*Oczami Harrego*
Obudziłem się. Dochodziła już godzina 12.00. W nocy miałem koszmary i zasnąłem na dłużej dopiero nad ranem. Wszedłem do łazienki i przemyłem twarz wodą, potem wróciłem do pokoju i zacząłem szukać jakiś ciuchów, w końcu spałem w samych bokserkach. Po chwili do mojego pokoju wparowała Roxy.
- Mogłabyś pukać.
- Ta. Następnym razem na pewno będę pamiętała. Może w ten sposób uniknę takich widoków.- powiedziała przelatując moje ciało wzrokiem.
- Nie udawaj, że ci się nie podoba.
- Chyba masz za wielkie mniemanie o sobie.- podeszła do łóżka. Mogła chodzić dzięki kulom.
- Czego chciałaś?- spytałem szukając jakiś butów w walizce.
- Reszta poszła na plaże. Ty też idziesz?- spytała rozkładając się na moim łóżku.
- W sumie czemu nie. A ty?
- Nie.
- Dlaczego?- spytałem.
- Bo nie.
- Dlaczego?
- Bo nie i już.- powiedziała coraz bardziej zirytowanym głosem.
- Rozumiem. Boisz się, że wszyscy zobaczą jaka jesteś gruba?- zaśmiałem się.
- Ja mam świetną figurę.
- Jasne, jasne. Po prostu przyznaj, że nie chcesz, żeby zobaczyli twój tłuszczyk i tyle.
- Nie prawda.- powiedziała oburzona.- Mam gdzieś co o mnie myślą i wiesz co? Zmieniłam zdanie. Jednak idę. Muszę tylko kupić sobie strój kąpielowy. Wracam za 30 minut. - powiedziała, wzięła kule i wyszła. Dzięki nim poruszała się praktycznie szybciej niż normalnie chodząc. Praktycznie to ona skakała na jednej nodze. Miałem nadzieję, że moja prowokacja zadziała i Roxy pójdzie na plażę. Sam zacząłem szukać swoich kąpielówek, swojego ulubionego kremu do opalania i kapelusza. Założyłem też jeansowe spodenki. Gdy już wszystko sobie uszykowałem poszedłem do kuchni coś zjeść. Zrobiłem sobie jajecznicę i zacząłem konsumpcję przed telewizorem. Po kilku minutach dziewczyna weszła na górę. Bez słowa poszła do pokoju. Domyśliłem się, że kupiła strój i chciała się przebrać. Po chwili przyszła ubrana, cała na czarno, a dokładniej w to.
- Ja wiedziałem, że normalna to ty nie jesteś, ale to już przegięcie.- powiedziałem, gdy ją zobaczyłem.
- No co?- spytała zdziwiona.
- Na dworze jest 35 stopni Celsjusza, nie ma ani jednej chmurki,o wietrze można pomarzyć, a ty ubrałaś się na czarno. Nie wiem czy lubisz ten kolor czy masz żałobę, ale trochę rozsądku by ci się przydało.
- Doszłam do wniosku, że twoje słowa mam gdzieś. Idziesz czy nie?
- Idę.- powiedziałem, zabrałem swoje rzeczy i wyszliśmy z apartamentu. W ciszy zjechaliśmy windą. Otworzyły się nam drzwi na parter. Mieliśmy już iść w stronę plaży, ale Roxy zawróciła. Podeszła do jakiegoś gościa witając się z nim. Postanowiłem sprawdzić o co chodzi i podszedłem do nich.
- Co tam u ciebie?- usłyszałem pytanie ze strony faceta do niej.
- Jak widać bywało lepiej.- powiedziała spoglądając na kostkę.
- Co ci się stało?- spytał z uśmiechem.
- Ubrałam raz wyższe buty no i proszę.- odpowiedziała.
- Roxy idziemy?- spytałem lekko zniecierpliwiony.
- Zaraz.
- Może przedstawisz mnie?- powiedział z uśmiechem.
- John to Harry. Harry to John.- podaliśmy sobie rękę na przywitanie.
- Może przyjdziesz do nas na plażę? Może dzięki tobie się nie zanudzę.
- Z przyjemnością. Musze najpierw się rozpakować i wyciągnąć parę rzeczy.- uśmiechnął się życzliwie.- Przyjdę do was najszybciej jak tylko będę mógł.
- Dobra.- powiedziała i skierowaliśmy się w stronę tylnych drzwi.
- Kto to jest ten John?- spytałem otwierając drzwi, żeby mogła przejść.
- John Turner to mój przyjaciel. Pomógł mi, gdy zostawiliście mnie na te trzy dni po koncercie.- nic już nie powiedziałem. Po chwilce byliśmy na miejscu. Od razy zauważyłem Zayna i Louisa siedzących na kocu.
- Cześć.- powiedziałem, a oni odpowiedzieli mi tym samym. Zostawiłem swoje rzeczy i poszedłem do wody. Błogosławiona zimna, ciekła i wodnista woda. Kilka minut popływałem, trochę też ponurkowałem i wyszedłem z powrotem na plaże. John siedział już obok Louisa i Zayna, a tuż obok niego siedziała Roxy. Zawsze myślałem, że trudno jej się zaprzyjaźnia. Wyglądała na taką, co lubi faceta na jedną noc. A tutaj wyglądali jak dwoje zakochanych. Karmili się winogronami, on się do niej uśmiechał, ona wpatrywała się w jego oczy. Usiadłem obok Roxy.
- Harry przyniosłem koszyki piknikowe, jak chcesz to się częstuj.- powiedział John.
- Nie, dzięki.- odpowiedziałem i założyłem kapelusz na głowę. Roxy wstała.
- Idę się przejść.- powiedziała. Włożyłem słuchawki w uszy i zacząłem słuchać muzyki. Moje ciało całe nagrzało się już od słońca, aż tu poczułem zimną wodę na sobie. Gwałtownie się podniosłem i jednocześnie wyciągnąłem słuchawki.
- Ja pierdole! Kto to?!- krzyknąłem i przetarłem oczy.
- To kara, za długie siedzenie w łazience.
- A ja myślałem, że karą miało być ośmieszenie mnie przed całym światem.
- Nie. To zrobiłam z czystej przyjemności dokuczenia tobie.- odpowiedziała.
- Miło wiedzieć. A już myślałem, że tak krzywiłaś się przed kamerami przez buty, w których nie umiałaś chodzić.
- Żałuję, że nie nadepnęłam ci tymi butami na stopy.
- Nie miałaś jak. Niosłem cię, bo nie mogłem znieść, gdy szłaś jak żółw niosący słonia. Nie pamiętasz?
- Byłeś tak zestresowany sytuacją, że spociłeś się i ledwo mogłam oddychać.
- Nic dziwnego, skoro ważysz chyba z tonę.- zgasiłem ją i nie wiedziała co odpowiedzieć przez chwilę.
- To trzeba było zostawić mnie w spokoju.
- I co może jeszcze? Urządzić sobie biwak, w czasie kiedy ty byś się ślimaczyła?
- Jeśli to zaoszczędziłoby mi widoku ciebie, to czemu nie?
- Bo nie jesteś najważniejsza i niektórzy chcieliby zapomnieć o tobie jak najszybciej się da, a nie myśleć "kiedy ona w końcu przejdzie te 400 metrów"?
- No to macie okazję odsapnąć. Bo ja właśnie przyszłam zabrać swoje rzeczy.- powiedział wkurzona, zabrała swoją torbę, klapki i z kulami przeniosła się jakieś pięć metrów dalej.
- Jeszcze za blisko!- krzyknąłem, na co ona odpowiedziała tylko środkowym palcem. Miałem ochotę dosłownie w nią czym rzucić, ale jakoś nie widziałem niczego pod ręką, więc dałem sobie z tym spokój. Sięgnąłem do koszyka piknikowego po coś do jedzenia i znalazłem jabłko. Wziąłem porządnego gryza i ze złością zacząłem je pałaszować.
- Wy to się za bardzo nie lubicie, co nie?- spytał siedzący obok mnie trzydziestoparoletni facet.
-Serio?- popatrzyłem na niego z irytacją.- A kto by lubił taką zołzę!- powiedziałem głośno, tak aby usłyszała. Ona się odwróciła.
-Goń się Styles! - po czym z powrotem wróciła do flirtowania z jakimś chłopakiem.
- Ja tam ją lubię.
- Najwidoczniej w ogóle jej nie znasz.- lekko zakpiłem z niego.
- Myślę, że znam ją lepiej niż ty. Spójrz na nią. Zaraz zgarnie włosy na bok.- powiedział, a ona to zrobiła. Jakby dosłownie go słuchała.- A teraz wyciągnie krem do opalania, potrząśnie nim lekko i poprosi o posmarowanie po plecach.
- On się zgodzi, a gdy będzie ją smarował, ona spojrzy na niego i powie, że bardzo dobrze to robi.- powiedziałem, po czym po chwilce zdarzyło się to.
- Skąd wiedziałeś?- spytał zdziwiony.
- Roxy opanowała podryw do perfekcji.
- Tak doskonale wie jakie dawać znaki, aby facet wiedział o co jej chodzi. Spójrz na nią, założyła nogę na nogę, co oznacza, że jej się podoba, ale nie jest zainteresowana niczym więcej, niż miłym popołudniem. Gdyby liczyła na coś więcej usiadła by bliżej i szepnęła mu coś na ucho.
-Pewnie tak.- przyznałem.
- Gdyby chciała mogłaby mieć każdego. Nawet ja wylądowałem z nią w łóżku.- powiedział John.
- Jezu! Serio?- zakrztusiłęm się jabłkiem- Bez obrazy, ale jesteś starszy.
- A myślisz, że ona ze starszymi ode mnie nie spała? - spytał lekko rozbawiony.
- No.. nie wiem.
- Myślę, że nie miała wyboru.
- Jak to?- spytałem.
- Jakoś sobie radzić musiała w życiu, no nie?
- Że niby jako dziwka?- aż mi się trochę niedobrze zrobiło na samą myśl.
- Nie wiem, chyba nie. Myślę, że ciągle zdobywała różnych facetów, mieszkała u nich, wyciągała od nich kasę, a gdy się jej znudzili szukała następnych.
- Ale z tego co mi wiadomo, to miała mieszkanie i pracę gdy ją poznałem.
- To może robiła to dla zabawy? Niby skąd mam to wiedzieć? Ale w łóżku wydawała się być doświadczona.
- Możemy przestać o tym gadać?-spytałem speszony.
- No dobra, ale ogólnie Roxy nie jest taka zła. Ma wielki talent do śpiewania, jest bystra, może trochę zadziorna, lubi postawić na swoim,ale nie jest głupia. Jest ciekawska, chętnie próbowała by wszystkiego na swojej drodze. Jest trochę zamknięta w sobie, przypuszczam, że to przez jej przeszłość.
- Wiem, że 13 lat temu umarli jej rodzice, ale to chyba nie powód, żeby marnować sobie w pewien sposób życie.
- Wiesz, każdy interpretuje inaczej emocje.
- Chyba tak. - powiedziałem z lekkim sentymentem.- Wiesz, co nie zamierzam tutaj siedzieć i się zastanawiać, jakie tam traumy ona przeżyła, to nie mój problem tylko jej. Niech sobie sama z nimi radzi. Ja idę poderwać jakąś dziewczynę.
- No to powodzenia.- życzył mi John. Schowałem swoje rzeczy, a mianowicie słuchawki do torby i poszedłem się przejść po plaży. Kilkanaście metrów dalej był most. Postanowiłem wejść na niego. Doszedłem do samego końca i usiadłem. Zamoczyłem stopy w zimnej wodzie, a po moim ciele przeszły niemiłe ciarki.
- O mój boże Harry Styles!- krzyknęła dziewczyna siedząca obok.
- Cześć.- podałem jej rękę i uśmiechnąłem się.- Jak masz na imię?
- Cornelia.- powiedziała i podała mi także swoją, małą delikatną rękę. - Jestem waszą fanką.
- Jesteś bardzo śliczną fanką.- powiedziałem cały czas się uśmiechając.
- Dziękuję. A ty jesteś przystojny.- powiedziała i spojrzała na swoje nogi, chyba dlatego, że się zarumieniła.
- Jesteś sama?- rozejrzałem się.
- Tak. Rodzice siedzą w hotelu.
- A ile masz lat?
- No właśnie wczoraj skończyłam osiemnaście.- powiedziała z dumą.
- O to wszystkiego najlepszego. Może chciałabyś posiedzieć z nami na plaży.
- Oczywiście, to moje marzenie.- powiedziała z wielkim, pięknym uśmiechem na twarzy.
- No to chodź.- wstałem i podałem jej rękę. Ona wzięła swoją torbę i trzymając się za ręce poszliśmy do całego zespołu.
- Słuchajcie wszyscy to Cornelia. Wczoraj skończyła 18 lat i jest nasza fanką.
- Cześć.- pomachała do nich.
-Hej. - odpowiedział jej Louis, zaś Zayn pomachał jej także ręką na przywitanie.
- A to jest John, przyjaciel tej, tam, tam Roxy.- powiedziałem spoglądając na dziewczynę wokół której skakało już trzech chłopaków.
- Miło mi cię poznać.- powiedział John. Usiadłem na ręczniku, który zostawiłem wcześniej i ręką pokazałem Cornelii, aby usiadła obok mnie.
- Chcesz coś do jedzenia?- wskazałem ręką na kosz piknikowy.
- Nie, ale jak chcesz to mogę ciebie nakarmić.- puściła mi oczko, po czym uśmiechnęła się.
- Czemu nie.
- Jak chcesz, możesz położyć głowę na moich nogach, a ja będę podawała ci winogrona.
- Okej.- ułożyłem się w takiej pozycji, że moja głowa była na jej nogach, a reszta ciała na kocu. Cornelia podawała mi pojedynczo owoce i bawiła się moimi włosami, co było nawet miłe.
- Smaczne?- spytała patrząc na mnie i odgarniając włosy do tyłu.
- Bardzo.- uśmiechnąłem się. Po kilku chwilach poczułem jak ktoś zasłania mi słońce. Okazało się, że to nikt inny jak Roxy.
- Co nawet oni nie chcieli z tobą przebywać?- powiedziałem do niej.
- Nie, oni mnie tam uwielbiają, ale teraz poszli kupić piwo. John, mogę położyć się obok ciebie? Tylko na kilka minut, bo nie chce mi się czekać na nich samej.
- No dobra, to przypilnuj mi rzeczy, a ja idę popływać, może poderwę jakąś.- puścił jej oczko i poszedł do wody.
- Cornelia, już nie jestem głodny.- spojrzałem na nią mrużąc lekko oczy i uśmiechając się.
- Okej. Jak chcesz możesz leżeć dalej. Lubię bawić się twoimi włosami.
- Fajnie, ale ja chyba zasnę.
- No, to śpij.- zanurzyła swoje palce w moich włosach. Leżałem tak z kilka minut. Słyszałem dźwięki wody, to jak Roxy nuci sobie coś, rozmyte rozmowy Zayna przez telefon, a potem Nialla i Liama, którzy wrócili z wody oraz innych ludzi. Słyszałem jak Cornelia przywitała się z Paynem i Horanem, który od razu zabrał się do jedzenia.
- Słodki jest, co nie?- usłyszałem pytanie Cornelii, chyba do Roxy, a pytanie dotyczyło mnie.
- Taa. Jak cytryna.- odpowiedziała. Z jakiegoś powodu uśmiech sam nasunął się na moją twarz.
- Niby czemu?- dopytywała się Cornelia.
- Uwierz mi nie jest. Znam go lepiej niż ty.
- Ty mnie wcale nie znasz.- podniosłem się.
- Znam cię na pewno lepiej niż ona.
- Coś mi się nie wydaję.- powiedziałem oburzony.- Skoro ty mnie znasz, to ja znam ciebie.
- A tak nie jest? Przecież jestem fałszywą, chamską, agresywną ździrą, za jaką mnie uważasz.
- No wiesz, zdanie można łatwo zmienić.
- Serio? Mi jest jakoś ciężko zmienić o tobie zdanie. Chyba już do końca życia zostaniesz w moich oczach facetem, który ma za wielkie mniemanie o sobie, myśli, że ma talent, a co najgorsze uważa, że może mieć każdą.
- Nie uważam, ze mogę mieć każdą.
- I Harry ma wielki talent.- wtrąciła Cornelia.
- A żebyś słyszała jak się darł pod prysznicem.....-powiedziała Roxy, a na moje policzki oblały się rumieńcem.
- Wygłupiałem się tylko.- przyznałem speszony.
- To nie rób tego więcej, bo mi uszy odpadną. - powiedział zirytowana.
- Nie słuchaj jej Harry. Pewnie nie ma zielonego pojęcia o muzyce.
- Kochana, jeszcze umiem odróżnić śpiew, od wycia.
- Cicho bądźcie obie! Nie mam zamiaru słuchać waszych głupich, nic nieznaczących sprzeczek.- dosłownie czułem złość w powietrzu.
- To sobie idź.- wzdrygnęła ramionami Roxy.- Albo wiesz co ja sobie idę, do lepszego towarzystwa.- podniosła się z koca, wzięła co swoje i podszedła do chłopaków, z którymi świetnie bawiła się wcześniej. Przywitała się z nimi, jakby się nie widzieli ze sto lat, aż nie mogłem na to patrzeć. Podniosłem się z kolan Cornelii i założyłem z powrotem kapelusz na głowę. Dziewczyna rozprostowała nogi. Usiadłem obok niej z zgiętymi w kolanach nogami i wpatrywałem się w dziewczynę, która flirtowała po kolei z wszystkimi trzema facetami. A to jednemu usiadła na nogach, drugiemu zaś położyła rękę w pobliżu krocza, a trzeciemu przejechała ręką po torsie.Minęło tak z dobrą godzinę. Cornelia ciągle mi nawijała, a ja rozglądałem się po plaży przytakując jej. Po chwili, gdy Roxy ona próbowała znaleźć coś w torbie oni wstali. Obserwowałem całą sytuację, z niezwykłym skupieniem. Zaczęli do niej mówić, ale nie do końca słyszałem co mówią. Rozumiałem jedynie pojedyncze słowa, jak "no chodź", "hotelu", "zabawa". Roxy zaczęła odmawiać, co było widać po tym jak pokręciła głową, ale gdy nadal odmawiała, zabrali jej torbę. Odruchowo wstała i chciała ją odebrać, ale jeden wziął ją na ręce i gdy coś do niej powiedział zaczęła się szarpać, zaś pozostała dwójka śmiała się w niebo głosy. Postanowiłem coś z tym zrobić.
- Zostawcie ją w spokoju.- powiedziałem, zachodząc drogę mężczyźnie niosącym dziewczynę.
- Proszę, proszę... kogo my tu mamy. Przyszedł i rycerz uratować niewiastę.- zaśmiał się.
- Po prostu zostawcie ją w spokoju.- powiedziałem przez zęby, coraz bardziej wkurzonym głosem, zaciskając pięści.
- Poczekaj tu mała. Później się zabawimy.- mrugnął do niej, po czym odwrócił się w moją stronę. Do niego podeszła pozostała dwójka.- A jeśli nie zostawimy jej w spokoju? Odważysz się trzech na jednego?
- No właśnie!- powiedział ten po prawej stronie.
- Będziemy robić z tą dziwką, to na co mamy ochotę.- powiedział ten po środku, a mnie puściły nerwy i po prostu rzuciłem się na niego. Przewróciłem go na piasek, a jego przyjaciele odskoczyli odruchowo w bok, w tym czasie ja już zadałem pierwszy cios, a właściwie serię ciosów pięści w jego twarz. Po sekundzie zdołał nas obrócić i to on zadał mi trzy ciosy, ale udało mi się w pewnym momencie zatrzymać jego pięści rękoma. Próbował wyrwać ręce z moich, ale było mu ciężko, po chwili jednak mu się udało. Już się podnosił. Chyba nawet chciał zacząć mnie kopać, ale zanim się podniósł, to ja kopnąłem go z całej siły w brzuch i przewrócił się. Nie zdążył się nawet zorientować co się dzieje, a ja przywaliłem mu kilkanaście razy. Robiłem to z takim impetem, że nie miał szans na obronę.
- Harry przestań! Przestań!- usłyszałem tylko krzyki dziewczyny, a już po chwili odciągnął mnie Liam od niego. Roxy podbiegła do leżącego przede mną gościa z rozkwaszonym nosem i któremu miałem jeszcze ochotę dowalić. Spojrzała na mnie, jakbym go zabił.
- Zabierzcie go stąd.- powiedziała to pozostałych dwóch dupków.- Jeśli piśniecie komukolwiek, o tym co zaszło osobiście powiem policji, że chcieliście mnie zgwałcić. Jasne?!- oni tylko pokiwali głową i zabrali przegranego ze sobą. Mocnym szarpnięciem wyrwałem się z uścisku Liama. Podbiegła do mnie Cornelia, wycierała krew lecącą mi z nosa, ale nie zwracałem na nią uwagi. Lekko dyszałem po całym zajściu, ale mój wzrok był skierowany tylko na nią. Byłem ciekaw jej reakcji, ale jej twarz wyrażała tylko wściekłość.
- Zadowolony jesteś z siebie?- wykrzyczała mi praktycznie w twarz, gdy tylko podeszła do mnie.
- Miałem pozwolić żeby ci się coś stało?
- Sama umiem sobie poradzić!- wpatrywała się we mnie, jakbym ją zawiódł.
- No właśnie widziałem jak sobie radzisz!
- Yhrr!!!!- odwróciła się i odeszła kilka kroków.- Nikt nie prosił cię o pomoc, wiesz?!
- Dobra. Skoro tak, to przepraszam! Słyszysz?! Przepraszam, że ci pomogłem! Zadowolona!- wykrzyczałem nie zwracając uwagi na innych i położyłem się na kocu. Czułem jak wszyscy gapią się na mnie. Po chwili obok mnie znalazła się Cornelia.
- Dla mnie jesteś bohaterem Harry.- powiedziała współczującym głosem.
-Szkoda tylko, że inni tak o tym nie myślą.- powiedział spoglądając na dziewczynę, która tak jak inni miała skierowany wzork na mnie.
- Mam ci powiedzieć co ja myślę.?! Uważam, że jesteś totalnym idiotą, który nie dość, że się wtrąca w nie swoje sprawy, to jeszcze wystraszył mi przyjaciół i myśli, że jest bohaterem, bo pod wpływem impulsu zlał pijanego gościa, co jest tak naprawdę żadnym wyczynem!
- Czy ty ich nazwałaś przyjaciółmi?- doczepiłem się do jedynej rzeczy, która mnie tak naprawdę zszokowała z wszystkiego co powiedziała.
- No byli mili.- powiedziała lekko speszona.
- Aż mi się nie chce tego słuchać.- wziąłem swoją torbę i kapelusz .- Nara!- powiedziałem do wszystkich i sobie poszedłem. Zaniosłem rzeczy do swojego pokoju w hotelu, wziąłem 5 minutowy prysznic, przebrałem się w granatową koszulę, jeansowe spodenki, założyłem kapelusz na głowę, okulary przeciw słoneczne i wziąłem kasę. Nie zabrałem telefonu, nie wiedziałem kiedy wrócę, a nie chciałem, żeby męczyli mnie telefonami. Tak uszykowany wyszedłem na miasto. Spotkałem kilka fanek, które poprawiły mi humor i oprowadziły mnie po okolicy, niestety nie mogły zostać ze mną dłużej. Spytałem kogoś o godzinę. okazało się, że jest już 19.23. Znalazłem jakąś restaurację i zamówiłem coś dobrego do jedzenia, cały czas zastanawiając się co dalej. Gdy kelnerka przyniosła mi talerz, zauważyłem u niej na nadgarstku tatuaż. Wpadłem na pomysł, że pójdę sobie zrobić kolejny na swoim ciele. Szybko zjadłem posiłek, zostawiłem kasę na stole i wyszedłem. Znałem kilka dobrym studiów tatuaż w L.A., ale poszedłem do swojego ulubionego. Przeszedłem kilka ulic i byłem na miejscu. W głowie miałem już wszystko ułożone. Chciałem napis "Fuck you! I do what I want."* Chciałem go sobie zrobić w okolicach prawego barku. Nie trwało to długo, jakieś pół godziny później było już po wszystkim. Trochę bolało, ale byłem już przyzwyczajony do tego. Gdy wyszedłem z budynku, okazało się, że nadchodzi burza, a znając tutejszy klimat może być to niezła nawałnica. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę hotelu. Po drodze zaczął padać deszcz, wiałą tez mocny wiatr, a od czasu do czasu było słychać grzmoty i widać błyski. Jak tylko dostałem się do budynku, byłem cały mokry i chciałem dostać się do apartamentu. Czemu akurat ona musi wchodzić teraz do windy?- spytałem sam siebie. Nie miałem zamiaru ani czekać, aż ona łaskawie dojedzie na górę, ani zmieniać jakichkolwiek decyzji z jej powodu, więc postanowiłem wejść do środka razem z nią. Wszedłem i nacisnąłem przycisk na 6 piętro rzucając jej tylko obojętne spojrzenie. Staliśmy w ciszy po obu stronach windy. Mijaliśmy już trzecie piętro, aż tu nagle winda stanęła. Spojrzeliśmy na siebie z lekkim przerażeniem. Zgasło główne światło i zapaliło się dodatkowe.
- Co się dzieje?- spytała nerwowo.
- Utknęliśmy z braku prądu.
- Więc skąd światło?
- Akurat te lampy są na baterię.- wywnioskowałem z obserwacji.
- Pewnie to przez burzę.- powiedziała.
- Możliwe.- przyznałem.
- Jak myślisz, kiedy znów ruszymy?- spytała po chwili.
- Nie wiem, może za kilka minut, godzin, a może dopiero jutro.
- Ja pierdole. - powiedziała po czym zjechała plecami po ścianie i usiadła, ja zrobiłem to samo tylko po drugiej stronie windy. Starałem się nie zwracać na nią uwagi i z nudów dłubałem przy swoich butach. Minęło już kilka minut, a ja miałem wrażenie, że mijają wieki.
- Pogadajmy o czymś, bo zanudzę się na śmierć.- powiedziała, a ja momentalnie na nią spojrzałem.
- No dobra. Tylko niby o czym? Ty zaczniesz mi mówić jakim to jestem idiotą, czy ja mam mówić, jak cię nienawidzę?- powiedziałem z lekką złością w głosie.
- Nadal jesteś wkurzony za tamto?!- mój wzrok mówił sam za siebie., więc nawet nie odpowiedziałem.- Nikt, ale to nikt nie prosił cię o to, żebyś mi pomagał! Nie potrzebuję żadnej pomocy, sama umiem sobie dać radę już od dłuższego czasu!!!
- Nie wyglądało jakbyś dawała sobie radę, wiesz?!
- Nawet jeśli, to nie musiałeś od razu się z nim bić!! Wiesz jak się bałam?- mówiąc to usiadła obok mnie.
- Przecież on próbował cię zgwałcić!
- Nie o niego debilu, tylko o ciebie!- zapadła chwila ciszy. Patrzyłem na nią z lekkim zszokowaniem. Bała się... o mnie?! Przecież....- Co ja bym im wszystkim powiedziała, co? Ty byłeś jeden, ich było trzech. Gdyby ci się coś stało kogo by obwiniali?! Mnie oczywiście!- no tak jak zwykle myśli tylko o sobie.
- Normalnie nie wierze! To ja pobiłem się dla ciebie, a ty myślisz tylko o tym, że ciebie by obwiniali?! Nie miałem pojęcia, że z ciebie aż taka egoista, aż do teraz! Wiesz, chyba nie było war.....- poczułem jej palce na swoim policzku. Obróciła moją twarz w stronę swojej, a potem już tylko czułem jej ciepłe wargi na swoich, ale tylko przez chwilę.
- A co ci miałam powiedzieć, że bałam się o tamtego debila.
- Nie, mogłaś powiedzieć prawdę.- powiedziałem po czym pocałowałem ją, ale zamiast odwzajemnienia pocałunku, zostałem tylko spoliczkowany!
- Co ty wyprawiasz!- krzyknąłem i złapałem się ręką za obolały lewy policzek.- Jesteś jakaś nienormalna!- krzyknąłem.
- Pocałowałam cię, żebyś się zamknął, pod wpływem impulsu, a nie...
- A nie.. co?
- A nie z powodu uczucia!
- Jesteś najbardziej skomplikowaną i dziwną kobietą jaką w życiu spotkałem.
- Za to ty jesteś typowym mężczyzną. Wszystko czego chcesz to sex.
- Nieprawda!
- Prawda.
-Nie! Jeśli chcesz, możemy spędzić nawet całą noc, bez żadnych bliższych stosunków.
- Nawet jeśli byś chciał to i tak by do niczego nie doszło.- powiedziała.
- Po prostu rozmawiajmy.- uprzedziłem, zanim rozpętałaby się kolejna kłótnia.
- No dobrze. Zagrajmy w grę "odpowiedź i pytanie" Zaczyna się od pytania, na które druga osoba musi odpowiedzieć kończąc pytaniem.
- No dobra, to kto zaczyna?
- Ty, ale zanim zaczniemy umawiamy się, że jeśli osoba nie chce odpowiadać nie zmuszamy jej do tego.
- No dobra. Więc, moje pytanie brzmi. Wolisz koty czy psy?
- Psy, a ty?
- Koty. Bałaś się lecieć samolotem?
- Tak. Wiesz co już mi się znudziło.- powiedziała i zapadła chwilka ciszy.- Kim była dla ciebie Nathalie?
- Czemu o nią pytasz? I w ogóle co o niej wiesz?
- Tylko tyle, że ci się śni w nocy i krzyczysz jej imię przez sen.
- Nathalie była moją pierwszą miłością, po czym zachorowała i zmarła.- powiedziałem jak najszybciej umiałem.
- Jaka była?
- Jeśli by tak pomyśleć, to była odwrotnością ciebie, ale z wyglądu mi ją przypominasz.
- No to opisz jaka była z charakteru... i tak nie mamy o czym rozmawiać.
- Była bardzo miła i przyjacielska, przyciągała entuzjazmem, zawsze się uśmiechała i pomagała wszystkim dookoła. Zawsze lubiła stawiać na swoim, ale nigdy na nikim się nie mściła. Zawsze była szczera i przejmowała się problemami innych. Lubiła robić wianki z kwiatów, bawić się ze wszystkimi zwierzątkami, śpiewać dla przyjaciół i robiła pyszne ciasteczka. Grała na gitarze i ubierała się we wszystkie kolory tęczy, uczyła się najlepiej w klasie, ale zawsze miała wielkie problemy z fizyką. Jej ulubionym zespołem było Coldplay, ulubionym kolorem zielony, a kwiatem słonecznik ozdobny, a potem zachorowała. Odwiedzałem ją w szpitalu, nawet tam bawiła się z chorymi dziećmi, uśmiechała do nich i zjadła potajemnie przyniesione przeze mnie lody. Nie poddawała się, ale robiła się coraz słabsza. W jej oczach było coraz mniej iskierek, a jej usta było coraz bledsze, a ja ni mogłem... nie mogłem...- Roxy dotknęła mojej ręki.
- Rozumiem. Na pewno wiedziała jak bardzo ją kochałeś, a właściwie nadal kochasz.
- Dzięki.- przetarłem oczy, bo zbierały mi się już w nich łzy.- A jacy byli twoi rodzice?
- Moi rodzice? To byli najwspanialsi ludzie na świecie. Nie pamiętam ani jednego złego dnia z nimi, oprócz dnia ich śmierci. Nikt nie umiał mnie bardziej pocieszyć i rozbawić niż mój tata, a mama robiła najlepszą szarlotkę na świecie. Tata czytał bajki na dobranoc, a mama śpiewała kołysanki. Chodziliśmy na spacery.Pamiętam jak uwielbiałam bawić się na placu zabaw niedaleko domu. Kochałam huśtać się na huśtawce, ale wprost nienawidziłam karuzeli. Właściwie nawet teraz na samą myśl robi mi się niedobrze, za to nie moja siostra. Alice- ona wręcz odwrotnie, kochała się kręcić na tym czymś. Bawiłyśmy się razem lalkami, mama szyła dla nich ubranka, a tata zbudował domek. Nigdy niczego nie zabrakło mi przy nich, ani miłości, ani czasu. Mama była piosenkarką, a tata jej menadżerem, pieniędzy, więc mieliśmy pod dostatkiem. Rodzice byli bardzo lubiani, więc często odwiedzali ich znajomi. Na każde urodziny dostawałam dokładnie taki prezent jaki marzyłam, a w każde święta zjeżdżało się pełno ludzi do domu i było bardzo wesoło. A potem nadeszła ta jedna noc i wszystko zniknęło. Ludzie mówili jak im jest przykro, ale tak naprawdę ich to nie obchodziło. Potem było raz lepiej, raz gorzej.
- Bardzo chciałbym poznać twoich rodziców.- powiedziałem uśmiechając się do niej.
- A ja Nathalie.
- To to oni ci się śnili?- w tedy, jak przez ciebie wywróciłem się na podłogę w kuchni?
- Tak ich śmierć. Od czasu do czasu śni dokładnie to samo.
- Mi zawsze śni się Nathalie. Mówi, że jest na mnie zła, że jej nie pomogłem, chociaż widziałem jak cierpi.
- To tylko twoje poczucie winy. Nathalie na pewno widziała jak się starasz i doceniała to. Pewnie patrzy gdzieś teraz z góry i uśmiecha się sama do siebie, że o niej pamiętasz.
- Może.- uśmiechnąłem się.- Zwariowany ten dzień? Co nie?
- Zdecydowanie tak. A i dziękuję, że mnie w tedy uratowałeś, to było naprawdę odważne. Ale i tak uważam, że dałabym sobie radę.
- Pewnie tak. W ostateczności zaczęła byś krzyczeć o pomoc.
- Nie... Nie zrobiłabym z siebie takiej słabeuszki.
- Nie jesteś słabeuszką. Ale nie uważasz, że ktoś kto prosi o pomoc jest odważny?
- Nie w moim życiu. U mnie jest, że albo dajesz sobie radę, albo odpadasz. Wżyciu nie warto mieć słabych punktów.
- Więc, jeśli by ktoś zakręcił cię jak na karuzeli odpadłabyś?
- Raczej zwymiotowała na niego, ale jeśli chodzi o metaforę to tak, odpadła bym.- zabrzmiało to tak śmiesznie, ze nie mogłem się powstrzymać i wybuchłem śmiechem.
- Jesteś naprawdę dziwna Roxy.
- I vice versa Harry.- ziewnęła.
- Jesteś zmęczona?
- Bardzo...- odpowiedziała ponownie ziewając.
- No to się połóż. Użyczę ci swoich nóg jako poduszki.
- Aleś ty hojny. Na prawdę. - położyła swoją głowę prawie na moich kolanach.
- Wiesz jak chcesz to możesz tu bliżej.- pokazałem ręką moje krocze.
- A spierdalaj zboczeńcu jeden!
- No, ale było by ci bardziej miękko. .- zaśmiałem się.
- Harry?- spytała.
- Co?
- Zamknij swoją gębę, bo jak Boga kocham sama to zrobię w brutalny sposób.
- Dobra już dobra noo... Śpij.
- A żebyś kurwa wiedział.- powiedziała i ułożyła się na prawym boku, więc mogłem widzieć jej twarz.
- Przestań!- powiedziała stanowczo.
- Ale co ja robię.
- Po prostu przestań!
- No, ale co przestać?
- Po pierwsze gapić się i uśmiechać, a poza tym to to...- wskazała moje kroczę.
- Tego trzeciego to już nie kontroluję.- powiedziałem szczerząc się do niej.
- No to się obrócę.- powiedziała i przekręciła się na drugi bok.
- Roxy?
- Co?
- Jest jeszcze gorzej.
- Boże człowieku o czym ty myślisz?
- Serio chcesz to wiedzieć?- ciężko byłoby to opisać.
- Nie, nie, nie, nie, nie i nie. W żadnym wypadku nie chce wiedzieć, co wymyśla, twoja zboczona wyobraźnia.
- Faktycznie nie chcesz wiedzieć.
- Wiesz co, chyba zrobię sobie poduszkę z torby.
- A mogę chociaż leżeć obok ciebie?
- Tak, tylko bez żadnych wyimaginowanych myśli o mnie.
- Jasne, jasne.- powiedziałem i położyłem się obok niej.
-Roxy?
- Co znowu?
- Dobranoc.
- Taa. Dobranoc Styles.- byłem tak wykończony tym wszystkim, że nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem, ale obudziłem się pierwszy. Nie wiem nawet ile spałem. Usiadłem po turecku i przeciągnąłem się. Roxy strasznie słodko spała, więc chwilę popatrzałem na nią chwilę. Wstałem i pochodziłem trochę dla rozprostowania mojego boskiego ciałka.
- Siadaj na dupie, bo cały czas czuję jak się podłoga trzęsie przez ciebie.
- No już. - położyłem się z powrotem obok niej.
- Jak długo będziemy jeszcze czekać?- spytałem.
- Nie wiem, ale ja chcę jeszcze spać, więc bądź cicho.- już nic nie powiedziałem tylko wgapiałem się w sufit. Było to tak nudne, że aż ponownie usnąłem. Obudziło mnie trzęsienie.
- Roxy! Winda ruszyła!- dziewczyna szybko się zerwała, otrzepała się, poprawiła włosy, wzięła torbę i stanęła przy wyjściu. Ja wziąłem tylko swój kapelusz i także wyczekiwałem na moment otwarcia się drzwi, który po chwili nadszedł. Dosłownie wbiegliśmy do kuchi, bo byliśmy bardzo głodni.
- Gdzie wy byliście całą noc? - powiedział poddenerwowany Liam, a cała reszta gapiła się czekając na odpowiedź.
- Spędziliśmy razem całą noc w windzie.- powiedziała, a ja dalej jadłem nie mogąc się powstrzymać.
- Serio?- spytał zdziwiony Zayn.
- Tak i nawet nie pytaj o szczegóły.- powiedziałem.
- Boże, to musiało być straszne.- powiedział Louis.
- Oj było.- powiedziała Roxy, mrużąc oczy.
- Ej bo ten, no taxsówki już na nas czekają.- powiedział Niall.
- Co już. Jeszcze się nie spakowaliśmy. - powiedziałem.
- Ciebie spakowaliśmy, a Roxy rzeczy woleliśmy zostawić w spokoju.
- I bardzo dobrze.- powiedziała.
- Będę za 5 minut.- pobiegła do swojego pokoju. Dokończyłem jeść.
- No chodź Harry- powiedział Niall, zanim zamknął drzwi od apartamentu. Pobiegłem po walizki, a potem do niego, zjechaliśmy w piątkę winda, a potem wpakowaliśmy się do taxówek. Tym razem nie maiłem szczęścia, i pojechałem z Roxy, ale i tak nawet na siebie nie spojrzeliśmy. Potem była już spokojniejsza odprawa i samolotem pierwsza klasa do Londynu. Tam już prosto to kochanego domku.
* "Fuck you! I do what I want."- napis po polskuoznacza " Pierdol się. Robię to co chcę."
______________________________________________________________
Nie narzekam, na ten rozdział, a wam podobał się? I przepraszam za literówki, jeśli przeoczyłam.
Nadal, możecie pytać w komentarzach mnie lub bohaterów o co tylko chcecie.
- Ja wiedziałem, że normalna to ty nie jesteś, ale to już przegięcie.- powiedziałem, gdy ją zobaczyłem.
- No co?- spytała zdziwiona.
- Na dworze jest 35 stopni Celsjusza, nie ma ani jednej chmurki,o wietrze można pomarzyć, a ty ubrałaś się na czarno. Nie wiem czy lubisz ten kolor czy masz żałobę, ale trochę rozsądku by ci się przydało.
- Doszłam do wniosku, że twoje słowa mam gdzieś. Idziesz czy nie?
- Idę.- powiedziałem, zabrałem swoje rzeczy i wyszliśmy z apartamentu. W ciszy zjechaliśmy windą. Otworzyły się nam drzwi na parter. Mieliśmy już iść w stronę plaży, ale Roxy zawróciła. Podeszła do jakiegoś gościa witając się z nim. Postanowiłem sprawdzić o co chodzi i podszedłem do nich.
- Co tam u ciebie?- usłyszałem pytanie ze strony faceta do niej.
- Jak widać bywało lepiej.- powiedziała spoglądając na kostkę.
- Co ci się stało?- spytał z uśmiechem.
- Ubrałam raz wyższe buty no i proszę.- odpowiedziała.
- Roxy idziemy?- spytałem lekko zniecierpliwiony.
- Zaraz.
- Może przedstawisz mnie?- powiedział z uśmiechem.
- John to Harry. Harry to John.- podaliśmy sobie rękę na przywitanie.
- Może przyjdziesz do nas na plażę? Może dzięki tobie się nie zanudzę.
- Z przyjemnością. Musze najpierw się rozpakować i wyciągnąć parę rzeczy.- uśmiechnął się życzliwie.- Przyjdę do was najszybciej jak tylko będę mógł.
- Dobra.- powiedziała i skierowaliśmy się w stronę tylnych drzwi.
- Kto to jest ten John?- spytałem otwierając drzwi, żeby mogła przejść.
- John Turner to mój przyjaciel. Pomógł mi, gdy zostawiliście mnie na te trzy dni po koncercie.- nic już nie powiedziałem. Po chwilce byliśmy na miejscu. Od razy zauważyłem Zayna i Louisa siedzących na kocu.
- Cześć.- powiedziałem, a oni odpowiedzieli mi tym samym. Zostawiłem swoje rzeczy i poszedłem do wody. Błogosławiona zimna, ciekła i wodnista woda. Kilka minut popływałem, trochę też ponurkowałem i wyszedłem z powrotem na plaże. John siedział już obok Louisa i Zayna, a tuż obok niego siedziała Roxy. Zawsze myślałem, że trudno jej się zaprzyjaźnia. Wyglądała na taką, co lubi faceta na jedną noc. A tutaj wyglądali jak dwoje zakochanych. Karmili się winogronami, on się do niej uśmiechał, ona wpatrywała się w jego oczy. Usiadłem obok Roxy.
- Harry przyniosłem koszyki piknikowe, jak chcesz to się częstuj.- powiedział John.
- Nie, dzięki.- odpowiedziałem i założyłem kapelusz na głowę. Roxy wstała.
- Idę się przejść.- powiedziała. Włożyłem słuchawki w uszy i zacząłem słuchać muzyki. Moje ciało całe nagrzało się już od słońca, aż tu poczułem zimną wodę na sobie. Gwałtownie się podniosłem i jednocześnie wyciągnąłem słuchawki.
- Ja pierdole! Kto to?!- krzyknąłem i przetarłem oczy.
- To kara, za długie siedzenie w łazience.
- A ja myślałem, że karą miało być ośmieszenie mnie przed całym światem.
- Nie. To zrobiłam z czystej przyjemności dokuczenia tobie.- odpowiedziała.
- Miło wiedzieć. A już myślałem, że tak krzywiłaś się przed kamerami przez buty, w których nie umiałaś chodzić.
- Żałuję, że nie nadepnęłam ci tymi butami na stopy.
- Nie miałaś jak. Niosłem cię, bo nie mogłem znieść, gdy szłaś jak żółw niosący słonia. Nie pamiętasz?
- Byłeś tak zestresowany sytuacją, że spociłeś się i ledwo mogłam oddychać.
- Nic dziwnego, skoro ważysz chyba z tonę.- zgasiłem ją i nie wiedziała co odpowiedzieć przez chwilę.
- To trzeba było zostawić mnie w spokoju.
- I co może jeszcze? Urządzić sobie biwak, w czasie kiedy ty byś się ślimaczyła?
- Jeśli to zaoszczędziłoby mi widoku ciebie, to czemu nie?
- Bo nie jesteś najważniejsza i niektórzy chcieliby zapomnieć o tobie jak najszybciej się da, a nie myśleć "kiedy ona w końcu przejdzie te 400 metrów"?
- No to macie okazję odsapnąć. Bo ja właśnie przyszłam zabrać swoje rzeczy.- powiedział wkurzona, zabrała swoją torbę, klapki i z kulami przeniosła się jakieś pięć metrów dalej.
- Jeszcze za blisko!- krzyknąłem, na co ona odpowiedziała tylko środkowym palcem. Miałem ochotę dosłownie w nią czym rzucić, ale jakoś nie widziałem niczego pod ręką, więc dałem sobie z tym spokój. Sięgnąłem do koszyka piknikowego po coś do jedzenia i znalazłem jabłko. Wziąłem porządnego gryza i ze złością zacząłem je pałaszować.
- Wy to się za bardzo nie lubicie, co nie?- spytał siedzący obok mnie trzydziestoparoletni facet.
-Serio?- popatrzyłem na niego z irytacją.- A kto by lubił taką zołzę!- powiedziałem głośno, tak aby usłyszała. Ona się odwróciła.
-Goń się Styles! - po czym z powrotem wróciła do flirtowania z jakimś chłopakiem.
- Ja tam ją lubię.
- Najwidoczniej w ogóle jej nie znasz.- lekko zakpiłem z niego.
- Myślę, że znam ją lepiej niż ty. Spójrz na nią. Zaraz zgarnie włosy na bok.- powiedział, a ona to zrobiła. Jakby dosłownie go słuchała.- A teraz wyciągnie krem do opalania, potrząśnie nim lekko i poprosi o posmarowanie po plecach.
- On się zgodzi, a gdy będzie ją smarował, ona spojrzy na niego i powie, że bardzo dobrze to robi.- powiedziałem, po czym po chwilce zdarzyło się to.
- Skąd wiedziałeś?- spytał zdziwiony.
- Roxy opanowała podryw do perfekcji.
- Tak doskonale wie jakie dawać znaki, aby facet wiedział o co jej chodzi. Spójrz na nią, założyła nogę na nogę, co oznacza, że jej się podoba, ale nie jest zainteresowana niczym więcej, niż miłym popołudniem. Gdyby liczyła na coś więcej usiadła by bliżej i szepnęła mu coś na ucho.
-Pewnie tak.- przyznałem.
- Gdyby chciała mogłaby mieć każdego. Nawet ja wylądowałem z nią w łóżku.- powiedział John.
- Jezu! Serio?- zakrztusiłęm się jabłkiem- Bez obrazy, ale jesteś starszy.
- A myślisz, że ona ze starszymi ode mnie nie spała? - spytał lekko rozbawiony.
- No.. nie wiem.
- Myślę, że nie miała wyboru.
- Jak to?- spytałem.
- Jakoś sobie radzić musiała w życiu, no nie?
- Że niby jako dziwka?- aż mi się trochę niedobrze zrobiło na samą myśl.
- Nie wiem, chyba nie. Myślę, że ciągle zdobywała różnych facetów, mieszkała u nich, wyciągała od nich kasę, a gdy się jej znudzili szukała następnych.
- Ale z tego co mi wiadomo, to miała mieszkanie i pracę gdy ją poznałem.
- To może robiła to dla zabawy? Niby skąd mam to wiedzieć? Ale w łóżku wydawała się być doświadczona.
- Możemy przestać o tym gadać?-spytałem speszony.
- No dobra, ale ogólnie Roxy nie jest taka zła. Ma wielki talent do śpiewania, jest bystra, może trochę zadziorna, lubi postawić na swoim,ale nie jest głupia. Jest ciekawska, chętnie próbowała by wszystkiego na swojej drodze. Jest trochę zamknięta w sobie, przypuszczam, że to przez jej przeszłość.
- Wiem, że 13 lat temu umarli jej rodzice, ale to chyba nie powód, żeby marnować sobie w pewien sposób życie.
- Wiesz, każdy interpretuje inaczej emocje.
- Chyba tak. - powiedziałem z lekkim sentymentem.- Wiesz, co nie zamierzam tutaj siedzieć i się zastanawiać, jakie tam traumy ona przeżyła, to nie mój problem tylko jej. Niech sobie sama z nimi radzi. Ja idę poderwać jakąś dziewczynę.
- No to powodzenia.- życzył mi John. Schowałem swoje rzeczy, a mianowicie słuchawki do torby i poszedłem się przejść po plaży. Kilkanaście metrów dalej był most. Postanowiłem wejść na niego. Doszedłem do samego końca i usiadłem. Zamoczyłem stopy w zimnej wodzie, a po moim ciele przeszły niemiłe ciarki.
- O mój boże Harry Styles!- krzyknęła dziewczyna siedząca obok.
- Cześć.- podałem jej rękę i uśmiechnąłem się.- Jak masz na imię?
- Cornelia.- powiedziała i podała mi także swoją, małą delikatną rękę. - Jestem waszą fanką.
- Jesteś bardzo śliczną fanką.- powiedziałem cały czas się uśmiechając.
- Dziękuję. A ty jesteś przystojny.- powiedziała i spojrzała na swoje nogi, chyba dlatego, że się zarumieniła.
- Jesteś sama?- rozejrzałem się.
- Tak. Rodzice siedzą w hotelu.
- A ile masz lat?
- No właśnie wczoraj skończyłam osiemnaście.- powiedziała z dumą.
- O to wszystkiego najlepszego. Może chciałabyś posiedzieć z nami na plaży.
- Oczywiście, to moje marzenie.- powiedziała z wielkim, pięknym uśmiechem na twarzy.
- No to chodź.- wstałem i podałem jej rękę. Ona wzięła swoją torbę i trzymając się za ręce poszliśmy do całego zespołu.
- Słuchajcie wszyscy to Cornelia. Wczoraj skończyła 18 lat i jest nasza fanką.
- Cześć.- pomachała do nich.
-Hej. - odpowiedział jej Louis, zaś Zayn pomachał jej także ręką na przywitanie.
- A to jest John, przyjaciel tej, tam, tam Roxy.- powiedziałem spoglądając na dziewczynę wokół której skakało już trzech chłopaków.
- Miło mi cię poznać.- powiedział John. Usiadłem na ręczniku, który zostawiłem wcześniej i ręką pokazałem Cornelii, aby usiadła obok mnie.
- Chcesz coś do jedzenia?- wskazałem ręką na kosz piknikowy.
- Nie, ale jak chcesz to mogę ciebie nakarmić.- puściła mi oczko, po czym uśmiechnęła się.
- Czemu nie.
- Jak chcesz, możesz położyć głowę na moich nogach, a ja będę podawała ci winogrona.
- Okej.- ułożyłem się w takiej pozycji, że moja głowa była na jej nogach, a reszta ciała na kocu. Cornelia podawała mi pojedynczo owoce i bawiła się moimi włosami, co było nawet miłe.
- Smaczne?- spytała patrząc na mnie i odgarniając włosy do tyłu.
- Bardzo.- uśmiechnąłem się. Po kilku chwilach poczułem jak ktoś zasłania mi słońce. Okazało się, że to nikt inny jak Roxy.
- Co nawet oni nie chcieli z tobą przebywać?- powiedziałem do niej.
- Nie, oni mnie tam uwielbiają, ale teraz poszli kupić piwo. John, mogę położyć się obok ciebie? Tylko na kilka minut, bo nie chce mi się czekać na nich samej.
- No dobra, to przypilnuj mi rzeczy, a ja idę popływać, może poderwę jakąś.- puścił jej oczko i poszedł do wody.
- Cornelia, już nie jestem głodny.- spojrzałem na nią mrużąc lekko oczy i uśmiechając się.
- Okej. Jak chcesz możesz leżeć dalej. Lubię bawić się twoimi włosami.
- Fajnie, ale ja chyba zasnę.
- No, to śpij.- zanurzyła swoje palce w moich włosach. Leżałem tak z kilka minut. Słyszałem dźwięki wody, to jak Roxy nuci sobie coś, rozmyte rozmowy Zayna przez telefon, a potem Nialla i Liama, którzy wrócili z wody oraz innych ludzi. Słyszałem jak Cornelia przywitała się z Paynem i Horanem, który od razu zabrał się do jedzenia.
- Słodki jest, co nie?- usłyszałem pytanie Cornelii, chyba do Roxy, a pytanie dotyczyło mnie.
- Taa. Jak cytryna.- odpowiedziała. Z jakiegoś powodu uśmiech sam nasunął się na moją twarz.
- Niby czemu?- dopytywała się Cornelia.
- Uwierz mi nie jest. Znam go lepiej niż ty.
- Ty mnie wcale nie znasz.- podniosłem się.
- Znam cię na pewno lepiej niż ona.
- Coś mi się nie wydaję.- powiedziałem oburzony.- Skoro ty mnie znasz, to ja znam ciebie.
- A tak nie jest? Przecież jestem fałszywą, chamską, agresywną ździrą, za jaką mnie uważasz.
- No wiesz, zdanie można łatwo zmienić.
- Serio? Mi jest jakoś ciężko zmienić o tobie zdanie. Chyba już do końca życia zostaniesz w moich oczach facetem, który ma za wielkie mniemanie o sobie, myśli, że ma talent, a co najgorsze uważa, że może mieć każdą.
- Nie uważam, ze mogę mieć każdą.
- I Harry ma wielki talent.- wtrąciła Cornelia.
- A żebyś słyszała jak się darł pod prysznicem.....-powiedziała Roxy, a na moje policzki oblały się rumieńcem.
- Wygłupiałem się tylko.- przyznałem speszony.
- To nie rób tego więcej, bo mi uszy odpadną. - powiedział zirytowana.
- Nie słuchaj jej Harry. Pewnie nie ma zielonego pojęcia o muzyce.
- Kochana, jeszcze umiem odróżnić śpiew, od wycia.
- Cicho bądźcie obie! Nie mam zamiaru słuchać waszych głupich, nic nieznaczących sprzeczek.- dosłownie czułem złość w powietrzu.
- To sobie idź.- wzdrygnęła ramionami Roxy.- Albo wiesz co ja sobie idę, do lepszego towarzystwa.- podniosła się z koca, wzięła co swoje i podszedła do chłopaków, z którymi świetnie bawiła się wcześniej. Przywitała się z nimi, jakby się nie widzieli ze sto lat, aż nie mogłem na to patrzeć. Podniosłem się z kolan Cornelii i założyłem z powrotem kapelusz na głowę. Dziewczyna rozprostowała nogi. Usiadłem obok niej z zgiętymi w kolanach nogami i wpatrywałem się w dziewczynę, która flirtowała po kolei z wszystkimi trzema facetami. A to jednemu usiadła na nogach, drugiemu zaś położyła rękę w pobliżu krocza, a trzeciemu przejechała ręką po torsie.Minęło tak z dobrą godzinę. Cornelia ciągle mi nawijała, a ja rozglądałem się po plaży przytakując jej. Po chwili, gdy Roxy ona próbowała znaleźć coś w torbie oni wstali. Obserwowałem całą sytuację, z niezwykłym skupieniem. Zaczęli do niej mówić, ale nie do końca słyszałem co mówią. Rozumiałem jedynie pojedyncze słowa, jak "no chodź", "hotelu", "zabawa". Roxy zaczęła odmawiać, co było widać po tym jak pokręciła głową, ale gdy nadal odmawiała, zabrali jej torbę. Odruchowo wstała i chciała ją odebrać, ale jeden wziął ją na ręce i gdy coś do niej powiedział zaczęła się szarpać, zaś pozostała dwójka śmiała się w niebo głosy. Postanowiłem coś z tym zrobić.
- Zostawcie ją w spokoju.- powiedziałem, zachodząc drogę mężczyźnie niosącym dziewczynę.
- Proszę, proszę... kogo my tu mamy. Przyszedł i rycerz uratować niewiastę.- zaśmiał się.
- Po prostu zostawcie ją w spokoju.- powiedziałem przez zęby, coraz bardziej wkurzonym głosem, zaciskając pięści.
- Poczekaj tu mała. Później się zabawimy.- mrugnął do niej, po czym odwrócił się w moją stronę. Do niego podeszła pozostała dwójka.- A jeśli nie zostawimy jej w spokoju? Odważysz się trzech na jednego?
- No właśnie!- powiedział ten po prawej stronie.
- Będziemy robić z tą dziwką, to na co mamy ochotę.- powiedział ten po środku, a mnie puściły nerwy i po prostu rzuciłem się na niego. Przewróciłem go na piasek, a jego przyjaciele odskoczyli odruchowo w bok, w tym czasie ja już zadałem pierwszy cios, a właściwie serię ciosów pięści w jego twarz. Po sekundzie zdołał nas obrócić i to on zadał mi trzy ciosy, ale udało mi się w pewnym momencie zatrzymać jego pięści rękoma. Próbował wyrwać ręce z moich, ale było mu ciężko, po chwili jednak mu się udało. Już się podnosił. Chyba nawet chciał zacząć mnie kopać, ale zanim się podniósł, to ja kopnąłem go z całej siły w brzuch i przewrócił się. Nie zdążył się nawet zorientować co się dzieje, a ja przywaliłem mu kilkanaście razy. Robiłem to z takim impetem, że nie miał szans na obronę.
- Harry przestań! Przestań!- usłyszałem tylko krzyki dziewczyny, a już po chwili odciągnął mnie Liam od niego. Roxy podbiegła do leżącego przede mną gościa z rozkwaszonym nosem i któremu miałem jeszcze ochotę dowalić. Spojrzała na mnie, jakbym go zabił.
- Zabierzcie go stąd.- powiedziała to pozostałych dwóch dupków.- Jeśli piśniecie komukolwiek, o tym co zaszło osobiście powiem policji, że chcieliście mnie zgwałcić. Jasne?!- oni tylko pokiwali głową i zabrali przegranego ze sobą. Mocnym szarpnięciem wyrwałem się z uścisku Liama. Podbiegła do mnie Cornelia, wycierała krew lecącą mi z nosa, ale nie zwracałem na nią uwagi. Lekko dyszałem po całym zajściu, ale mój wzrok był skierowany tylko na nią. Byłem ciekaw jej reakcji, ale jej twarz wyrażała tylko wściekłość.
- Zadowolony jesteś z siebie?- wykrzyczała mi praktycznie w twarz, gdy tylko podeszła do mnie.
- Miałem pozwolić żeby ci się coś stało?
- Sama umiem sobie poradzić!- wpatrywała się we mnie, jakbym ją zawiódł.
- No właśnie widziałem jak sobie radzisz!
- Yhrr!!!!- odwróciła się i odeszła kilka kroków.- Nikt nie prosił cię o pomoc, wiesz?!
- Dobra. Skoro tak, to przepraszam! Słyszysz?! Przepraszam, że ci pomogłem! Zadowolona!- wykrzyczałem nie zwracając uwagi na innych i położyłem się na kocu. Czułem jak wszyscy gapią się na mnie. Po chwili obok mnie znalazła się Cornelia.
- Dla mnie jesteś bohaterem Harry.- powiedziała współczującym głosem.
-Szkoda tylko, że inni tak o tym nie myślą.- powiedział spoglądając na dziewczynę, która tak jak inni miała skierowany wzork na mnie.
- Mam ci powiedzieć co ja myślę.?! Uważam, że jesteś totalnym idiotą, który nie dość, że się wtrąca w nie swoje sprawy, to jeszcze wystraszył mi przyjaciół i myśli, że jest bohaterem, bo pod wpływem impulsu zlał pijanego gościa, co jest tak naprawdę żadnym wyczynem!
- Czy ty ich nazwałaś przyjaciółmi?- doczepiłem się do jedynej rzeczy, która mnie tak naprawdę zszokowała z wszystkiego co powiedziała.
- No byli mili.- powiedziała lekko speszona.
- Aż mi się nie chce tego słuchać.- wziąłem swoją torbę i kapelusz .- Nara!- powiedziałem do wszystkich i sobie poszedłem. Zaniosłem rzeczy do swojego pokoju w hotelu, wziąłem 5 minutowy prysznic, przebrałem się w granatową koszulę, jeansowe spodenki, założyłem kapelusz na głowę, okulary przeciw słoneczne i wziąłem kasę. Nie zabrałem telefonu, nie wiedziałem kiedy wrócę, a nie chciałem, żeby męczyli mnie telefonami. Tak uszykowany wyszedłem na miasto. Spotkałem kilka fanek, które poprawiły mi humor i oprowadziły mnie po okolicy, niestety nie mogły zostać ze mną dłużej. Spytałem kogoś o godzinę. okazało się, że jest już 19.23. Znalazłem jakąś restaurację i zamówiłem coś dobrego do jedzenia, cały czas zastanawiając się co dalej. Gdy kelnerka przyniosła mi talerz, zauważyłem u niej na nadgarstku tatuaż. Wpadłem na pomysł, że pójdę sobie zrobić kolejny na swoim ciele. Szybko zjadłem posiłek, zostawiłem kasę na stole i wyszedłem. Znałem kilka dobrym studiów tatuaż w L.A., ale poszedłem do swojego ulubionego. Przeszedłem kilka ulic i byłem na miejscu. W głowie miałem już wszystko ułożone. Chciałem napis "Fuck you! I do what I want."* Chciałem go sobie zrobić w okolicach prawego barku. Nie trwało to długo, jakieś pół godziny później było już po wszystkim. Trochę bolało, ale byłem już przyzwyczajony do tego. Gdy wyszedłem z budynku, okazało się, że nadchodzi burza, a znając tutejszy klimat może być to niezła nawałnica. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę hotelu. Po drodze zaczął padać deszcz, wiałą tez mocny wiatr, a od czasu do czasu było słychać grzmoty i widać błyski. Jak tylko dostałem się do budynku, byłem cały mokry i chciałem dostać się do apartamentu. Czemu akurat ona musi wchodzić teraz do windy?- spytałem sam siebie. Nie miałem zamiaru ani czekać, aż ona łaskawie dojedzie na górę, ani zmieniać jakichkolwiek decyzji z jej powodu, więc postanowiłem wejść do środka razem z nią. Wszedłem i nacisnąłem przycisk na 6 piętro rzucając jej tylko obojętne spojrzenie. Staliśmy w ciszy po obu stronach windy. Mijaliśmy już trzecie piętro, aż tu nagle winda stanęła. Spojrzeliśmy na siebie z lekkim przerażeniem. Zgasło główne światło i zapaliło się dodatkowe.
- Co się dzieje?- spytała nerwowo.
- Utknęliśmy z braku prądu.
- Więc skąd światło?
- Akurat te lampy są na baterię.- wywnioskowałem z obserwacji.
- Pewnie to przez burzę.- powiedziała.
- Możliwe.- przyznałem.
- Jak myślisz, kiedy znów ruszymy?- spytała po chwili.
- Nie wiem, może za kilka minut, godzin, a może dopiero jutro.
- Ja pierdole. - powiedziała po czym zjechała plecami po ścianie i usiadła, ja zrobiłem to samo tylko po drugiej stronie windy. Starałem się nie zwracać na nią uwagi i z nudów dłubałem przy swoich butach. Minęło już kilka minut, a ja miałem wrażenie, że mijają wieki.
- Pogadajmy o czymś, bo zanudzę się na śmierć.- powiedziała, a ja momentalnie na nią spojrzałem.
- No dobra. Tylko niby o czym? Ty zaczniesz mi mówić jakim to jestem idiotą, czy ja mam mówić, jak cię nienawidzę?- powiedziałem z lekką złością w głosie.
- Nadal jesteś wkurzony za tamto?!- mój wzrok mówił sam za siebie., więc nawet nie odpowiedziałem.- Nikt, ale to nikt nie prosił cię o to, żebyś mi pomagał! Nie potrzebuję żadnej pomocy, sama umiem sobie dać radę już od dłuższego czasu!!!
- Nie wyglądało jakbyś dawała sobie radę, wiesz?!
- Nawet jeśli, to nie musiałeś od razu się z nim bić!! Wiesz jak się bałam?- mówiąc to usiadła obok mnie.
- Przecież on próbował cię zgwałcić!
- Nie o niego debilu, tylko o ciebie!- zapadła chwila ciszy. Patrzyłem na nią z lekkim zszokowaniem. Bała się... o mnie?! Przecież....- Co ja bym im wszystkim powiedziała, co? Ty byłeś jeden, ich było trzech. Gdyby ci się coś stało kogo by obwiniali?! Mnie oczywiście!- no tak jak zwykle myśli tylko o sobie.
- Normalnie nie wierze! To ja pobiłem się dla ciebie, a ty myślisz tylko o tym, że ciebie by obwiniali?! Nie miałem pojęcia, że z ciebie aż taka egoista, aż do teraz! Wiesz, chyba nie było war.....- poczułem jej palce na swoim policzku. Obróciła moją twarz w stronę swojej, a potem już tylko czułem jej ciepłe wargi na swoich, ale tylko przez chwilę.
- A co ci miałam powiedzieć, że bałam się o tamtego debila.
- Nie, mogłaś powiedzieć prawdę.- powiedziałem po czym pocałowałem ją, ale zamiast odwzajemnienia pocałunku, zostałem tylko spoliczkowany!
- Co ty wyprawiasz!- krzyknąłem i złapałem się ręką za obolały lewy policzek.- Jesteś jakaś nienormalna!- krzyknąłem.
- Pocałowałam cię, żebyś się zamknął, pod wpływem impulsu, a nie...
- A nie.. co?
- A nie z powodu uczucia!
- Jesteś najbardziej skomplikowaną i dziwną kobietą jaką w życiu spotkałem.
- Za to ty jesteś typowym mężczyzną. Wszystko czego chcesz to sex.
- Nieprawda!
- Prawda.
-Nie! Jeśli chcesz, możemy spędzić nawet całą noc, bez żadnych bliższych stosunków.
- Nawet jeśli byś chciał to i tak by do niczego nie doszło.- powiedziała.
- Po prostu rozmawiajmy.- uprzedziłem, zanim rozpętałaby się kolejna kłótnia.
- No dobrze. Zagrajmy w grę "odpowiedź i pytanie" Zaczyna się od pytania, na które druga osoba musi odpowiedzieć kończąc pytaniem.
- No dobra, to kto zaczyna?
- Ty, ale zanim zaczniemy umawiamy się, że jeśli osoba nie chce odpowiadać nie zmuszamy jej do tego.
- No dobra. Więc, moje pytanie brzmi. Wolisz koty czy psy?
- Psy, a ty?
- Koty. Bałaś się lecieć samolotem?
- Tak. Wiesz co już mi się znudziło.- powiedziała i zapadła chwilka ciszy.- Kim była dla ciebie Nathalie?
- Czemu o nią pytasz? I w ogóle co o niej wiesz?
- Tylko tyle, że ci się śni w nocy i krzyczysz jej imię przez sen.
- Nathalie była moją pierwszą miłością, po czym zachorowała i zmarła.- powiedziałem jak najszybciej umiałem.
- Jaka była?
- Jeśli by tak pomyśleć, to była odwrotnością ciebie, ale z wyglądu mi ją przypominasz.
- No to opisz jaka była z charakteru... i tak nie mamy o czym rozmawiać.
- Była bardzo miła i przyjacielska, przyciągała entuzjazmem, zawsze się uśmiechała i pomagała wszystkim dookoła. Zawsze lubiła stawiać na swoim, ale nigdy na nikim się nie mściła. Zawsze była szczera i przejmowała się problemami innych. Lubiła robić wianki z kwiatów, bawić się ze wszystkimi zwierzątkami, śpiewać dla przyjaciół i robiła pyszne ciasteczka. Grała na gitarze i ubierała się we wszystkie kolory tęczy, uczyła się najlepiej w klasie, ale zawsze miała wielkie problemy z fizyką. Jej ulubionym zespołem było Coldplay, ulubionym kolorem zielony, a kwiatem słonecznik ozdobny, a potem zachorowała. Odwiedzałem ją w szpitalu, nawet tam bawiła się z chorymi dziećmi, uśmiechała do nich i zjadła potajemnie przyniesione przeze mnie lody. Nie poddawała się, ale robiła się coraz słabsza. W jej oczach było coraz mniej iskierek, a jej usta było coraz bledsze, a ja ni mogłem... nie mogłem...- Roxy dotknęła mojej ręki.
- Rozumiem. Na pewno wiedziała jak bardzo ją kochałeś, a właściwie nadal kochasz.
- Dzięki.- przetarłem oczy, bo zbierały mi się już w nich łzy.- A jacy byli twoi rodzice?
- Moi rodzice? To byli najwspanialsi ludzie na świecie. Nie pamiętam ani jednego złego dnia z nimi, oprócz dnia ich śmierci. Nikt nie umiał mnie bardziej pocieszyć i rozbawić niż mój tata, a mama robiła najlepszą szarlotkę na świecie. Tata czytał bajki na dobranoc, a mama śpiewała kołysanki. Chodziliśmy na spacery.Pamiętam jak uwielbiałam bawić się na placu zabaw niedaleko domu. Kochałam huśtać się na huśtawce, ale wprost nienawidziłam karuzeli. Właściwie nawet teraz na samą myśl robi mi się niedobrze, za to nie moja siostra. Alice- ona wręcz odwrotnie, kochała się kręcić na tym czymś. Bawiłyśmy się razem lalkami, mama szyła dla nich ubranka, a tata zbudował domek. Nigdy niczego nie zabrakło mi przy nich, ani miłości, ani czasu. Mama była piosenkarką, a tata jej menadżerem, pieniędzy, więc mieliśmy pod dostatkiem. Rodzice byli bardzo lubiani, więc często odwiedzali ich znajomi. Na każde urodziny dostawałam dokładnie taki prezent jaki marzyłam, a w każde święta zjeżdżało się pełno ludzi do domu i było bardzo wesoło. A potem nadeszła ta jedna noc i wszystko zniknęło. Ludzie mówili jak im jest przykro, ale tak naprawdę ich to nie obchodziło. Potem było raz lepiej, raz gorzej.
- Bardzo chciałbym poznać twoich rodziców.- powiedziałem uśmiechając się do niej.
- A ja Nathalie.
- To to oni ci się śnili?- w tedy, jak przez ciebie wywróciłem się na podłogę w kuchni?
- Tak ich śmierć. Od czasu do czasu śni dokładnie to samo.
- Mi zawsze śni się Nathalie. Mówi, że jest na mnie zła, że jej nie pomogłem, chociaż widziałem jak cierpi.
- To tylko twoje poczucie winy. Nathalie na pewno widziała jak się starasz i doceniała to. Pewnie patrzy gdzieś teraz z góry i uśmiecha się sama do siebie, że o niej pamiętasz.
- Może.- uśmiechnąłem się.- Zwariowany ten dzień? Co nie?
- Zdecydowanie tak. A i dziękuję, że mnie w tedy uratowałeś, to było naprawdę odważne. Ale i tak uważam, że dałabym sobie radę.
- Pewnie tak. W ostateczności zaczęła byś krzyczeć o pomoc.
- Nie... Nie zrobiłabym z siebie takiej słabeuszki.
- Nie jesteś słabeuszką. Ale nie uważasz, że ktoś kto prosi o pomoc jest odważny?
- Nie w moim życiu. U mnie jest, że albo dajesz sobie radę, albo odpadasz. Wżyciu nie warto mieć słabych punktów.
- Więc, jeśli by ktoś zakręcił cię jak na karuzeli odpadłabyś?
- Raczej zwymiotowała na niego, ale jeśli chodzi o metaforę to tak, odpadła bym.- zabrzmiało to tak śmiesznie, ze nie mogłem się powstrzymać i wybuchłem śmiechem.
- Jesteś naprawdę dziwna Roxy.
- I vice versa Harry.- ziewnęła.
- Jesteś zmęczona?
- Bardzo...- odpowiedziała ponownie ziewając.
- No to się połóż. Użyczę ci swoich nóg jako poduszki.
- Aleś ty hojny. Na prawdę. - położyła swoją głowę prawie na moich kolanach.
- Wiesz jak chcesz to możesz tu bliżej.- pokazałem ręką moje krocze.
- A spierdalaj zboczeńcu jeden!
- No, ale było by ci bardziej miękko. .- zaśmiałem się.
- Harry?- spytała.
- Co?
- Zamknij swoją gębę, bo jak Boga kocham sama to zrobię w brutalny sposób.
- Dobra już dobra noo... Śpij.
- A żebyś kurwa wiedział.- powiedziała i ułożyła się na prawym boku, więc mogłem widzieć jej twarz.
- Przestań!- powiedziała stanowczo.
- Ale co ja robię.
- Po prostu przestań!
- No, ale co przestać?
- Po pierwsze gapić się i uśmiechać, a poza tym to to...- wskazała moje kroczę.
- Tego trzeciego to już nie kontroluję.- powiedziałem szczerząc się do niej.
- No to się obrócę.- powiedziała i przekręciła się na drugi bok.
- Roxy?
- Co?
- Jest jeszcze gorzej.
- Boże człowieku o czym ty myślisz?
- Serio chcesz to wiedzieć?- ciężko byłoby to opisać.
- Nie, nie, nie, nie, nie i nie. W żadnym wypadku nie chce wiedzieć, co wymyśla, twoja zboczona wyobraźnia.
- Faktycznie nie chcesz wiedzieć.
- Wiesz co, chyba zrobię sobie poduszkę z torby.
- A mogę chociaż leżeć obok ciebie?
- Tak, tylko bez żadnych wyimaginowanych myśli o mnie.
- Jasne, jasne.- powiedziałem i położyłem się obok niej.
-Roxy?
- Co znowu?
- Dobranoc.
- Taa. Dobranoc Styles.- byłem tak wykończony tym wszystkim, że nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem, ale obudziłem się pierwszy. Nie wiem nawet ile spałem. Usiadłem po turecku i przeciągnąłem się. Roxy strasznie słodko spała, więc chwilę popatrzałem na nią chwilę. Wstałem i pochodziłem trochę dla rozprostowania mojego boskiego ciałka.
- Siadaj na dupie, bo cały czas czuję jak się podłoga trzęsie przez ciebie.
- No już. - położyłem się z powrotem obok niej.
- Jak długo będziemy jeszcze czekać?- spytałem.
- Nie wiem, ale ja chcę jeszcze spać, więc bądź cicho.- już nic nie powiedziałem tylko wgapiałem się w sufit. Było to tak nudne, że aż ponownie usnąłem. Obudziło mnie trzęsienie.
- Roxy! Winda ruszyła!- dziewczyna szybko się zerwała, otrzepała się, poprawiła włosy, wzięła torbę i stanęła przy wyjściu. Ja wziąłem tylko swój kapelusz i także wyczekiwałem na moment otwarcia się drzwi, który po chwili nadszedł. Dosłownie wbiegliśmy do kuchi, bo byliśmy bardzo głodni.
- Gdzie wy byliście całą noc? - powiedział poddenerwowany Liam, a cała reszta gapiła się czekając na odpowiedź.
- Spędziliśmy razem całą noc w windzie.- powiedziała, a ja dalej jadłem nie mogąc się powstrzymać.
- Serio?- spytał zdziwiony Zayn.
- Tak i nawet nie pytaj o szczegóły.- powiedziałem.
- Boże, to musiało być straszne.- powiedział Louis.
- Oj było.- powiedziała Roxy, mrużąc oczy.
- Ej bo ten, no taxsówki już na nas czekają.- powiedział Niall.
- Co już. Jeszcze się nie spakowaliśmy. - powiedziałem.
- Ciebie spakowaliśmy, a Roxy rzeczy woleliśmy zostawić w spokoju.
- I bardzo dobrze.- powiedziała.
- Będę za 5 minut.- pobiegła do swojego pokoju. Dokończyłem jeść.
- No chodź Harry- powiedział Niall, zanim zamknął drzwi od apartamentu. Pobiegłem po walizki, a potem do niego, zjechaliśmy w piątkę winda, a potem wpakowaliśmy się do taxówek. Tym razem nie maiłem szczęścia, i pojechałem z Roxy, ale i tak nawet na siebie nie spojrzeliśmy. Potem była już spokojniejsza odprawa i samolotem pierwsza klasa do Londynu. Tam już prosto to kochanego domku.
* "Fuck you! I do what I want."- napis po polskuoznacza " Pierdol się. Robię to co chcę."
______________________________________________________________
Nie narzekam, na ten rozdział, a wam podobał się? I przepraszam za literówki, jeśli przeoczyłam.
"Podoba mi się rozdział (blog), daję komentarz!"
zasada :)
Nadal, możecie pytać w komentarzach mnie lub bohaterów o co tylko chcecie.
47974692<==== to numer mojego GG, gdyby ktoś chciał popisać, to serdecznie zapraszam. Może być o blogu, ale nie koniecznie :)
kontakty ze mną :
ask.fm: http://ask.fm/LadyxDestiny
facebook: https://www.facebook.com/pokonana.przezwspomnienia
kontakty ze mną :
ask.fm: http://ask.fm/LadyxDestiny
facebook: https://www.facebook.com/pokonana.przezwspomnienia
GG: 47974692
stronka, na której jak na razie jestem adminką: https://www.facebook.com/pages/Mdleje-Na-Widok-1D-/
stronka, na której jak na razie jestem adminką: https://www.facebook.com/pages/Mdleje-Na-Widok-1D-/
Jak ja cię kocham!!! Rozdział jest zajebisty fbhxdhurefh! A ta akcja w windzie z jego... No wiesz. Lub ta rozmowa Harry'ego z John'em..
OdpowiedzUsuńI to że ona się o niego martwi <3 Kocham ten rozdział.. Nie ja kocham każdy rozdział który wyszedł spod twojej ręki! JESTEŚ CUDOWNA!
heheh NOWY TATUAŻ HAZZY JEST CUDNY! NIECH SE TAKI ZROBI!!! heheh A ta faneczka zaczynała mnie irytować.. JESZCZE RAZ K.O.C.H.A.M. C.I.E. jesteś fantastyczną autorką :)
Pozdrawiam :**
Genialny rozdział!!! Chyba najlepszy! Uwielbiam te rozmowy Roxy i Harry'ego, kiedy właściwie są dla siebie mili, ale słownictwem i tym jak się zachowują próbują temu zaprzeczyć. To jest świetne!
OdpowiedzUsuńRoxy cały czas zaskakuje swoim zachowaniem, wahaniami nastroju. Powoli w małych gestach przejawia się dawna Roxy :)
Jestem ciekawa co będzie dalej. Życzę weny i czekam na następny xx @1basik1997
po prostu go kocham i czekam na następny <3
OdpowiedzUsuń