wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 13. Ponownie zaczęliśmy się całować.

*Oczami Louisa*
Siedziałam właśnie przed telewizorem, gdy do salonu wpadł Harry z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Pakuj się Louis! Jedziemy do L.A.!
- Co?! Kiedy?!
- Wyjeżdżamy jutro o 10.00 i zostajemy tam na trzy dni!- mówił cały czas szczerząc ząbki jak do zdjęcia. Nic na to nie powiedziałem, wziąłem tylko głęboki wdech i wydech.
- No co? Nie cieszysz się? Trzy dni w jednym z najpiękniejszych miast świata!
-Ta... cieszę się, ale znając życie odbędziemy z cztery koncerty, a resztę czasu spędzimy na wywiadach i sesjach, a nie na plaży.
- No właśnie nie! Musimy zrobić tylko jedną konferencję, co nam zajmie z trzy godziny, a później mamy czas dla siebie.
- Serio?- byłem naprawdę zaskoczony.
- Nom. Jest tylko jeden mały problem...- powiedział wkurzonym głosem.
- Jaki?
-Roxy musi jechać z nami i być na tym wywiadzie.
- Pewnie chodzi o tą bójkę z Vero, ale jak prasa zacznie wypytywać Roxy, a ona wszystko powie, to będzie jedno wielkie pośmiewisko.
- Tłumaczyłem właśnie to Tomowi, ale on nie chciał mnie słuchać. Powiedział tylko, że jako nasz menadżer, wie co robi. Uważa, że dziewczyna w naszym kręgu tylko podsyci fanki.
- Przecież to totalna bzdura.- powiedziałem oburzony.- Trzeba będzie wytłumaczyć Roxy jak ma odpowiadać i tyle.
- Myślisz, że ona będzie kogoś słuchała...
- No fakt, to może być mały problem.
- Jaki problem?- powiedział zaciekawiony Zayn wchodząc do salonu.
- Poczekaj zaraz się dowiesz, tylko najpierw zawołam resztę. - powiedział i poszedł schodami na górę Harry.
- O co chodzi?- dopytywał się dalej Malik.
- O wyjazd do L.A.- powiedziałem.
- Do L.A.? Kiedy?
- Poczekaj zaraz się wszystkiego dowiesz.- uspokoiłem go.
- No dobra.- poszedł sobie wlać i napić się szklanki wody.
Po chwili zszedł Liam.
- Wiecie o co chodzi Harremu?- spytał.
- No właśnie?- dopowiedział Niall schodzący zaraz za nim.
- O wyjazd do L. A.- poinformował Zayn.
- Jaki wyjazd?- spytał Liam.
- Na trzy dni.- powiedział schodząc po schodach Hazz.-Roxy zaraz zejdzie. Wyjeżdżamy jutro o 10.00 do L. A. na trzy dni, jakby ktoś jeszcze nie wiedział. Mamy tam jedną konferencję dla wszystkich mediów. Jest tylko jeden problem mianowicie Roxy. Ona musi jechać z nami i wystąpić w tym wywiadzie, będą się z tej idiotki śmiali dniami i nocami.
- Jestem za tobą matole i wszystko słyszę.- powiedziała Roxy jako ostatnia schodząc ze schodów.- I uwierzcie będę wielkim problemem, bo nigdzie nie jadę. Wczoraj dopiero co wróciłam do domu.
- Ja bym to twoim domem nie nazwał.- sprostował Harry.
- Może i masz rację.- powiedziała.
- Słyszeliście to?! Ona się prawie ze mną zgodziła. To niemożliwe. Musze to zapisać w kalendarzu, to historyczny dzień.- wyśmiał ją Styles.
-  A ja kiedy mam cię zapisać... Yhmm wolisz czwartek czy sobotę.  Wiesz chyba wolę czwartek, takich idiotów powinno być na tym świecie jak najmniej w jak najszybszym czasie.
- Lepiej być takim idiotą jak ja, niż taką ździrą jak ty.- odpyskował.
- Czy ty się przypadkiem nie powtarzasz? Dwa razy takie komplementy na mnie nie działają.
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne.- powiedział lokers.
- Na pewno mniej śmieszne niż ty, gdy oglądasz kreskówki dla dzieci.- Harry nic nie odpowiedział, tylko lekko spalił buraka.- No nic chłopcy, ja wracam do siebie.- powiedziała i poszła na górę.
- No i co teraz?- zapytał Harry.
- Zayn idź z nią pogadać.-  powiedziałem.
- Dlaczego ja?- powiedział zdziwiony. No tak, zapomniałem, że nadal nie przyznali się do tego, że są razem.
- No dobra to ja pójdę. - powiedziałem, bo nikt inny się nie odważył.
Zapukałem do drzwi, które po chwili lekko się uchyliły.
- Czego chcesz? Mówiłam, że nie jadę.
- Chcę pogadać. Wpuścisz mnie?- w odpowiedzi usłyszałem tylko głębokie westchnięcie i drzwi się otworzyły. Wszedłem do środka. Rozejrzałem się. W pokoju było ciemno, tylko jedynym źródłem światła, był stary komputer,  jeszcze z jej starego mieszkania.  Usiadłem na jej łóżku, a ona na krześle twarzą do mnie.Zapadła chwila ciszy.
- To o czym chciałem porozmawiać? jeśli masz zamiar mnie namawiać, to możesz od razu wyjść.
- Dlaczego nie chcesz z nami jechać?
- Bo, gdy sobie pojedziecie, będę miała trzy dni luzu, a zwami tylko bym się męczyła.- Harry przy niej nie wspomniał, że bez niej nie jedziemy.
- Masz wybór, męczyć się z nami tutaj, albo tam. Bez ciebie nie jedziemy. To głównie z twojego powodu tam jedziemy.
- Z mojego?- spytała zdziwiona.
- Widzisz media za wszelką cenę chcą czegoś co by nas upokorzyło, zniszczyło, zmiażdżyło. Czegoś co by nas pokonało i z czego mieli by materiał na plotki na wielki  skandal.
- I to ja miałabym być tym skandalem?
- Tak. Jesteś nieznaną dziewczyną, która pobiła naszą fankę, która może łatwo palnąć jakieś głupstwo, zachować się nieodpowiednie, jesteś po prostu dziewczyną, nienauczoną  do bycia popularną. Łatwy kąsek dla mediów. 
- Zadawaliby mi podchwytliwe pytania i tak dalej?
- Dokładnie. Mamy wielką ochotę się zabawić, poimprezować, popływać na plaży, ale jednocześnie boimy się, że powiesz coś nie tak i wszystko zepsujesz. Naprawdę nie mogłabyś z nami polecieć? Może dla ciebie, też byłby to odpoczynek . Może spotkałabyś kogoś fajnego czy coś.  Przecież nie musisz trzymać się cały czas nas, powiedz tylko na wizji to co my chcemy.
- Sama nie wiem. Dawno już nie widziałam  Olivki.
- Trzy dni ją nie zbawi.
- No dobra. - zgodziłą się.
- Tak! Dziękuję!
- Poczekaj jeszcze. Ja też chciałabym jeszcze z tobą o czymś porozmawiać.- powiedziała wstając z krzesła.
- O czym?
- Chciałabym dowiedzieć się...- cichymi krokami zbliżała się do drzwi.- czy twoi koledzy...- już miała rękę na klamce- nauczą się nie podsłuchiwać?!- ostatnie wyrazy prawie krzyknęła otwierając drzwi.  Cała czwórka stała przy drzwiach, z minami jakby nie wiedząc co się dzieje.
- Myślę, że ciekawość to nieodłączna część człowieka.- powiedziałem.
- I pierwszy stopień do piekła.- spojrzała na nich.- Idźcie się pakować jak na tą 10.00 mamy wyjechać, a nie podsłuchujecie innych.- oni się rozeszli, ja rzuciłem jeszcze tylko uśmiech do Roxy i także wyszedłem do swojego pokoju. Poszedłem się pakować.  Wziąłem pięć par szortów, dwie pary długich, kilka bluzek, z cztery pary butów oraz te w których pojadę, bielizna,kąpielówki, kosmetyki i jakieś przydatne rzeczy jak ładowarka, słuchawki, książka. Gdy byłem już spakowany, poszedłem się myć,a potem spać. Ranek minął nam bardzo szybko, połowa zaspała w tym ja. O dziesiątej wpakowaliśmy się do busu i pojechaliśmy na lotnisko.  Czekaliśmy trochę na samolot, później odprawa i pierwszą klasą do Los Angeles. Lot, krótki nie był, bo około 12 godzin spędziliśmy w samolocie. Połowem przespałem, a drugą spędziłem się na śmianiu z kiepskich żartów Stylesa i innych. W końcu dotarliśmy. Do hotelu pojechaliśmy dwoma taxówkami, bo w jednej byśmy się nie zmieścili. Ja pojechałem z Harrym i Niallem, a Roxy z Liamem i Zaynem. Po godzinie jazdy dotarliśmy na miejsce. Ogromny budynek, a za nim prywatna  plaża i niekończąca się woda. Dziwnie się czułem przez zmianę czasu, nawet jeśli często podróżuję. W Londynie byłaby teraz około 23.00, a tutaj jest 15.00 tego samego dnia. To tak jakbyś się trochę cofnął w czasie.
- Każdy ma osobny pokój?- spytała Roxy. Nie wyglądała najlepiej, to był chyba jej pierwszy lot i ciężko to zniosła.
- No, a jak myślałaś?- zaśmiał się Harry.- Kto by chciał dzielić z tobą te same pomieszczenie...
- Madonna wiesz?- dziewczyna wywróciła oczami.
Czekaliśmy, w holu, aż ktoś nas obsłuży.
- Dzień dobry. Mam na imię Charlotte i oprowadzę was po budynku.- powiedziała starsza blondynka podchodząc do nas. Po chwili podeszło kilku mężczyzn i zabrali nasze bagaże.- Proszę za mną.- powiedziała niebieskooka  i poszła w stronę windy, a my za nią. Na szczęście miejsca było dużo i nie musieliśmy się ściskać.- Wasz apartament zajmuję całe 6 piętro.- powiedziała i wcisnęła guzik z liczbą "6".- Każde z was ma swój własny pokój z balkonem, a na dwa pokoje przypada jedna łazienka. Jest też salon, siłownia i wyposażona kuchnia.  Posiłki możecie zamawiać prosto do pokoju specjalnym telefonem w każdym z pokoi oraz zgłaszać przez niego wszystkie niedogodności i problemy.  Na parterze jest kilka sklepów, basen oraz wypożyczalnia sprzętów wodnych, potrzebnych do dobrej zabawy na plaży, reszta pięter to inne apartamenty. Każdy apartament otwiera się na kod. Ustalimy go na miejscu.- powiedziała i zamilkła. Po chwili usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk i otworzyły się drzwi. Weszliśmy do czegoś w rodzaju klatki schodowej, były tam drzwi do naszego apartamentowca i schody ewakuacyjne. Podeszliśmy do drzwi.
- A teraz ustalimy kod, powiedziała i kliknęła na kilka przycisków w tak jakby małym "pudełeczku" zawieszonym na ścianie przypominający te w którym wpisuję się pin, aby zapłacić kartą w sklepie.- Jakieś propozycje co do cyfr? Musi być ich cztery.
- No to może "6969".- powiedział Harry.
- Mówisz serio?-  spytała Roxy.
- Dobra, nie mam chęci słuchać waszej sprzeczki.- zareagowałem.- Niech będzie taki kod i tyle.
- No dobrze.- powiedziała Charlotte i wpisała liczby. Od teraz, aby wejść wpisujecie je, a potem naciskacie  na zielony. Jasne?- kiwnęliśmy głową na tak. Weszliśmy do środka. Jednym słowem-wow.  Pierwsze co zobaczyłem to kuchnia połączona z jadalnią i salonem. Jedno wielkie pomieszczenie. Duże okna, pod podłogą coś w rodzaju strumyków z wodą i kamieniami, wielka plazma i duża kanapa z fotelami oraz stolik, stół dla przynajmniej dwunastu osób i kuchnia z dwudrzwiową lodówką. Nawet ja Louis Tomlinson nie jestem przyzwyczajony do mieszkania w takich luksusach.
- O patrzcie nasze pokoje są podpisane!- powiedział Niall z zachwytem. Fakt nasze pokoje były podpisane. Prowadził do nich korytarz. Konstrukcja była dziwna.  Po obu stronach były po trzy pokoje ponumerowane od 1 do 6. Po lewej stronie był pokój "1", który należał do Liama on miał łazienkę z Roxy, której pokój miał numer "2". Po prawej stronie dwa pierwsze pokoje zajmowali Zayn numer "4" i Louis numer "5", oni, także mieli łazienkę razem, a dwa ostatnie pokoje o numerze "3" należał do Harrego i numer "6" należał do Nialla i  mieli wspólną łazienkę. Wszedłem do swojego pokoju-wyglądał nieźle.  Zółte ściany, duże łóżko,szafka nocna, biurko, szafa, wyjście na balkon, kilka obrazów i sofa ze stolikiem. Włożyłem walizkę w całości do szafy... nie opłacało się jej rozpakowywać. Wyszedłem na korytarz... zobaczyłem jak Niall idzie do Roxy,  która siedziała na sofie w salonie. Ja usiadłem na fotelu obok nich.
- O czym gadacie?- spytałem.
- Niall chce, abym zamieniła się z nim pokojem.- powiedziała.
- Dlaczego?- spojrzałem na niego. Nie odpowiedział.
- Roxy błagam.- mówił do niej.
- Nie ma mowy. Myślisz, że jestem głupia? Mam dzielić łazienkę z moim wrogiem numer jeden?- powiedziała tracąc cierpliwość.
-  No proszę. Oddam ci swojego laptopa, co ty na to?- zachęcał dalej.
- No nie wiem.- wahała się.
- Będziesz miała mnóstwo okazji by zrobić mu psikusa i się na nim odegrać.- kontynuował.
- Zgoda.- powiedziała.- Ale przenosisz moje bagaże sam.
- Dobra. Już lecę.- wybiegł.  Poszedłem za nim i spotkałem go, gdy wynosił jej walizkę z pokoju.
- Czemu tak bardzo chcesz się zamienić?-spytałem.
- Po pierwsze znając Harrego chciałby mi podjadać jedzenie, to mu trochę utrudni sprawę, po drugie z niego jest straszny bałaganiarz, a ja wolałbym nie zobaczyć jego skarpetki na mojej szczoteczce do zębów, po trzecie, chcę się wyspać, a jak on znajdzie sobie jakąś laskę to kto wie, co będą robili w łazience czy tam w pokoju, albo jak się upije to najprawdopodobniej wparuje do mojego pokoju.  Mam ochotę spędzić na luzie te mini wakacje i nie chce się męczyć przez niego.
- Jest aż tak źle?- powiedziałem zdziwiony. Fakt wszystko co powiedział mogło się zdarzyć, ale nie zawsze.
- Kocham Harrego jak brata, ale te trzy dni chce spędzić najlepiej jak mogę. - powiedział po czym wyniósł jej walizkę, a po chwili wniósł swoją. Poszedłem do Harrego.
- Hej.- powiedziałem wchodząc do jego pokoju.- Mam dla ciebie świetną wiadomość.- powiedziałem.
- A ja mam pytanie, wychodzisz ze mną na imprezę w nocy?
- No spoko.
- To jaka jest ta świetna wiadomość?
- Masz nowego sąsiada, a raczej sąsiadkę. Dzielisz łazienkę z Roxy.
- Że co?!- wydarł się Styles.
- No, Niall zamienił się z nią.
- Mówisz poważnie?- pytał nie dowierzając.
- Chcesz to sam sprawdź. Jest tam jej walizka.- uśmiechnąłem się. Wstał i wszedł do łazienki. Każda łazienka miała dwie pary drzwi. Otworzył jedne, otworzył drugie, wszedłem za nim.
- Mógłbyś chociaż pukać jak wchodzisz pacanie!- krzyknęła. On trzasnął drzwiami, jednymi, potem drugimi.
- No trudno.- powiedział.- Nie mam zamiaru, żeby zepsuła mi tutaj wypoczynku.
- Wywiad jest jutro, więc rób tak, żeby jakoś się pozbierać z tej dzisiejszej nocy.
- Przecież mnie znasz. Jak się bawię to na całego.
- W sumie tak, ale mógłbyś zrobić wyjątek.- powiedziałem i wyszedłem. Poszedłem do siebie. Przebrałem się w jakieś świeże ciuchy, po czym zjechałem windą na dół. Postanowiłem się przejść na plażę.  Nie trudno było się domyśleć którędy droga. Serio, co kilka metrów była tabliczka. Wyszedłem tylnym wyjściem hotelu i przede mną rozciągnęła się ścieżka z drewnianych krążków, poszedłem kilkanaście metrów i już byłem na plaży. Zdjąłem buty piasek był gorący, ale przyjemny no i jeszcze zapach słonej wody, rozciągającej się aż za horyzont. Piękny widok.  Zadzwoniłem do Eleanor, gadałem z nią ze dwie godziny.  Potem wróciłem do hotelu i zacząłem szykować się do imprezy.



*Oczami Roxy*

Wyszłam na miasto ubrałam się w to. Było ciepło. Pochodziłam trochę rozglądając się po sklepach i tak dalej. W końcu usłyszałam muzykę. Impreza? Czemu nie. Weszłam do środka budynku. Większość tańczyła, bo DJ zapodawał nawet dobrą muzykę. Podeszłam do baru mi zamówiłam sobie drinka na rozgrzanie. Już prawie go kończyłam, gdy barman podesłał mi drugiego.
- Z przesłaniem od tamtego gościa.- powiedział i wskazał mi osobę, która zafundowała mi napój. Pomachał mi. Wzięłam szklankę i podeszłam do niego.
- To twój sposób na podryw?-powiedziałam głośno, bo ledwo było słychać cokolwiek.
- Jak widać działa skoro tu przyszłaś.- powiedział brunet o czekoladowych oczach.- Zatańczysz?- duszkiem wypiłam drinka i poszłam z nim zatańczyć. Nigdy nie interesowałam się tańcem, więc mój wyglądał dosyć przeciętnie, w sumie to bardzo rzadko tańczę. Po pierwsze nigdy nie mam z kim, po  drugie zawsze mam wrażenie, że tańczę jak by mi ktoś w nogi z pistoletu strzelał.
- Jak ci na imię?- spytał.
- Nie musisz wiedzieć!
- Ale chce!
- Roxy, a tobie?
- Patrick. Mieszkasz niedaleko?- spytał.
- Jestem tutaj na trzy dni, ogólnie mieszkam w Londynie.
- Tak mi się właśnie zdawało, że masz brytyjski akcent.
- Aha.- przetańczyliśmy jeszcze trzy piosenki.
- Chodźmy się napić.- powiedział. Poszliśmy do baru. Zamówiliśmy sobie po drinku i gadaliśmy o jakiś bzdetach.
- Serio twoja mama zdradziła twojego ojca z mężem sekretarki, z którą on ją zdradzał?
- No. Dziwne co nie?
- Nom.Poproszę jeszcze  jednego drinka.- zamówiłam.
- Czym zajmujesz się na codzień?- spytał.
- Sprzątam dom piątki dzieciaków, za karę. A wiesz dlaczego? Bo jestem złą dziewczynką.- powiedziałam i pocałowałam go namiętnie,a on to odwzajemnił. Obmacywaliśmy się z jakieś piętnaście minut, aż podszedła do nas jakaś blondynka. Spojrzał na nią z przerażeniem.
- Z nami koniec!- krzyknęła i strzeliła mu w twarz. 
- Bierz go sobie. To zwykły zboczeniec!- zwróciła się do mnie, po czym odeszła. Spojrzałam na niego, a on mnie pocałował. Ugryzłam go.
- Chyba jaja sobie robisz.- powiedziałam i przywaliłam mu z pięści w nos. Zabrałam szklankę z drinkiem i usiadłam kilka metrów dalej. Zamówiłam wypiłam jeszcze dwa drinki. Naszła mnie ochota, by zrobić coś szalonego. No i zrobiłam, jako trzeźwa osoba nigdy bym tak nie postąpiła, no, ale pod wpływem alkoholu, ogólnie to za dużo nie myślałam. Miałam na coś ochotę to to realizowałam. Weszłam na bar i zaczęłam tańczyć. Facetom się podobało, bo zaczęli gwizdać i gapić się na mnie. Po chwili dołączyły do mnie jakieś dwie dziewczyny, więc zwróciłyśmy na siebie jeszcze większą uwagę. Po jakiś dwudziestu minutach zmęczyłam się i zeszłam z blatu, najpierw na krzesło, a potem już plackiem na podłogę. Ałł. Przewróciłam się na plecy, a po chwili ktoś podał mi rękę. Pomógł mi wstać, a następnie mnie pocałował. Ludziom odbija po alkoholu. Nawet nie widziałam jego twarzy, ale całował nieziemsko. Mieliście kiedyś wrażenie, że ta chwila była już zaplanowana, idealna jakby przypisana przeznaczeniu? Ja właśnie tak się czułam. Odwzajemniłam pocałunek, ale osoba szybko go przerwała. Zakrył usta ręką, rzucił mi tylko spojrzenie i zniknął w tłumie.
-Muszę się napić, bo zaczynam wariować.- powiedziałam sama do siebie i podeszłam do baru.
Ciekawe kto to był. Rozejrzałam się z nadzieją, że może go zobaczę, ale zamiast tego zobaczyłam niestety Harrego. Usiadł obok mnie, przez chwilę patrzałam na niego.
- Nie gap się, wiem, że jestem zajebisty.- powiedział uśmiechając się złośliwie.
- Chciałbyś.- powiedziałam popijając drinka.
- No dalej przyznaj się, masz na mnie ochotę.- powiedział śmiejąc się, ja tylko puściłam mu spojrzenie typu "Ty tak serio?". Przybliżył się do mnie, powoli, patrząc mi w oczy,a ja w jego. Miał piękne zielone tęczówki. Lekko się uśmiechnął po czym musnął moje usta, spojrzałam na niego po czum odsunęłam się.
- Widzisz to na mnie nie działa.- powiedziałam. Ten pocałunek, był dziwny, może nie tyle dziwny co niezwykły. To on podał mi rękę, gdy upadłam po moim tanecznym występie, byłam tego pewna na 100%. To uczucie znowu się powtórzyło. 
- Podejście drugie.- powiedział i zamiast delikatnego muśnięcia zaczął namiętnie całować, więc albo był naprawdę upity, albo chciał za wszelką cenę pokazać mi, że może mieć każdą, możliwe też, że jedno i drugie. Odessałam się od niego.
- To co wracamy do hotelu?- spytałam.
- Dzwonie po taksówkę.- puścił mi oczko i wybrał numer w telefonie. Ja zamówiłam jeszcze cztery drinki- dwa dla niego i dwa dla mnie. Wypiliśmy je i wyszliśmy, trzymając się za ręce z klubu. Weszliśmy do taxówki stojącej przy nim. 
- Do hotelu "Shangri-La" powiedział Harry, po czym usiadłam na jego kolanach i ponownie zaczęliśmy się całować. Nawet nie zauważyliśmy, gdy byliśmy na miejscu. Harry wyciągnął z kieszeni banknot i dał go kierowcy.
- Reszty nie trzeba.- powiedział i zaśmiał się jak głupi. Wbiegliśmy do środka, a potem do windy. Wcisnęłam guzik na szóste piętro, a po chwili zostałam przyparta do ściany. Harry był ode mnie większy i silniejszy, więc nawet gdybym chciała to nie mogłabym mu uciec, nie tak pijana.  Zaczął całować mnie po obojczyku, a jego ręce przeniosły się na moje pośladki.
- Widzisz, a jednak i ty dałaś się namówić.- powiedział z uśmiechem na twarzy przerywając serię gorących pocałunków.
- Nie prawda. W każdej chwili mogę to przerwać.- powiedziałam.- To raczej dowód, że ty nie możesz się mi oprzeć.
- Przynajmniej umiem się do tego przyznać, a nie okłamuję samego siebie.
- Uważasz, że nie powiedziałąm prawdy?- spytałam lekko dysząc.
- Tak.
- No to patrz.- odepchnęłam się od niego i stanęłam po drugiej stronie windy, nawet po alkoholu moja duma była silniejsza, od moich zachcianek.  Zapadła cisza, którą przerwał dzwonek, że przejechaliśmy już cztery piętra. Oparłam się plecami o ścianę i patrzyłam na Harrego, a on na mnie. Nie uśmiechał się, zacisnął pięści. Nie wytrzymałam, miałam ochotę na więcej.
- No dobra, przyznaję się.- powiedziałam całując go i zanurzając palce w jego włosach. Po chwili dojechaliśmy na szóste piętro. Wpisał kod, po czym cicho pobiegliśmy do jego pokoju. Żadne z nas nie chciało, aby inni się dowiedzieli. Ja położyłam sie na jego łóżku, a on zadzwonił po alkohol, który przyjechał po pięciu minutach. My w tym czasie zdążyliśmy rozebrać się do bielizny. Zrobiliśmy sobie drinki i usiadliśmy na łóżku.
- Dlaczego my się tak właściwie nienawidzimy?- spytałam.
- Nie wiem.
- Ja chyba dlatego, że najpierw wpakowałeś mnie w te odpracowywanie, a potem jeszcze okazałeś się głupim debilem.
- A ja chyba dlatego, że się na tobie zawiodłem.
- Na mnie?
- Widzisz, moja pierwsza miłość była z wyglądu praktycznie identyczna i dlatego wymyśliłem, abyś musiała odpracować karę u nas, w tedy mógłbym cię poznać. Ale szybko okazałaś się wredną żmiją, no i jakoś samo tak wyszło.
- Ta. Dobrze, że jutro niczego nie będziemy pamiętać.
- A ty czemu się nie uśmiechasz ? Przez faceta?
- Nie. Facetów miałam od zawsze pod dostatkiem, na większości mi naprawdę zależało, niektórzy mnie zranili, ale żaden nie był dla mnie aż tak ważny.- zamilkłam na chwilę.- Od trzynastu lat mam żałobę po rodzicach, od jedenastu po wujkach, a od pięciu lat po najlepszej przyjaciółce, dlatego noszę czarne ubrania. 
- A dlaczego się nie uśmiechasz?
-  Moi rodzice zginęli na moich oczach i wiesz do samego końca się uśmiechali, więc jak ja mogłabym się uśmiechać na codzień. Uśmiech kojarzy mi się tylko z nimi, z chwilą, w której umierają. Ale nie gadajmy już o tym. - duszkiem wypiłam napój ze szklanki.  Ponownie zaczęliśmy się całować. Ja włożyłam rękę do jego bokserek, a on odpiął mój stanik. Nie miał z tym żadnego problemu. Położył się na mnie, a ja odpłynęłam.


_________________________________________________________________

Lubię komentarze, ale chyba nie pod tym rozdziałem. Normalnie masakra. Prawda? 
Męczyłam, się i męczyłam z tym rozdziałem, a i tak krótki i beznadziejny.  Pisałam i piszę w tej chwili go na wyjeździe, gdzie zamiast monitora mam plazmę i okropnie się przegląda internet.  Nie wstawiam zdjęć, bo nie mam jak. 
Pozdrawiam :)  
 

niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 12. Cholera. Śniło mi się, że spotkałam Bena, upiłam się i....

*Oczami Roxy*

"Boże, co za głupek...."- pomyślałam i otarłam łzy z twarzy. Tak się wkurwiłam, że muszę zapalić. Sprawdziłam kieszenie. Zero kasy, tylko telefon, słuchawki i gumka do włosów. 
-No to wróciliśmy na stare śmieci.- powiedziałam sama do siebie.
- Przepraszam, w którą stronę do centrum miasta?- spytałam pierwszego napotkanego mężczyznę.
-Idź tą ulicą przez jakieś pięć minut, potem skręć w większą ulicę i idź  nią, aż do centrum.
- Dziękuję.- ruszyłam  wyznaczoną drogą. Po kilku minutach faktycznie doszłam na duży rynek, gdzie był tłum ludzi. Idealne warunki. Wyhaczyłam jakiegoś dobrze ubranego mężczyznę, który wyglądał na bogatego- garnitur, teczka i tak dalej. Szłam w jego kierunku udając, że piszę sms'a.  Wpadłam na niego, tak jak planowałam, zwinnymi, wyćwiczonymi palcami wyciągnęłam portfel z jego marynarki.
- Przepraszam. Zagapiłam się.
-Nic nie szkodzi.- odpowiedział i poszedł dalej. Ja także ruszyłam pewnym krokiem przez tłum i usiadłam na ławce.  Zajrzałam do nowo zdobytego portfela. Nieźle, znalazłam trzy stówy. Wyrzuciłam portfel, poszłam do najbliższego sklepu i kupiłam paczkę papierosów. Zapaliłam jednego i zaczęłam szukać jakiegoś pubu. Pochodziłam po mieście z dobre pół godziny, aż go znalazłam. Nic nadzwyczajnego. Nieduży lokal, przy jednej ze ścian bar, przy innej stół do bilarda, po środku parę stolików i krzeseł oraz pełno badziewnych przedmiotów. No i w powietrzu zapach dymu i alkoholu. Usiadłam przy barze, a po chwili podszedł do mnie facet. Otworzyłam szeroko oczy.
-Ben?- spytałam z przerażeniem w oczach.
- Proszę, proszę kogo my tu mamy....- tak to zdecydowanie był ten Ben, którego znałam. Od naszego ostatniego spotkania trochę się zmienił. Twarz trochę postarzała i przybyło na niej trochę blizn, zapewne od bójek. Najbardziej rzucała się w oczy, duża blizna obok lewego oka.  Oprócz tego zapuścił sobie jeszcze brodę i dorobił kilka tatuaży.
- Dawno się już to nie widzieliśmy.- powiedziałam.
- Odkąd przespałaś się ze mną i okradłaś mnie.
- Aleś ty jesteś pamiętliwy.
- Zwinęłaś mi 200 funtów.
- Dobra no... Masz- powiedziałam kładąc pieniądze na blat przed nim.- Traktujmy tamto jako drobną pożyczkę. Spłacam dług.- z takimi jak on lepiej nie zadzierać. Wolałam mu to oddać, niż mieliby mnie ścigać jego pachołkowie.
- No i witam w moim pubie. Miło cię znów widzieć.- powiedział uśmiechając się, głównie ze względu na odzyskane pieniądze-Co tam u ciebie słychać?
- Gorzej niż zwykle.- odpowiedziałam-Musze się dostać do Londynu.
- Mój kolega jedzie tam za trzy dni. Zabierze cię, ale...
- Ale?...- czemu zawsze musi być jakieś "ale"?
- Będziesz musiała na niego uważać, to niezły zboczeniec.
- I kto to mówi. Ile muszę mu zapłacić?
- Kup mu piwo, to wystarczy.
- A gdzie go znajdę?
- Po prostu przyjdź tu za trzy dni o 16.00.
- Dobra. Niedziela 16.00.
- Tylko się nie spóźnij.
- Yhmm. Nalej mi coś mocnego.- po chwili dostałam mocniejszego drinka. Wypiłam go w kilka sekund i zamówiłam następnego. Samo siedzenie jest strasznie nudne. Zabrałam ze sobą trzeciego drinka i poszłam zagrać w bilard. Odstawiłam szklankę na inny stolik i wzięłam kij. Po chwili do stołu podszedł jakiś facet. Był mojego wzrostu czyli około 175 cm, szatyn o błękitnych oczach. Zaczęliśmy grę, nic nadzwyczajnego. Szliśmy łeb w łeb. Gdy przymierzałam się do uderzenia, ktoś klepnął mnie w tyłek. Spojrzałam na niego, po czym się na niego rzuciłam. Był on już po 40-stce. Złapałam za  długie, brązowe włosy i przewróciłam go na podłogę. Nie było to trudne, bo był już nieźle wstawiony. Uderzyłam go kilka razy, on mnie też, a po chwili zaczęli się bić inni, a właściwie połowa z wszystkich zebranych. Norma w takich miejscach. Wyszłam z całej gromady walących się mężczyzn i dopiłam drinka. Usiadłam sobie i zamówiłam coś do jedzenia i piwo do popicia. W trakcie, gdy ja jadłam, tamci się uspokoili. Takie potyczki sprawiały, że każdy kto się zmęczył szedł się napić i o to przy barze było już mnóstwo ludzi. Nie lubię takiego tłoku. Zaczęłam sobie coś nucić, a po chwili Ben zaproponował, żebym zaśpiewała- odmówiłam rzecz jasna. Po chwili cały lokal krzyczał " Śpiewaj!"
- Nic  z tego!- krzyknęłam.
- A jak bym ci oddał stówę, to zabawiłabyś chłopców?- spytał Ben.
- Emmm da się zrobić.- położył banknot obok mojej reki. Schowałam go do kieszeni, po czym weszłam na coś w rodzaju sceny. Podłączyłam komórkę do urządzenia i puściłam jakąś piosenkę. Pomachałam trochę tyłkiem, usiadłam na kolanach kilku mężczyzn i w ten sposób odzyskałam 100 funtów.  Wypiłam jeszcze jednego, może dwa, albo trzy drinki i film mi się urwał.

- Cholera. Śniło mi się, że spotkałam Bena, upiłam się i....- powiedziałam otwierać oczy- O kurwa. To nie był sen.- leżałam naga w łóżku obok jakiegoś kolesia, a dokładnie tego z którym grałam w bilard. Już zapomniałam jak to jest budzić się u obcego faceta w łóżku. Pozbierałam rzeczy z podłogi i ubrałam się. Facet tak mocno spał, że syrena policyjna nad uchem, by go nie obudziła, w dodatku okropnie chrapał. Zajrzałam do łazienki. Załatwiłam się i przemyłam twarz wodą . Spojrzałam w lustro i przestraszyłam się sama siebie. Miałam niezłą śliwę przy prawym oku, rozciętą górną wargę i zaschniętą krew przy nosie. Najwidoczniej przy bójce trochę się poobijałam. Oprócz zmasakrowanej twarzy, było jeszcze parę siniaków na ramionach. Wytarłam twarz i sprawdziłam czy mój telefon, słuchawki i pieniądze jeszcze są.  Już wychodziłam z mieszkania, gdy zauważyłam portfel w przedpokoju. Wyciągnęłam gotówkę i wyszłam. Poszłam do knajpki, kilka budynków dalej, gdzie kupiłam sobie śniadanie i paczkę papierosów, tamtą abo zgubiłam, albo mi ktoś ukradł, ostatecznie sama wypaliłam.  Potem popytałam się trochę ludzi i znalazłam aptekę. Musiałam koniecznie kupić tabletkę przeciwbólową inaczej nie dotrzymałabym do popołudnia. Połknęłam jedną, a resztę  schowałam do kieszeni. Spacerowałam po mieście. Zapaliłam sobie papierosa. Chciałam posłuchać muzyki, ale gdy tylko spojrzałam na telefon okazało się, że mam 33 nieodebrane połączenia od Zayna i kilka sms'ów.  Nie chciało mi się ich czytać, więc je od razu usunęłam. Podłączyłam słuchawki i puściłam piosenki. Pogoda była coraz ładniejsza. Słońce zaczęło lekko doskwierać, a zwłaszcza, że byłam ubrana cała na czarno, a dokładniej w to. Zastanawiałam się co mogłabym porobić. Postanowiłam się trochę przejść. W sumie miła odmiana nie musieć sprzątać, gotować i urzerać się z nimi, a już zwłaszcza z Harrym. Po chwili po raz 34 zadzwonił do mnie Malik. Odebrałam.
- Nic mi nie jest. Nie dzwoń do mnie.- rozłączyłam się. Gdyby zaczął zadawać mi pytania szlak by mnie trafił.
Była już godzina 15.34. Poszłam na obiad, ale bardziej z nudów, niż z głodu. Zamówiłam sobie frytki i kawę.  Po chwili dosiadł się do mnie facet z którym się przespałam.
- Cześć- powiedział, a ja jadłam dalej - Jestem John, bo pewnie nie pamiętasz.
- Masz rację nie pamiętałam i wcale nie chciałam pamiętać.
- A ty masz na imię Rose?- zakrztusiłam się kawą.
- Kto ci tak powiedział?
- No ty...
-Musiałam za dużo wypić. Czy ja wyglądam na dziewczynę, której imię oznacza kwiat symbolizujący miłość? W ogóle jak można dać tak komuś na imię?
- No nie wiem.... To jak masz na imię?
- Skoro już musisz wiedzieć, to mam na imię Roxy.
- Więc Roxy, miałabyś ochotę wyjść gdzieś dzisiaj wieczorem?
- Że niby na randkę?
- No tak,ale nie do końca.
- Nie.- powiedziałam stanowczo.
- Czemu?
- Bo za jakieś 48 godzin i 36 minut wyjeżdżam do Londynu.- powiedziałam spoglądając na godzinę.- To po pierwsze, po drugie nie szukam faceta, a po trzecie nie jesteś w moim typie.- swoją wypowiedź popiłam łykiem kawy.
- Słyszałam jak wczoraj śpiewałaś i miałem też nadzieję, że porozmawiamy trochę o interesach. Jestem John Turner. Prowadzę firmę promującą gwiazdy, mam własne studio nagraniowe.
- Co więc taki człowiek, zapewne bogaty, ze znajomościami robił w takim miejscu jak pub u Bena?
- Dowiedziałem się, że moja dziewczyna miała romans i zerwaliśmy, poszedłem się napić i spotkałem ciebie.
- Po czym się ze mną przespałeś, gdy ja byłam nieświadoma rzeczywistości.
- Ja też trochę wypiłem i do końca nie pamiętam jak to było. Masz tutaj moją wizytówkę, gdybyś jednak zmieniła zdanie.
- Taa jasne.- schowałam karteczkę do kieszeni, odniosłam talerz i filiżankę i wyszłam z budynku. Co można jeszcze porobić w obcym mieście, bez dachu nad głową? Gdybym była chociaż w Londynie znałabym miasto, może nawet spotkałabym starych znajomych, ale tutaj?
- Co nie masz co ze sobą zrobić?- spytał John, także wychodząc z budynku.
- No tak jakby.- przyznałam się.
- Choć do mojego mieszkania. Będziesz mogła się wykąpać, obejrzeć TV i przenocujesz na kanapie.
- Bez seksu?- spytałam.
- Bez.- zaśmiał się.
- A jedzenie?
- Lodówka jest twoja.
- Za darmo?
- Oczywiście.
- Mogę palić?
- Na balkonie.
- No dobra.
- Ale obiecaj, że przemyślisz moją propozycję.
-Yhmm.- kiwnęłam głową. Poszliśmy do niego. Mieszkanie było na pierwszym piętrze z łatwością mogłam uciec, a poza tym z nie wiem jakiego powodu, ale miałam do niego zaufanie.  Było dosyć duże, na pewno większe od mojego, wynajmowanego poprzedniego mieszkanka. Te składało się z salonu, kuchni, sypialni, łazienki i chyba jakiegoś gabinetu. Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniach. Każde było nowocześnie, profesjonalnie urządzone, rano za bardzo nie zwracałam na to uwagi. Kuchnia była połączona z salonem w białym kolorze z czarnymi akcentami, sypialnia miała zielone ściany i wielkie łóżko oraz mnóstwo obrazków i zdjęć, a na komodzie radio, kwiaty i książki.
- Podoba się?- spytał stojący za mną John.
- Tak. Jak długo byliście razem?- podeszłam do półki nocnej, na której było ich zdjęcie.
- Około trzech lat.
- To długo. Moje związki kończyły się po trzech miesiącach, albo dniach.
- Wiesz czasami jak się jest czegoś zbyt pewnym to nie zwraca się temu uwagi, dopóki się tego nie straci. Innymi czasy możemy czegoś nie chcieć, nie potrzebować, a samo się pojawia.
- O tym, ze świat jest popieprzony to wiedziałam od dziecka jeśli o tym mówisz. - poszłam przyjrzeć się salonowi. Czarna sofa, plazma na ścianie, dużo pamiątkowych zdjęć, sporo książek i kolekcja filmów, a w rogu doniczka z  jakąś ozdobną roślinką no i wyjście na balkon. Usiadłam na sofie, byłam mocno zmęczona, cały dzień pobolewała mnie głowa i było mi niedobrze, pół nocy nie przespałam, a pół dnia łaziłam po mieście.
- Gdzie są ręczniki? Chciałabym się wykąpać.
- Są w łazience w białej szafce naprzeciw umywalki.- Weszłam do łazienki i wszystko sobie uszykowałam. Dokładnie się wykąpałam. Kąpiel z pianą jest idealna po ciężkim dniu. Wyszłam z wanny, wysuszyłam włosy. W półce znalazłam nie tylko ręczniki, ale także jakąś koszulkę Johnego,- ubrałam ją, no i majtki oczywiście.
- Zrobiłem kolację!- usłyszałam.
- Idę!- rozczesałam włosy i wyszłam- Ubrałam twoją koszulę, chyba się nie obrazisz?- powiedziałam wchodząc do kuchni. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Tą samą koszulkę ubierała Emma, moja była dziewczyna.
- Jeśli chcesz mogę ją przebrać.
- Nie, nie. Ładnie ci w niej.
- No okej. Zjem i jeśli mogę to idę spać.
-  Yhmm. Przyniosę ci koc i poduszki.
- A tak w ogóle dzięki za wszystko.- zjedliśmy i poszłam spać. Obudziłam się wcześnie około 5-tej nad ranem. Złapałam Wi-Fi, przejrzałam różne nowości. W tym hejty pod moim adresem na twitterze.  Chodziło o tą rudą. Nie no spoko, dziewczyna miała prawo w końcu ją nieźle poturbowałam. Na zdjęciach wyglądała jakby ją samochód potrącił. Teraz w sumie trochę ją przypominałam, mianowicie także miałam podbite oko, rozciętą wargę i tak dalej. Poszłam do łazienki, przebrałam się w swoje rzeczy, po czym zrobiłam sobie śniadanie. Dochodziła już siódma. Posprzątałam po sobie, umyłam naczynia, chciałam schować koc tam skąd wyciągnął go wczoraj John. Gdy wkładałam go zauważyłam jedno zdjęcie na półce. To byłam ja i on. Zdjęcie sprzed czternastu lat. Co prawda nie pamiętałam kim on dla mnie był, ale zamierzałam się tego dowiedzieć. Położyłam się na sofie i tak sobie leżałam z dobre trzy godziny, aż w końcu wstał. Ubrał się, zjadł śniadanie.
- Jak ci się spało na kanapie?- spytał, gdy oboje siedzieliśmy przy stole.
- Dobrze. John?
- Tak?
- Możesz mi powiedzieć co to za dziewczynka jest z tobą na zdjęciu w salonie?
- To zdjęcie z przed około piętnastu lat... O ile dobrze pamiętam to rodzice tej małej przyjaźnili się z moimi rodzicami, przez co dużo czasu spędzaliśmy razem,a czemu pytasz?
- A tak jakoś. Kogoś mi przypomina.
- Swoją drogą, ciekawe co u niej słychać...- zamyślił się.
- Taa. Wiesz ja już spadam. Jeszcze raz dzięki za wszystko, może jeszcze kiedyś się spotkamy. Pa.- powiedziałam i wyszłam, ale John wyszedł za mną.
- Poczekaj!- krzyknął.
- Co?
- Pożyczę ci książkę, gdybyś się nudziła.- podał mi do ręki dosyć grubą i dużą książkę.
- I że ja mam niby z tym chodzić ? To niezbyt wygodne.
- W sumie fakt. Poczekaj!- cofnął się do domu,a po chwili wrócił z niewielkim plecakiem.- To miał być prezent dla Emmy, ale jej się nie spodobał. Ty go weź, mnie się nie przyda damski plecak.
- Okej dzięki. Włożyłam książkę do środka oraz paczkę papierosów i pudełko tabletek przeciwbólowych. Pieniądze, komórkę i słuchawki wolałam mieć w kieszeni.
Była 10-ta rano, sobota. Miły słoneczny dzień, chociaż trochę duszny. Miałam przypuszczenia, ze będzie padać. Poszłam do tego samego parku, co poprzedniego dnia. Siedziałam na ławce i przyglądałam się ludziom. Jedni biegali, inni chodzili z psami, a jeszcze inni rozmawiali ze znajomymi. Tylko ja nie wiedziałam co mam robić. Postanowiłam przeczytać książkę, którą dostałam. Po kilku minutach opowieść pochłonęła mój umysł. Opowiadała o dziewczynie, która uciekła z domu, po tym jak zmarł jej ukochany i zaczęła się tułać po świecie, dopóki nie spotkała innego. Czytałam dopiero dwie godziny, a  nie przeczytałam nawet połowy. Nic dziwnego skoro książka była pisana maczkiem przez 700 stron.W pewnym momencie zaczęła mnie boleć głowa i kark od czytania. Postanowiłam się przejść i może coś zjeść.  Wyszłam z parku i kilka ulic dalej znalazłam pizzerie. Zamówiłam sobie jedną i do tego coca cole. Po posiłku poszłam do tego pubu u Bena. Spędziłam tam resztę popołudnia. Zostawiłam u niego plecak przy okazji, ale wyciągnęłam z nich paczkę papierosów i tabletki, czułam, ze mogą mi się jeszcze przydać. Kto wie co by się  stało z tym plecakiem, gdyby został ze mną do rana. Ogólnie powtórzyły się wszystkie wydarzenia. Piłam, grałam, piłam jeszcze więcej, śpiewałam i znowu piłam, z tą jedną różnica, że nie obudziłam się u nieznanego faceta w łóżku, a przy drzewie w parku. Osobiście wolę u  nieznanego faceta, a nie na ziemi. Nie obrzydza mnie to, bo zazwyczaj nic nie pamiętam, ale wzamian mam szansę się wyspać na mięciutkim łóżeczku, okraść kogoś, a czasem dostaję śniadanie gratis. To na prawdę bardziej się opłaca.
 Zebrałam się z ziemi. Moje ciało było obolałe. No nic. Zapaliłam papierosa i ruszyłam do knajpki, gdzie poznałam Johnego. Zamierzałam zjeść tam śniadanie. Byłam bardzo głodna. Po zjedzeniu połknęłam tabletkę i popiłam. Dobra mam czas do 16.00, a jest 11.00. 
Tym razem kac był silniejszy, może dlatego, że dzięki Turnerowi, nie piłam do późnej nocy.  Nie miałam siły nigdzie chodzić, a już na pewno nie czytać czy słuchać muzyki. Po prostu siedziałam i nic więcej. Wpatrywałam się w jeden punkt, czułam się trochę jak bym spała z otwartymi oczami. Jednym słowem-przymulałam. Minęło tak z półtorej godziny, aż w końcu podeszła do mnie kelnerka.
- Dobrze się pani czuję? - a gdy się poruszyłam, powiedziała- Zamawia coś jeszcze pani?
- Nie.- odpowiedziałam i wyszłam. Ruszyłam przed siebie. Doszłam do rynku, na którym ukradłam trzy dni wcześniej pieniądze. Usiadłam sobie na ławce, w sumie nie wiem po o akurat tu przyszłam, chyba chciałam wtopić się w tłum.Nie udało się. W niedzielę wiele ludzi tutaj nie było, właściwie prawie nikogo. Nagle ni stąd ni zowąd  przede mną stanęło trzech facetów w czerni... nosz jak z filmu w garniturach i krawatach. Jeden z nich wystąpił z szeregu.
- Roxy?
- Tak.....- powiedziałam niepewnie.
- Pójdzie pani z nami.- Powiedział to z taką powagą, że nawet nie śmiałam pytać czy to żart, tylko od razu brałam się do ucieczki. Wspięłam się na ławkę i skoczyłam przez oparcie, po czym zaczęłam biec. Niestety mój kac mi w tym nie pomagał. Za co oni mnie właściwie ścigają? Cokolwiek by to nie było, na pewno nic miłego. Po chwili poczułam jak ktoś łapie mnie za kostkę. Facet dosłownie  rzucił się i w locie złapał za moją lewą nogę, po czym przyciągnął mnie do siebie. Kopnęłam go prawą nogą w twarz i złamałam mu chyba przy tym nos. Puścił. Wstałam, ale po chwili złapał mnie od tyłu za brzuch drugi. Pozostawił mi jednak wolne ręce co było dużym błędem. Wycelowałam łokciem w jego klatkę piersiową, a gdy puścił przyłożyłam mu w czułe miejsce. Zaczął się zwijać z bólu. Co adrenalina robi z człowiekiem, jeszcze kilka minut temu czułam jakbym miała zaraz umrzeć, tak mi było nie dobrze, a teraz czułam się świetnie. Chciałam wyminąć drugiego, ale ten pierwszy nadal leżąc  i trzymając się jedną ręką za nos, złapał mnie drugą ręką za nogę i po raz drugi w ten sam sposób upadłam.Wyrwałam nogę z jego uścisku i wstałam. Przede mną stał trzeci, czekałam na jego ruch. Złapał mnie za nadgarstki. Przyciągnęłam go do siebie i uderzyłam kolanem w jego brzuch. Puścił mnie, a na chwilkę, a gdy tylko się odwróciłam złapał od tyłu, tak, że ramiona przylegały mi no ciała.
- Puść, mnie bo zacznę krzyczeć!- powiedziałam, ale on zamiast tego zasłonił mi ręką usta. Szarpnęłam głowa, a następnie ugryzłam go.  Krzyknął z bólu. Wyrwałam się i zaczęłam biec ile sił w nogach. Wbiegłam do mniejszej uliczki i skręciłam w prawo. Zauważyłam schody prowadzące na pierwsze piętro. Wbiegłam na nie. Cholera! Drzwi zamknięte. Przykucnęłam. Schody miały zabudowaną poręcz, ale było widać mój cień. Położyłam się, więc aby zlać się z podłogą. Postarałam się uspokoić oddech. Leżałam już ze dwie minuty, aż zaczął padać deszcz. W oddali słychać było nawet grzmoty.  Usłyszałam głosy, to byli oni. Leżałam spokojnie,a oni mnie nie zauważyli. Na moje szczęście. Chyba chwilę się rozglądali i poszli. Uff.  Jeszcze chwilę poleżałam, żeby odpocząć. Deszcz schładzał moje rozgrzane ciało. Spojrzałam na godzinę, była 14.02.  Poszłam do jakiegoś marketu i kupiłam piwo dla przyjaciela Bena, po czym udałam się do budynku, gdzie mieliśmy się spotkać. Usiadłam przy barze i wypiłam jednego drinka. Bolała mnie cała klatka piersiowa od tych dwóch upadków.
- Chcesz ten swój plecaczek, czy mam go spalić?
- Oddaj.- po chwili Ben przyniósł go i położyłam go sobie na kolanach.
- Jak ma na imię ten twój przyjaciel?
- Kevin.- po kilku minutach otworzyły się drzwi i do budynku wszedł jakiś mężczyzna.
- Kevin, poznaj Roxy. Roxy to Kevin.- przedstawił nam sobie Ben.
- Więc to jest ta laska, którą mam zabrać?
- Masz tu sześciopak i na nic więcej nie licz. -powiedziałam, podając mu piwo. On tylko dziwnie się uśmiechnął.
- Pomóż mi załadować towar i możemy ruszyć w drogę.
-Świetnie- poszłam za nim i pomogłam mu zapakować parę skrzynek z warzywami i kilka z jedzeniem w paczkach i napojami.
- To do następnego razu Ben.- powiedziałam, zabrałam swoje rzeczy i ruszyliśmy w drogę.  Cały czas padał deszcz przez co jechaliśmy dłużej, około czterech godzin.  Zdążyłam przeczytać książkę, chociaż trochę trzęsło. Na moje szczęście Kevin nie mówił za dużo, słuchał tylko muzyki. O 20.20 byliśmy już w Londynie. Wysadził mnie gdzie chciałam, czyli obok Nando's. Wolałam sama dojść już do domu. Od długiej jazdy zdrętwiało mi ciało. Po kilkunastu minutach , przemoczona, wyczerpana i głodna otworzyłam drzwi do domu. Cała piątka jadła właśnie kolację - pizze.  Przez ułamek sekundy zapanowała dziwna cisza, oni gapili się na mnie, a ja na nich.
-  Jakie są rodzaje tej pizzy?- spytałam podchodząc, biorąc talerz i siadając do stołu .- Jestem strasznie głodna.- nałożyłam sobie kawałek i polałam ketchupem.A oni jakby zamarli i nadal  gapili się na mnie.
- Co ci się stało przez te trzy dni?- spytał Liam.
- Nic. - odpowiedziałam.
- Chyba jednak nie umiałaś sobie tak dobrze poradzić jak to mówiłaś.
- Jak to nie? Zdobyłam plecak, książkę i jeszcze zostało mi kasy, a zostawiliście mnie bez niej.
- My cię zostawiliśmy? To ty gdzieś poszłaś nikomu o niczym nie mówiąc.- powiedział poddenerwowany Zayn.
- No właśnie martwiliśmy się o ciebie.- powiedział Niall.
- No przecież powiedziałam Harremu, że wracam sama i że dam sobie radę. No i oto jestem.
- Ale dlaczego nie wróciłaś z nami?- spytał Zayn.
- Może gdyby mnie Styles nie podpuścił, to by się tak nie stało. Musiałam zresztą od was trochę odpocząć. 
- Nieźle ci to wyszło.- wyśmiał mnie Hazza.
- Mnie się tam podobało, nie wiem o co wam chodzi. Przynajmniej nie było nudno i to zawsze jakaś odmiana od sprzątania, gotowania i prania.
- No ciekawe co ty takiego robiłaś ciekawego.- powiedział Harry.
- No w sumie nic nadzwyczajnego zwinęłam kasę, spotkałam starych znajomych, dwa razy się upiłam,  przespałam się z jak się później okazało Johnem, raz z nim a raz na jego kanapie, no i raz w parku... ale wiecie najdziwniejsze było to, że trzech facetów w czerni ganiało za mną po rynku.
- Ganiało?! Ganiało?! Tych trzech facetów to wyspecjalizowani detektywi, mający na celu sprowadzenie cię tutaj.
- Że niby wynajeliście ich?Ale po co?!
- Martwiliśmy się, więc mieli cię sprowadzić do domu. Zamiast tego, ty jednemu złamałaś nos,  drugiego walnęłaś w jaja, a trzeciego ugryzłaś... i musieliśmy im płacić odszkodowanie.
- Ale chyba tobie też dali nieźle popalić z tego co widać.- zaśmiał się oczywiście Harry.
- To?- wskazałam na podbite oko.- To nie oni. Podbiłam sobie oko w bójce z upitymi facetami.
- I my mamy uwierzyć, że niby to kilka wstawionych facetów dało ci rady, a wyszkoleni zawodowcy nie?
- Moja teoria jest taka, że jak się rzuca na ciebie góra, pijanych facetów, to trudniej przewidzieć ich ruchy, niż "wyszkolonych" agentów, którzy nie chcą ci zrobić krzywdy, a jedynie cię unieszkodliwić.



__________________________________________________________________

 Zajrzyjcie do bohaterów opowiadania, dojdą nowe twarze, Perrie, Olivka i John :)

Mam nadzieję, ze się podobał. Mnie muszę powiedzieć tak średnio... a wam?


"Podoba mi się rozdział (blog), daję komentarz!"

Rozdział zadedykowany Pauli Jasiu, która poprzez GG wspierała mnie w napisaniu jego  :)

Oto link do jej bloga: http://again-fanfiction.blogspot.com/


Dziękuję też, Pauli Jasiu i Natalii Malik za komentarze.

47974692<==== to numer mojego GG, gdyby ktoś chciał popisać, to serdecznie zapraszam. Może być o blogu, ale nie koniecznie :)

Nadal, możecie pytać w komentarzach mnie lub bohaterów o co tylko chcecie.










niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 11. Wszędzie lepiej, bez ciebie!

*Oczami Harrego*

Minął tydzień od nocnej kłótni z tą szurnięta Roxy. Po tym jak przez nią  upadłem, na brodzie została blizna, co prawda maleńka, ale i tak się o nią pokłóciliśmy. Praktycznie kłótnie są u nas na porządku dziennym. Są o małe drobnostki, a to o niesmaczne jedzenie, jakąś nie sprzątniętą rzecz, czy pomylenie ubran, gdy po wypraniu roznosi je do pokoju. Mojego pokoju nadal nie widziała i oby tak zostało. Chłopacy zaczęli się do niej przyzwyczajać, czasami mam wrażenie, że nawet ją polubili, ale nie ja. Coć bardzo przypomina mi Natalie. Niestety tylko z wyglądu. Natalie była zupełnie inna niż ona, zawsze miła, uśmiechnięta do ostatniej chwili. Najchętniej pomagałaby wszystkim do okoła. A ja dla niej nie mogłem nic zrobić. Nigdy sobie tego do końca nie wybaczę. To właśnie z względu na nią, prosiłem panią sędzie, aby Roxy odpracowała dług w naszym domu. Chciałem ją poznać, ale szybko przekonałem się, że Roxy i Natalie mają bardzo mało ze sobą współnego. 
Usłyszałem wołanie na śniadanie. Zaścieliłem łóżko i poszedłem na dół.
- Już idę!- krzyknąłem zchodząc ze schodów.
Pogoda była dołująca. Niebo pokryte szarymi chmurami, nie dopuszczało ani jednego promyka słońca. Cały parter, choć urządzony w żywych kolorach wydawał się smutny, a w kuchi zwłaszcza. Wszyscy zaspani, nie wydobywali z siebie ani krzty entuzjazmu. Przypominali trochę zombie.
- Cześć.- powiedziałem zaspanym głosem.
- Hej.- odpowiedzieli.
- Dzisiaj mamy koncert. Przyjadą po nas za jakieś dwie godziny.- powiedziałem, odczytując jednocześnie godzinę z zegara. Oni tylko jękneli i spóścili głowy po tym jak to usłyszeli.
- A nie możemy tego przełóżyć?- spytał Louis.
- No właśnie...- dopowiedział Zayn.
-Trochę więcej entuzjazmu ludzie. Helloł? Tysiące fanów czekają na nas. Chcą spełnić swoje marzenia, a nie przyjść na koncert, na którym ich idole bedą marudzili i zamulali.- przypomniałem.
- W sumie zgadzam się z tobą Harry- powiedział Niall.
- Robimy to nie dla sławy, ale dla nich.- dopowiedziałem.-Pamiętacie jak było w 2010 roku? Byliśmy nikim. Dopiero dzięki nim zaszliśmy tak daleko.
- Właśnie. Z One Direction zamieniamy się w typowie gwiazdki.- powiedział Louis.,
- Pamiętacie nasze motto?- przypomniał sobie nagle Liam.
- "Fani z nami, my dla fanów"- powiedział Zayn z uśmiechem na twarzy. Nie takim przeciętnym, tylko takim gdy przypominasz sobie "stare, dobre czasy".
- Ooo tak!- krzyknąłem.
- Czuję, że to będzie świetny koncert, jak dawniej!- wykrzyknął Liam.
- Mam ochotę dać czadu!- poiwiedział uradowany Niall.
- Och jak słodko...Wszyscy zwarci i gotowi. Natchnięci, wesoludzcy. Wszystkosobie wyjaśniliście,  a teraz możecie zjeść to cholerne śniadanie?! wydarła się pod koniec Roxy.
- Tak, oczywiście. Zawsze i wszędzie Horan jeść będzie! - powiedział Niall, po czym wybychneliśmy z chłopakami śmiechem.
- A ty z nami jedziesz na ten koncert?-Louis zadał pytanie kierując je oczywiście do dziewczyny.
- Właściwie ja...- zaczęła ewidentnie się wymigiwać.
- Ona nie jedzie! - powiedziałem- Tak będzie bezpieczniej.
Ona zmróżyła tylko oczy.
- Specjalnie dla ciebie pojadę.- powiedziała.
Jak ona mnie wnerwiała. Wiedziała, że marze o tym by nie jechała i zrobiła specjalnie na odwrót. Wiedziała, że bedzie się tam męczyła i przy okazji wszystkich innych, ale  NIE ona musi zawsze postawić na swoim. Myślałem, że będziemy tylko w piątkę, ale.......  ona zawsze musi wszystko psuć? Mówiłem sam do siebie w myślach.
Minęły dwie godziny. Wszyscy byliśmy już gotowi. Wsiedliśmy do busu i pojechalismy. Droga zajęła nam trzy godziny. Z daleka było już słuchać okrzyki fanów. To zawsze wywoływało uśmiech na mojej twarzy, tak jak i tym razem. Ochrona przeprowadziła nas przez duży tłum. Weszliśmy do budynku, gdzie miał odbyć się koncert. Kupiliśmy sobie po batonie z automatu przy wyjściu, co skończyło się niezłym śmiechem, bo akurat gdy Niall chciał kupic trzeciego to baton mu się zaklinował przez co wydzierał się na maszyne, że jest złodziejem i że powinno to być karalne. Udaliśmy się do naszych stylistek. Pomogły się nam uszykować i przebrać co trwało z dobrą godzinę. Weszliśmy na scenę i zobaczyliśmy wszystkich. Skąd się ci ludzie biora?- pomyślałem i przywitaliśmy się z całą publicznością. Zaśpiewaliśmy pierwszą piosenkę jak na poprzednich nudnych koncertach. Po prostu staliśmy i śpiewalismy.  Potem rozkręciliśmy całą zabawę. Zaśpiewaliśmy kolejne piosenki wygłupiając się, krzycząc do fanów,warjując, tańcząc i Bóg wie co jeszcze. Odzyskaliśmy dawną werwę. Po prostu świetnie się bawiliśmy. Zaczęliśmy odpowiadać na pytania z twittera, przy czym też był niezły ubaw, zwłaszcza jak poproszono Zayna by potargał sobie włosy na co długo nie chciał się zgodzić.  Dziewczyny natomiast jeszcze bardziej krzyczały. Po półtorej godziny zeszliśmy ze sceny.
- Chyba im się podoba, bo krzyczą jak oszalałe.- powiedział blondyn.
- Mi się napewno bardziej podoba niż tamte sztywne koncerty  z tańczącymi dziewczynami, czy jakimiś wiszącymi ławkami. To była jakaś masakra.- powiedział Tomlinson mój najlepszy przyjaciel i największy fan bluzek w paski i kolorowych spodni, w które był ubrany. Po domu mógłby chodzić tak cały czas, no ale popularnemu nie wypada nosić ciągle tego samego.
- To, co 10 minut przerwy i kontynuujemy?- spytał Liam. Kiwneliśmy głową. W drodze po wodę zjedliśmy batony, taki nasz stary zwyczaj i wróciliśmy na scenę. Niestety zanim się obejrzeliśmy koncert dobiegł końca. Na porzegnanie zaśpiewaliśmy im Little Things, aby zawsze pamiętały, że są dla nas najpiękniejsze i wróciliśmy za kulisy.
- To co wracamy do domu?- powiedziała znudzona dziewczyna.
- Chyba żartujesz....- wyśmiałem ją - Jeszcze spotkanie z szczęściarami, które wykupiły bilety V.I.P.- wyjaśniłem. na co ona tylko wywróciła oczami,.
Za sceną było dużo pomieszczeń- niektóre dobrze nam znane. Przez środek budynku ciągnął się długi korytarz, którym można było dojśc do każdego zakądka. Był bardzo elegancki, ściany bezowe, podłoga z ciemnego drewna, a co pare metrów, na suficie wisiały przepiękne żyrandole z kryształkami, które oświetlały korytarz. Po lewej i po prawej stronie stały szeregi drzwi wykonanych z tego samego drewna co podłoga. Każde miały na sobie tabliczkę z podpisem. Zmieniały się one w zalezności od okazjii. Ja poszedłem do drzwi z tabliczką o napisie" One Direction". Pomieszczenie nie było duże. Przy jednej ze ścian ciągnął się pas luster, krzeseł a na blacie panował jeden wielki bałagan. Lezały tam najróżniejsze kremy, pudry, prostownice, suszarki, pędzelki- jednym słowem wszystko, czego mogła potrzebować stylistka. Naszą stylistką była zazwyczaj Lou, lecz  nie tym razem. Na przeciw luster, w kącie była przebieralnia, a obok niej metalowe stojaki na ubrania. Ściany były szare, podłoga taka sama jak na korytarzu. Na przeciwko drzwi było duże okno i sofa zaraz obok niego. Ze mną do pomieszczenia przyszła cała reszta zespołu plus ta przybłęda Roxy. Ja, Niall i Liam usiedliśmy przy oknie, zaś Louis i Zayn postanowili poprawić swój wygląd i usiedli przy lustrach. Ona rozejrzała się po czym wyszła. Po chwili otworzyły się drzwi i do pomieszczenia wszedł nasz główny ochroniarz- Paul.
- Zaraz przyprowadzę dziewczyny- miał na mysli te z specjalnymi biletami.
Po chwili do pokoju weszło pięć dziewczyny, które ciągle krzyczały i skakały ze szcęścia.
- Spokojnie dziewczyny.- powiedział uśmiechnięty Malik. Zresztą od paru godzin uśmiech nie zchodziły nam z twarzy.
- Może najpierw się przedstawicie?- spytałem wstając z sofy, po czym cała reszta zrobiła to samo.
- Ja mam na imię Veronica- powiedziała wysoka, szczupła rudowłosa dziewczyna.
- A ja to Agnes.- wtrąciła się stojąca za nią grubsza, krótko włosa brunetka o ciemnobrązowych oczach.
- A my to Emily i Nicole, siostry.- nie dało się nie zauważyć, że są siostrami były identyczne- bliźniaczki.
- Mi mówcie Lizzy.- powiedziała stojąca w kącie ciemnowłosa dziewczyna o zielonych oczach.
Każda z dziewczyn miała na sobie bluzkę z naszym zdjęciem i jeansy.
- Bardzo cieszymy się, że tutaj jesteśmy- powiefziały bliźniaczki jednoczesnie. Zaczeliśy sobie rozmawiać. Nagle otowrzyły się drzwi, Wparowała Roxy, rozepchnęla nas i usiadła sobie wygodnie na kanapie, jak gdyby nigdy nic.
- Kim ty jesteś?- podeszła do niej Vero. Tak kazała się nazywać, po chwili rozmowy.
- Jestem, biedną, zagubioną, wredną dziewczynką, która w pewnym sensie jest niewolnica tych oto debili.- nie patrząc na nas wskazała ręką. Wyjęła potem telefon i zaczęła w nim grzebać.
- Masz coś do tych boskich chłopaków?- spytała.
- A mam....- spojrzała na nią z irytacją.
- Masz coś do nich, masz coś do mnie!- oznajmiła.
- To by wszystko wyjaśniało.... Rude są fałszywe i wredne- w tym momęcie Vero rzuciła się na Roxy i zaczęły się szarpać. W sekundę zturlały się z sofy na podłogę, a wszyscy odruchowo odskoczyli. Roxy miała przewagę nad Vero co było ewidentnie widać. Przez chwile wydawało się jakby nie miała z nią szans. W tem role się odmieniły i to Vero górowała. Nie trwała to długo, bo po chwili obruciły się i Roxy miała przewagę. Cały czas,  ciągnęły się za włosy i okładały pięściami po twarzy. Wszystko trwało z jakieś 5 sekund. Postanowiłem zareagować. Złapałem Roxy od tyłu i odciągnąłem ją od Vero. Obie dziewczyny wyrywały się by kontynuuować, ale Liam zatrzymał rudowłosą w ten sam sposób co ja Roxy.
- Spokój! Ogarnijcie się! - krzykąl Louis.
Nie zdołałem zatrzymać Roxy dłużej, wyrwała się, zwinnie mnie ominęła i z całym impetem trzasnęła drzwiami wychodząc. W końcu w pomieszczeniu zapanował spokój. 
- Nic ci nie jest Veronica?- spytałem.
- Ona mi  jest. Jest wredna, chamska i agresywna.
- Czytasz mi w myślach.- zaśmiałem się.
- Trzeba ją opatrzyć.- powiedział Liam. Miał rację, dzewczyna wygladała strasznie z nosa leciała jej krew, miała przeciętą wage, pare zadrapań od paznokci na policzkach i czole i zaczerwienione prawe oko.
- Pomóżcie jej, ja za chwilę wróce, muszę coś załatwić.- powiedziałem i wyszedłem. Widziałem jak Roxy wychodzi dzrzwiami na końcu korytarza. Podąrzyłem za nią. Szła chwilkę ulicą, po czym gwałtownie skręciła w prawo, w małą uliczkę i znikęła. Szedłem przed siebie. Po chwili usłyszałem pisk. Obejrzałem się, Roxy usiadła na huśtawce, stąd ten dźwięk. Podszedłem do niej.
- Zadowolona jesteś?! Trzeba było nie jechać, a nie bijesz się przy pierwszej lepszej okazji!- w odpowiedzi usłyszałem tylko szloch. Płakała? Tego się nie spodziewałem.
- Uważasz, że jak się rozpłaczesz to wszyscy pomyślą, że niby taka biedna jesteś?! - przykucnąłem, ponieważ nawet nie podniosła głowy.
- Spójrz mi chociaż w oczy! Widziałaś tą dziewczynę?! Wyglądała jakby przebiegł po niej słoń! Jesteś beznadziejna i dlatego nie masz przyjaciół!- nie zareagowała tylko rozpłakała się jeszcze bardziej.
- Jesteś wredną ździrą! Nie miałaś prawa mówić jej, że przez włosy jest fałszywa i wredna. Wiesz jak ona mogła się poczuć?-wstałem.
- Och zamknij się!-stanęla na równe nogi- Myślisz, że ty jesteś popieprzonym ideałem? Jesteś taki sam jak ja.... Ja nie mogę mówić do niej, że jest fałszywa? Ty przed chwilą jakoś też nazwałes mnie wredną ździrą.? Ale to niby ja jestem ta zła?
- Ja nie pobiłem się zaraz o to! Ciebie chyba mózg boli skoro nie widzisz różnicy!
- No chyba cie coś boli.
- Niby co?
- A to!- szybko podniosła nogę i całą siłą uderzyła w moją stopę. Po czym przeszła parę kroków.
- Nie idź za mną i darój sobie kazania. Wracam sama!- wykrzyknęła.
- Ciekawe jak? jesteś tylko nieudolną podróbką dziewczyny!
- A ty nieudolną podróbką gwiazdy! I nie martw się o mnie. W życiu przeżyłam już gorsze żeczy! 
- Niby jakie?
- Chociażby spędzenie kilku dni razem z tobą pod jednym dachem!
- Nie dasz sobie rady!
- Wszędzie lepiej, bez ciebie!- usłyszałem jakby szeptem, bo choć krzyczała była już daleko.
Musiałem chwile odczekac, ponieważ stopa strasznie mnie bolała i niemogłem nawet na niej ustać. Następnie wróciłem do reszty. Oprowadziliśmy je po budynku, poznaliśmy się tak jak to powinno wyglądać. Powiedziałem chłopakom, że ona raczej nie wraca z nami busem. Spotkanie dobiegło końca. Pożegnaliśmy się z dziewczynami i wróciliśmy do domu.  Po raz pierwszy cieszyłem się w bycia w nim, od kąd Roxy z nami zamieszkała. To wspaniałe uczucie, gdy w pobliżu nie ma nikogo, kto mógł by cie wkurwić.


"Podoba mi się rozdział (blog), daję komentarz!"

Tak trochę długo mi zajęło pisanie go, ale jest. Nie wiem czy się podoba, ale zasada jest wyżej.
Kocham was!


47974692 <=== To numer mojego GG, gdyby ktoś chciał popisać to serdecznie zapraszam. Może być o blogu, ale nie koniecznie.  :)

Nadal możecie pytać bohaterów lub mnie w komentarzach o coś :)