sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 30. Zaczęliśmy jako wrogowie, skończymy jako przyjaciele.

*Oczami Harrego*


- Odezwę się jeszcze. - odpowiedziałem zszokowany. Nie byłem zdolny powiedzieć nic sensownego, jakbym zapomniał słów, albo po prostu nie dało się tego nimi wyrazić.  Lekki dreszcz przebiegł po moim karku, spuściłem głowę. Poczułem się strasznie, ale taką własnie ponosi się cenę jeśli zbytnio się komuś zaufa, a ona mnie w pewien sposób okłamała.  Ciężko to opisać, ale najprościej byłem wściekły i zawiedziony, a co gorze oba te uczucia tyczyły się zarówno niej jak i mnie. Myślałem, że nie ma już przede mną tajemnic, choć z drugiej strony można było się po niej tego spodziewać, ale żeby nie powiedzieć mi nawet tego? 
- Coś się stało? Z kim rozmawiałeś? - spytała wchodząc do pokoju i siadając obok mnie na łóżku.  
- Z nikim. - odpowiedziałem dość oschle. Zupełnie nie wiedziałem jak się teraz zachować przy niej. Powiedzieć jej, że wiem, ale jak? Być na nią wściekły? 
- Nie jesteś zbyt dobrym kłamcą wiesz? - uśmiechnęła się - Musiało się coś stać inaczej nie patrzył byś na mnie tak dziwnie. Możesz być ze mną szczery, na tym chyba powinna polegać przyjaźń, no nie? - ponownie na jej twarzy pojawił się radosny uśmiech. Pasował do niej, do jej pięknych, dużych oczu i kasztanowych włosów. 
- Szczery?!- spytałem pewnie, gwałtownie stając. Bałem się spojrzeć w jej brązowe tęczówki, bardzo się bałem. - I kto to mówi.- prychnąłem. Wszystkie moje emocje wzrosły wraz z tym, jak zaczęła mówić o szczerości. - Rose Palmer ? - wypowiadając jej prawdziwe imię i nazwisko spojrzałem na nią. W jednej sekundzie w jej oczach pojawiło się zaskoczenie, a potem przerażenie. Powieki rozszerzyły się, a źrenice powiększyły, chcąc to ukryć natychmiastowo spuściła wzrok i odwróciła głowę. Jej dłonie zacisnęły się w pięści. 
- Skąd wiesz? - spytała z rezygnacją w głosie. Jak długo chciała to jeszcze przede mną ukrywać, całe życie?
- Czyli to jednak prawda. - odpowiedziałem opadając na łóżko. - Naprawdę masz tak na imię. 
- Nie. - usłyszałem wielki smutek w tym jednym wyrazie. - Mylisz się. Jesteś w błędzie! - usłyszałem jak jej głos się załamuję. Jeszcze chwila i po jej policzku spłyną słone łzy, jestem tego pewien. - Ja k miałam tak na imię. 
- Jak to miałaś tak na imię? - zanim zdążyłem dokończyć to pytanie ona poderwała się z łóżka w celu ucieczki. Także gwałtownie wstałem, chciałem mieć wyjaśnienia tu i teraz. - Zaczekaj! - krzyknąłem, gdy wybiegliśmy z budynku. Kac nie pozwalał mi rozwinąć i w pełni szybkości, ale bardzo chciałem ją dogonić i w końcu mi się to udało. Złapałem ją za nadgarstek i tym sposobem zatrzymałem.
- Puść mnie. - poprosiła, ciężko oddychając.
- Nie. - starałem się uspokoić.Chciałem by to wszystko się w końcu wyjaśniło.- Wyjaśnij mi to wszystko tu i teraz! Ile chcesz przed tym uciekać?! Twoja przeszłość zawsze będzie z tobą. Nie staraj się zapomnieć, zamazać jej! To nic nie da! - wziąłem głęboki oddech i powiedziałem spokojniej - Po prostu zaakceptują ją. - dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Spojrzała mi prosto w oczy z niesamowitą wściekłością. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Jej cera była blada, usta wydawały się suche i popękane, ale oczy błyszczały, pomimo tego, że zaraz miały popłynąć z nich słone łzy, wydawały się być piękniejsze niż zawsze.
- Chyba masz rację. - kąciki jej ust uniosły jej. Puściłem ją, nie zamierzała uciekać. Usiadła na krawężniku. - Tak naprawdę miałam na imię Rose. W końcu tak dali mi na imię moi rodzice. Aleksandra i Michael Palmer.
- Ta Aleksandra Palmer?!
- Dokładnie. moja matka była polką z wielkim talentem, mój ojciec zaś menadżerem. Zakochali się w sobie i ona uciekła od swoich rodziców, po czym stała się światową gwiazdą. Wzięli ślub, a pięć lat później urodziłam się ja, następnie moja siostra Alice. Byliśmy naprawdę szczęśliwą rodziną, niczego nam nie brakowało. Ale 3 września, czternaście lat temu...
- Twoi rodzice zmarli w wypadku samochodowym. Było o tym głośno.
- No właśnie, nie. Cała sprawa została zatajona. Tego dnia, moja siostra została na noc u koleżanki. Pamiętam, że na dworze panowała okropna pogoda, była burza i wiał silny wiatr. Siedzieliśmy sobie w ich sypialni przy kominku, kiedy usłyszeliśmy jakiś trzask. Nie pamiętam czy była to wybita szyba, czy coś innego, ale mój tata poszedł to sprawdzić. Zapewne myślał, że to jakiś włamywacz, albo coś. Moja mama, poszła chwilę za nim, ale po chwili wróciła, kazała schować mi się w szafie i nie wychodzić.
Po chwili mój tata wszedł tyłem z jakąś jeszcze osobą. Przez szparę widziałam jak mój tata broni mamy, a potem rozległy się strzały. Krzyknęłam i wyleciałam z szafy. Moi rodzice leżeli w kałuży krwi.Spojrzałam na człowieka, który to zrobił, on też mnie widział, ale mnie nie zabił. Zostawił mnie tam, z martwymi rodzicami. Później mówiono mi, że ten człowiek, był po prostu chory psychicznie. To jedyne wyjaśnienie jakie uzyskałam. Całość zatajono, choć sama nie wiem z jakiego powodu. Nie chcę nawet wiedzieć. Cieszę się, że rodzice zostali w spokoju pochowani. Później mnie i moją siostrę zabrało wujostwo. Mieszkaliśmy u nich przez sześć lat. Wszystko zaczęło się układać, chodziliśmy na terapię, wujkowie starali się jak mogli, ale którejś nocy nasz dom zaczął się palić. Strażacy wynieśli mnie i moją siostrę z ognia, wujkowie jednak nie przeżyli. Od tamtej pory, boję się ognia, jeśli jest większy nić moja dłoń, to dlatego gdy rok temu przez przypadek zapłonęła firanka w waszej kuchni bałam się zareagować. teraz myślę, że przez swoją głupotę, mogłam znowu doprowadzić do tragedii. Razem z siostrą trafiłyśmy do różnych rodzin zastępczych. Mną zaopiekowało się małżeństwo, Alex i David. Nie pozwoliłam im nazywać się już siebie Rose, to imię kojarzyło mi się w moimi rodzicami, ale w sumie nie pozostało mi po nich już nic, dlatego oni zaczęli nazywać mnie Roxy. Tak jak sobie życzyłam, spędziłam z nimi kilka cudownych lat, bardzo kochali siebie i mnie. Zwłaszcza Alex, nie zastąpiła mi matki, ale starała się ze wszystkich sił. Niestety zachorowała na gruźlicę i przegrała z chorobą. Zostałam z Devidem, ale on nie mógł sobie poradzić z śmiercią żony, ona była naprawdę wspaniałą osobą. Popadł w alkoholizm, zaczął sprowadzać dziwnych znajomych do domu, no i którejś nocy, zostałam zgwałcona. Zaszłam w ciążę i uciekłam. Później tułałam się, kradłam, w końcu miałam dość pieniędzy, zamieszkałam w jednoosobowym pokoiku w motelu. Przez osiem miesięcy pracowałam i zbierałam pieniądze, jednak nie dałam rady. Po urodzeniu Olivki oddałam ją do rodziny zastępczej i obiecałam sobie, że ją odbiorę. Pracowałam więc, załatwiłam sobie mieszkanie i odwiedzałam dom dziecka jako wolontariuszka. Później spotkałam was i dalej wiesz co było. To historia całego mojego życia. - przez całą jej wypowiedz, nie miałem odwagi się odezwać. A nawet jeśli, to nie wiedziałbym co powiedzieć. Przeżyła tego tyle, że nie jestem w stanie tego wszystkiego pojąć Jakby to prawie było niemożliwe, jakbym nie wierzył, że kogokolwiek mogło coś takiego spotkać.
- Przepraszam. Nie powinienem cię zmuszać do opowiadania tego wszystkiego.
- Co? Opowiedziałam ci wszystko, a ty mówisz, że niepotrzebnie? - otarła swoje łzy z oczu, po czym uśmiechnęła się lekko - Człowieku, było mówić wcześniej. - zaczęła z tego żartować? Byłem zdziwiony, przed chwilą usłyszałem scenariusz na niezły dramat, a teraz główna bohaterka z tego żartuje. - Powinieneś się czuć zaszczycony, tobie pierwszemu to wszystko powiedziałam. Ale... - jej ton głosu znowu spoważniał - cieszę się, że to byłeś ty. Poczułam się lepiej, gdy się wygadałam. - znowu ten uśmiech, jakby chciała ukryć nim cały ból - Dziękuję, że mnie do tego zmusiłeś. Tak właściwie to skąd się dowiedziałeś?
- Od twojej siostry. - odpowiedziałem po zastanowieniu. Uważnie przyjrzałem się jej twarzy, w jednej sekundzie z udawanego uśmiechu, malowało się wielkie zdziwienie. - Znalazłem ją, jeśli chcesz możesz się z nią spotkać. Chcesz tego?
- Sama nie wiem. Nie widziałam jej tak długo. Jesteśmy prawie dla siebie obce.
- Myślę, że powinnaś się z nią zobaczyć. Może pomożesz nie tylko sobie, ale i jej.




*** 



- Zwolnij! Roxy zwolnij, bo spowodujesz wypadek! - Od tamtej rozmowy minęło kilka dni. Dziś ma się spotkać ze swoją siostrą, na dworze leje deszcz, a ona pędzi jak szalona. - Jedziesz prawie stówą, przy ograniczeniu do sześćdziesięciu, do tego masz ograniczoną widoczność, chcesz nas pozabijać!- w jednej chwili poczułem jak moje ciało przechyla się do przodu. Zahamowała. Po chwili usłyszałem tylko trzask otwieranych, a później zamykanych drzwi samochodowych. Również wysiadłem z samochodu. Dziewczyna usiadła tak jak poprzednio na krawężniku chodnika, po czym schowała twarz w kolanach. Przysiadłem się do niej, nie przeszkadzało nam nawet to, że padał deszcz, po prostu siedzieliśmy chwilę w zupełnej ciszy. - Denerwujesz się ,prawda? - spytałem po chwili. 
- A ty byś się nie denerwował, jakbyś miał gemmę po kilku latach spotkać?! - podniosła głos i spojrzała na mnie. 
- Trudno mi to sobie nawet wyobrazić, więc tak naprawdę nie wiem co czujesz. Ale w końcu, to nie koniec świata. Nawet jeśli coś pójdzie źle, to zawsze masz gdzie wrócić. - oparła swoją głowę na moim ramieniu.
- Boję się.- dodała po chwili.
- No co ty, ty?- zaśmiałem się i objąłem ją swoim ramieniem. W sumie, dziwnie czułem się siedząc z nią tak, ale to uczucie wcale mi nie przeszkadzało, wręcz mógłbym powiedzieć, że mi się to podoba. Pierwszy raz coś takiego poczułem, tak samo jak pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. Ta dziewczyna to niekończąca się niespodzianka, zawsze czymś zaskoczy. Codziennie, możesz odkrywać inną cechę jej charakteru, ale i tak trudno stwierdzić czy znasz ją naprawdę.Potarłem jej ramie, alby trochę ją ogrzać. - To co jedziemy? - wzięła głęboki wdech.
- Tak. (...)
Przed nami malował się ładny, biały dom z zielonym dachem, czarnym ogrodzeniem i różnymi kwiatami w ogródku. Roxy ruszyła pierwsza, ja zaraz za nią. Zadzwoniła do drzwi. Po kilku sekundach ukazała się jasnowłosa dziewczyna o brązowych oczach. Obie wpatrywały się w siebie przez kilka sekund po czym wpadły sowie w ramiona i mocno się przytuliły. To był na prawdę piękny widok. Uśmiechnąłem się sam do siebie. "Tęskniłam" usłyszałem cichy szept. Scena jak z jakiegoś filmu, ale naprawdę warto coś takiego zobaczyć w rzeczywistości. Trwały tak w uścisku przez kilka minut, a gdy oderwały się od siebie to i tak były w siebie wpatrzone.
Z za drzwi wyłoniła się jakaś nastolatka, najwidoczniej zwabiona dziwną sytuacją przyszła się dowiedzieć o co chodzi.
- Harry Styles?! - wykrzyczała dostrzegając mnie za parą sióstr i w tej jednej sekundzie jakby wyjątkowość tego wydarzenia znikła. Trzy dziewczyny spojrzały na mnie, a ja poczułem się naprawdę głupio. Uśmiechnąłem się lekko, dosłownie nie miałem pojęcia co mam zrobić.
- Tak to ja. - odpowiedziałem.
- Co się tutaj wyrabia na litość boską? - usłyszałem kolejny głos zza drzwi, ale tym razem pokazała się starsza kobieta o miłej twarzy.
- Mamo, to Rose moja siostra i jej przyjaciel. Mówiłam ci, że dziś przyjadą.
- No to na co czekasz dziecko kochane, cały dzień chcesz z nimi tutaj tak stać?- czterdziestoparoletnia kobieta uśmiechnęła się pogodnie. - Wejdźcie do środka. - uchyliła szerzej drzwi i z życzliwym uśmiechem przywitała nas w swoim domu. Alice zaprowadziła nas do salonu i zanim się spostrzegliśmy cały stolik był zapełniony ciastkami, cukierkami i szklankami świeżo zaparzonej kawy. Panowała dosyć dziwna atmosfera mianowicie wszyscy byli w dobrym humorze, można nawet rzec podnieceni zaistniałą sytuacją, ale nikt się nie odzywał. Alice usiadła, gdy skończyła przynosić już smakołyki i z uśmiechem spoglądała to na Roxy to na mnie.
Była bardzo ładną dziewczyną, tak jak siostra zresztą. Były do siebie bardzo podobne. obie miały ciemne, gęste i długie włosy oraz jasnobrązowe błyszczące oczy. Także miała ładny uśmiech, była też szczupła.
- Zmieniłaś się. - powiedziała z uśmiechem Alice.
- Ty także. - odpowiedziała. Jak dla mnie ta rozmowa była bardzo sztywna, doskonale wiedziałem jak bardzo Roxy się stresuje i bardzo chciałem jej pomóc, dlatego postanowiłem także się włączyć.
- To niesamowite, że spotykacie się po tak długim czasie.
- Tak. Myślałam, że już nigdy się nie spotkamy. Cieszę się, że tak nie jest. - Alice wręcz promieniała. - Przepraszam, ale muszę w końcu spytać, jesteście parą?
- Nie. Nie mogłabym niestety chodzić z kimś kto ma IQ poniżej dziewięćdziesięciu. - zażartowała Roxy.
- To jakim cudem ze sobą wytrzymujesz?- zaśmiałem się - Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.
- Rozumiem. Musisz mieć ciekawe życie w tym Londynie. Znasz też resztę zespołu? Osobiście jestem fanką.
- Z resztą zespołu mam raczej nieprzyjemne relacje. Niestety.- w głosie dziewczyny wyczułem jakby odrobinę smutku. Aż do teraz nie miałem pojęcia, że tak odczuwa to co zaszło pomiędzy nimi.
- Jak byś chciała to mogę ci załatwić bilet na nasz koncert.- zaproponowałem. - O ile twoja mama by się zgodziła.
- Mogłabyś przenocować w moim domu, poznałabyś też moją rodzinę. - dodała przyjaciółka.
- Ciebie też ktoś zaadoptował?- dopytywała się Alice.
- Niezupełnie. Potem jak nas rozdzielono mieszkałam z jednym małżeństwem, ale to się w pewien sposób rozleciało. Założyłam własną rodzinę. Mieszkam z przyjaciółką, która jest dla mnie jak siostra, Gemmą siostrą Harrego, Oliwką moją córką i Heleną, która troszczy się o nas jak matka.
- Twoje życie jest naprawdę ciekawe. Ja po tym jak nas rozdzielili byłam u kilku rodzin, ale ostatecznie zostałam tutaj. To są naprawdę wspaniali ludzie, bardzo ich kocham. Nawet tą małą przybłędę stojącą za ścianą i nas podsłuchującą, co nie Jane? - obróciła się, a z za ściany wyszła poprzednia dziewczyna, którą wcześniej spotkaliśmy przy wejściu.
- Mogę dostać autograf? - spytała podchodząc do mnie.
- Jasne. Dla Jane? - uśmiechnąłem się, mimo wszystko miło zobaczyć jak fan cieszy się ze spotkania.
- Tak. - oddałem jej podpis.
- Dziękuję. - powiedziała po czym wybiegła z pokoju.
- Może chciałabyś zobaczyć Londyn, jeśli byś mogła z przyjemnością moglibyśmy cię oprowadzić po mieście. Co nie Roxy?
- Roxy? - Alice była mocno zdziwiona.
- Od dawna nie używam imienia Rose, jakoś za bardzo przypomina mi to rodziców, dlatego wszyscy znają mnie jako Roxy. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Yhm. Chyba będę się musiała przyzwyczaić. Możecie zaczekać chwilkę. Wiem, że to trochę niezbyt wypada, ale bardzo chciałabym zobaczyć to miasto, więc chcę zapytać o pozwolenie.
- Nie ma sprawy. - Palmer szybko odpowiedziała, po czym sistra wyszła.
- Nie jest źle.- spróbowałem jakoś podnieść na duchu dziewczynę, której zrzedła mina.
- Tak, ale to nadal trochę trudne.
- Musicie po prostu trochę lepiej się poznać.
- Tak, chyba tak. - Do salonu wpadła ucieszona Alice.
- Zgodzili się. Powiedzieli, że nie powinni mi przeszkadzać jeśli mam możliwość poznania swojej siostry.
- Świetnie, to za ile byłabyś gotowa? - spytałem - Lepiej jechać jak najszybciej póki jeszcze widno.
- Tak masz rację. Myślę, że za pół godzinki powinnam być gotowa.
- Okej. Daj mi kluczyki od auta.- zwróciłem się do Roxy.
- Po co ci?
- Zatankuję, a ty w tym czasie możesz pomóc się jej spakować. - bez słowa wyciągnęła z kieszeni spodni i podała mi je.


*Oczami Roxy*

Dziewczyna machała jeszcze chłopakowi dopóki ten nie zniknął za drzwiami wyjściowymi. 
- Nie musisz mi pomagać. - odwróciła się w moją stronę.
- Nie mam nic przeciwko. Twój pokój jest na górze? - odpowiedziałam z uśmiechem. Tak naprawdę od dłuższego czasu moje serce wariowało z poddenerwowania, a narządy wykręcały się we wszystkie strony świata, ale za wszelką cenę nie chciałam tego pokazać. Wiele razy wymyślałam, jak będzie wyglądać te spotkanie, ale gdy przyszło co do czego, najzwyczajniej w świecie się bałam.
- Tak. - miała bardzo miły głos jak zresztą zawsze. - Jest tam lekki bałagan, więc przepraszam. - zaprowadziła mnie na górę. Jej pokój był dosłownie bardzo słodki. Na ścianach było kilka plakatów, nie tylko One Direction, ale i innych gwiazd w tym Cinderelli, Justina Biebera, Katy Perry, na łóżku było kilka poduszek w kształcie serca, na drewnianych meblach pomalowanych na biało, było mnóstwo pamiątek, zdjęć, kilka medali i dyplomów, książek i tym podobnych. 
- Masz bardzo łady pokój. 
- Dziękuję. - odpowiedziała z uśmiechem wyciągając przy tym z szafy walizkę. - Co powinnam zabrać? 
- Myślę, że trochę ciuchów, kosmetyki. Z pewnością pójdziemy razem na zakupy, ja stawiam, więc co będziesz chciała to kupimy. 
- Ale ja nie mam pieniędzy. 
- Mówiłam, ja stawiam. Mam ich wystarczająco dużo. 
- Będę się czuła głupio. 
- Potraktuj to jak przeprosiny, za to, że tak długo to trwało. Mam przynajmniej nadzieje, że masz tutaj naprawdę dobrze. 
- Tak, dziękuję. Fajnie mieć jeszcze jedną siostrę. 
- Tak. - odpowiedziałam, a potem zabrałyśmy się do wybierania rzeczy, które mogła by wziąć. Sama nie wiem, ale atmosfera się jakoś rozluźniła. Zaczęłyśmy nawet żartować z różowej bluzki z króliczkiem, którą znalazłam. 
- Ej powiedz..... - zaczęła nagle poważnym tonem - Kochasz go prawda? 
- Kogo? - udawałam nie wiedząc o kogo chodzi.
- Widziałam jak na niego patrzysz, rumienisz się, gdy się uśmiecha. 
- Tak, kocham go. - powiedziałam po przełknięciu śliny. - Ale wiesz, jestem dla niego przyjaciółką i to mi wystarcza. Zaczęliśmy jako wrogowie, skończymy jako przyjaciele. 



__________________________________________________________________________
Tragedia! Ratunku! 
Nie sprawdzałam tego rozdziału, mam go już serdecznie dosyć. Męczę się nad nim ze dobre 2,5 tygodnia.