciągnęłam suszarkę i potraktowałam moje długie włosy gorącym powietrzem starając się w tym samym czasie je rozczesać. Gdy w miarę ułożyłam je, umyłam żeby i ubrałam się. Poświęciłam jeszcze pięć minutek na makijaż i wyszłam gotowa. Na dole czekała już na mnie zniecierpliwiona zakupoholiczka. 
- No nareszcie. Spędziłaś tam chyba z godzinę!- była lekko poddenerwowana, ale ja na to wzdrygnęłam tylko ramionami. Bez słowa wyszłyśmy, zamknęłam drzwi, po czym wsiadłyśmy do samochodu. Meg prowadziła i zawiozła nas do jej ulubionego centrum, ale im dłużej chodziłam z nią po sklepach,  im więcej pytała mnie jak wygląda, tym bardziej chciałam stamtąd uciec. Starałam się jak mogłam i odpowiadałam krótko, na uśmiechy nie starczyło mi już siły. 
- Hej. Co jest?- zapytała gdy usiadłyśmy przy jakiejś restauracji by coś zjeść.
- Ja na prawdę nie mam siły biegać dzisiaj po sklepach. - powiedziałam przygnębiona. 
- A nie jest tak, że się po prostu o niego martwisz?= spytała.
- Może.- nie mogłam zaprzeczyć. Cały czas starałam się o tym nie myśleć, byłam tak zdeterminowana, że nawet mi się to udawało, ale nie dałam rady zapanować nad poczuciem, że źle zrobiłam i strachem, którego  powodem był Harry. Bałam się o niego i spotkania z nim, z tym, że chyba o niego bardziej. 
- Lubisz go, co nie?
- Zmienił w moim życiu więcej niż możesz sobie wyobrazić.- chciałam zachować spokój.
- Bzykaliście się?- na to pytanie mnie wmurowało. Posłałam jej "mordercze spojrzenie"- Czyli jednak tak.- zaśmiała się. Wstałam zabrałam do torebkę.
- Wracam do domu.- byłam stanowcza, mogłam znieść jeszcze błąkanie się po sklepach, ale te pytania były już całkowicie poza moje siły. Wyszłam z budynku nie zwracając uwagi na zdezorientowaną blondynkę. Postanowiłam przejść się pieszo do domu, jakieś pół godziny drogi. Na szczęście buty miałam wygodne, a sama droga była dla mnie przyjemnością. Nie musiałam się uśmiechać, kłamać, tylko szłam w wymierzonym celu. Zmęczona dotarłam do domu, nie miałam już na nic chęci, po prostu padłam ciałem na sofę i zasnęłam w ubraniach. Zwykle niewygodna sofa, teraz stała się miękka i jak najbardziej mi odpowiadała, byle chociaż na chwilkę zasnąć. Już dawno nie byłam tak zmęczona. Zmęczenie potrafi skutecznie przytępić nasze zmysły i myśli. 
Nagle usłyszałam huk, zerwałam się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się dookoła.  Zauważyłam Helenę, która skarciła lekko Olivkę, gdyż przewróciła koszyk na parasole. To właśnie przez to się obudziłam. Przetarłam lekko oczy. 
- Już wróciłyście?- spytałam, nieświadoma tego ile spałam.
- Tak, jest już w pół do dwudziestej. - spałam około czterech godzin, ale chociaż moje ciało lekko zdrętwiało czułam się o wiele lepiej.
Olivka podbiegła do monie i przytuliła się na powitanie. 
- Mamo, a wiesz, że widziałam delfiny?- miała słodki głosik.
- I co nie bałaś się ich?
- Nie... One tam skakały i odbijały piłeczki.- opowiadała z wielkim przejęciem- Skakały też przez kółka i pluskały wodą.
- Czyli co, podobało się?- uśmiechnęłam się.
- Tak! Tak! Tak!- wykrzyczała  i zaczęła skakać z radości. 
- Ciocia kupiła mi nawet takie fajne zabawki.- zaczęła się rozglądać, po czym szybciutko pobiegła do przedpokoju i wróciła z różnymi akcesoriami. - Ten delfinek zmienia kolor jak jest w wodzie.- pokazała mi jedną ze swoich zabawek. - Mogę się dzisiaj wykąpać i nimi pobawić? Ploszę.- nie musiała nawet wysilać się i robić słodkich minek.
- No oczywiście księżniczko. - ucałowałam ją w czółko po czym poszłam pomóc cioci jak to mówiła na  Helenę Olivka. Przygotowałyśmy razem kolację. Mała fanka delfinów, tak się kręciła i nie mogła doczekać, że zaraz po zjedzeniu poszła z Heleną na górę przygotować kąpiel z pianą i zabawkami, ja także udałam się na pierwsze piętro, do swojego pokoju. 
Usiadłam na swoim łóżku, chciałam sięgnąć po swój pamiętnik, by dopisać kolejny wpis, ale zamiast tego wyciągnęłam pamiętnik Harrego. Wzięłam głęboki oddech z obawy przed tym co mogę tam przeczytać i otworzyłam go. Sama do końca nie byłam pewna czy to właściwe, ale moja ciekawość wzięła górę nade mną.  Pierwszy wpis z dnia, w którym dałam mu ten pamiętnik.

Wpisy z pamiętnika Harrego


15 września 2013r,

Dostałem ten pamiętnik od Roxy, nie wiem jakie ma w tym intencje, ale średnio mnie to interesuje. Podczas naszej rozmowy wspomniała o samobójstwie, teraz myślę o tym częściej. Vero zginęła przeze mnie, więc może moją pokutą też jest śmierć? Nie boję się jej, czasami ból jest nie do wytrzymania i w tedy przychodzi ta myśl. Może śmierć to wcale nie przegrana a ucieczka? Ten kto ucieka, nie poddał się tylko stara się dalej, może więc moim staraniem nie jest próba życia, a śmierć? Czasami życie to nie bicie serca, a bardziej myśli, dusza, a moja jest już tak zraniona, że może nie da się jej odratować. Może by zaznała spokoju muszę przestać oddychać. Może...

16 września 2013r,

Nie mogę przestać o tym myśleć. Przerażają mnie moje własne uczucia. Nie chce mi się nic, żyć mi się nie chce, a jednak gdzieś tam w środku czuję, że muszę jeszcze pocierpieć. Zastanawiam się, czy śmierć nie jest dla mnie zbyt łatwą drogą. To życie jest pełne cierpienia i bólu.. Stoję przed wyborem, jeśli chcę pomóc sobie powinienem być martwy jeśli chcę odpokutować, powinienem być żywy, a jeśli chcę nie martwić osób które mnie kochają, powinienem być szczęśliwy. Wszystko jest bardziej skomplikowane niż mogłoby mi się wydawać. 


17 września 2013r,

Muszę znaleźć sposób, jakikolwiek, by chociażby wydawać się szczęśliwym dla innych. Czy istnieje taki sposób? Żeby być szczęśliwym muszę zapomnieć. Boże dlaczego opuściłeś mnie właśnie teraz? Zabierz mnie z tego świata, albo mi pomóż, bo dłużej już tak nie mogę. Nie panuję nad tym wszystkim. Nie panuję nad sobą. 


18 września 2013r,

Zrobię wszystko by o tym zapomnieć, niech mi ktoś tylko powie jak?! Czuję jak to wyryło się na mnie. Nie jestem tym kim byłem kiedyś, chciałbym móc cofnąć czas, nie zmienić się, bym był taki jak wcześniej. Ale jak do jasnej cholery? No jak! 

19 września 2013r

Śniła mi się dzisiaj. Była taka wyraźna, piękna jak bym ją widział na żywo. Mówiła do mnie. 
"To twoja winna Harry. To przez ciebie nie żyję. To ty mnie do tego doprowadziłeś! A miałam tyle planów, marzeń do zrealizowania. Byłam taka młoda. Wszystko zniszczyłeś. Zabiłeś mnie Harry i ty też powinieneś zginąć" Oszukuję sam siebie. 


21 września 2013r,

Nocuję dzisiaj u Roxy i siostry. Obiad był istnym koszmarem. Udało mi się zamaskować mój wygląd. Chyba nic nie zauważyły. Chcę więcej. Odnalazłem to czego szukałem, szczęście i chcę więcej. Muszę się tylko o to postarać, nawet jeśli odkąd pamiętam tego nienawidziłem, teraz jest mi to cholernie potrzebne. 

22 września 2013r,

Pierwsza myśl po przebudzeniu "Śmierć, albo to."


Koniec wpisów. 

Nie mogłam uwierzyć w to co przeczytałam. Ja po prostu.... Ja nie miałam pojęcia. Muszę z nim natychmiast porozmawiać. Wybiegłam z domu jak poparzona. Ponownie ten poczułam ten sam chłód, gdy wyszłam przed dom.To samu przeczucie, że ta rozmowa może tylko pogorszyć sprawę. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale po tym co przeczytałam, wprost nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie poszła do niego. Moje serce przyspieszało, podobnie jak kroki. Ciemność spowiła ulice Londynu podobnie jak strach okrył moje ciało. Ta sama droga, te same drzwi, podobne uderzenia zamiast dzwonienia, te same wrażenie, a jednak nie otworzył mi. Nacisnęłam ręka na klamkę, droga wolna, drzwi otwarte. Zajrzałam do środka. Panował pół mrok, światło wydobywało się tylko z łazienki. Po kilku sekundach usłyszałam łkanie, szloch. Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę pomarańczowego światła. Jednocześnie miałam nadzieję, że drzwi będą otwarte, ale obleciał mnie strach przed tym co mogłam tam ujrzeć. Zacisnęłam zęby, po czym otworzyłam powoli drzwi. Zajrzałam do środka.
- Boże ! Harry nie!- wykrzyczałam, po czym dosłownie upadłam na kolana zaraz obok niego. Zabrałam mu strzykawkę z ręki i rzuciłam o ścianę. Igła, szkoło i substancja roztrzaskały się i z hałasem opadły na podłogę. Chłopak spojrzał na mnie swoimi zaszklonymi szmaragdowymi oczami, było w nich tyle bólu. Nic nie mówiąc przytuliłam go do siebie. Byłam w takim szoku, że żadne słowo nie przeszło by przez moje gardło. 
-Przepraszam.- wyłkał przez płacz, a ja tylko głaskałam go po włosach, aby się uspokoił.
- Wszystko będzie dobrze. Pomogę ci. Obiecuję. - przysięgłam, ale on na moje słowa tylko bardziej się rozpłakał.
- Mnie się już nie da pomóc.- lekka chrypka, którą zawsze miał w swoim głosie, teraz wyła wyraźniejsza.
- Da się. - przytuliłam go jeszcze mocniej.- Wszystko się da.
- Ja nie chciałem, ale ja już nie wytrzymuję tego wszystkiego. Po prostu nie daję rady.
- Pomogę ci. Nie zostawię cię już samego. 



__________________________________________________________________________________
Przepraszam, za błędy literówki itd. Na pewno będzie ich dużo, bo nie sprawdzałam rozdziału.

"Podoba mi się rozdział (blog), daję komentarz!"
                 Głosujcie w ankiecie.

Nadal, możecie pytać w komentarzach mnie lub bohaterów o co tylko chcecie

Ostatnio zaczęłam czytać nowe blogi :

http://all-times-enclosed-inthis-one.blogspot.com/  ( fantastyczne, magiczne wręcz opisy)

http://harry-styles-dark-angel-fanfiction.blogspot.com/ ( ciekawa fabuła, bohaterowie nadprzyrodzenie i dobre opisy)

http://undead-fanfiction.blogspot.com/  ( geniallna fabuła, wprost nie do opisania anioły, wampiry, wilkołaki ect. i świetne opsiy)