*Oczami Harrego*
Minął tydzień od nocnej kłótni z tą szurnięta Roxy. Po tym jak przez nią upadłem, na brodzie została blizna, co prawda maleńka, ale i tak się o nią pokłóciliśmy. Praktycznie kłótnie są u nas na porządku dziennym. Są o małe drobnostki, a to o niesmaczne jedzenie, jakąś nie sprzątniętą rzecz, czy pomylenie ubran, gdy po wypraniu roznosi je do pokoju. Mojego pokoju nadal nie widziała i oby tak zostało. Chłopacy zaczęli się do niej przyzwyczajać, czasami mam wrażenie, że nawet ją polubili, ale nie ja. Coć bardzo przypomina mi Natalie. Niestety tylko z wyglądu. Natalie była zupełnie inna niż ona, zawsze miła, uśmiechnięta do ostatniej chwili. Najchętniej pomagałaby wszystkim do okoła. A ja dla niej nie mogłem nic zrobić. Nigdy sobie tego do końca nie wybaczę. To właśnie z względu na nią, prosiłem panią sędzie, aby Roxy odpracowała dług w naszym domu. Chciałem ją poznać, ale szybko przekonałem się, że Roxy i Natalie mają bardzo mało ze sobą współnego.
Usłyszałem wołanie na śniadanie. Zaścieliłem łóżko i poszedłem na dół.
- Już idę!- krzyknąłem zchodząc ze schodów.
Pogoda była dołująca. Niebo pokryte szarymi chmurami, nie dopuszczało ani jednego promyka słońca. Cały parter, choć urządzony w żywych kolorach wydawał się smutny, a w kuchi zwłaszcza. Wszyscy zaspani, nie wydobywali z siebie ani krzty entuzjazmu. Przypominali trochę zombie.
- Cześć.- powiedziałem zaspanym głosem.
- Hej.- odpowiedzieli.
- Dzisiaj mamy koncert. Przyjadą po nas za jakieś dwie godziny.- powiedziałem, odczytując jednocześnie godzinę z zegara. Oni tylko jękneli i spóścili głowy po tym jak to usłyszeli.
- A nie możemy tego przełóżyć?- spytał Louis.
- No właśnie...- dopowiedział Zayn.
-Trochę więcej entuzjazmu ludzie. Helloł? Tysiące fanów czekają na nas. Chcą spełnić swoje marzenia, a nie przyjść na koncert, na którym ich idole bedą marudzili i zamulali.- przypomniałem.
- W sumie zgadzam się z tobą Harry- powiedział Niall.
- Robimy to nie dla sławy, ale dla nich.- dopowiedziałem.-Pamiętacie jak było w 2010 roku? Byliśmy nikim. Dopiero dzięki nim zaszliśmy tak daleko.
- Właśnie. Z One Direction zamieniamy się w typowie gwiazdki.- powiedział Louis.,
- Pamiętacie nasze motto?- przypomniał sobie nagle Liam.
- "Fani z nami, my dla fanów"- powiedział Zayn z uśmiechem na twarzy. Nie takim przeciętnym, tylko takim gdy przypominasz sobie "stare, dobre czasy".
- Ooo tak!- krzyknąłem.
- Czuję, że to będzie świetny koncert, jak dawniej!- wykrzyknął Liam.
- Mam ochotę dać czadu!- poiwiedział uradowany Niall.
- Och jak słodko...Wszyscy zwarci i gotowi. Natchnięci, wesoludzcy. Wszystkosobie wyjaśniliście, a teraz możecie zjeść to cholerne śniadanie?! wydarła się pod koniec Roxy.
- Tak, oczywiście. Zawsze i wszędzie Horan jeść będzie! - powiedział Niall, po czym wybychneliśmy z chłopakami śmiechem.
- A ty z nami jedziesz na ten koncert?-Louis zadał pytanie kierując je oczywiście do dziewczyny.
- Właściwie ja...- zaczęła ewidentnie się wymigiwać.
- Ona nie jedzie! - powiedziałem- Tak będzie bezpieczniej.
Ona zmróżyła tylko oczy.
- Specjalnie dla ciebie pojadę.- powiedziała.
Jak ona mnie wnerwiała. Wiedziała, że marze o tym by nie jechała i zrobiła specjalnie na odwrót. Wiedziała, że bedzie się tam męczyła i przy okazji wszystkich innych, ale NIE ona musi zawsze postawić na swoim. Myślałem, że będziemy tylko w piątkę, ale....... ona zawsze musi wszystko psuć? Mówiłem sam do siebie w myślach.
Minęły dwie godziny. Wszyscy byliśmy już gotowi. Wsiedliśmy do busu i pojechalismy. Droga zajęła nam trzy godziny. Z daleka było już słuchać okrzyki fanów. To zawsze wywoływało uśmiech na mojej twarzy, tak jak i tym razem. Ochrona przeprowadziła nas przez duży tłum. Weszliśmy do budynku, gdzie miał odbyć się koncert. Kupiliśmy sobie po batonie z automatu przy wyjściu, co skończyło się niezłym śmiechem, bo akurat gdy Niall chciał kupic trzeciego to baton mu się zaklinował przez co wydzierał się na maszyne, że jest złodziejem i że powinno to być karalne. Udaliśmy się do naszych stylistek. Pomogły się nam uszykować i przebrać co trwało z dobrą godzinę. Weszliśmy na scenę i zobaczyliśmy wszystkich. Skąd się ci ludzie biora?- pomyślałem i przywitaliśmy się z całą publicznością. Zaśpiewaliśmy pierwszą piosenkę jak na poprzednich nudnych koncertach. Po prostu staliśmy i śpiewalismy. Potem rozkręciliśmy całą zabawę. Zaśpiewaliśmy kolejne piosenki wygłupiając się, krzycząc do fanów,warjując, tańcząc i Bóg wie co jeszcze. Odzyskaliśmy dawną werwę. Po prostu świetnie się bawiliśmy. Zaczęliśmy odpowiadać na pytania z twittera, przy czym też był niezły ubaw, zwłaszcza jak poproszono Zayna by potargał sobie włosy na co długo nie chciał się zgodzić. Dziewczyny natomiast jeszcze bardziej krzyczały. Po półtorej godziny zeszliśmy ze sceny.
- Chyba im się podoba, bo krzyczą jak oszalałe.- powiedział blondyn.
- Mi się napewno bardziej podoba niż tamte sztywne koncerty z tańczącymi dziewczynami, czy jakimiś wiszącymi ławkami. To była jakaś masakra.- powiedział Tomlinson mój najlepszy przyjaciel i największy fan bluzek w paski i kolorowych spodni, w które był ubrany. Po domu mógłby chodzić tak cały czas, no ale popularnemu nie wypada nosić ciągle tego samego.
- To, co 10 minut przerwy i kontynuujemy?- spytał Liam. Kiwneliśmy głową. W drodze po wodę zjedliśmy batony, taki nasz stary zwyczaj i wróciliśmy na scenę. Niestety zanim się obejrzeliśmy koncert dobiegł końca. Na porzegnanie zaśpiewaliśmy im Little Things, aby zawsze pamiętały, że są dla nas najpiękniejsze i wróciliśmy za kulisy.
- To co wracamy do domu?- powiedziała znudzona dziewczyna.
- Chyba żartujesz....- wyśmiałem ją - Jeszcze spotkanie z szczęściarami, które wykupiły bilety V.I.P.- wyjaśniłem. na co ona tylko wywróciła oczami,.
Za sceną było dużo pomieszczeń- niektóre dobrze nam znane. Przez środek budynku ciągnął się długi korytarz, którym można było dojśc do każdego zakądka. Był bardzo elegancki, ściany bezowe, podłoga z ciemnego drewna, a co pare metrów, na suficie wisiały przepiękne żyrandole z kryształkami, które oświetlały korytarz. Po lewej i po prawej stronie stały szeregi drzwi wykonanych z tego samego drewna co podłoga. Każde miały na sobie tabliczkę z podpisem. Zmieniały się one w zalezności od okazjii. Ja poszedłem do drzwi z tabliczką o napisie" One Direction". Pomieszczenie nie było duże. Przy jednej ze ścian ciągnął się pas luster, krzeseł a na blacie panował jeden wielki bałagan. Lezały tam najróżniejsze kremy, pudry, prostownice, suszarki, pędzelki- jednym słowem wszystko, czego mogła potrzebować stylistka. Naszą stylistką była zazwyczaj Lou, lecz nie tym razem. Na przeciw luster, w kącie była przebieralnia, a obok niej metalowe stojaki na ubrania. Ściany były szare, podłoga taka sama jak na korytarzu. Na przeciwko drzwi było duże okno i sofa zaraz obok niego. Ze mną do pomieszczenia przyszła cała reszta zespołu plus ta przybłęda Roxy. Ja, Niall i Liam usiedliśmy przy oknie, zaś Louis i Zayn postanowili poprawić swój wygląd i usiedli przy lustrach. Ona rozejrzała się po czym wyszła. Po chwili otworzyły się drzwi i do pomieszczenia wszedł nasz główny ochroniarz- Paul.
- Zaraz przyprowadzę dziewczyny- miał na mysli te z specjalnymi biletami.
Po chwili do pokoju weszło pięć dziewczyny, które ciągle krzyczały i skakały ze szcęścia.
- Spokojnie dziewczyny.- powiedział uśmiechnięty Malik. Zresztą od paru godzin uśmiech nie zchodziły nam z twarzy.
- Może najpierw się przedstawicie?- spytałem wstając z sofy, po czym cała reszta zrobiła to samo.
- Ja mam na imię Veronica- powiedziała wysoka, szczupła rudowłosa dziewczyna.
- A ja to Agnes.- wtrąciła się stojąca za nią grubsza, krótko włosa brunetka o ciemnobrązowych oczach.
- A my to Emily i Nicole, siostry.- nie dało się nie zauważyć, że są siostrami były identyczne- bliźniaczki.
- Mi mówcie Lizzy.- powiedziała stojąca w kącie ciemnowłosa dziewczyna o zielonych oczach.
Każda z dziewczyn miała na sobie bluzkę z naszym zdjęciem i jeansy.
- Bardzo cieszymy się, że tutaj jesteśmy- powiefziały bliźniaczki jednoczesnie. Zaczeliśy sobie rozmawiać. Nagle otowrzyły się drzwi, Wparowała Roxy, rozepchnęla nas i usiadła sobie wygodnie na kanapie, jak gdyby nigdy nic.
- Kim ty jesteś?- podeszła do niej Vero. Tak kazała się nazywać, po chwili rozmowy.
- Jestem, biedną, zagubioną, wredną dziewczynką, która w pewnym sensie jest niewolnica tych oto debili.- nie patrząc na nas wskazała ręką. Wyjęła potem telefon i zaczęła w nim grzebać.
- Masz coś do tych boskich chłopaków?- spytała.
- A mam....- spojrzała na nią z irytacją.
- Masz coś do nich, masz coś do mnie!- oznajmiła.
- To by wszystko wyjaśniało.... Rude są fałszywe i wredne- w tym momęcie Vero rzuciła się na Roxy i zaczęły się szarpać. W sekundę zturlały się z sofy na podłogę, a wszyscy odruchowo odskoczyli. Roxy miała przewagę nad Vero co było ewidentnie widać. Przez chwile wydawało się jakby nie miała z nią szans. W tem role się odmieniły i to Vero górowała. Nie trwała to długo, bo po chwili obruciły się i Roxy miała przewagę. Cały czas, ciągnęły się za włosy i okładały pięściami po twarzy. Wszystko trwało z jakieś 5 sekund. Postanowiłem zareagować. Złapałem Roxy od tyłu i odciągnąłem ją od Vero. Obie dziewczyny wyrywały się by kontynuuować, ale Liam zatrzymał rudowłosą w ten sam sposób co ja Roxy.
- Spokój! Ogarnijcie się! - krzykąl Louis.
Nie zdołałem zatrzymać Roxy dłużej, wyrwała się, zwinnie mnie ominęła i z całym impetem trzasnęła drzwiami wychodząc. W końcu w pomieszczeniu zapanował spokój.
- Nic ci nie jest Veronica?- spytałem.
- Ona mi jest. Jest wredna, chamska i agresywna.
- Czytasz mi w myślach.- zaśmiałem się.
- Trzeba ją opatrzyć.- powiedział Liam. Miał rację, dzewczyna wygladała strasznie z nosa leciała jej krew, miała przeciętą wage, pare zadrapań od paznokci na policzkach i czole i zaczerwienione prawe oko.
- Pomóżcie jej, ja za chwilę wróce, muszę coś załatwić.- powiedziałem i wyszedłem. Widziałem jak Roxy wychodzi dzrzwiami na końcu korytarza. Podąrzyłem za nią. Szła chwilkę ulicą, po czym gwałtownie skręciła w prawo, w małą uliczkę i znikęła. Szedłem przed siebie. Po chwili usłyszałem pisk. Obejrzałem się, Roxy usiadła na huśtawce, stąd ten dźwięk. Podszedłem do niej.
- Zadowolona jesteś?! Trzeba było nie jechać, a nie bijesz się przy pierwszej lepszej okazji!- w odpowiedzi usłyszałem tylko szloch. Płakała? Tego się nie spodziewałem.
- Uważasz, że jak się rozpłaczesz to wszyscy pomyślą, że niby taka biedna jesteś?! - przykucnąłem, ponieważ nawet nie podniosła głowy.
- Spójrz mi chociaż w oczy! Widziałaś tą dziewczynę?! Wyglądała jakby przebiegł po niej słoń! Jesteś beznadziejna i dlatego nie masz przyjaciół!- nie zareagowała tylko rozpłakała się jeszcze bardziej.
- Jesteś wredną ździrą! Nie miałaś prawa mówić jej, że przez włosy jest fałszywa i wredna. Wiesz jak ona mogła się poczuć?-wstałem.
- Och zamknij się!-stanęla na równe nogi- Myślisz, że ty jesteś popieprzonym ideałem? Jesteś taki sam jak ja.... Ja nie mogę mówić do niej, że jest fałszywa? Ty przed chwilą jakoś też nazwałes mnie wredną ździrą.? Ale to niby ja jestem ta zła?
- Ja nie pobiłem się zaraz o to! Ciebie chyba mózg boli skoro nie widzisz różnicy!
- No chyba cie coś boli.
- Niby co?
- A to!- szybko podniosła nogę i całą siłą uderzyła w moją stopę. Po czym przeszła parę kroków.
- Nie idź za mną i darój sobie kazania. Wracam sama!- wykrzyknęła.
- Ciekawe jak? jesteś tylko nieudolną podróbką dziewczyny!
- A ty nieudolną podróbką gwiazdy! I nie martw się o mnie. W życiu przeżyłam już gorsze żeczy!
- Niby jakie?
- Chociażby spędzenie kilku dni razem z tobą pod jednym dachem!
- Nie dasz sobie rady!
- Wszędzie lepiej, bez ciebie!- usłyszałem jakby szeptem, bo choć krzyczała była już daleko.
Musiałem chwile odczekac, ponieważ stopa strasznie mnie bolała i niemogłem nawet na niej ustać. Następnie wróciłem do reszty. Oprowadziliśmy je po budynku, poznaliśmy się tak jak to powinno wyglądać. Powiedziałem chłopakom, że ona raczej nie wraca z nami busem. Spotkanie dobiegło końca. Pożegnaliśmy się z dziewczynami i wróciliśmy do domu. Po raz pierwszy cieszyłem się w bycia w nim, od kąd Roxy z nami zamieszkała. To wspaniałe uczucie, gdy w pobliżu nie ma nikogo, kto mógł by cie wkurwić.
Usłyszałem wołanie na śniadanie. Zaścieliłem łóżko i poszedłem na dół.
- Już idę!- krzyknąłem zchodząc ze schodów.
Pogoda była dołująca. Niebo pokryte szarymi chmurami, nie dopuszczało ani jednego promyka słońca. Cały parter, choć urządzony w żywych kolorach wydawał się smutny, a w kuchi zwłaszcza. Wszyscy zaspani, nie wydobywali z siebie ani krzty entuzjazmu. Przypominali trochę zombie.
- Cześć.- powiedziałem zaspanym głosem.
- Hej.- odpowiedzieli.
- Dzisiaj mamy koncert. Przyjadą po nas za jakieś dwie godziny.- powiedziałem, odczytując jednocześnie godzinę z zegara. Oni tylko jękneli i spóścili głowy po tym jak to usłyszeli.
- A nie możemy tego przełóżyć?- spytał Louis.
- No właśnie...- dopowiedział Zayn.
-Trochę więcej entuzjazmu ludzie. Helloł? Tysiące fanów czekają na nas. Chcą spełnić swoje marzenia, a nie przyjść na koncert, na którym ich idole bedą marudzili i zamulali.- przypomniałem.
- W sumie zgadzam się z tobą Harry- powiedział Niall.
- Robimy to nie dla sławy, ale dla nich.- dopowiedziałem.-Pamiętacie jak było w 2010 roku? Byliśmy nikim. Dopiero dzięki nim zaszliśmy tak daleko.
- Właśnie. Z One Direction zamieniamy się w typowie gwiazdki.- powiedział Louis.,
- Pamiętacie nasze motto?- przypomniał sobie nagle Liam.
- "Fani z nami, my dla fanów"- powiedział Zayn z uśmiechem na twarzy. Nie takim przeciętnym, tylko takim gdy przypominasz sobie "stare, dobre czasy".
- Ooo tak!- krzyknąłem.
- Czuję, że to będzie świetny koncert, jak dawniej!- wykrzyknął Liam.
- Mam ochotę dać czadu!- poiwiedział uradowany Niall.
- Och jak słodko...Wszyscy zwarci i gotowi. Natchnięci, wesoludzcy. Wszystkosobie wyjaśniliście, a teraz możecie zjeść to cholerne śniadanie?! wydarła się pod koniec Roxy.
- Tak, oczywiście. Zawsze i wszędzie Horan jeść będzie! - powiedział Niall, po czym wybychneliśmy z chłopakami śmiechem.
- A ty z nami jedziesz na ten koncert?-Louis zadał pytanie kierując je oczywiście do dziewczyny.
- Właściwie ja...- zaczęła ewidentnie się wymigiwać.
- Ona nie jedzie! - powiedziałem- Tak będzie bezpieczniej.
Ona zmróżyła tylko oczy.
- Specjalnie dla ciebie pojadę.- powiedziała.
Jak ona mnie wnerwiała. Wiedziała, że marze o tym by nie jechała i zrobiła specjalnie na odwrót. Wiedziała, że bedzie się tam męczyła i przy okazji wszystkich innych, ale NIE ona musi zawsze postawić na swoim. Myślałem, że będziemy tylko w piątkę, ale....... ona zawsze musi wszystko psuć? Mówiłem sam do siebie w myślach.
Minęły dwie godziny. Wszyscy byliśmy już gotowi. Wsiedliśmy do busu i pojechalismy. Droga zajęła nam trzy godziny. Z daleka było już słuchać okrzyki fanów. To zawsze wywoływało uśmiech na mojej twarzy, tak jak i tym razem. Ochrona przeprowadziła nas przez duży tłum. Weszliśmy do budynku, gdzie miał odbyć się koncert. Kupiliśmy sobie po batonie z automatu przy wyjściu, co skończyło się niezłym śmiechem, bo akurat gdy Niall chciał kupic trzeciego to baton mu się zaklinował przez co wydzierał się na maszyne, że jest złodziejem i że powinno to być karalne. Udaliśmy się do naszych stylistek. Pomogły się nam uszykować i przebrać co trwało z dobrą godzinę. Weszliśmy na scenę i zobaczyliśmy wszystkich. Skąd się ci ludzie biora?- pomyślałem i przywitaliśmy się z całą publicznością. Zaśpiewaliśmy pierwszą piosenkę jak na poprzednich nudnych koncertach. Po prostu staliśmy i śpiewalismy. Potem rozkręciliśmy całą zabawę. Zaśpiewaliśmy kolejne piosenki wygłupiając się, krzycząc do fanów,warjując, tańcząc i Bóg wie co jeszcze. Odzyskaliśmy dawną werwę. Po prostu świetnie się bawiliśmy. Zaczęliśmy odpowiadać na pytania z twittera, przy czym też był niezły ubaw, zwłaszcza jak poproszono Zayna by potargał sobie włosy na co długo nie chciał się zgodzić. Dziewczyny natomiast jeszcze bardziej krzyczały. Po półtorej godziny zeszliśmy ze sceny.
- Chyba im się podoba, bo krzyczą jak oszalałe.- powiedział blondyn.
- Mi się napewno bardziej podoba niż tamte sztywne koncerty z tańczącymi dziewczynami, czy jakimiś wiszącymi ławkami. To była jakaś masakra.- powiedział Tomlinson mój najlepszy przyjaciel i największy fan bluzek w paski i kolorowych spodni, w które był ubrany. Po domu mógłby chodzić tak cały czas, no ale popularnemu nie wypada nosić ciągle tego samego.
- To, co 10 minut przerwy i kontynuujemy?- spytał Liam. Kiwneliśmy głową. W drodze po wodę zjedliśmy batony, taki nasz stary zwyczaj i wróciliśmy na scenę. Niestety zanim się obejrzeliśmy koncert dobiegł końca. Na porzegnanie zaśpiewaliśmy im Little Things, aby zawsze pamiętały, że są dla nas najpiękniejsze i wróciliśmy za kulisy.
- To co wracamy do domu?- powiedziała znudzona dziewczyna.
- Chyba żartujesz....- wyśmiałem ją - Jeszcze spotkanie z szczęściarami, które wykupiły bilety V.I.P.- wyjaśniłem. na co ona tylko wywróciła oczami,.
Za sceną było dużo pomieszczeń- niektóre dobrze nam znane. Przez środek budynku ciągnął się długi korytarz, którym można było dojśc do każdego zakądka. Był bardzo elegancki, ściany bezowe, podłoga z ciemnego drewna, a co pare metrów, na suficie wisiały przepiękne żyrandole z kryształkami, które oświetlały korytarz. Po lewej i po prawej stronie stały szeregi drzwi wykonanych z tego samego drewna co podłoga. Każde miały na sobie tabliczkę z podpisem. Zmieniały się one w zalezności od okazjii. Ja poszedłem do drzwi z tabliczką o napisie" One Direction". Pomieszczenie nie było duże. Przy jednej ze ścian ciągnął się pas luster, krzeseł a na blacie panował jeden wielki bałagan. Lezały tam najróżniejsze kremy, pudry, prostownice, suszarki, pędzelki- jednym słowem wszystko, czego mogła potrzebować stylistka. Naszą stylistką była zazwyczaj Lou, lecz nie tym razem. Na przeciw luster, w kącie była przebieralnia, a obok niej metalowe stojaki na ubrania. Ściany były szare, podłoga taka sama jak na korytarzu. Na przeciwko drzwi było duże okno i sofa zaraz obok niego. Ze mną do pomieszczenia przyszła cała reszta zespołu plus ta przybłęda Roxy. Ja, Niall i Liam usiedliśmy przy oknie, zaś Louis i Zayn postanowili poprawić swój wygląd i usiedli przy lustrach. Ona rozejrzała się po czym wyszła. Po chwili otworzyły się drzwi i do pomieszczenia wszedł nasz główny ochroniarz- Paul.
- Zaraz przyprowadzę dziewczyny- miał na mysli te z specjalnymi biletami.
Po chwili do pokoju weszło pięć dziewczyny, które ciągle krzyczały i skakały ze szcęścia.
- Spokojnie dziewczyny.- powiedział uśmiechnięty Malik. Zresztą od paru godzin uśmiech nie zchodziły nam z twarzy.
- Może najpierw się przedstawicie?- spytałem wstając z sofy, po czym cała reszta zrobiła to samo.
- Ja mam na imię Veronica- powiedziała wysoka, szczupła rudowłosa dziewczyna.
- A ja to Agnes.- wtrąciła się stojąca za nią grubsza, krótko włosa brunetka o ciemnobrązowych oczach.
- A my to Emily i Nicole, siostry.- nie dało się nie zauważyć, że są siostrami były identyczne- bliźniaczki.
- Mi mówcie Lizzy.- powiedziała stojąca w kącie ciemnowłosa dziewczyna o zielonych oczach.
Każda z dziewczyn miała na sobie bluzkę z naszym zdjęciem i jeansy.
- Bardzo cieszymy się, że tutaj jesteśmy- powiefziały bliźniaczki jednoczesnie. Zaczeliśy sobie rozmawiać. Nagle otowrzyły się drzwi, Wparowała Roxy, rozepchnęla nas i usiadła sobie wygodnie na kanapie, jak gdyby nigdy nic.
- Kim ty jesteś?- podeszła do niej Vero. Tak kazała się nazywać, po chwili rozmowy.
- Jestem, biedną, zagubioną, wredną dziewczynką, która w pewnym sensie jest niewolnica tych oto debili.- nie patrząc na nas wskazała ręką. Wyjęła potem telefon i zaczęła w nim grzebać.
- Masz coś do tych boskich chłopaków?- spytała.
- A mam....- spojrzała na nią z irytacją.
- Masz coś do nich, masz coś do mnie!- oznajmiła.
- To by wszystko wyjaśniało.... Rude są fałszywe i wredne- w tym momęcie Vero rzuciła się na Roxy i zaczęły się szarpać. W sekundę zturlały się z sofy na podłogę, a wszyscy odruchowo odskoczyli. Roxy miała przewagę nad Vero co było ewidentnie widać. Przez chwile wydawało się jakby nie miała z nią szans. W tem role się odmieniły i to Vero górowała. Nie trwała to długo, bo po chwili obruciły się i Roxy miała przewagę. Cały czas, ciągnęły się za włosy i okładały pięściami po twarzy. Wszystko trwało z jakieś 5 sekund. Postanowiłem zareagować. Złapałem Roxy od tyłu i odciągnąłem ją od Vero. Obie dziewczyny wyrywały się by kontynuuować, ale Liam zatrzymał rudowłosą w ten sam sposób co ja Roxy.
- Spokój! Ogarnijcie się! - krzykąl Louis.
Nie zdołałem zatrzymać Roxy dłużej, wyrwała się, zwinnie mnie ominęła i z całym impetem trzasnęła drzwiami wychodząc. W końcu w pomieszczeniu zapanował spokój.
- Nic ci nie jest Veronica?- spytałem.
- Ona mi jest. Jest wredna, chamska i agresywna.
- Czytasz mi w myślach.- zaśmiałem się.
- Trzeba ją opatrzyć.- powiedział Liam. Miał rację, dzewczyna wygladała strasznie z nosa leciała jej krew, miała przeciętą wage, pare zadrapań od paznokci na policzkach i czole i zaczerwienione prawe oko.
- Pomóżcie jej, ja za chwilę wróce, muszę coś załatwić.- powiedziałem i wyszedłem. Widziałem jak Roxy wychodzi dzrzwiami na końcu korytarza. Podąrzyłem za nią. Szła chwilkę ulicą, po czym gwałtownie skręciła w prawo, w małą uliczkę i znikęła. Szedłem przed siebie. Po chwili usłyszałem pisk. Obejrzałem się, Roxy usiadła na huśtawce, stąd ten dźwięk. Podszedłem do niej.
- Zadowolona jesteś?! Trzeba było nie jechać, a nie bijesz się przy pierwszej lepszej okazji!- w odpowiedzi usłyszałem tylko szloch. Płakała? Tego się nie spodziewałem.
- Uważasz, że jak się rozpłaczesz to wszyscy pomyślą, że niby taka biedna jesteś?! - przykucnąłem, ponieważ nawet nie podniosła głowy.
- Spójrz mi chociaż w oczy! Widziałaś tą dziewczynę?! Wyglądała jakby przebiegł po niej słoń! Jesteś beznadziejna i dlatego nie masz przyjaciół!- nie zareagowała tylko rozpłakała się jeszcze bardziej.
- Jesteś wredną ździrą! Nie miałaś prawa mówić jej, że przez włosy jest fałszywa i wredna. Wiesz jak ona mogła się poczuć?-wstałem.
- Och zamknij się!-stanęla na równe nogi- Myślisz, że ty jesteś popieprzonym ideałem? Jesteś taki sam jak ja.... Ja nie mogę mówić do niej, że jest fałszywa? Ty przed chwilą jakoś też nazwałes mnie wredną ździrą.? Ale to niby ja jestem ta zła?
- Ja nie pobiłem się zaraz o to! Ciebie chyba mózg boli skoro nie widzisz różnicy!
- No chyba cie coś boli.
- Niby co?
- A to!- szybko podniosła nogę i całą siłą uderzyła w moją stopę. Po czym przeszła parę kroków.
- Nie idź za mną i darój sobie kazania. Wracam sama!- wykrzyknęła.
- Ciekawe jak? jesteś tylko nieudolną podróbką dziewczyny!
- A ty nieudolną podróbką gwiazdy! I nie martw się o mnie. W życiu przeżyłam już gorsze żeczy!
- Niby jakie?
- Chociażby spędzenie kilku dni razem z tobą pod jednym dachem!
- Nie dasz sobie rady!
- Wszędzie lepiej, bez ciebie!- usłyszałem jakby szeptem, bo choć krzyczała była już daleko.
Musiałem chwile odczekac, ponieważ stopa strasznie mnie bolała i niemogłem nawet na niej ustać. Następnie wróciłem do reszty. Oprowadziliśmy je po budynku, poznaliśmy się tak jak to powinno wyglądać. Powiedziałem chłopakom, że ona raczej nie wraca z nami busem. Spotkanie dobiegło końca. Pożegnaliśmy się z dziewczynami i wróciliśmy do domu. Po raz pierwszy cieszyłem się w bycia w nim, od kąd Roxy z nami zamieszkała. To wspaniałe uczucie, gdy w pobliżu nie ma nikogo, kto mógł by cie wkurwić.
"Podoba mi się rozdział (blog), daję komentarz!"
Tak trochę długo mi zajęło pisanie go, ale jest. Nie wiem czy się podoba, ale zasada jest wyżej.
Kocham was!
47974692 <=== To numer mojego GG, gdyby ktoś chciał popisać to serdecznie zapraszam. Może być o blogu, ale nie koniecznie. :)
Nadal możecie pytać bohaterów lub mnie w komentarzach o coś :)
Blog jest cudowny.. Nie lubię pisać o swoich uczuciach ale no Jpd. ZAKOCHAŁAM SIĘ W TYM BLOGU
OdpowiedzUsuńi zaprosiłam cię na GG
boski nie moge doczekać się nn :P
OdpowiedzUsuń