*Oczami Louisa*
Siedziałam właśnie przed telewizorem, gdy do salonu wpadł Harry z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Pakuj się Louis! Jedziemy do L.A.!
- Co?! Kiedy?!
- Wyjeżdżamy jutro o 10.00 i zostajemy tam na trzy dni!- mówił cały czas szczerząc ząbki jak do zdjęcia. Nic na to nie powiedziałem, wziąłem tylko głęboki wdech i wydech.
- No co? Nie cieszysz się? Trzy dni w jednym z najpiękniejszych miast świata!
-Ta... cieszę się, ale znając życie odbędziemy z cztery koncerty, a resztę czasu spędzimy na wywiadach i sesjach, a nie na plaży.
- No właśnie nie! Musimy zrobić tylko jedną konferencję, co nam zajmie z trzy godziny, a później mamy czas dla siebie.
- Serio?- byłem naprawdę zaskoczony.
- Nom. Jest tylko jeden mały problem...- powiedział wkurzonym głosem.
- Jaki?
-Roxy musi jechać z nami i być na tym wywiadzie.
- Pewnie chodzi o tą bójkę z Vero, ale jak prasa zacznie wypytywać Roxy, a ona wszystko powie, to będzie jedno wielkie pośmiewisko.
- Tłumaczyłem właśnie to Tomowi, ale on nie chciał mnie słuchać. Powiedział tylko, że jako nasz menadżer, wie co robi. Uważa, że dziewczyna w naszym kręgu tylko podsyci fanki.
- Przecież to totalna bzdura.- powiedziałem oburzony.- Trzeba będzie wytłumaczyć Roxy jak ma odpowiadać i tyle.
- Myślisz, że ona będzie kogoś słuchała...
- No fakt, to może być mały problem.
- Jaki problem?- powiedział zaciekawiony Zayn wchodząc do salonu.
- Poczekaj zaraz się dowiesz, tylko najpierw zawołam resztę. - powiedział i poszedł schodami na górę Harry.
- O co chodzi?- dopytywał się dalej Malik.
- O wyjazd do L.A.- powiedziałem.
- Do L.A.? Kiedy?
- Poczekaj zaraz się wszystkiego dowiesz.- uspokoiłem go.
- No dobra.- poszedł sobie wlać i napić się szklanki wody.
Po chwili zszedł Liam.
- Wiecie o co chodzi Harremu?- spytał.
- No właśnie?- dopowiedział Niall schodzący zaraz za nim.
- O wyjazd do L. A.- poinformował Zayn.
- Jaki wyjazd?- spytał Liam.
- Na trzy dni.- powiedział schodząc po schodach Hazz.-Roxy zaraz zejdzie. Wyjeżdżamy jutro o 10.00 do L. A. na trzy dni, jakby ktoś jeszcze nie wiedział. Mamy tam jedną konferencję dla wszystkich mediów. Jest tylko jeden problem mianowicie Roxy. Ona musi jechać z nami i wystąpić w tym wywiadzie, będą się z tej idiotki śmiali dniami i nocami.
- Jestem za tobą matole i wszystko słyszę.- powiedziała Roxy jako ostatnia schodząc ze schodów.- I uwierzcie będę wielkim problemem, bo nigdzie nie jadę. Wczoraj dopiero co wróciłam do domu.
- Ja bym to twoim domem nie nazwał.- sprostował Harry.
- Może i masz rację.- powiedziała.
- Słyszeliście to?! Ona się prawie ze mną zgodziła. To niemożliwe. Musze to zapisać w kalendarzu, to historyczny dzień.- wyśmiał ją Styles.
- A ja kiedy mam cię zapisać... Yhmm wolisz czwartek czy sobotę. Wiesz chyba wolę czwartek, takich idiotów powinno być na tym świecie jak najmniej w jak najszybszym czasie.
- Lepiej być takim idiotą jak ja, niż taką ździrą jak ty.- odpyskował.
- Czy ty się przypadkiem nie powtarzasz? Dwa razy takie komplementy na mnie nie działają.
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne.- powiedział lokers.
- Na pewno mniej śmieszne niż ty, gdy oglądasz kreskówki dla dzieci.- Harry nic nie odpowiedział, tylko lekko spalił buraka.- No nic chłopcy, ja wracam do siebie.- powiedziała i poszła na górę.
- No i co teraz?- zapytał Harry.
- Zayn idź z nią pogadać.- powiedziałem.
- Dlaczego ja?- powiedział zdziwiony. No tak, zapomniałem, że nadal nie przyznali się do tego, że są razem.
- No dobra to ja pójdę. - powiedziałem, bo nikt inny się nie odważył.
Zapukałem do drzwi, które po chwili lekko się uchyliły.
- Czego chcesz? Mówiłam, że nie jadę.
- Chcę pogadać. Wpuścisz mnie?- w odpowiedzi usłyszałem tylko głębokie westchnięcie i drzwi się otworzyły. Wszedłem do środka. Rozejrzałem się. W pokoju było ciemno, tylko jedynym źródłem światła, był stary komputer, jeszcze z jej starego mieszkania. Usiadłem na jej łóżku, a ona na krześle twarzą do mnie.Zapadła chwila ciszy.
- To o czym chciałem porozmawiać? jeśli masz zamiar mnie namawiać, to możesz od razu wyjść.
- Dlaczego nie chcesz z nami jechać?
- Bo, gdy sobie pojedziecie, będę miała trzy dni luzu, a zwami tylko bym się męczyła.- Harry przy niej nie wspomniał, że bez niej nie jedziemy.
- Masz wybór, męczyć się z nami tutaj, albo tam. Bez ciebie nie jedziemy. To głównie z twojego powodu tam jedziemy.
- Z mojego?- spytała zdziwiona.
- Widzisz media za wszelką cenę chcą czegoś co by nas upokorzyło, zniszczyło, zmiażdżyło. Czegoś co by nas pokonało i z czego mieli by materiał na plotki na wielki skandal.
- I to ja miałabym być tym skandalem?
- Tak. Jesteś nieznaną dziewczyną, która pobiła naszą fankę, która może łatwo palnąć jakieś głupstwo, zachować się nieodpowiednie, jesteś po prostu dziewczyną, nienauczoną do bycia popularną. Łatwy kąsek dla mediów.
- Zadawaliby mi podchwytliwe pytania i tak dalej?
- Dokładnie. Mamy wielką ochotę się zabawić, poimprezować, popływać na plaży, ale jednocześnie boimy się, że powiesz coś nie tak i wszystko zepsujesz. Naprawdę nie mogłabyś z nami polecieć? Może dla ciebie, też byłby to odpoczynek . Może spotkałabyś kogoś fajnego czy coś. Przecież nie musisz trzymać się cały czas nas, powiedz tylko na wizji to co my chcemy.
- Sama nie wiem. Dawno już nie widziałam Olivki.
- Trzy dni ją nie zbawi.
- No dobra. - zgodziłą się.
- Tak! Dziękuję!
- Poczekaj jeszcze. Ja też chciałabym jeszcze z tobą o czymś porozmawiać.- powiedziała wstając z krzesła.
- O czym?
- Chciałabym dowiedzieć się...- cichymi krokami zbliżała się do drzwi.- czy twoi koledzy...- już miała rękę na klamce- nauczą się nie podsłuchiwać?!- ostatnie wyrazy prawie krzyknęła otwierając drzwi. Cała czwórka stała przy drzwiach, z minami jakby nie wiedząc co się dzieje.
- Myślę, że ciekawość to nieodłączna część człowieka.- powiedziałem.
- I pierwszy stopień do piekła.- spojrzała na nich.- Idźcie się pakować jak na tą 10.00 mamy wyjechać, a nie podsłuchujecie innych.- oni się rozeszli, ja rzuciłem jeszcze tylko uśmiech do Roxy i także wyszedłem do swojego pokoju. Poszedłem się pakować. Wziąłem pięć par szortów, dwie pary długich, kilka bluzek, z cztery pary butów oraz te w których pojadę, bielizna,kąpielówki, kosmetyki i jakieś przydatne rzeczy jak ładowarka, słuchawki, książka. Gdy byłem już spakowany, poszedłem się myć,a potem spać. Ranek minął nam bardzo szybko, połowa zaspała w tym ja. O dziesiątej wpakowaliśmy się do busu i pojechaliśmy na lotnisko. Czekaliśmy trochę na samolot, później odprawa i pierwszą klasą do Los Angeles. Lot, krótki nie był, bo około 12 godzin spędziliśmy w samolocie. Połowem przespałem, a drugą spędziłem się na śmianiu z kiepskich żartów Stylesa i innych. W końcu dotarliśmy. Do hotelu pojechaliśmy dwoma taxówkami, bo w jednej byśmy się nie zmieścili. Ja pojechałem z Harrym i Niallem, a Roxy z Liamem i Zaynem. Po godzinie jazdy dotarliśmy na miejsce. Ogromny budynek, a za nim prywatna plaża i niekończąca się woda. Dziwnie się czułem przez zmianę czasu, nawet jeśli często podróżuję. W Londynie byłaby teraz około 23.00, a tutaj jest 15.00 tego samego dnia. To tak jakbyś się trochę cofnął w czasie.
- Każdy ma osobny pokój?- spytała Roxy. Nie wyglądała najlepiej, to był chyba jej pierwszy lot i ciężko to zniosła.
- No, a jak myślałaś?- zaśmiał się Harry.- Kto by chciał dzielić z tobą te same pomieszczenie...
- Madonna wiesz?- dziewczyna wywróciła oczami.
Czekaliśmy, w holu, aż ktoś nas obsłuży.
- Dzień dobry. Mam na imię Charlotte i oprowadzę was po budynku.- powiedziała starsza blondynka podchodząc do nas. Po chwili podeszło kilku mężczyzn i zabrali nasze bagaże.- Proszę za mną.- powiedziała niebieskooka i poszła w stronę windy, a my za nią. Na szczęście miejsca było dużo i nie musieliśmy się ściskać.- Wasz apartament zajmuję całe 6 piętro.- powiedziała i wcisnęła guzik z liczbą "6".- Każde z was ma swój własny pokój z balkonem, a na dwa pokoje przypada jedna łazienka. Jest też salon, siłownia i wyposażona kuchnia. Posiłki możecie zamawiać prosto do pokoju specjalnym telefonem w każdym z pokoi oraz zgłaszać przez niego wszystkie niedogodności i problemy. Na parterze jest kilka sklepów, basen oraz wypożyczalnia sprzętów wodnych, potrzebnych do dobrej zabawy na plaży, reszta pięter to inne apartamenty. Każdy apartament otwiera się na kod. Ustalimy go na miejscu.- powiedziała i zamilkła. Po chwili usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk i otworzyły się drzwi. Weszliśmy do czegoś w rodzaju klatki schodowej, były tam drzwi do naszego apartamentowca i schody ewakuacyjne. Podeszliśmy do drzwi.
- A teraz ustalimy kod, powiedziała i kliknęła na kilka przycisków w tak jakby małym "pudełeczku" zawieszonym na ścianie przypominający te w którym wpisuję się pin, aby zapłacić kartą w sklepie.- Jakieś propozycje co do cyfr? Musi być ich cztery.
- No to może "6969".- powiedział Harry.
- Mówisz serio?- spytała Roxy.
- Dobra, nie mam chęci słuchać waszej sprzeczki.- zareagowałem.- Niech będzie taki kod i tyle.
- No dobrze.- powiedziała Charlotte i wpisała liczby. Od teraz, aby wejść wpisujecie je, a potem naciskacie na zielony. Jasne?- kiwnęliśmy głową na tak. Weszliśmy do środka. Jednym słowem-wow. Pierwsze co zobaczyłem to kuchnia połączona z jadalnią i salonem. Jedno wielkie pomieszczenie. Duże okna, pod podłogą coś w rodzaju strumyków z wodą i kamieniami, wielka plazma i duża kanapa z fotelami oraz stolik, stół dla przynajmniej dwunastu osób i kuchnia z dwudrzwiową lodówką. Nawet ja Louis Tomlinson nie jestem przyzwyczajony do mieszkania w takich luksusach.
- O patrzcie nasze pokoje są podpisane!- powiedział Niall z zachwytem. Fakt nasze pokoje były podpisane. Prowadził do nich korytarz. Konstrukcja była dziwna. Po obu stronach były po trzy pokoje ponumerowane od 1 do 6. Po lewej stronie był pokój "1", który należał do Liama on miał łazienkę z Roxy, której pokój miał numer "2". Po prawej stronie dwa pierwsze pokoje zajmowali Zayn numer "4" i Louis numer "5", oni, także mieli łazienkę razem, a dwa ostatnie pokoje o numerze "3" należał do Harrego i numer "6" należał do Nialla i mieli wspólną łazienkę. Wszedłem do swojego pokoju-wyglądał nieźle. Zółte ściany, duże łóżko,szafka nocna, biurko, szafa, wyjście na balkon, kilka obrazów i sofa ze stolikiem. Włożyłem walizkę w całości do szafy... nie opłacało się jej rozpakowywać. Wyszedłem na korytarz... zobaczyłem jak Niall idzie do Roxy, która siedziała na sofie w salonie. Ja usiadłem na fotelu obok nich.
- O czym gadacie?- spytałem.
- Niall chce, abym zamieniła się z nim pokojem.- powiedziała.
- Dlaczego?- spojrzałem na niego. Nie odpowiedział.
- Roxy błagam.- mówił do niej.
- Nie ma mowy. Myślisz, że jestem głupia? Mam dzielić łazienkę z moim wrogiem numer jeden?- powiedziała tracąc cierpliwość.
- No proszę. Oddam ci swojego laptopa, co ty na to?- zachęcał dalej.
- No nie wiem.- wahała się.
- Będziesz miała mnóstwo okazji by zrobić mu psikusa i się na nim odegrać.- kontynuował.
- Zgoda.- powiedziała.- Ale przenosisz moje bagaże sam.
- Dobra. Już lecę.- wybiegł. Poszedłem za nim i spotkałem go, gdy wynosił jej walizkę z pokoju.
- Czemu tak bardzo chcesz się zamienić?-spytałem.
- Po pierwsze znając Harrego chciałby mi podjadać jedzenie, to mu trochę utrudni sprawę, po drugie z niego jest straszny bałaganiarz, a ja wolałbym nie zobaczyć jego skarpetki na mojej szczoteczce do zębów, po trzecie, chcę się wyspać, a jak on znajdzie sobie jakąś laskę to kto wie, co będą robili w łazience czy tam w pokoju, albo jak się upije to najprawdopodobniej wparuje do mojego pokoju. Mam ochotę spędzić na luzie te mini wakacje i nie chce się męczyć przez niego.
- Jest aż tak źle?- powiedziałem zdziwiony. Fakt wszystko co powiedział mogło się zdarzyć, ale nie zawsze.
- Kocham Harrego jak brata, ale te trzy dni chce spędzić najlepiej jak mogę. - powiedział po czym wyniósł jej walizkę, a po chwili wniósł swoją. Poszedłem do Harrego.
- Hej.- powiedziałem wchodząc do jego pokoju.- Mam dla ciebie świetną wiadomość.- powiedziałem.
- A ja mam pytanie, wychodzisz ze mną na imprezę w nocy?
- No spoko.
- To jaka jest ta świetna wiadomość?
- Masz nowego sąsiada, a raczej sąsiadkę. Dzielisz łazienkę z Roxy.
- Że co?!- wydarł się Styles.
- No, Niall zamienił się z nią.
- Mówisz poważnie?- pytał nie dowierzając.
- Chcesz to sam sprawdź. Jest tam jej walizka.- uśmiechnąłem się. Wstał i wszedł do łazienki. Każda łazienka miała dwie pary drzwi. Otworzył jedne, otworzył drugie, wszedłem za nim.
- Mógłbyś chociaż pukać jak wchodzisz pacanie!- krzyknęła. On trzasnął drzwiami, jednymi, potem drugimi.
- No trudno.- powiedział.- Nie mam zamiaru, żeby zepsuła mi tutaj wypoczynku.
- Wywiad jest jutro, więc rób tak, żeby jakoś się pozbierać z tej dzisiejszej nocy.
- Przecież mnie znasz. Jak się bawię to na całego.
- W sumie tak, ale mógłbyś zrobić wyjątek.- powiedziałem i wyszedłem. Poszedłem do siebie. Przebrałem się w jakieś świeże ciuchy, po czym zjechałem windą na dół. Postanowiłem się przejść na plażę. Nie trudno było się domyśleć którędy droga. Serio, co kilka metrów była tabliczka. Wyszedłem tylnym wyjściem hotelu i przede mną rozciągnęła się ścieżka z drewnianych krążków, poszedłem kilkanaście metrów i już byłem na plaży. Zdjąłem buty piasek był gorący, ale przyjemny no i jeszcze zapach słonej wody, rozciągającej się aż za horyzont. Piękny widok. Zadzwoniłem do Eleanor, gadałem z nią ze dwie godziny. Potem wróciłem do hotelu i zacząłem szykować się do imprezy.
- Każdy ma osobny pokój?- spytała Roxy. Nie wyglądała najlepiej, to był chyba jej pierwszy lot i ciężko to zniosła.
- No, a jak myślałaś?- zaśmiał się Harry.- Kto by chciał dzielić z tobą te same pomieszczenie...
- Madonna wiesz?- dziewczyna wywróciła oczami.
Czekaliśmy, w holu, aż ktoś nas obsłuży.
- Dzień dobry. Mam na imię Charlotte i oprowadzę was po budynku.- powiedziała starsza blondynka podchodząc do nas. Po chwili podeszło kilku mężczyzn i zabrali nasze bagaże.- Proszę za mną.- powiedziała niebieskooka i poszła w stronę windy, a my za nią. Na szczęście miejsca było dużo i nie musieliśmy się ściskać.- Wasz apartament zajmuję całe 6 piętro.- powiedziała i wcisnęła guzik z liczbą "6".- Każde z was ma swój własny pokój z balkonem, a na dwa pokoje przypada jedna łazienka. Jest też salon, siłownia i wyposażona kuchnia. Posiłki możecie zamawiać prosto do pokoju specjalnym telefonem w każdym z pokoi oraz zgłaszać przez niego wszystkie niedogodności i problemy. Na parterze jest kilka sklepów, basen oraz wypożyczalnia sprzętów wodnych, potrzebnych do dobrej zabawy na plaży, reszta pięter to inne apartamenty. Każdy apartament otwiera się na kod. Ustalimy go na miejscu.- powiedziała i zamilkła. Po chwili usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk i otworzyły się drzwi. Weszliśmy do czegoś w rodzaju klatki schodowej, były tam drzwi do naszego apartamentowca i schody ewakuacyjne. Podeszliśmy do drzwi.
- A teraz ustalimy kod, powiedziała i kliknęła na kilka przycisków w tak jakby małym "pudełeczku" zawieszonym na ścianie przypominający te w którym wpisuję się pin, aby zapłacić kartą w sklepie.- Jakieś propozycje co do cyfr? Musi być ich cztery.
- No to może "6969".- powiedział Harry.
- Mówisz serio?- spytała Roxy.
- Dobra, nie mam chęci słuchać waszej sprzeczki.- zareagowałem.- Niech będzie taki kod i tyle.
- No dobrze.- powiedziała Charlotte i wpisała liczby. Od teraz, aby wejść wpisujecie je, a potem naciskacie na zielony. Jasne?- kiwnęliśmy głową na tak. Weszliśmy do środka. Jednym słowem-wow. Pierwsze co zobaczyłem to kuchnia połączona z jadalnią i salonem. Jedno wielkie pomieszczenie. Duże okna, pod podłogą coś w rodzaju strumyków z wodą i kamieniami, wielka plazma i duża kanapa z fotelami oraz stolik, stół dla przynajmniej dwunastu osób i kuchnia z dwudrzwiową lodówką. Nawet ja Louis Tomlinson nie jestem przyzwyczajony do mieszkania w takich luksusach.
- O patrzcie nasze pokoje są podpisane!- powiedział Niall z zachwytem. Fakt nasze pokoje były podpisane. Prowadził do nich korytarz. Konstrukcja była dziwna. Po obu stronach były po trzy pokoje ponumerowane od 1 do 6. Po lewej stronie był pokój "1", który należał do Liama on miał łazienkę z Roxy, której pokój miał numer "2". Po prawej stronie dwa pierwsze pokoje zajmowali Zayn numer "4" i Louis numer "5", oni, także mieli łazienkę razem, a dwa ostatnie pokoje o numerze "3" należał do Harrego i numer "6" należał do Nialla i mieli wspólną łazienkę. Wszedłem do swojego pokoju-wyglądał nieźle. Zółte ściany, duże łóżko,szafka nocna, biurko, szafa, wyjście na balkon, kilka obrazów i sofa ze stolikiem. Włożyłem walizkę w całości do szafy... nie opłacało się jej rozpakowywać. Wyszedłem na korytarz... zobaczyłem jak Niall idzie do Roxy, która siedziała na sofie w salonie. Ja usiadłem na fotelu obok nich.
- O czym gadacie?- spytałem.
- Niall chce, abym zamieniła się z nim pokojem.- powiedziała.
- Dlaczego?- spojrzałem na niego. Nie odpowiedział.
- Roxy błagam.- mówił do niej.
- Nie ma mowy. Myślisz, że jestem głupia? Mam dzielić łazienkę z moim wrogiem numer jeden?- powiedziała tracąc cierpliwość.
- No proszę. Oddam ci swojego laptopa, co ty na to?- zachęcał dalej.
- No nie wiem.- wahała się.
- Będziesz miała mnóstwo okazji by zrobić mu psikusa i się na nim odegrać.- kontynuował.
- Zgoda.- powiedziała.- Ale przenosisz moje bagaże sam.
- Dobra. Już lecę.- wybiegł. Poszedłem za nim i spotkałem go, gdy wynosił jej walizkę z pokoju.
- Czemu tak bardzo chcesz się zamienić?-spytałem.
- Po pierwsze znając Harrego chciałby mi podjadać jedzenie, to mu trochę utrudni sprawę, po drugie z niego jest straszny bałaganiarz, a ja wolałbym nie zobaczyć jego skarpetki na mojej szczoteczce do zębów, po trzecie, chcę się wyspać, a jak on znajdzie sobie jakąś laskę to kto wie, co będą robili w łazience czy tam w pokoju, albo jak się upije to najprawdopodobniej wparuje do mojego pokoju. Mam ochotę spędzić na luzie te mini wakacje i nie chce się męczyć przez niego.
- Jest aż tak źle?- powiedziałem zdziwiony. Fakt wszystko co powiedział mogło się zdarzyć, ale nie zawsze.
- Kocham Harrego jak brata, ale te trzy dni chce spędzić najlepiej jak mogę. - powiedział po czym wyniósł jej walizkę, a po chwili wniósł swoją. Poszedłem do Harrego.
- Hej.- powiedziałem wchodząc do jego pokoju.- Mam dla ciebie świetną wiadomość.- powiedziałem.
- A ja mam pytanie, wychodzisz ze mną na imprezę w nocy?
- No spoko.
- To jaka jest ta świetna wiadomość?
- Masz nowego sąsiada, a raczej sąsiadkę. Dzielisz łazienkę z Roxy.
- Że co?!- wydarł się Styles.
- No, Niall zamienił się z nią.
- Mówisz poważnie?- pytał nie dowierzając.
- Chcesz to sam sprawdź. Jest tam jej walizka.- uśmiechnąłem się. Wstał i wszedł do łazienki. Każda łazienka miała dwie pary drzwi. Otworzył jedne, otworzył drugie, wszedłem za nim.
- Mógłbyś chociaż pukać jak wchodzisz pacanie!- krzyknęła. On trzasnął drzwiami, jednymi, potem drugimi.
- No trudno.- powiedział.- Nie mam zamiaru, żeby zepsuła mi tutaj wypoczynku.
- Wywiad jest jutro, więc rób tak, żeby jakoś się pozbierać z tej dzisiejszej nocy.
- Przecież mnie znasz. Jak się bawię to na całego.
- W sumie tak, ale mógłbyś zrobić wyjątek.- powiedziałem i wyszedłem. Poszedłem do siebie. Przebrałem się w jakieś świeże ciuchy, po czym zjechałem windą na dół. Postanowiłem się przejść na plażę. Nie trudno było się domyśleć którędy droga. Serio, co kilka metrów była tabliczka. Wyszedłem tylnym wyjściem hotelu i przede mną rozciągnęła się ścieżka z drewnianych krążków, poszedłem kilkanaście metrów i już byłem na plaży. Zdjąłem buty piasek był gorący, ale przyjemny no i jeszcze zapach słonej wody, rozciągającej się aż za horyzont. Piękny widok. Zadzwoniłem do Eleanor, gadałem z nią ze dwie godziny. Potem wróciłem do hotelu i zacząłem szykować się do imprezy.
*Oczami Roxy*
Wyszłam na miasto ubrałam się w to. Było ciepło. Pochodziłam trochę rozglądając się po sklepach i tak dalej. W końcu usłyszałam muzykę. Impreza? Czemu nie. Weszłam do środka budynku. Większość tańczyła, bo DJ zapodawał nawet dobrą muzykę. Podeszłam do baru mi zamówiłam sobie drinka na rozgrzanie. Już prawie go kończyłam, gdy barman podesłał mi drugiego.
- Z przesłaniem od tamtego gościa.- powiedział i wskazał mi osobę, która zafundowała mi napój. Pomachał mi. Wzięłam szklankę i podeszłam do niego.
- To twój sposób na podryw?-powiedziałam głośno, bo ledwo było słychać cokolwiek.
- Jak widać działa skoro tu przyszłaś.- powiedział brunet o czekoladowych oczach.- Zatańczysz?- duszkiem wypiłam drinka i poszłam z nim zatańczyć. Nigdy nie interesowałam się tańcem, więc mój wyglądał dosyć przeciętnie, w sumie to bardzo rzadko tańczę. Po pierwsze nigdy nie mam z kim, po drugie zawsze mam wrażenie, że tańczę jak by mi ktoś w nogi z pistoletu strzelał.
- Jak ci na imię?- spytał.
- Nie musisz wiedzieć!
- Ale chce!
- Roxy, a tobie?
- Patrick. Mieszkasz niedaleko?- spytał.
- Jestem tutaj na trzy dni, ogólnie mieszkam w Londynie.
- Tak mi się właśnie zdawało, że masz brytyjski akcent.
- Aha.- przetańczyliśmy jeszcze trzy piosenki.
- Chodźmy się napić.- powiedział. Poszliśmy do baru. Zamówiliśmy sobie po drinku i gadaliśmy o jakiś bzdetach.
- Serio twoja mama zdradziła twojego ojca z mężem sekretarki, z którą on ją zdradzał?
- No. Dziwne co nie?
- Nom.Poproszę jeszcze jednego drinka.- zamówiłam.
- Czym zajmujesz się na codzień?- spytał.
- Sprzątam dom piątki dzieciaków, za karę. A wiesz dlaczego? Bo jestem złą dziewczynką.- powiedziałam i pocałowałam go namiętnie,a on to odwzajemnił. Obmacywaliśmy się z jakieś piętnaście minut, aż podszedła do nas jakaś blondynka. Spojrzał na nią z przerażeniem.
- Z nami koniec!- krzyknęła i strzeliła mu w twarz.
- Bierz go sobie. To zwykły zboczeniec!- zwróciła się do mnie, po czym odeszła. Spojrzałam na niego, a on mnie pocałował. Ugryzłam go.
- Chyba jaja sobie robisz.- powiedziałam i przywaliłam mu z pięści w nos. Zabrałam szklankę z drinkiem i usiadłam kilka metrów dalej. Zamówiłam wypiłam jeszcze dwa drinki. Naszła mnie ochota, by zrobić coś szalonego. No i zrobiłam, jako trzeźwa osoba nigdy bym tak nie postąpiła, no, ale pod wpływem alkoholu, ogólnie to za dużo nie myślałam. Miałam na coś ochotę to to realizowałam. Weszłam na bar i zaczęłam tańczyć. Facetom się podobało, bo zaczęli gwizdać i gapić się na mnie. Po chwili dołączyły do mnie jakieś dwie dziewczyny, więc zwróciłyśmy na siebie jeszcze większą uwagę. Po jakiś dwudziestu minutach zmęczyłam się i zeszłam z blatu, najpierw na krzesło, a potem już plackiem na podłogę. Ałł. Przewróciłam się na plecy, a po chwili ktoś podał mi rękę. Pomógł mi wstać, a następnie mnie pocałował. Ludziom odbija po alkoholu. Nawet nie widziałam jego twarzy, ale całował nieziemsko. Mieliście kiedyś wrażenie, że ta chwila była już zaplanowana, idealna jakby przypisana przeznaczeniu? Ja właśnie tak się czułam. Odwzajemniłam pocałunek, ale osoba szybko go przerwała. Zakrył usta ręką, rzucił mi tylko spojrzenie i zniknął w tłumie.
-Muszę się napić, bo zaczynam wariować.- powiedziałam sama do siebie i podeszłam do baru.
Ciekawe kto to był. Rozejrzałam się z nadzieją, że może go zobaczę, ale zamiast tego zobaczyłam niestety Harrego. Usiadł obok mnie, przez chwilę patrzałam na niego.
- Nie gap się, wiem, że jestem zajebisty.- powiedział uśmiechając się złośliwie.
- Chciałbyś.- powiedziałam popijając drinka.
- No dalej przyznaj się, masz na mnie ochotę.- powiedział śmiejąc się, ja tylko puściłam mu spojrzenie typu "Ty tak serio?". Przybliżył się do mnie, powoli, patrząc mi w oczy,a ja w jego. Miał piękne zielone tęczówki. Lekko się uśmiechnął po czym musnął moje usta, spojrzałam na niego po czum odsunęłam się.
- Widzisz to na mnie nie działa.- powiedziałam. Ten pocałunek, był dziwny, może nie tyle dziwny co niezwykły. To on podał mi rękę, gdy upadłam po moim tanecznym występie, byłam tego pewna na 100%. To uczucie znowu się powtórzyło.
- Podejście drugie.- powiedział i zamiast delikatnego muśnięcia zaczął namiętnie całować, więc albo był naprawdę upity, albo chciał za wszelką cenę pokazać mi, że może mieć każdą, możliwe też, że jedno i drugie. Odessałam się od niego.
- To co wracamy do hotelu?- spytałam.
- Dzwonie po taksówkę.- puścił mi oczko i wybrał numer w telefonie. Ja zamówiłam jeszcze cztery drinki- dwa dla niego i dwa dla mnie. Wypiliśmy je i wyszliśmy, trzymając się za ręce z klubu. Weszliśmy do taxówki stojącej przy nim.
- Do hotelu "Shangri-La" powiedział Harry, po czym usiadłam na jego kolanach i ponownie zaczęliśmy się całować. Nawet nie zauważyliśmy, gdy byliśmy na miejscu. Harry wyciągnął z kieszeni banknot i dał go kierowcy.
- Reszty nie trzeba.- powiedział i zaśmiał się jak głupi. Wbiegliśmy do środka, a potem do windy. Wcisnęłam guzik na szóste piętro, a po chwili zostałam przyparta do ściany. Harry był ode mnie większy i silniejszy, więc nawet gdybym chciała to nie mogłabym mu uciec, nie tak pijana. Zaczął całować mnie po obojczyku, a jego ręce przeniosły się na moje pośladki.
- Widzisz, a jednak i ty dałaś się namówić.- powiedział z uśmiechem na twarzy przerywając serię gorących pocałunków.
- Nie prawda. W każdej chwili mogę to przerwać.- powiedziałam.- To raczej dowód, że ty nie możesz się mi oprzeć.
- Przynajmniej umiem się do tego przyznać, a nie okłamuję samego siebie.
- Uważasz, że nie powiedziałąm prawdy?- spytałam lekko dysząc.
- Tak.
- No to patrz.- odepchnęłam się od niego i stanęłam po drugiej stronie windy, nawet po alkoholu moja duma była silniejsza, od moich zachcianek. Zapadła cisza, którą przerwał dzwonek, że przejechaliśmy już cztery piętra. Oparłam się plecami o ścianę i patrzyłam na Harrego, a on na mnie. Nie uśmiechał się, zacisnął pięści. Nie wytrzymałam, miałam ochotę na więcej.
- No dobra, przyznaję się.- powiedziałam całując go i zanurzając palce w jego włosach. Po chwili dojechaliśmy na szóste piętro. Wpisał kod, po czym cicho pobiegliśmy do jego pokoju. Żadne z nas nie chciało, aby inni się dowiedzieli. Ja położyłam sie na jego łóżku, a on zadzwonił po alkohol, który przyjechał po pięciu minutach. My w tym czasie zdążyliśmy rozebrać się do bielizny. Zrobiliśmy sobie drinki i usiadliśmy na łóżku.
- Dlaczego my się tak właściwie nienawidzimy?- spytałam.
- Nie wiem.
- Ja chyba dlatego, że najpierw wpakowałeś mnie w te odpracowywanie, a potem jeszcze okazałeś się głupim debilem.
- A ja chyba dlatego, że się na tobie zawiodłem.
- Na mnie?
- Widzisz, moja pierwsza miłość była z wyglądu praktycznie identyczna i dlatego wymyśliłem, abyś musiała odpracować karę u nas, w tedy mógłbym cię poznać. Ale szybko okazałaś się wredną żmiją, no i jakoś samo tak wyszło.
- Ta. Dobrze, że jutro niczego nie będziemy pamiętać.
- A ty czemu się nie uśmiechasz ? Przez faceta?
- Nie. Facetów miałam od zawsze pod dostatkiem, na większości mi naprawdę zależało, niektórzy mnie zranili, ale żaden nie był dla mnie aż tak ważny.- zamilkłam na chwilę.- Od trzynastu lat mam żałobę po rodzicach, od jedenastu po wujkach, a od pięciu lat po najlepszej przyjaciółce, dlatego noszę czarne ubrania.
- A dlaczego się nie uśmiechasz?
- Moi rodzice zginęli na moich oczach i wiesz do samego końca się uśmiechali, więc jak ja mogłabym się uśmiechać na codzień. Uśmiech kojarzy mi się tylko z nimi, z chwilą, w której umierają. Ale nie gadajmy już o tym. - duszkiem wypiłam napój ze szklanki. Ponownie zaczęliśmy się całować. Ja włożyłam rękę do jego bokserek, a on odpiął mój stanik. Nie miał z tym żadnego problemu. Położył się na mnie, a ja odpłynęłam.
_________________________________________________________________
Lubię komentarze, ale chyba nie pod tym rozdziałem. Normalnie masakra. Prawda?
Męczyłam, się i męczyłam z tym rozdziałem, a i tak krótki i beznadziejny. Pisałam i piszę w tej chwili go na wyjeździe, gdzie zamiast monitora mam plazmę i okropnie się przegląda internet. Nie wstawiam zdjęć, bo nie mam jak.
Pozdrawiam :)
- Nie gap się, wiem, że jestem zajebisty.- powiedział uśmiechając się złośliwie.
- Chciałbyś.- powiedziałam popijając drinka.
- No dalej przyznaj się, masz na mnie ochotę.- powiedział śmiejąc się, ja tylko puściłam mu spojrzenie typu "Ty tak serio?". Przybliżył się do mnie, powoli, patrząc mi w oczy,a ja w jego. Miał piękne zielone tęczówki. Lekko się uśmiechnął po czym musnął moje usta, spojrzałam na niego po czum odsunęłam się.
- Widzisz to na mnie nie działa.- powiedziałam. Ten pocałunek, był dziwny, może nie tyle dziwny co niezwykły. To on podał mi rękę, gdy upadłam po moim tanecznym występie, byłam tego pewna na 100%. To uczucie znowu się powtórzyło.
- Podejście drugie.- powiedział i zamiast delikatnego muśnięcia zaczął namiętnie całować, więc albo był naprawdę upity, albo chciał za wszelką cenę pokazać mi, że może mieć każdą, możliwe też, że jedno i drugie. Odessałam się od niego.
- To co wracamy do hotelu?- spytałam.
- Dzwonie po taksówkę.- puścił mi oczko i wybrał numer w telefonie. Ja zamówiłam jeszcze cztery drinki- dwa dla niego i dwa dla mnie. Wypiliśmy je i wyszliśmy, trzymając się za ręce z klubu. Weszliśmy do taxówki stojącej przy nim.
- Do hotelu "Shangri-La" powiedział Harry, po czym usiadłam na jego kolanach i ponownie zaczęliśmy się całować. Nawet nie zauważyliśmy, gdy byliśmy na miejscu. Harry wyciągnął z kieszeni banknot i dał go kierowcy.
- Reszty nie trzeba.- powiedział i zaśmiał się jak głupi. Wbiegliśmy do środka, a potem do windy. Wcisnęłam guzik na szóste piętro, a po chwili zostałam przyparta do ściany. Harry był ode mnie większy i silniejszy, więc nawet gdybym chciała to nie mogłabym mu uciec, nie tak pijana. Zaczął całować mnie po obojczyku, a jego ręce przeniosły się na moje pośladki.
- Widzisz, a jednak i ty dałaś się namówić.- powiedział z uśmiechem na twarzy przerywając serię gorących pocałunków.
- Nie prawda. W każdej chwili mogę to przerwać.- powiedziałam.- To raczej dowód, że ty nie możesz się mi oprzeć.
- Przynajmniej umiem się do tego przyznać, a nie okłamuję samego siebie.
- Uważasz, że nie powiedziałąm prawdy?- spytałam lekko dysząc.
- Tak.
- No to patrz.- odepchnęłam się od niego i stanęłam po drugiej stronie windy, nawet po alkoholu moja duma była silniejsza, od moich zachcianek. Zapadła cisza, którą przerwał dzwonek, że przejechaliśmy już cztery piętra. Oparłam się plecami o ścianę i patrzyłam na Harrego, a on na mnie. Nie uśmiechał się, zacisnął pięści. Nie wytrzymałam, miałam ochotę na więcej.
- No dobra, przyznaję się.- powiedziałam całując go i zanurzając palce w jego włosach. Po chwili dojechaliśmy na szóste piętro. Wpisał kod, po czym cicho pobiegliśmy do jego pokoju. Żadne z nas nie chciało, aby inni się dowiedzieli. Ja położyłam sie na jego łóżku, a on zadzwonił po alkohol, który przyjechał po pięciu minutach. My w tym czasie zdążyliśmy rozebrać się do bielizny. Zrobiliśmy sobie drinki i usiadliśmy na łóżku.
- Dlaczego my się tak właściwie nienawidzimy?- spytałam.
- Nie wiem.
- Ja chyba dlatego, że najpierw wpakowałeś mnie w te odpracowywanie, a potem jeszcze okazałeś się głupim debilem.
- A ja chyba dlatego, że się na tobie zawiodłem.
- Na mnie?
- Widzisz, moja pierwsza miłość była z wyglądu praktycznie identyczna i dlatego wymyśliłem, abyś musiała odpracować karę u nas, w tedy mógłbym cię poznać. Ale szybko okazałaś się wredną żmiją, no i jakoś samo tak wyszło.
- Ta. Dobrze, że jutro niczego nie będziemy pamiętać.
- A ty czemu się nie uśmiechasz ? Przez faceta?
- Nie. Facetów miałam od zawsze pod dostatkiem, na większości mi naprawdę zależało, niektórzy mnie zranili, ale żaden nie był dla mnie aż tak ważny.- zamilkłam na chwilę.- Od trzynastu lat mam żałobę po rodzicach, od jedenastu po wujkach, a od pięciu lat po najlepszej przyjaciółce, dlatego noszę czarne ubrania.
- A dlaczego się nie uśmiechasz?
- Moi rodzice zginęli na moich oczach i wiesz do samego końca się uśmiechali, więc jak ja mogłabym się uśmiechać na codzień. Uśmiech kojarzy mi się tylko z nimi, z chwilą, w której umierają. Ale nie gadajmy już o tym. - duszkiem wypiłam napój ze szklanki. Ponownie zaczęliśmy się całować. Ja włożyłam rękę do jego bokserek, a on odpiął mój stanik. Nie miał z tym żadnego problemu. Położył się na mnie, a ja odpłynęłam.
_________________________________________________________________
Lubię komentarze, ale chyba nie pod tym rozdziałem. Normalnie masakra. Prawda?
Męczyłam, się i męczyłam z tym rozdziałem, a i tak krótki i beznadziejny. Pisałam i piszę w tej chwili go na wyjeździe, gdzie zamiast monitora mam plazmę i okropnie się przegląda internet. Nie wstawiam zdjęć, bo nie mam jak.
Pozdrawiam :)